Gdy poszukuje się miejsc, które oddawałyby ten wybór, najbardziej adekwatne wydają się tętniąca życiem artystyczna, liberalna dzielnica Dublina Temple Bar i znajdujące się na zachodzie kraju sielskie, głęboko religijne i konserwatywne hrabstwo Roscommon.
Dzielnica Temple Bar, która znajduje się po południowej stronie dublińskiej rzeki Liffey, była jednym z miejsc, które w największym stopniu poparły w 2015 roku legalizację małżeństw homoseksualnych, a hrabstwo Roscommon jedynym miejscem w kraju, gdzie je odrzucono.
W 1983 roku, kiedy do konstytucji wprowadzono ósmą poprawkę zrównującą prawo do życia kobiety i nienarodzonego dziecka, to właśnie w Roscommon - hrabstwie z najwyższą średnią wieku w Irlandii - poparło ją najwięcej osób: prawie 84 proc. elektoratu.
"Irlandia, którą znałem, przestała istnieć"
W piątek, który jest dniem roboczym, w ławkach imponującego kościoła katolickiego Najświętszego Serca w Roscommon o godz. 10 zasiadło ok. stu osób. Na zakończenie mszy ksiądz zwrócił się wprost do wiernych: "Kiedy będziecie głosowali (w referendum), decydujcie swoim sumieniem. Jezus chce, żebyście zrobili właściwą rzecz, i wiecie, co nią jest - a jeśli nie, przeczytajcie Biblię".
Wychodzący ze świątyni mieszkańcy niewielkiego, 6,5-tysięcznego miasteczka nie mają jednak wątpliwości, jak zagłosować.
"Katolicy nie mogą zagłosować za aborcją. Niektórzy myślą, że mogą, ale prawdziwi katolicy - jak słyszeliśmy w kościele - nie mogą" - tłumaczył około 70-letni Tom. Zaznaczył, że "na karcie wyborczej są dwie opcje: albo zgadzamy się na aborcję albo nie; nie ma opcji pomiędzy lub tak, lecz w wyjątkowo tragicznych przypadkach".
"Ludzie słabną w duchu. (...) Irlandia, którą znałem, przestała istnieć i pewnie już nie wróci. Ludzie wybierają prostsze, popularne rozwiązania. Aborcja jest prostszą odpowiedzią, więc na to się decydują" - ubolewał Tom.
"Wierzę w słowa piątego przykazania, Boga i Kościół katolicki. To kiedyś był kraj katolicki, ale wydaje się to zmieniać i staliśmy się zbyt liberalni. Martwi mnie to, co przekażemy naszym dzieciom i wnukom" - dodał Gerry.
Spadek liczby wiernuch i skandale
Ich diagnozę potwierdził w rozmowie z PAP Ben Ryan z katolickiego think tanku Theos, który zwrócił uwagę na znaczne osłabienie roli irlandzkiego Kościoła i ciągły spadek liczby osób definiujących się jako katolicy lub aktywnie uczestniczących w nabożeństwach.
"Podczas ostatniego spisu powszechnego w 2016 roku 78 proc. Irlandczyków podało, że są katolikami. To wysoki odsetek w porównaniu z innymi krajami Europy, ale wciąż istotny spadek z poziomu 84 proc. w 2011 roku" - tłumaczył.
Ryan zaznaczył, że społeczne wpływy Kościoła katolickiego znacząco spadły od czasu ujawnienia skali molestowania seksualnego dzieci przez księży i zakonnice na przestrzeni 70 lat w prowadzonych przez Kościół placówkach w różnych częściach kraju.
"Stosunkowo do niedawna Kościół odpowiadał za wiele elementów życia społecznego, w tym za szkoły, szpitale i domy dziecka. Dlatego wyjście na jaw tych skandali uderzyło w Irlandię silniej niż gdziekolwiek na świecie, bo Kościół miał tutaj wyjątkowe znaczenie dla tożsamości narodowej" - tłumaczył ekspert. Dodał, że brakuje również młodszych księży, co jedynie poszerza przepaść pokoleniową między wiernymi i duchownymi.
Katolicy przez małe "k"
Zdaniem eksperta referendum stanowi szczególne wyzwanie dla konserwatywnych katolików, dla których aborcja jest "częścią tzw. »kultury śmierci«, a każde ustępstwo jest zrównywane ze zgodą na morderstwo dziecka".
"Po jednej stronie mamy kampanię, która traktuje aborcję jako kwestię opieki zdrowotnej, praw kobiet, gdzie kluczowym kryterium jest autonomia i możliwość wyboru. Po drugiej stronie - zwolenników przekonania, że życia zaczyna się w momencie poczęcia, jest cenne i nie może być przerwane tak samo, jak nie można byłoby zabić dwuletniego dziecka. To starcie dwóch niepodlegających negocjacjom wartości" - tłumaczył Ryan.
Podobnego zdania jest szef firmy badawczej Ipsos Mori Damian Loscher, który powiedział PAP, że o wyniku referendum prawdopodobnie zdecyduje licząca nawet 33 proc. populacji grupa "»katolików przez małe k«, ludzi, którzy wyznają Boga, modlą się i wierzą w dobro i zło, ale niekoniecznie uznają rolę Kościoła i jego doktryny".
"Coraz powszechniejsze staje się to, że wiele osób - zwłaszcza z młodszego pokolenia - chodzi do kościoła na śluby, pogrzeby, chrzty i komunie, ale nic więcej. (...) Z kolei osoby o fundamentalnych poglądach nie zmieniają ich z czasem - prędzej umierają, będąc zastępowani przez młodsze, liberalne pokolenie" - tłumaczył.
Loscher ocenił, że o wyniku głosowania może zdecydować to, jak właśnie ta grupa odebrała ostatnie dni kampanii.
"Oni mają pewnie swoje zastrzeżenia wobec rządowej propozycji, ale wiedzą, że sondaże wskazują na przewagę zwolenników, (...) a zmiana jest postrzegana jako progresywna, więc to może ich przekonać. Jeśli jednak nastrój się zmieni, najdą ich wątpliwości dotyczące zakresu proponowanej legislacji, to mogą w ostatniej chwili zmienić zdanie" - ocenił, ostrzegając, że w związku z tym "byłby ostrożny z przewidywaniem wyniku".
Zmiany w ustawie
Zgodnie z rządową propozycją nowa ustawa zawierałaby możliwość przerwania ciąży do 12 tygodni od poczęcia bez podania powodu po konsultacji z lekarzem, prawo do aborcji do 24 tygodnia w przypadku poważnego zagrożenia życia lub zdrowia kobiety, a także poważnego uszkodzenia płodu, które może doprowadzić do jego śmierci przed lub wkrótce po narodzinach, oraz nieograniczone czasowo prawo do przerwania ciąży w przypadku bezpośredniego zagrożenia życia kobiety lub śmiertelnego uszkodzenia płodu.
W przeprowadzonym na 10 dni przed głosowaniem sondażu Ipsos Mori dla dziennika "Irish Times" poparcie dla zmiany zapowiedziało 44 proc. ankietowanych, 32 proc. było przeciw, a aż 17 proc. było wciąż niezdecydowanych.
Skomentuj artykuł