Największe mity ekologii. Jaka jest prawda?

(fot. sxc.hu)
Money.pl / pz

Ekolodzy straszą nas elektrowniami atomowymi, globalnym ocieplenim, GMO. W Światowy Dzień Ziemi prof. dr hab. Piotr Dawidowicz z Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego obala te mity jeden po drugim.

Czemu służyć ma katastroficzna wizja świata, roztaczana przez wielu ekologów? Prof. dr hab. Piotr Dawidowicz w rozmowie z portalem Money.pl twierdzi, że bierze się to z potrzeby straszenia i bycia straszonym. - To tak jak z horrorami. Ludzie lubią chodzić na nie do kina, chociaż to wydaje się dosyć paradoksalne - podkreśla. - Podejrzewam, że wszystkie organizacje, straszące nas czym popadnie, żerują na tym mechanizmie mniej lub bardziej świadomie.

Prof. Dawidowicz przyznaje, że istnieje wiele argumentów za tym, żeby środowisko chronić, choć są to głównie argumenty natury etycznej, estetycznej, religijnej. - Nieograniczony wzrost populacji to chyba największy problem. A to dlatego, że człowiek ma wielki wpływ na funkcjonowanie biosfery, na łańcuchy pokarmowe, liczbę gatunków. Tempo ich wymierania porównuje się obecnie do tego, które zachodziło w czasie największych zagład - przestrzega naukowiec. - Niektórzy mówią nawet, że mamy teraz do czynienia z wymieraniem podobnym do tego, które zmiotło z powierzchni Ziemi dinozaury. To pewna przesada, ale coś jest na rzeczy. Prosta, ale rzetelna ekologia uczy, że istnieje coś takiego, jak pojemność środowiska. Tzn. jest taka liczba osobników populacji, która nie powinna zostać przekroczona. Bo jeśli tak się stanie, to będzie musiała głodować i być może doprowadzi nawet do samozagłady. To samo dotyczy ludzi.

DEON.PL POLECA

Prof. Dawidowicz, w rozmowie z Money.pl ocenia, że radykalne postawy ekologiczne bardziej ruchowi szkodzą, niż pomagają. - Wszelki fanatyzm jest niepokojący. Ludzie tego nie chcą, mniej lub bardziej świadomie odrzucają tak pojmowaną ekologię - podkreśla. - Budzenie świadomości jest rzeczą dobrą. Rzeczą złą jest nadużywanie tego. Największym nieporozumieniem jest traktowanie ekologii jako nauki o ochronie przyrody i nazywanie rozmaitych ruchów, które do tego zmierzają, ruchami ekologicznymi. Ekologia to w ogóle nie jest to, czym się zajmują organizacje w rodzaju WWF-u lub Greenpeace'u.

Ochrona przyrody to - jak tłumaczy Piotr Dawidowicz - działalność praktyczna, natomiast ekologia to nauka. Nie można stosować tych terminów zamiennie. - Ekologia to nie jest żadna religia, system wartości, ani filozofia - przekonuje. - Nie można wciąż nadużywać tego terminu.

Co więcej, ekologia - w ocenie profesora Dawidowicza - to dobry biznes. - Tak długo, jak ludzie są skłonni za ten ekologiczny przydomek płacić, tak długo będą znajdować się tacy, którzy zechcą z tej naiwności skorzystać - przestrzega. Jako produkty ekologiczne, na przykład w przypadku odzieży, przedstawiane są przecież zarówno te syntetyczne jak i z naturalnej skóry. - To ilustruje paranoję tej reklamy. To, że w haśle ekologiczne nie ma żadnej wartości - ocenia prof. Dawidowicz.

Podobne wątpliwości biolog z Uniwersytetu Warszawskiego ma na temat zielonej energii. - Trzeba uwzględnić, jakie są konsekwencje środowiskowe, związane na przykład z istnieniem wiatraka, który jest groźny dla ptaków, a do tego psuje krajobraz. Bo ja, na przykład, tych polskich, brzydkich wiatraków na betonowych nogach zwyczajnie nie lubię - przyznaje. - Sam jestem zwolennikiem energetyki atomowej. Warto sobie zdawać sprawę z tego, że utrzymywanie energetyki, która jest oparta o spalanie węgla, prowadzi do emisji znacznie większej ilości substancji radioaktywnych do atmosfery. Argument ekologiczny więc odpada. Jedyne realne zagrożenie jest więc związane z katastrofą, która u nas jest przecież niesłychanie mało prawdopodobna.

Jeśli chodzi o globalne ocieplenie, prof. Piotr Dawidowicz również ma oryginalną teorię. - Globalne ocieplenie jest dzisiaj faktem. Wzrost koncentracji w atmosferze gazów cieplarnianych to też fakt. To się starannie monitoruje, więc wątpliwości nie mamy. A jednocześnie istnieją prognozy, według których klimat powinien ulegać ochłodzeniu, a my - wchodzić w kolejną epokę, może nie lodowcową, ale chłodną na pewno - podkreśla. - Większość tzw. wielkich wymierań, jakie zdarzyły się na naszej planecie, było związane z ochłodzeniem klimatu. W gruncie rzeczy, jeżeli rzeczywiście jest tak, że klimat będzie się ochładzać, a kumulacja gazów cieplarnianych miałaby ocieplać sytuację, to można dojść do paradoksalnych wniosków, że w gruncie rzeczy globalne ocieplenie, którego jesteśmy sprawcami, może ratować nam życie.

