Jezuita w środku dżungli: prowincjał wysłał go tam, gdzie rosną bambusy i czają się węże. Kuba Drzewicki opowiada o misji na Tajwanie [PODCAST]
Zapomnij o polskim śniegu i swojskiej architekturze. Tutaj w dżungli czają się węże a trzęsienia ziemi mogą cię wyrzucić z dziesiątego piętra! Polski jezuita Kuba Drzewicki trafił na Tajwan, choć jego wyobrażenia o misji celowały w zupełnie inną część Azji – Japonię. Jego droga formacyjna została określona w krótkiej rozmowie z prowincjałem: „A może Tajwan, a może Chiny?”. Właśnie tam, tysiące kilometrów na wschód, w kraju, gdzie 25 grudnia obchodzi się Dzień Konstytucji, a nie Boże Narodzenie, próbuje odnaleźć drogę do Boga, walcząc z naturą i – znacznie trudniejszą barierą – językiem mandaryńskim.
Gdy do biskup może znaczyć „świńskie nogi”
Pierwszym i największym wyzwaniem misji na Tajwanie jest język mandaryński. Zwykła, polska jezuicka magisterka trwa zazwyczaj dwa lata i polega na pracy apostolskiej, ale Kuba został wysłany aż na trzy lata, z czego pierwsze dwa to intensywne studia językowe. Mandaryński nie ma może tak skomplikowanej gramatyki jak polski, ale jest tonalny. Oznacza to, że to samo słowo wypowiedziane w innym tonie zmienia całkowicie swoje znaczenie. Podaje przykład: słowo, które w pierwszym tonie oznacza biskupa, a w drugim… „świńskie nogi”. Łatwo można sobie wyobrazić do jakiej gafy taka pomyłka może doprowadzić…
Ogromny problem stanowią też znaki – przeciętny Tajwańczyk zna ich około 6 tysięcy. Kuba musi uczyć się blisko pięćdziesięciu nowych „krzaczków” na każde zajęcia, co wymaga dodatkowych trzech godzin pracy po każdej lekcji. Nic dziwnego, że początkowo, nawet po roku i czterech miesiącach, misjonarz czuje się jak dziecko, niezdolne w pełni wyrazić swoich myśli.
Życie w dżungli: trzęsienie ziemi i węże
Tajwan jest krajem niezwykle egzotycznym. To wyspa, która wciąż rośnie dzięki trzęsieniom ziemi, a jednocześnie bujna, dzika dżungla, pełna wysokich gór, małp i roślinności zdolnej przetrwać wszędzie. Największym szokiem kulturowym (lub raczej przyrodniczym) było pierwsze przeżyte trzęsienie ziemi, które zdarzyło się niemal zaraz po przyjeździe. Kuba wspomina dramatyczne doświadczenie: będąc w wieżowcu na dziesiątym piętrze, poczuł, jak budynek przechyla się na boki. To uczucie jest intensywne, ponieważ elastyczne konstrukcje wieżowców są zaprojektowane tak, by się bujać, ale by nie pękać pod wpływem wstrząsów, co dla mieszkańca Europy jest absolutnie przerażające.
Innym wyzwaniem są tajfuny, które mogą spowodować potężne powodzie, zwłaszcza w niżej położonych obszarach, np. w metrze. Jezuici pracują również w górskich parafiach z Aborygenami, którzy zostali wyparci w wyższe rejony przez Chińczyków. Te tereny to prawdziwa dżungla. Jeden ze współbraci pokazał Kubie, że idąc przez chaszcze, trzeba uderzać kijkiem w roślinność, aby ostrzec... węże, że się nadchodzi.
Czy brazylijskie jiu-jitsu może prowadzić do Boga?
