Indie: Wybory w rozmiarze XXL

Indie: Wybory w rozmiarze XXL
(fot. EPA/JAGADEESH NV)
PAP / kn

Indie mają powody, by nazywać siebie największą demokracją świata. W rozpoczynających się w poniedziałek wyborach parlamentarnych weźmie udział prawie miliard ludzi, prawie jedna siódma ludności świata.

Indie uważają, że są nie tylko największą, ale i najsprawniej działającą demokracją w Azji. Pierwsze wolne wybory przeprowadzono tu na przełomie 1951 i 1952 r. i odtąd odbywają się one regularnie, co pięć lat lub w sposób przyspieszony, gdy upadał któryś z panujących rządów. 
W przeciwieństwie do sąsiadów z Azji, w Indiach przywódcy kraju wyłaniani byli zawsze w sposób demokratyczny, w drodze wyborów, a pokonani w elekcji nigdy nie kwestionowali werdyktu obywateli.
Wojsko nigdy nie mieszało się w Indiach do polityki, nie dochodziło tam do zamachów stanu, a w Delhi nigdy nie panował dyktator w wojskowym mundurze. Tylko raz, w 1975 r., rządząca premier Indira Gandhi wdawszy się w konflikt z parlamentem, wprowadziła na dwa lata stan wyjątkowy i zawiesiła swobody obywatelskie. Zapłaciła zresztą za to władzą, którą rodacy odebrali jej, gdy w 1977 r. ogłosiła wybory i stanęła do nich, by zalegalizować swoje rządy.
W poniedziałek Indie zaczną wybierać swój szesnasty parlament. Ogrom kraju i wielka liczba wyborców sprawiają, że na przeprowadzenie elekcji potrzebnych będzie aż sześć tygodni i dziewięć wyborczych rund. W samym stanie Uttar Pradeś, zamieszkanym przez ponad 200 mln ludzi (tyle mniej więcej, ile łącznie liczą Niemcy, Francja i Wielka Brytania) i delegującym do krajowego parlamentu 80 posłów, wybierać się ich będzie w ciągu sześciu, wyznaczonych do głosowania dni.
O 543 miejsca w Izbie Ludowej (Lok Sabha), niższej izbie parlamentu, ubiegać się będzie ponad tysiąc politycznych partii i 15 tys. kandydatów. Wybierać ich będzie 814 mln obywateli, z czego prawie 150 mln zagłosuje po raz pierwszy. Otwartych zostanie dla nich prawie milion lokali wyborczych. Po raz pierwszy, poza wyborem którejś z partyjnych list wyborczych, obywatele będą mogli także zagłosować przeciwko wszystkim kandydatom. 
Na żądanie działaczy praw człowieka Sąd Najwyższy zarządził, by wyborcy mieli możliwość odrzucić partyjne listy, nie bojkotując wyborów, ani nie oddając głosów nieważnych. Możliwość tę da im karta do głosowania ze wskazaniem "żaden z kandydujących". Działacze praw człowieka liczą, że głosy sprzeciwu uzmysłowią klasie politycznej panujący w kraju kryzys zaufania do niej, spowodowany korupcją i prywatą, jaką kierują się rządzący.
Głosowanie zakończy się 12 maja, a 16 maja mają zostać ogłoszone wyniki wyborów. Do zapewnienia bezpieczeństwa i porządku podczas wyborów, a także do ich przeprowadzenia i podliczenia głosów zaangażowana zostanie 11-milionowa armia urzędników i policjantów.
Będą to także najkosztowniejsze ze wszystkich wyborów, jakie urządzały Indie. Na zorganizowanie wyborów rząd wydał ponad pół miliarda dolarów, za to partie polityczne na kampanie wyborcze, zjednywanie sobie zwolenników i obrzydzanie rodakom rywali wydały prawie 5 miliardów dolarów, trzy razy więcej niż podczas poprzednich wyborów w 2009 r. Więcej, 7 miliardów, na elekcję swojego prezydenta wydali tylko w 2012 r. Amerykanie.
Organizatorzy tegorocznych wyborów spodziewają się także rekordowej frekwencji przy urnach. Westernizacja mediów i politycznych obyczajów sprawiła, że tegoroczna kampania wyborcza przekształciła się bowiem w przypominający amerykańskie elekcje osobisty pojedynek między prącym do władzy przywódcą opozycji, dawnym straganiarzem Narendrą Modim, a reprezentującym partię rządzącą Rahulem Gandhim, dziedzicem politycznej dynastii Nehru-Gandhi, która przekazując sobie władzę z pokolenia na pokolenie, rządzi niemal nieprzerwanie największą demokracją świata i mieni się jej najwierniejszym wyznawcą i obrońcą.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Indie: Wybory w rozmiarze XXL
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.