Cameron grozi i stawia Unii warunek
Premier Wielkiej Brytanii David Cameron zagroził we wtorek, że nie podpisze nowego traktatu UE, jeśli nie otrzyma wystarczających gwarancji, że chronione będą interesy jego kraju. Cameron ulega naciskom eurosceptyków ze swej własnej partii - pisze Reuters.
"Nie podpiszę traktatu, który nie będzie zawierał zabezpieczeń" chroniących rynek i usługi finansowe w Wielkiej Brytanii - powiedział we wtorek Cameron, odnosząc się do francusko-niemieckiej propozycji dotyczącej nowego traktatu europejskiego, który pozwoliłby uratować strefę euro.
- Jeśli Francja i Niemcy będą chcieli zmieniać europejskie instytucje, będziemy nalegać na (...) ochronę, której potrzebuje Zjednoczone Królestwo - dodał brytyjski premier.
W interesie Londynu leży przede wszystkim rozwiązanie problemu euro, ponieważ kryzys tej strefy ma "paraliżujący wpływ na naszą gospodarkę" - tłumaczył Cameron.
40 proc. obrotów handlowych Wielkiej Brytanii to transakcje ze strefą euro - wyjaśnia AFP.
Brytyjski premier musi poradzić sobie z rebelią eurosceptycznych deputowanych w swej własnej partii - komentuje francuska agencja.
Reuters pisze, że Cameronowi grozi wręcz podział wśród konserwatystów, wśród których frakcja licząca 81 posłów (jedna czwarta głosów, którymi dysponuje Cameron) domaga się rozpisania referendum w sprawie propozycji ratowania strefy euro.
Zdaniem Reutera, wielu torysów postrzega kryzys unii walutowej jako okazję do zażądania, aby Wielka Brytania mogła wycofać się zobowiązań do przestrzegania niektórych unijnych przepisów, jak prawo pracy i regulacje dotyczące usług finansowych.
Pewna grupa konserwatywnych posłów chce pójść dalej i skorzystać z ustawy przyjętej w ubiegłym roku przez koalicyjny rząd Camerona, pozwalającej ich zdaniem na rozpisanie referendum w sprawie dalszej fiskalnej integracji członków strefy euro.
Cameron opiera się wezwaniom do zorganizowania plebiscytu, który ujawniłby podziały w Partii Konserwatywnej i mógłby spowodować rozpad koalicji z proeuropejskimi Liberalnymi Demokratami - komentuje Reuters.
Brytyjski rząd podkreśla, starając się uspokoić eurosceptyczne skrzydło torysów, że przywódcy UE, którzy chcą uratować strefę euro, nie proponują przeniesienia kompetencji dotyczących polityki fiskalnej z Londynu do UE, więc sytuacja nie wymaga rozpisywania referendum.
Wobec rebelii jednej czwartej torysów Cameron ma niewielkie pole manewru - pisze Reuters. Musi liczyć na to, że po czwartkowo-piątkowym szczycie UE przywódcy europejscy zaoferują mu jakieś ustępstwa na rzecz Wielkiej Brytanii, które będą przedmiotem późniejszych negocjacji.
- Przemyślną polityką w takiej sytuacji jest unikanie scenariusza, w którym doszłoby do głosowania w Izbie Gmin" nad propozycją referendum - powiedział agencji Reutera profesor nauk politycznych z Manchester University Andrew Russell.
Skomentuj artykuł