"Białoruś pozostanie po stronie Rosji"

(fot. Presidencia de la República del Ecuador / Foter / CC BY-NC-SA)
PAP / mh

W razie konieczności wyboru Białoruś zawsze będzie po stronie Rosji - oświadczył w niedzielę prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka. Wyraził też przekonanie, że Ukraina powinna pozostać niepodzielnym państwem i należy ją przekonać, by nie występowała z WNP.

"Gdyby mnie zapytać (...) jakie stanowisko zajmuję w tej sytuacji - wobec przeszłości historycznej, faktu realizowania wspólnego projektu Państwa Związkowego (Rosji i Białorusi), tego, że jesteśmy związani porozumieniami z Federacją Rosyjską - to będziemy z Rosją i należy zaprzestać wszelkich spekulacji" - oznajmił, odpowiadając na pytania dziennikarzy.
Zapewnił, że Białoruś nie kieruje swojej polityki wewnętrznej i zewnętrznej przeciwko NATO ani przeciwko nikomu innemu. "Ale jeśli powstanie taka kwestia, to będziemy z Federacją Rosyjską" - podkreślił.
Oświadczył też, że Krym jest dziś częścią Rosji i to, czy się ten fakt uznaje, czy też nie, niczego nie zmieni. "Sądzę, że sytuacja będzie się rozwijać de facto, a czy także de iure, czy Krym będzie uznawany za część Federacji Rosyjskiej - to już nieważne, Rosję uznają przecież wszyscy" - powiedział. I dodał: "My w te drzwi absolutnie się nie pchamy. To źle, że Federacja Rosyjska podjęła podobne kroki".
Nawiązując do aneksji Krymu, wyraził pogląd, że ukraińskie władze dopuściły się bardzo wielu błędów i w ten sposób "się podstawiły". "Wielu mówi, że Rosja tylko czekała na to, żeby zagarnąć czy przyłączyć Krym. Ale trzeba było się nie podstawiać, przecież jesteście politykami, nie dawajcie do tego powodu" - oznajmił.
Zaznaczył przy tym, że widzi niebezpieczeństwo rozpoczęcia się na świecie fali samookreślania się różnych regionów.
Zdaniem Łukaszenki Ukraina powinna pozostać "jednym, niepodzielnym, zwartym i pozablokowym państwem". Uważa on, że gdyby jutro przybyły na Ukrainę wojska NATO, byłoby to odczuwalne i dla Białorusi, i dla Rosji. "W ogóle nie możemy do tego dopuścić, to nasz globalny interes. Dlatego należy uzgodnić, że dalej nikt nie ma prawa wchodzić na Ukrainę" - oświadczył.
Według niego ukraińskich polityków należy zaś przekonać, by nie podejmowali pochopnej i niewłaściwej decyzji o wystąpieniu ze Wspólnoty Niepodległych Państw. "Dlaczego nie wykorzystać tej płaszczyzny, by chociaż przedstawić swój punkt widzenia, by przekazać innym państwom jakiś komunikat?" - zapytał. Dodał jednak, że wystąpienie Ukrainy byłoby silnym, ale nie śmiertelnym ciosem dla WNP, gdyż wspólnota niestety i tak nie spełnia wielu wiązanych z nią nadziei.
Pytany o ewentualność przyjęcia przez Ukrainę ustroju federacyjnego, odparł, że nie wolno do tego dopuścić. "Federacja to pianino, na którym będą grać z jednej strony jedne siły, z drugiej - drugie, w tym zewnętrzne. To na zawsze zdestabilizuje sytuację" - powiedział. Federacja stwarzałaby według niego ryzyko dalszej wojny, wewnętrznych konfliktów oraz przerodzenia się ich w konflikt zewnętrzny.
Białoruski prezydent zapewnił, że jego kraj będzie budować stosunki z nowymi władzami na Ukrainie, które uzyskają poparcie ukraińskiego narodu. O osobach, które obecnie rządzą na Ukrainie, powiedział zaś, że są wśród nich zarówno profesjonaliści, jak i krzykacze. "Dlatego mój stosunek do nich jest różny" - powiedział.
