Koniec obowiązkowego udziału w wyborach?

Koniec obowiązkowego udziału w wyborach?
W Belgii obowiązek głosowania gwarantuje we wszystkich wyborach frekwencję nie mniejszą niż 90 proc. (fot. flickr.com)
PAP / zylka

Czy Belgia przestanie być jednym z nielicznych krajów, gdzie udział w wyborach jest nie tyle prawem, ile obowiązkiem obywateli? Flamandzcy liberałowie przekonują, że czas skończyć z anachronicznymi przepisami z XIX wieku, narzucającymi obowiązek głosowania.

Propozycja liberałów, wspieranych w tej sprawie przez część niderlandzkojęzycznych chadeków, sprowadza się do zmiany konstytucji, głoszącej, że "głosowanie jest tajne i obowiązkowe". Przepis wprowadzono w 1893 roku, by upowszechnić ideę głosowania wśród niewykształconych warstw społeczeństwa. A także, by np. nie pozwolić pracodawcom na odebranie robotnikom prawa do udziału w wyborach poprzez zatrzymanie ich w pracy.

Liberałowie przekonują jednak, że XIX-wieczne przepisy nie przystają do realiów XXI wieku. – Przez 120 lat społeczeństwo nieco się zmieniło – powiedział w mijającym tygodniu lider liberałów Alexander De Croo. Jego partyjna koleżanka Hilde Vautmans dodała: "Nieuczestniczenie w wyborach to także wybór. W systemie wyborczym, który daje obywatelom prawo decydowania, czy chcą czy nie chcą pójść do urn, partie muszą zdobyć się na większy wysiłek, by przekonać wyborców. I konieczność przekonania obywateli, by poszli zagłosować, wzmacnia legitymację wybranych".

DEON.PL POLECA

Liberałowie deklarują, że są za tym, by dać obywatelom rzeczywiste prawo wyboru, ale za ich postulatem mogą się kryć interesy polityczne – nieprzypadkowo konkurencyjne partie, czyli socjaliści i Zieloni, są zniesieniu obowiązku wyborczego przeciwne w obawie, że stracą swój elektorat. Liberałowie, na których głosują zwykle lepiej wykształceni i zaangażowani społecznie wyborcy, nie musieliby się tego obawiać.

Ale przeciwna jest także część politologów, którzy straszą perspektywą frekwencji na poziomie 30-40 proc., jak w niektórych europejskich krajach. Cóż warte jest wtedy – pytają – zwycięstwo kandydata, który uzyskał ponad połowę głosów, skoro i tak nie może on powiedzieć z czystym sumieniem, że popiera go większość obywateli? Tam, gdzie głosowanie jest obowiązkowe, wynik jest rzeczywiście reprezentatywny dla całego społeczeństwa – argumentują.

I rzeczywiście: w Belgii obowiązek głosowania gwarantuje we wszystkich wyborach frekwencję nie mniejszą niż 90 proc. Zwykle mobilizację Belgów tłumaczy się grzywnami grożącymi za złamanie obowiązku głosowania: 25-50 euro i nawet kilka razy więcej, plus dodatkowo pozbawienie praw publicznych w przypadku recydywy. Okazuje się jednak, że kary grożą Belgom tylko na papierze: władze ujawniły ostatnio, że od 2003 roku żaden obywatel królestwa nie został pociągnięty do odpowiedzialności za nieuczestniczenie w wyborach, gdyż prokuratura nie chce dodawać pracy sądom, które i tak nie radzą sobie z natłokiem spraw.

Poza Belgią jedyne kraje Unii Europejskiej, gdzie głosowanie jest obowiązkowe, to Grecja i Luksemburg.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Koniec obowiązkowego udziału w wyborach?
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.