Około 100 miejsc w PE dla eurosceptyków

(fot. EPA/Julien Warnand)
PAP / drr

Zakończone w niedzielę wybory do europarlamentu wygrali chadecy. W nowej kadencji PE silną - ok. 100-osobową - reprezentację będą miały ugrupowania eurosceptyczne i narodowe. Według ekspertów skomplikuje to prace UE w ważnych dziedzinach unijnej polityki.

Z Polski do europarlamentu dostały się PiS, PO, SLD, PSL i NP - wynika z danych PKW z 91 proc. komisji obwodowych, o których poinformowano w poniedziałek po godz. 5. Oficjalne wyniki mają być znane wieczorem.

Niedzielne głosowanie wygrało PiS, osiągając wynik 32,35 proc. i nieznacznie wyprzedzając PO (31,29 proc.). Przy takich rezultatach obie partie mogą liczyć na taką samą liczbę mandatów, po 19. Próg wyborczy przekraczają też SLD (9,55 proc., 5 mandatów), PSL i Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego (odpowiednio: 7,21 i 7,06 proc., po 4 mandaty).

Na podstawie wstępnych wyników głosowania PE podał, że poza ugrupowaniami skrajnymi, także lewicowymi, właściwie wszystkie główne frakcje w europarlamencie odnotowały straty w tych eurowyborach. W porównaniu z poprzednimi, które odbyły się w 2009 r., najwięcej mandatów stracili chadecy z Europejskiej Partii Ludowej (EPL).

Mimo to EPL nadal będzie największą siłą w PE. Chadecy zdobyli 28,2 proc. głosów i 212 na 751 miejsc. Drugą pozycję zajęli socjaldemokraci, uzyskując 24,9 proc. głosów i 187 mandatów. Te najsilniejsze frakcje zapewne utworzą w PE "wielką koalicję" liczącą około 400 europosłów. Będą skazane na poszukiwanie kompromisów we wszystkich sprawach. W wyborach sprzed pięciu lat EPL zdobyło 265 miejsc, a socjaldemokraci 184.

Trzecią siłą w PE będą liberałowie, na których głosowało 9,6 proc. wyborców. Daje to tej frakcji 72 miejsca.

Na kolejnym miejscu uplasowali się Zieloni, na których głosy oddało 7,3 proc. wyborców (55 mandatów). Na Europejskich Konserwatystów i Reformatorów głosowało 6 proc. wyborców, co daje im 45 miejsc. Skrajna lewica (Zjednoczona Lewica Europejska) otrzymała 5,7 proc. głosów (43 mandaty).

Partie, których europosłowie byli do tej pory w grupie niezrzeszonych, uzyskały łącznie 39 mandatów. Głosowało na nie 5,2 proc. wyborców. W tej grupie jest nacjonalistyczny Front Narodowy z Marine Le Pen na czele, który zwyciężył we Francji.

Ugrupowania z eurosceptycznej grupy Europa Wolności i Demokracji zdobędą 35 miejsc (4,7 proc. głosów). Do tej frakcji należy antyunijna Partia Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), która wygrała czwartkowe głosowanie w Wielkiej Brytanii.

Aż 63 mandaty w nowym PE (8,4 proc. głosów) przypadną nowo wybranym europosłom z partii, które dotąd nie należały do żadnej z grup politycznych istniejących w ustępującym PE. Będzie to na przykład Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego.

Frekwencja w całej UE wyniosła 43,09 proc. W 2009 r. do urn poszło 43 proc. uprawnionych do głosowania.

W nowym PE ugrupowania skrajne i eurosceptyczne mogą zdobyć nawet ok. 100 miejsc. Zdaniem ekspertki think-tanku Carnegie Europe Judy Dempsey proeuropejskie partie będą w stanie izolować eurosceptyków. Mimo to sukcesy skrajnych ugrupowań mogą utrudnić współpracę rządów w unijnych instytucjach. Zdaniem Dempsey dobry wynik eurosceptyków m.in. utrudni prowadzenie wspólnej polityki zagranicznej, w tym także wobec Rosji i USA.

