Gordon Brown schodzi z politycznej sceny

Gordon Brown schodzi z politycznej sceny
Brown zapowiedział, że zrobi, co może, by powstał nowy "stabilny, silny i pryncypialny" rząd (fot. PAP/EPA Andy Rain)
PAP / zylka

Brytyjski premier Gordon Brown ogłosił w poniedziałek, że ustąpi z funkcji lidera Partii Pracy, a laburzyści rozpoczną pilne, formalne negocjacje z Liberalnymi Demokratami w sprawie możliwości utworzenia koalicji rządowej, którą nazwał "postępową".

Brown powiedział dziennikarzom na Downing Street, że pozostanie premierem i liderem partii do czasu wyłonienia następcy. Nikogo nie zarekomenduje na swe miejsce i sam nie będzie kandydował.

Brytyjski premier uznał, iż porażka Partii Pracy w czwartkowych wyborach jest "werdyktem" wyborców wobec jego przywództwa. Laburzyści zdobyli w wyborach 258 mandatów wobec 349, które mieli w poprzednim parlamencie.

Największą partią są konserwatyści z Davidem Cameronem na czele, którzy zdobyli 306 mandatów wobec 326 potrzebnych do samodzielnych rządów. Liberałowie mają 57 mandatów.

Ustosunkowując się do żądań, że po przegranych wyborach powinien ustąpić z funkcji i przekazać klucze do Downing Street liderowi torysów Davidowi Cameronowi, którego partia zdobyła największą liczbę głosów, Brown odparł, że Wielka Brytania nie ma systemu prezydenckiego i konstytucja nakłada na niego obowiązek przekazania władzy w uporządkowany sposób.

Brown zapowiedział, że zrobi, co może, by powstał nowy "stabilny, silny i pryncypialny" rząd, a dopóki to się nie stanie, obecny będzie działał nadal. Wymaga tego m.in. sytuacja międzynarodowa, która stoi pod znakiem kryzysu greckiego.

Priorytetami rokowań będą: redukcja deficytu budżetowego, wsparcie ożywienia gospodarczego i zwiększenie zatrudnienia, a także reforma ordynacji wyborczej do Izby Gmin i wybieralnej Izby Lordów (przemianowanej na Senat). W kwestiach tych laburzyści i liberałowie mają zbliżone stanowiska - wskazał Brown.

Zapewnił też, że nie będzie premierem dłużej, niż to konieczne do przygotowania gruntu dla jego następcy. Oznacza to, że premierem może okazać się ktoś spoza trójki partyjnych przywódców - czyli ktoś, na kogo wyborcy nie głosowali jako na nowego premiera.

Lider liberałów Nick Clegg oświadczył po wyborach, że w pierwszej kolejności będzie rozmawiał z konserwatystami jako z największą partią w Izbie Gmin. Laburzyści wyrazili zrozumienie dla tego stanowiska, zapewniając, że w razie niepowodzenia liberałowie mogą do nich wrócić.

Perspektywę koalicji liberałów z laburzystami (tzw. lib-lab) ostro krytykowała sprzyjająca konserwatystom prasa, nazywając taki układ "koalicją przegranych". Koalicja liberałów z konserwatystami wciąż jest możliwa, choć z doniesień wynika, iż torysi nie pójdą na tak dalekie ustępstwa w sprawach ordynacji wyborczej, oświaty i podatków, jak chcieliby tego liberałowie. W poniedziałek wieczorem frakcje parlamentarne obu partii będą debatować nad ewentualnym rządowym sojuszem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Gordon Brown schodzi z politycznej sceny
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.