Wyraził też przekonanie, że na Ukrainie nie można w obecnej sytuacji przeprowadzić normalnych wyborów prezydenckich, gdyż "działa tam kilka grup i pododdziałów siłowych", a każdy polityk ma "grupę 150-1000 uzbrojonych ludzi". "Jeśli w tę beczkę prochu wrzucić iskrę, na pewno wybuchnie cała Ukraina i wtedy wszystkim będzie gorąco: i nam, i Rosjanom, i Zachodowi.(...) Dlatego należy ustabilizować sytuację" - powiedział.
Zapewnił też, że Białoruś jest gotowa uczynić wszystko, by na Ukrainie nastąpił pokój, "żeby naród w spokojnych warunkach zdecydował, jak chce dalej i żyć i z kim, z jakimi politykami".
Kategorycznie podkreślił, że nie podoba mu się to, co odbywało się i odbywa na Ukrainie. "To nienormalne, kiedy w taki sposób obala się prawowitą władzę i ustanawia nową" - ocenił.
Ocenił też, że Zachód jest niezdolny do działania. "Prawdę mówiąc, zaczynałem już się bać, żeby nie doszło do wojny. I co? Nie puszczają do Europy 20 osób. Takich, które w ogóle do Europy nie jeździły, a część z nich w związku ze swoimi obowiązkami służbowymi w ogóle nie ma prawa tam jeździć. Oto Zachód" - powiedział.
Łukaszenka o więźniach politycznych: konieczna prośba o ułaskawienie
Prezydent Białorusi Alaksandr Łukaszenka zapowiedział w niedzielę, że więźniowie polityczni w jego kraju zostaną  zwolnieni, jeśli podpiszą prośbę o ułaskawienie. Mówił o tym dziennikarzom po oddaniu głosu w wyborach do władz lokalnych.
Reagując na uwagę jednego z dziennikarzy, że normalizacja stosunków z UE zależy w istocie od podpisu prezydenta, odparł: "Będzie prośba - będzie podpis. Nie będzie próśb - nic nie pomoże, ani mistrzostwa świata (w hokeju na lodzie w maju), ani rocznica (zwycięstwa w II wojnie światowej)" - oznajmił. Unia Europejska konsekwentnie domaga się zwolnienia białoruskich więźniów politycznych. 
Na uwagę, że prezydent może ułaskawić więźnia także bez jego prośby, Łukaszenka odparł: "Tak, bywały takie przypadki, ale przecież przestępstwo przestępstwu nierówne".
Według Łukaszenki "sytuację zaognia" poruszanie tego tematu przez niezależne środki masowego przekazu. "Często wam mówiłem: nie zaogniajcie sytuacji. Pozwólcie rozwiązać tę kwestię wewnątrz kraju cicho, bez szumu i wrzasku. Ale skoro wynieśliście tę sprawę na forum międzynarodowe, odpowiedź jest adekwatna" - oznajmił.
W styczniu Łukaszenka nie wykluczył na Białorusi nowej amnestii, która mogłaby objąć około 2 tys. osób. Oświadczył też, że jeśli potwierdzi się informacja o zrekompensowaniu przez jednego z więźniów politycznych Alesia Bialackiego uszczerbku, jaki - zdaniem sądu - spowodował on w budżecie państwowym, powinna zostać rozpatrzona ewentualność zastosowania wobec niego amnestii. 
Szef Centrum Praw Człowieka "Wiasna" Aleś Bialacki w listopadzie 2011 r. został skazany na 4,5 roku kolonii karnej o zaostrzonym rygorze i na konfiskatę mienia za zatajenie dochodów wyjątkowo dużej wysokości. Nakazano mu też zapłacenie państwu 757,5 mln rubli białoruskich (ok. 90 tys. USD). Sąd uznał, że nie zapłacił on podatków od ponad 560 tys. euro przekazanych na jego konta w bankach w Polsce i na Litwie w latach 2007-2010. 
18 stycznia 2012 roku żona Bialackiego, Natalla Pinczuk, przelała zasądzoną sumę na konto sądu. Pieniądze pochodziły ze zbiórki zorganizowanej przez białoruskich obrońców praw człowieka. 
Według "Wiasny" na Białorusi jest obecnie dziesięciu więźniów politycznych.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

"Białoruś pozostanie po stronie Rosji"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.