Kompromis ws. limitów emisji zanieczyszczeń
Negocjatorzy z państw członkowskich i PE porozumieli się ws. limitów głównych źródeł zanieczyszczeń powietrza dla państw UE, w tym dwutlenku siarki, cząstek stałych i tlenków azotu. Dzięki przyjęciu tych przepisów stopniowo ma się poprawiać jakość powietrza.
Chodzi o nowelizację dyrektywy o krajowych pułapach zanieczyszczeń (NEC), nad którą prace trwają od 2013 r. Propozycje przepisów redukują szkodliwe emisje z przemysłu, ruchu drogowego, elektrowni i rolnictwa. Krajowe zobowiązania do emisji mają dotyczyć okresu po 2020 roku, ale ustalono też cele na okres od 2030 r.
Porozumienie, krytykowane przez Zielonych, przewiduje m.in. wykluczenie z projektu metanu. Opowiadało się za tym lobby rolnicze, argumentując, że spełnienie limitów dotyczących tego związku zaproponowane przez Komisję Europejską będzie bardzo kosztowne dla rolników. Gaz ten emitują bowiem m.in. zwierzęta, zwłaszcza bydło.
Polscy europosłowie alarmowali podczas prac, że redukcje emisji metanu mogą oznaczać konieczność zmniejszenia pogłowia bydła i zagrozić produkcji rolnej. KE przekonywała jednak, że nie ma takiej groźby. Polska bezskutecznie próbowała po koniec ubiegłego roku zablokować na poziomie państw członkowskich prace nad tą dyrektywą.
"Wielcy hodowcy z powodzeniem wylobbowali o wiele słabsze limity amoniaku i całkowite wyłączenie z zakresu dyrektywy metanu. Sektorowi temu odpuszczono pomimo badań wskazujących, że zanieczyszczenia rolnicze są główną przyczyną zanieczyszczeń powietrza, nawet w obszarach miejskich" - oświadczył w reakcji na porozumienie państw członkowskich i PE europoseł Zielonych Bas Eickhout.
Komisja Europejska jest jednak z niego zadowolona, choć przyznała, że chciałaby, żeby było ono bardziej ambitne. "Cieszymy się z tego porozumienia Rady UE i Parlamentu Europejskiego. Nie zapominajmy, że zanieczyszczenie powietrza jest pierwszym powodem śmierci wywoływanym przez czynniki środowiskowe - prowadzi do 400 tys. przedwczesnych zgonów w UE co roku" - powiedział na piątkowej konferencji prasowej w Brukseli rzecznik KE ds. środowiska Enrico Brivio.
Porozumienie zakłada, że dzięki nowym zobowiązaniom do 2030 r. liczba zgonów spowodowanych przez nieodpowiednią jakość powietrza zostanie zmniejszona o połowę do 2030 r. Od 2030 r. limity emisji szkodliwych związków mają być niższe niż te ustalone na okres 2020-2029.
Według wyliczeń Europejskiej Agencji Ochrony Środowiska z powodu tego, czym oddychamy, w Polsce odnotowuje się 40 tys. przedwczesnych zgonów rocznie. To ponad 10-krotnie więcej niż roczna liczba śmiertelnych ofiar wypadków samochodowych w naszym kraju. 97 proc. mieszkańców Polski oddycha powietrzem niespełniającym standardów Światowej Organizacji Zdrowia.
Porozumienie między państwami członkowskimi i Parlamentem Europejskim przewiduje, że limity emisji na okres od 2020 do 2029 r. dla państw unijnych będą identyczne jak te ze znowelizowanego w 2012 r. protokołu z Goeteborga, obejmującego ponad 51 państw ONZ. Oznacza to, że nasz kraj będzie musiał w tym okresie zredukować emisję dwutlenku siarki (SO2) od 2020 r. o 59 proc. w porównaniu z 2005 r. (tak jak chciała KE).
Substancje te są wyrzucane do atmosfery m.in. przez elektrownie, elektrociepłownie i fabryki, które, aby dostosować się do nowych norm, będą musiały zainwestować. Nasz przemysł i energetyka są jednak tego świadome, bo obejmuje je już dyrektywa dotycząca dużych obiektów spalania.
Nowe regulacje wprowadzą też ograniczenia emisji pyłów (niemetanowych lotnych związków organicznych). Zgodnie z propozycją KE (zatwierdzoną przez negocjatorów z PE i państw członkowskich od 2020 r. do 2029 Polska ma zmniejszyć ich emisję o 25 proc. W tym przypadku regulacje dotkną kotłownie i ogrzewających prywatne domy, czyli generalnie cały sektor komunalny.
Polska, podobnie jak inne państwa członkowskie będzie również zmuszona do redukcji tlenków azotu, które emitowane są m.in. w sektorze transportowym. Dyrektywa przewiduje też redukcje emisji drobnych cząstek stałych (PM2,5), które przyczyniają się do powstawania smogu, a także amoniaku.
Kompromis zakłada ustalenia orientacyjnych poziomów emisji dla każdego z krajów członkowskich na 2025 r. (opierając się na ścieżce jaką powinny podążać, by osiągnąć cel do 2030 r.). Nowe regulacje dają jednak państwom UE elastyczność, gdy niemożliwe okaże się spełnienie wymogów. Dla przykładu jeśli z powodu wyjątkowo ostrej zimy konieczne będzie bardziej intensywne ogrzewanie i co za tym idzie większa emisja szkodliwych związków.
Aby dyrektywa weszła w życie, porozumienie musi zaakceptować cały Parlament Europejski. Głosowanie w tej sprawie oczekiwane jest jesienią.
Skomentuj artykuł