Bakijew: Wciąż jestem prezydentem Kirgistanu
Odsunięty od władzy kirgiski lider Kurmanbek Bakijew powiedział w środę w Mińsku, że pozostaje prezydentem Kirgistanu. Zaapelował też do światowych przywódców, aby nie uznawały tymczasowych władz Kirgistanu.
- Ja, Kurmanbek Bakijew, jestem wybranym i uznanym przez wspólnotę międzynarodową prezydentem. Nie uznaję swojej dymisji. Zostałem wybrany przez kirgiski naród dziewięć miesięcy temu i nie ma takiej siły, która może mnie odsunąć. Przeszkodzić może mi jedynie śmierć - podkreślił Bakijew, który poprzez Kazachstan wyjechał z kraju w ubiegłym tygodniu i obecnie jest wraz z rodziną na Białorusi.
- Nasz kraj przeżywa straszną tragedię. Banda samozwańców ogłosiła siebie władzą i tworzy bezprawie. Ja, jako prezydent, jako gwarant konstytucji, ponoszę odpowiedzialność za katastrofę. Powinienem jej zapobiec - powiedział.
Według Bakijewa należy przeprowadzić międzynarodowe, niezależne śledztwo w sprawie wypadków w Kirgistanie, aby doprowadzić do ukarania winnych śmierci ponad 80 osób w starciach opozycji z milicją, do których doszło 7 kwietnia w Biszkeku. Zaapelował też do światowych przywódców, aby powstrzymali się z uznaniem tymczasowych władz Kirgistanu.
Nowe władze obwiniają Bakijewa o wysłanie sił bezpieczeństwa przeciwko antyprezydenckim demonstrantom. Próba stłumienia protestów okazała się nieudana i władze w kraju przejął rząd tymczasowy kierowany przez byłą szefową kirgiskiej dyplomacji Rozę Otunbajewą.
Bakijew opuścił w ubiegłym tygodniu Kirgistan i udał się do Kazachstanu, gdzie złożył dymisję z urzędu prezydenta. W poniedziałek wyjechał z Kazachstanu i nie było jasne, w jakim kierunku.
We wtorek władze tymczasowe Kirgistanu ostrzegły byłego prezydenta, że jeśli wróci do kraju, zostanie uwięziony.
W 2005 roku, gdy Bakijew doszedł do władzy w trakcie tzw. rewolucji tulipanów, wielu Kirgizów miało nadzieję na poprawę warunków życia i demokratyczne reformy.
Skomentuj artykuł