Nawet GMO okazuje się być - jak podkreśla prof. Dawidowicz w Money.pl - jedynie straszakiem. - Z punktu widzenia ekologii zagrożenia dla środowiska, wynikające z modyfikacji genetycznych, są bardzo małe lub żadne - zapewnia. - Ludzie nie zdają sobie sprawy z tego, że żywność modyfikowaną jedzą od dawna. Niemal cała produkcja światowej soi to obecnie soja GMO. Ale wokół problemu narosło mnóstwo mitów. Największy głosi, że jedząc GMO można się zarazić niebezpiecznymi genami, co jest kompletnym absurdem.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Największe mity ekologii. Jaka jest prawda?
Komentarze (6)
S
Słaba
27 kwietnia 2012, 01:26
Stara i dobrze znana gadka: - Zagrożenie przeludnieniem Ziemi ---> rozmaite działania na rzecz nie-rozmnażania się ludzi. - Ale za to rzewne łzy nad wymieraniem gatunków (zwierząt?). - Jednoczesne wyrażanie się z przekąsem o działaniach organizacji, które te gatunki próbują ochronić (np. WWF). - Udawanie, że najważniejszym problemem jest nazewnictwo. - Brak uczciwego wypowiedzenia się na temat elektrowni atomowych i GMO. - Dyskredytacja wiatraków, bo "brzydkich wiatraków na betonowych nogach zwyczajnie nie lubię". Kompletna żenada... I to ma być wypowiedź profesora uniwersytetu. :-(
U
Ugolin
26 kwietnia 2012, 19:13
a obok jest ciekawa reakcja na ten tekst http://www.deon.pl/wiadomosci/komentarze-opinie/art,385,najwieksze-mity-ekologii-inaczej.html Zaciekawiłem się jakie to mity ekologów obala prof. Dawidowicz a tytułowe pytanie "Jaka jest prawda?" zaintrygowało mnie jako filozofa nauki. Niestety lektura wywodów pana profesora UW sprawiła mi ogromny zawód. - pisze o. Stanisław Jaromi polecam!
I
Ika
23 kwietnia 2012, 07:38
 Tia z GMO jest jeszcze inny problem. U nas w kraju sa małe gospodarstwa. Załózmy ze dany rolnik zapłaci wszystko komu trzeba i wysieje nasiona. Nie ma zadnej gwarancji ze pszczółki "Maje" nie  porozsiewaja pyłków po innych pobliskich gospodarstwach.I pobliscy rolnicy tez będą miec GMO. Niezapłacone. Za to będa płacić kary. Tak tak...rolnicy a nie pszczółki.
Bogusław Płoszajczak
23 kwietnia 2012, 05:41
Zainteresowanym czytelnikom (prof. Dawidowicz zrobił to zapewne) proponuję zapoznać się z wynikami badań NASA i innych poważnych organizacji zajmujących się monitorowaniem Ziemi. Wtedy będzie można łatwiej podjąć dyskusję merytoryczną choć nie jestem pewny czy z każdym ekologiem można tak rozmawiać.
R
rolnik
22 kwietnia 2012, 22:52
Nasiona roślin GMO są opatentowane. Są własnością firmy, która zmodyfikowała roślinę w określony sposób. Rolnik, który chce uprawiać GMO musi co roku uiścić opłatę licencyjną, zwykle musi podpisać umowę. Nie ma prawa zebrać nasion i wysiać ich za rok bez opłaty, która zależy tylko od aktualnej polityki marketingowej firmy. Uprawa, którą prowadzi rolnik jest własnością korporacji biotechnologicznej, a nie tego rolnika. Dla konsumenta nie ma to znaczenia (póki ma co kupić), ale zmienia to całkowicie sytuację rolnictwa i prawa własności, gdzie rolnik przestaje być niezależny i staje się pracownikiem zagranicznej korporacji. To tyle w temacie GMO, zainteresowanych odsyłam na strony interenetowe, jest sporo informacji, które pozwalają sobie "wyrobić zdanie".
R
ronabiedrona
22 kwietnia 2012, 22:31
Prof. Dawidowicz w jednym ma rację, pojęcie ekologii jak również EZR jest nadużywane i często wykorzystuje się niewiedzę ludzi, żeby nieuczciwie zarabiać pieniądze. Natomiast wiele innych spraw, o których mowa w artykule jest potraktowana bardzo powierzchownie, jak choćby elektrownie atomowe. Przyznam się szczerze, że wolę widok niezgrabnych wiatraków niż "poczarnobylowych" dzieciaków. Koszty wybudowania elektrowni są ogromne ale pewnie będzie wiele "firm" które chętnie udzielą kredytów, żeby później móc korzystać z "upustów" , ale czy ktoś się zastanawiał jak kosztowny jest demontaż takiej elektrowni? Mówi się, że demontaż reaktorów w Fukushimie potrwa 30 lat (!!!) a co z odpadami radioaktywnymi, komu chcemy je zostawić w spadku? Warto się zastanowić nad tym wszystkim i zwierać szeregi nawet z tymi, którzy na pierwszy rzut oka wydają się być z innego "obozu". Pan Bóg sieje kędy chce ...