Nie polecą głowy za "sfabrykowany reportaż"

Szef stacji broni materiału i nie przewiduje ukarania autorów (fot. EPA/ZURAB KURTSKIDZE)
PAP / wab

Szef gruzińskiej, prywatnej, prorządowej telewizji Imedi, Giorgi Arweladze, broni sfabrykowanego reportażu o rosyjskiej interwencji, który wywołał panikę w Gruzji. Nie przewiduje ani zmian personelu, ani żadnych dymisji w swojej stacji. Rosyjskie MSZ zarzuciło władzom w Tbilisi "paranoję".

Przed nadaniem w sobotę reportażu wyemitowano krótki zwiastun, że chodzi o "symulację", lecz w samym materiale nie podano już, iż nie jest on relacją z prawdziwych zdarzeń.

Ludzie wpadli w panikę - zanotowano rekordową liczbę zgłoszeń na pogotowie ratunkowe z powodu licznych omdleń i problemów z sercem, w tym nawet zawałów serca. Według jednego z parlamentarzystów matka gruzińskiego żołnierza, która oglądała program, zmarła na zawał serca. Sieci telefonii komórkowych nie wytrzymywały obciążenia. Mieszkańcy Gori ruszyli do sklepów, by zaopatrzyć się w towary pierwszej potrzeby. Masowo wykupowano benzynę.

Jednocześnie przeprosił za "szok", jaki wywołał kontrowersyjny film. Zapewnił, że jego celem "nie było przestraszenie ludzi". - Naszym celem było opowiedzenie o zagrożeniach dotyczących bezpieczeństwa, w obliczu których stoi nasz kraj - oświadczył szef Imedi, cytowany na stronie www.civil.ge. - Naszym celem było pokazanie w sposób otwarty przygotowywanego przez Moskwę planu z wszystkimi jego bolesnymi szczegółami - dodał.

DEON.PL POLECA


Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych zarzuciło gruzińskim władzom "paranoję", a dziennikarzom telewizji Imedi "brak odpowiedzialności".

- Machinacje Imedi są nieodpowiedzialne i niemoralne - ocenił w komunikacie rzecznik MSZ Rosji Andriej Niestierienko. Wezwał wspólnotę międzynarodową do potępienia emisji reportażu. Ten sfabrykowany reportaż "zaszkodził bezpieczeństwu i stabilizacji w regionie" - zaznaczył. - Prezydent Gruzji nie krył swej aprobaty dla tego skandalicznego programu, którego scenariusz uznał za "bardzo bliski rzeczywistości" - powiedział Niestierienko. Jak ocenił, "polityczna paranoja nigdy nie przyniosła niczego dobrego".

Stacja Imedi nie kryje, że reportaż był swoistą odpowiedzią na niedawne spotkania dwójki liderów gruzińskiej opozycji, w tym byłej przewodniczącej parlamentu Nino Burdżanadze, z premierem Rosji Władimirem Putinem, i że celem było pokazanie, jak wypadki mogą się potoczyć.

Gruzińska opozycja mówi, że cała odpowiedzialność za przygotowanie i następstwa reportażu spoczywa na władzach, które zmonopolizowały media.

Nino Burdżanadze mówiła o "potwornej prowokacji" - podaje agencja dpa. Jej zdaniem, broniący reportażu prezydent Saakaszwili chciał wykorzystać strach mieszkańców Gruzji przed Rosjanami, aby utrzymać stanowisko. Według Saakaszwilego, materiał był "nieprzyjemny, ale maksymalnie realistyczny".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Nie polecą głowy za "sfabrykowany reportaż"
Komentarze (2)
15 marca 2010, 15:59
Przypomina to słynną "Wojnę Światów". "Miliony ludzi w Stanach Zjednoczonych uwierzyły jednak, że nadawana przez CBS audycja jest relacją autentycznych wydarzeń. Nastąpiła powszechna panika. Tysiące przerażonych ludzi dzwoniło na policję, pytając się, co robić. Niektórzy wybiegali na ulicę z mokrymi ręcznikami na głowach, myśląc, że nastąpił atak gazowy. W Indianapolis jakaś kobieta wpadła do kościoła - w którym właśnie odprawiała się msza - krzycząc: "Nowy Jork zniszczony, to koniec świata!". Wielu ludzi trafiło do szpitala z objawami rozstroju nerwowego. Zanotowano wypadki śmiertelne, a straty materialne wyniosły ok. 750 tys. dolarów." <a href="http://kalendarium.polska.pl/wydarzenia/article.htm?id=66397">Źródło</a>. Dziennikarze CBS mogli się nie spodziewać takiej reakcji. Ale z historii powinno się wyciągać wnioski. Niestety etyka dziennikarska, a nawet podstawowa wrażliwość i umiejętność przewidywania konsekwencji nie są dziś w cenie...
ER
Ewiak Ryszard
15 marca 2010, 15:39
Co prawda, był to fałszywy reportaż, szkodzący gruzińskiej opozycji. Prawdą jest jednak to, że inwazja na Gruzję jest tylko kwestią czasu. Biblia zapowiada: "W czasie wyznaczonym [król północy = Rosja] powróci z powrotem [odzyska utracone, w wyniku rozpadu ZSRR wpływy] i wkroczy na południe [wiele wskazuje na Gruzję], ale nie będzie jak wcześniej [zwycięstwa, jak w 1921] i jak później [w 2008], gdyż ruszą przeciw niemu mieszkańcy wybrzeży Kittim [Zachód], i będzie poniżony i zawróci" (Daniela 11:29,30a). Na razie Gruzinom, ani światu nic nie grozi. Zanim dojdzie do kolejnej wojny, (która tym razem przerodzi się w konflikt globalny z użyciem broni jądrowej), Rosja musi powrócić z powrotem (por. Apokalipsa 6:4; Mateusza 24:7). Ten proces dopiero rozpoczął się. Do pełnego powrotu Rosji niezbędny jest rozpad UE i NATO. Dopiero wówczas dawni sojusznicy Rosji (Litwa, Łotwa, Estonia, itd.) powrócą pod skrzydła Moskwy. Na razie więc możemy jeszcze spać spokojnie.