Erytrea: Rząd przed trybunał?

(fot. shutterstock.com)
PAP/ ed

Zbrodnie przeciw ludzkości, w tym zabójstwa, gwałty, tortury i niewolnictwo zarzucają śledczy z ONZ władzom afrykańskiej Erytrei i domagają się, by cały jej rząd ukarać sankcjami i ostracyzmem, a ostatecznie postawić przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym.

Ogłoszony w mijającym tygodniu raport specjalnej grupy śledczej Komisji Praw Człowieka NZ nie jest pierwszym oskarżeniem kierowanym pod adresem erytrejskich władz, od lat uznawanych za jeden z najbardziej represyjnych i bezwzględnych reżimów świata, przyrównywany jedynie do tego z Północnej Korei. Żaden z wcześniejszych raportów dotyczących Erytrei nie domagał się od ONZ podjęcia przeciwko niej represji.

Rząd z Asmary odrzuca wszystkie oskarżenia jako wierutne bzdury i intrygi wrogiego Zachodu, chcącego skompromitować rewolucyjną Erytreę. "Ci rzekomi śledczy nawet nie byli w Erytrei" - szydzą erytrejscy urzędnicy, dodając, że w burzliwym Rogu Afryki Erytrea jest oazą, w której od lat panuje spokój i porządek.

"Ci nieliczni goście, którzy są wpuszczani do Erytrei, nie powinni dać się zwieść wrażeniu panującego w niej spokoju i porządku - przestrzegają śledczy ONZ. - Zbrodnie popełniane są w wojskowych więzieniach i koszarach, do których nikt nie ma dostępu".

Według działaczy praw człowieka niepodległa od 1993 r. Erytrea przypomina orwellowskie państwo, wzorowane właśnie na wojskowych koszarach, albo partyzanckie obozowisko, w jakim żyła podczas trzydziestoletniej wojny niepodległościowej z Etiopią. Erytrea, niewielka kraina na wybrzeżu Morza Czerwonego, przez niemal całą swoją historię była czyjąś kolonią i walczyła o wolność. Najpierw z królami Etiopii, potem Arabami znad Zatoki Perskiej, osmańską Turcją, Włochami, które na początku XX wieku podbiły ją jako swoją kolonię, a w końcu z Etiopią, która w latach 50. znów uczyniła ją swoją prowincją.

Trzydziestoletnia wojna partyzancka pochłonęła ponad 100 tys. ofiar, ale zakończyła się w 1991 r. wygraną Erytrejczyków, który w przymierzu z rebeliantami z Etiopii obalili tyrana z Addis Abeby płk. Mengistu Hajle Mariama. Etiopscy towarzysze broni, którzy przejęli władzę w kraju, zgodzili się, by ich sojusznicy, Erytrejczycy, w plebiscycie sami zdecydowali, czy chcą być niepodlegli. Erytrejczycy jednogłośnie powiedzieli "tak" i w 1993 r. Erytrea jako pierwsza we współczesnej Afryce dokonała udanej secesji i ogłosiła uznawaną przez wszystkich niepodległość.

Pokój między sojusznikami utrzymał się ledwie 5 lat. Secesja Erytrei oznaczała, że Etiopia, afrykańskie mocarstwo, po raz pierwszy została pozbawiona dostępu do morza. W 1998 r. między niedawnymi towarzyszami broni wybuchła graniczna wojna. Nie przyniosła rozstrzygnięcia, ani nawet nie zakończyła się oficjalnym rozejmem. Zginęło w niej kolejnych kilkanaście tysięcy ludzi, a Addis Abeba i Asmara znów stały się nienawistnymi wrogami. Wyznając zasadę, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, Erytrea, w której muzułmanie stanowią najwyżej trzecią część ludności, zaczęła nawet pomagać wojującym z Etiopczykami somalijskim dżihadystom z ugrupowania al-Szabab.

