O Noblu dla UE: nagroda za przeszłość
UE zasłużyła na Pokojową Nagrodę Nobla za zapewnienie targanej krwawymi konfliktami Europie trwałego pokoju, jednak na wzór do naśladowania dla reszty świata nie nadaje się ze względu na utrzymujące się głębokie podziały - pisze "Sueddeutsche Zeitung".
"UE laureatem Pokojowej Nagrody Nobla? Ta skłócona gromada mniej lub bardziej zbankrutowanych państw, których największy wspólny projekt może lada chwila wylecieć w powietrze? - pyta niemiecki opiniotwórczy dziennik "Sueddeutsche Zeitung" w komentarzu opublikowanym w piątek na stronie internetowej.
Norweski Komitet znów zaserwował nam "frapujący kawałek" i musi uważać, by w przyszłości jego decyzje traktowane były poważnie. Jednak jurorzy odczuwają najwidoczniej "chroniczną potrzebę", by podejmować decyzje "wbrew dominującym opiniom" - pisze komentator, przypominając kontrowersyjną decyzję z 2009 roku o przyznaniu nagrody Barackowi Obamie.
"SZ" zauważa, że wbrew pozorom przyznanie Nobla UE "ma jednak pewien sens". "To, że od ponad 60 lat w Europie panuje pokój, choć przedtem europejskie narody przez stulecia rozszarpywały się w krwawych konfliktach, ma wiele wspólnego z pokojowym dziełem, które rozpoczęli wizjonerzy w rodzaju Roberta Schumana, Jeana Monneta i Konrada Adenauera" - czytamy w komentarzu. Autor pisze, że dzieło to zasługuje na uhonorowanie, a Europejczycy mogą być z tego powodu "przez kilka dni" dumni.
Jak twierdzi "SZ", Europa nie szczędzi wysiłków, by zaprowadzić pokój na świecie, wskazując na przewagę stosowania "soft power" nad innymi metodami.
Pomimo tego UE nie odgrywa decydującej roli w zabiegach o pokój na świecie - stwierdza komentator. Przypomina, że "gorzkie doświadczenia kryzysu euro" pokazały, iż w decydujących momentach, gdy ważna jest jednolita polityka, kraje UE demonstrują, że "bliższa im jest narodowa koszula niż europejski płaszcz".
W czasie kryzysu doszło do ujawnienia zasadniczych politycznych różnic, które zawsze istniały, a teraz doszły do głosu z wielką siłą - pisze komentator. Jego zdaniem różnice dotyczą filozofii gospodarczej, roli państwa, koncepcji państwa opiekuńczego, a nawet polityki obrony.
"Brytyjczycy stoją z boku, Francja chce silnego państwa, Niemcy są zakochani w nieosiągalnej europejskiej federacji, a Europa Południowa uważa się za ofiarę Północy, zwariowanej na punkcie oszczędzania" - czytamy w "SZ".
Wschodzącym narodom w Ameryce Łacińskiej, Azji i Afryce Europa dostarcza przykładu, jak nie powinny postępować. "Żaden inny region na świecie nie poważy się szybko na wprowadzenie wspólnej waluty" - konkluduje komentator "Sueddeutsche Zeitung".
Skomentuj artykuł