Andrzej Poczobut nie musi odbywać kary
Sąd w Grodnie zwolnił w poniedziałek korespondenta "Gazety Wyborczej" i działacza mniejszości polskiej Andrzeja Poczobuta z obowiązku odbywania kary pozbawienia wolności za zniesławienie prezydenta Białorusi w swoich artykułach.
Po wyjściu z budynku sądu Poczobut zadeklarował, że będzie nadal pisać. Dodał, że chce w najbliższym czasie odwiedzić Polskę, bo dawno nie było go w redakcji.
W 2011 r. Poczobut został skazany na 3 lata kolonii karej w zawieszeniu na 2 lata za zniesławienie prezydenta Białorusi Alaksandra Łukaszenki w swoich artykułach. Zgodnie z białoruskim prawem sąd mógł podjąć w poniedziałek trzy decyzje: uznać, że nie ma podstaw do wykonania kary, i zwolnić go z jej odbywania, przedłużyć zawieszenie jeszcze o jakiś czas lub odwiesić karę i pozbawić skazanego wolności.
"Ta sprawa nie miała większego wpływu na moją pracę - powiedział Poczobut dziennikarzom po wyjściu z budynku sądu. - Jak pracowałem, tak pracuję. Jak pisałem, tak nadal piszę. Zawsze myślę o tym, jak najtrafniej opisać rzeczywistość, a nie o tym, czy to się spodoba prokuraturze, KGB, Alaksandrowi Łukaszence czy komuś innemu".
Pytany o przebieg rozprawy, Poczobut powiedział PAP: "Szef inspekcji wykonania wyroków wnioskował o zwolnienie mnie z odbywania kary, bo nie dopuszczałem się naruszeń i poprawnie się zachowywałem. Ja ze swojej strony zaznaczyłem, że jestem niewinny i wierzę, że mnie z czasem zrehabilitują. Prokuratura poparła wniosek inspekcji o zwolnienie mnie z odbywania kary".
Poczobut dodał, że chce podziękować wszystkim w Polsce i na Białorusi, którzy wspierali go w tym trudnym dla niego i jego rodziny czasie i którzy pisali do niego listy do więzienia, gdzie w 2011 r. spędził 3 miesiące w oczekiwaniu na zapadnięcie wyroku.
Na ogłoszenie poniedziałkowego wyroku czekała w sądzie w Grodnie grupa działaczy nieuznawanego przez władze białoruskie Związku Polaków na Białorusi, obrońcy praw człowieka i niezależni dziennikarze.
"Na taki wyrok czekaliśmy - powiedziała PAP Renata Dziemiańczuk ze Związku Polaków na Białorusi. - To było bezsensowne. Wszystko zmierzało do tego, że władze białoruskie musiały przyznać, że Poczobut jest niewinny".
Sprawę przeciwko Poczobutowi wszczęła prokuratura obwodu grodzieńskiego z powodu jego ośmiu artykułów w "Gazecie Wyborczej", jednego na opozycyjnym portalu internetowym Biełorusskij Partizan i jednego na jego prywatnym blogu. Poczobutowi wytoczono proces o znieważenie i zniesławienie głowy państwa. Z zarzutów o znieważenie dziennikarz został później oczyszczony. Poczobut nie przyznał się do winy i uznał, że wyrok sądu z 2011 r. był decyzją polityczną.
W czerwcu ubiegłego roku Poczobut znów został zatrzymany i ponownie zarzucono mu zniesławienie Łukaszenki. Choć zwolniono go z aresztu po 9 dniach w zamian za zobowiązanie, że nie będzie opuszczał miejsca zamieszkania, tę nową sprawę umorzono dopiero w marcu tego roku.
Poczobut urodził się w 1973 roku, z wykształcenia jest prawnikiem, z zawodu - dziennikarzem, a z zamiłowania - badaczem historii zachodniej Białorusi, m.in. działalności Armii Krajowej na tych terenach. Zaangażowanie w sprawy społeczno-polityczne i działalność dziennikarska kosztowały go już wcześniej wyroki grzywny i aresztu administracyjnego na Białorusi.
Poczobut ukończył wydział prawa na uniwersytecie w Grodnie. Od ponad 20 lat działa w środowisku mniejszości polskiej na Białorusi. Jako dziennikarz pracował w lokalnych gazetach grodzieńskich i w gazetach mniejszości polskiej. Od 2006 roku jest korespondentem "GW", pisuje także do białoruskich portali opozycyjnych. W 2009 roku został pozbawiony akredytacji przez białoruski MSZ, m.in. za to, że w publikacjach nazwał Łukaszenkę dyktatorem.
Skomentuj artykuł