Łukaszenka bierze się za internet
Białoruski prezydent dał rządowi 6 miesięcy na stworzenie procedury rejestracji mediów internetowych. Jak wynika z projektu dekretu, zostanie powołana specjalna służba kontrolująca internet i decydująca o blokowaniu "niewłaściwych" stron. Dziennikarze protestują.
Wiceprzewodniczący niezależnego Białoruskiego Związku Dziennikarzy (BAŻ) Andrej Bastuniec ocenił, że projekt dekretu o internecie, który został opublikowany w białoruskiej sieci, może w razie jego przyjęcia "poważnie ograniczyć wolność internetu" na Białorusi.
Komentarz Bastuńca zamieścił we wtorek wieczorem portal "Biełorusskije Nowosti".
Dokument zatytułowany "O sposobach udoskonalenia korzystania z narodowego segmentu globalnej sieci komputerowej Internet" przewiduje m.in., że operatorzy, osoby prawne czy przedsiębiorcy indywidualni, świadczący usługi korzystania z internetu, są zobowiązani do identyfikowania klientów.
Przewiduje również rejestrację stron internetowych w trybie przewidzianym przez Radę Ministrów Białorusi w uzgodnieniu z Centrum Operacyjno-Analitycznym (OAC) w administracji prezydenta Białorusi. Informacje o zarejestrowanych stronach miałyby być przekazywane do OAC.
Bastuniec przyznał, że na razie chodzi tylko o projekt. – Jednak jeśli to, co w nim napisano, wejdzie w życie, to oznacza to dość poważne ograniczenie wolności internetu na Białorusi – powiedział. Dodał: – Widzimy, że nadchodzi powrót do regulowania działalności mediów internetowych.
Zdaniem szefa największego portalu białoruskiego tut.by, Jury Zisera, w razie wejścia dekretu w życie odpowiednie organy będą mogły legalnie "odcinać niewygodne strony internetowe". – Będzie tak, jak z "wrogimi rozgłośniami" w czasach sowieckich. Zagłuszarki oczywiście działały, ale kto chciał, ten słuchał – dodał Ziser.
Skomentuj artykuł