Wielu misjonarzy przyjeżdżało do Azji z pasją: Matteo Ricci fascynował się nauką. Kuba Drzewicki znalazł swoją neutralną przestrzeń: sporty walki. Na Tajwanie poproszono go o prowadzenie treningów brazylijskiego jiu-jitsu. To neutralny grunt, który pozwala misjonarzowi uniknąć pułapki stania się „telemarketerem”, kimś to nawiązuje relację tylko po to, by sprzedać swój produkt. – Nie przychodzę, by ich nawracać. Po treningu, gdy dobrze wykonam swoją robotę, Tajwańczycy pytają mnie o moją wiarę, powołanie. Nie ukrywam przed nimi, że jestem jezuitą – wyjaśnia Kuba. Jego zdaniem, takie podejście, oparte na otwartej i szczerej relacji, jest kluczem do dialogu.
Fascynacja Wschodem: relacja ponad prawem
Fascynacja Kuby Azją zaczęła się od anime, ale pogłębiła się przez modlitwę i lekturę dzienników Pedra Arrupe, byłego generała jezuitów, który przeżył wybuch bomby atomowej w Japonii. To, co go ujęło, to szacunek jezuitów do lokalnych kultur (inkulturacja), unikanie wchodzenia do czyjegoś domu jak konkwistadorzy – z butami.
Szczególnie fascynuje go chińska filozofia i podejście do drugiego człowieka, widoczne np. w sztuce. Opowiada historię mnicha i żołnierza, którzy tak się zagadali, że mnich niechcący przekroczył rzekę, łamiąc złożony wcześniej ślub. Zamiast złościć się z powodu złamania reguły, wszyscy się roześmiali, ponieważ mnich zrozumiał, że wzajemne zrozumienie i relacja z przyjaciółmi są ważniejsze niż dany ślub. Kuba zauważa, że tego typu nacisk na relację, a nie na prawo, jest czymś, czego w Europie często brakuje. Przywołuje ewangeliczną historię Zacheusza, z którym Chrystus najpierw nawiązuje relację, a dopiero później – sam Zacheusz – pod wpływem tego spotkania postanawia zmienić swoje życie.
Drugie Chiny: Kościół stawia na relacje
Sytuacja chrześcijan na Tajwanie jest bezpieczna, panuje wolność religijna, choć katolicy stanowią zaledwie 1-2% społeczeństwa. Jezuici prowadzą dwie duże parafie w Tajpej, do których na msze przychodzi około tysiąca osób, a także pracują w górach z Aborygenami. Jednak tuż obok, w Chinach kontynentalnych, sytuacja jest diametralnie inna. Kuba Drzewicki, choć ostrożny w formułowaniu osądów, wymienia twarde regulacje:
- Zakaz treści religijnych: zakaz głoszenia za pośrednictwem środków masowego przekazu i Internetu.
- Zakaz duszpasterstwa dla obcokrajowców: księża, którzy nie zostali wykształceni w Chinach, nie mogą prowadzić tam duszpasterstwa.
- Młodzież pod nadzorem: w wielu miejscach młodzież poniżej 18 roku życia nie może uczęszczać na Msze Święte.
- Bany nałożone na zakony: zakony męskie są prawnie zakazane, choć żeńskie są dozwolone.
Cały ten kontekst polityczny wynika z rozumienia przez Chiny troski o interes narodowy i obawy przed instalowaniem „wrogiej agentury”. Mimo to, jezuici szukają neutralnych płaszczyzn i pracują na chińskich uniwersytetach jako profesorowie, a także prowadzą programy socjalne. Jak podkreśla Kuba, misjonarze muszą szanować prawo gospodarza, bo inaczej spotykają się z natychmiastową deportacją. W tym środowisku niezbędna jest cierpliwość i świadomość, że misja nie jest „masówką”, ale powolnym, stopniowym budowaniem relacji opartym na zaufaniu i szacunku.
Więcej usłyszysz w rozmowie Łukasza Sośniaka SJ z Jakubem Drzewickim SJ w Podcaście Jezuickim:


Skomentuj artykuł