"Potęga niemieckiej gospodarki to mit"

(fot. roger4336/flickr.com/CC)
PAP / psd

Potęga gospodarki Niemiec jest mitem opierającym się na złudzeniach - uważa szef renomowanego instytutu ekonomicznego DIW Marcel Fratzscher. Ekonomista skrytykował rząd Angeli Merkel za politykę zaciskania pasa i zażądał zwiększenia inwestycji.

W swojej najnowszej książce "Niemieckie złudzenie" Fratzscher przyznaje, że w minionej dekadzie Niemcy odniosły gospodarczy sukces, stając się z "chorego człowieka Europy", jakim były jeszcze kilkanaście lat temu, krajem powszechnie uznawanym za ekonomicznego prymusa.

Wśród niepodważalnych sukcesów wymienia spadek liczby bezrobotnych o blisko połowę (z 5 mln do 2,7 mln), imponujące wyniki eksportu oraz doprowadzenie do zrównoważenia budżetu, który po raz pierwszy od 1969 roku nie wykazuje deficytu.

DEON.PL POLECA

"Każdy sukces ma jednak drugie dno, a szereg poważnych problemów stanowi poważne zagrożenie dla niemieckiej gospodarki" - powiedział Fratzscher we wtorek na spotkaniu z dziennikarzami zagranicznymi w Berlinie.

Jego zdaniem panująca wśród Niemców euforia z powodu rzekomej siły niemieckiej gospodarki jest nieuzasadniona. Złudzeniem jest przekonanie, że gospodarcza przyszłość kraju jest bezpieczna. "Nasza euforia jest niebezpieczna, ponieważ sprawia, że stajemy się zarozumiali, ślepi i ociężali" - ostrzega. Jesteśmy lepsi od Francji czy Hiszpanii, ale nie jesteśmy wystarczająco dobrzy - mówi ekonomista.

Wśród największych problemów trapiących niemiecką gospodarkę Fratzscher wymienia powolny wzrost gospodarczy, wysoki odsetek pracowników wykonujących prace nisko opłacane i zatrudnionych w niepełnym wymiarze godzin, rosnącą strefę ubóstwa i spadek płac realnych.

Fratzscher zwrócił uwagę, że indywidualny majątek Niemców jest niewielki, a ich strategie oszczędzania na starość całkowicie błędne, polegające na trzymaniu pieniędzy na nisko oprocentowanych kontach bankowych. Wzrasta też przepaść między warstwą najbogatszych Niemców a przeciętnymi obywatelami RFN. Jak twierdzi, rozwarstwienie pod względem zamożności jest w Niemczech największe w całej UE. Niemiecki ekonomista za błąd uznaje traktowanie przez rząd jako "fetyszu" celu zrównoważonego budżetu państwa, niezależnie od fazy koniunkturalnej, w jakiej znajduje się kraj.

Innym brzemiennym w skutki złudzeniem jest - zdaniem Fratschera - szeroko rozpowszechniona w RFN opinia, że Niemcy nie potrzebują Europy i powinni raczej rozwijać kontakty ekonomiczne z Azją i Ameryką Południową.

Za "kompletną bzdurę" szef DIW uznał przekonanie, iż partnerzy Niemiec z UE interesują się tylko i wyłącznie niemieckimi pieniędzmi i chcą "wydoić Niemców". Tak popularne od wybuchu kryzysu w strefie euro zdanie: "Niemcy płacą za wszystkich" jest nieprawdziwe - podkreśla Fratscher. "Niemcy uważają się za ofiary UE i ignorują liczne korzyści, jakie daje im Europa, pomimo kosztów i ryzyka związanych z kryzysem" - uważa ekonomista. Jak zaznacza, na akcji pomocowej dla krajów pogrążonych w kryzysie zyskują też niemieckie banki i niemieccy podatnicy.

Niemcy - kluczowy kraj europejski, od którego zależy w dużej mierze powodzenie całej UE - muszą wzmocnić swoją gospodarkę - postuluje Fratzscher. Konieczne są też jego zdaniem dalsze reformy unijnych instytucji, włącznie z powołaniem europejskiego ministra finansów.

Ekonomista opowiada się za pobudzeniem wzrostu poprzez inwestycje publiczne. "Polityka +zerowego deficytu+ jest obecnie, w okresie słabej koniunktury, błędem" - ocenia. Jak przyznaje, rząd Merkel nastawiony jest negatywnie do tej propozycji, gdyż uznaje za priorytet budżet bez deficytu. Dopóki tempo wzrostu będzie takie jak obecnie, czyli 1,2 proc., rząd nie zdecyduje się na radykalną zmianę polityki. "Doświadczenie uczy nas, że rządzący decydują się na reformy dopiero wtedy, gdy nie mają innego wyjścia" - powiedział szef DIW.

Fratzscher ostro krytykuje rząd za rozdawanie prezentów wyborczych, w tym obniżenia do 63 lat wieku emerytalnego dla wybranych grup pracowników. "To całkowicie błędna decyzja" - uważa, pochłaniająca środki finansowe, które mogły zostać przeznaczone na inwestycje. Bagatelizuje natomiast negatywny wpływ sankcji wobec Rosji na niemiecką gospodarkę. Ich wpływ nie jest duży, ważniejsze są reformy wewnętrzne - podkreśla Fratzscher.

43-letni ekonomista został niedawno powołany przez ministra gospodarki Sigmara Gabriela na szefa grupy niezależnych ekspertów, którzy mają doradzać rządowi w sprawach polityki gospodarczej.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

"Potęga niemieckiej gospodarki to mit"
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.