Kilka zwycięskich partii zażądało rozpisania nowych wyborów. Niektóre ugrupowania, które poniosły klęskę w wyborach do PE, zrezygnowały z władzy lub ich szefowie podali się do dymisji.

Tak stało się w Belgii, gdzie w niedzielę zwyciężyli flamandzcy nacjonaliści. W poniedziałek do dymisji podał się tam rząd pod przewodnictwem socjalisty Elio Di Rupo. Król Filip I przyjął dymisję i rozpoczął konsultacje z szefami głównych partii w celu znalezienia większości zdolnej do rządzenia krajem. W poprzednich wyborach w 2010 r. proces tworzenia rządu zajął rekordowe 541 dni.

W Grecji opozycyjna Syriza (Koalicja Radykalnej Lewicy), która zwyciężyła w eurowyborach, formalnie zażądała przedterminowych wyborów powszechnych. Według Syrizy wynik wyborów świadczy o tym, że konserwatywny rząd nie ma legitymacji do wdrażania reform związanych z międzynarodową pomocą finansową.

W Bułgarii były premier Bojko Borysow, którego centroprawicowa partia otrzymała 32,8 proc. głosów, zażądał natychmiastowego rozwiązania parlamentu, dymisji rządu i wyborów parlamentarnych. Zapowiedział, że na władze wywierany będzie nacisk, również w formie protestów ulicznych.

W Hiszpanii do dymisji podał się szef opozycyjnej Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej (PSOE) Alfredo Perez Rubalcaba. W niedzielę jego ugrupowanie uzyskało najgorszy w historii wynik w wyborach i straciło dziewięć z 23 mandatów w PE. Partia rządząca, która wygrała niedzielne wybory, będzie miała o osiem miejsc mniej niż dotychczas. Łącznie dwa ugrupowania, które dominowały w hiszpańskiej polityce od lat 70. ub. wieku, zgarnęły mniej niż 50 proc. głosów w eurowyborach.

Po niedzielnej klęsce szef socjalistycznego rządu we Francji Manuel Valls zapowiedział dalszą obniżkę podatków dla najmniej zarabiających i klasy średniej. Premier uważa, że wygrana Frontu Narodowego w wyborach do PE jest reakcją wyborców na podwyżki podatków w ostatnich latach.

Tymczasem we wtorek wieczorem przywódcy państw UE spotkają się w Brukseli, by podsumować wyniki eurowyborów oraz ustalić plan gry w sprawie obsady stanowiska szefa Komisji Europejskiej. Jednak według unijnych dyplomatów nie należy oczekiwać, by na spotkaniu zapadły jakiekolwiek decyzje co do nominacji przyszłego przewodniczącego KE.

"Jeśli ktoś się spodziewa, że po wtorkowym spotkaniu przywódców pojawi się biały dym, oznaczający że mamy kandydata na szefa Komisji, to się rozczaruje" - powiedział niedawno dziennikarzom wysoki rangą unijny urzędnik.

Wypowiedzi te sygnalizują, że rządy państw UE - inaczej niż europarlament - wcale nie uważają za oczywiste, iż na czele nowej KE powinien stanąć główny kandydat chadeków, którzy wygrali w wyborach do PE, czyli b. premier Luksemburga Jean-Claude Juncker.

W tym roku po raz pierwszy w historii europejskie rodziny polityczne wystawiły czołowych kandydatów w eurowyborach, którzy są zarazem pretendentami do funkcji szefa KE. Ten zabieg miał być lekarstwem na panujący w UE deficyt demokracji i zwiększyć znaczenie eurowyborów. Zgodnie z traktatem UE szefowie państw i rządów muszą wziąć pod uwagę wyniki eurowyborów, nominując nowego szefa KE.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Około 100 miejsc w PE dla eurosceptyków
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.