Stan zimnej wojny z potężną sąsiadką ułatwił życie "ojcu niepodległości" Erytrei, partyzanckiemu przywódcy Isaiasowi Afewerkiemu, pierwszemu prezydentowi niepodległego państwa i jego jedynemu po dziś dzień przywódcy. Po upadku komunistycznego imperium ZSRR, ten dawny zapalony komunista (szkolił się w Chinach, podobnie jak etiopscy partyzanci, ponieważ Moskwa popierała Mengistu Hajle Mariama) wyrzekł się oficjalnie dawnych politycznych przekonań, za to zaprowadził w kraju wzorowane na komunistycznych porządki.

Powołując się na wojenne zagrożenie, nie dopuścił do powstania jakiejkolwiek opozycji, ani nawet do wyborów. Partyzantka Ludowego Frontu Wyzwolenia Erytrei przemieniła się w jedyną legalną partię Ludowy Front na rzecz Demokracji i Sprawiedliwości. Konstytucja z 1997 r. nigdy nie weszła w życie, a fikcyjny parlament zebrał się po raz ostatni w 2002 r. Nie ma niezależnych sądów ani gazet, a dziesięć lat temu ostatni zagraniczny korespondent został wyrzucony z kraju.

Zamiast tego całe erytrejskie państwo działa jak gigantyczne wojskowe koszary - kraj podzielony jest na okręgi wojskowe, których dowódcy zarządzają prowincjami, a cała ludność zobowiązana do powszechnej służby wojskowej. Można do niej powołać każdego mężczyznę w wieku od 17 (byle skończył szkołę) do 70 roku życia, a także każdą niezamężną kobietę. Służbę można odbywać w wojsku, ale można też zostać skierowanym do cywilnej pracy w dowolnym miejscu kraju, a co najważniejsze - na nieokreślony czas. Według raportu ONZ często zdarza się, że wojskowa służba trwa po kilkanaście lat, a odbywając ją Erytrejczycy stają nie w praktyce niewolniczą siłą roboczą. Przed odsłużeniem wojska nikt nie może wyjechać z kraju.

Erytrejczykom pragnącym wyrwać się z koszarowego państwa i biedy (Erytrea należy na najbiedniejszych krajów świata) pozostaje tylko ucieczka. Odkąd w 2011 r. w Libii obalono tamtejszego tyrana płk. Muammara Kadafiego, a kraj ten stał się państwem upadłym, zawłaszczonym przez dżihadystów i przemytników, karawany Erytrejczyków ruszyły przez Saharę i Morze Śródziemne do Europy. W 2011 r. szlakiem tym przedostało się do Europy niespełna tysiąc erytrejskich uchodźców. W zeszłym roku było ich już 50 tys., najwięcej w uchodźczej rzece po Syryjczykach, Irakijczykach i Afgańczykach, w których krajach toczą się krwawe wojny. Obliczono, że od dnia niepodległości z ok. 5-milionowej Erytrei uciekła jedna dziesiąta jej ludności. Korzystając z wyjazdowego meczu, z Erytrei uciekła w komplecie nawet jej reprezentacyjna drużyna w piłce nożnej.

Dotąd niemal wszyscy uciekinierzy z Erytrei, którym udało się przedostać na Zachód, otrzymywali status politycznych uchodźców. Ostatnio, wobec kryzysu uchodźczego, azyl na Zachodzie otrzymuje najwyżej jedna trzecia uciekających Erytrejczyków. Pozostałych odsyła się do Asmary, gdzie czekają ich wojenne trybunały za dezercję.

Trybunału nie obawia się za to 70-letni dawny rewolucjonista Afewerki. Solidarność Afryki uchroni go przed Międzynarodowym Trybunałem Karnym, a uprawiana przez niego polityka samowystarczalności i izolacji sprawia, że Zachód nie ma żadnych instrumentów nacisku na Asmarę. Nie może nawet wstrzymać kredytów, inwestycji ani pomocy żywnościowej, bo jej Erytrei nie udziela. Afewerki może też liczyć na szejków znad Zatoki i na swoich dawnych nauczycieli, Chińczyków.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Erytrea: Rząd przed trybunał?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.