Rompuy bije na alarm, dostaje się i Polsce

(fot. EPA/Olivier Hoslet)
PAP / drr

Wtorkowy "Le Soir" pisze w artykule redakcyjnym o alarmującym wystąpieniu szefa Rady Europejskiej Hermana Van Rompuya, który wzywa do ratowania UE. Według dziennika porozumienie blokują Niemcy i Polska, ponieważ nie chcą wspólnego nadzoru UE nad swymi bankami.

Belgijska gazeta omawia apel Rompuya również w specjalnym raporcie, tłumacząc, dlaczego zazwyczaj powściągliwy w wyrażaniu opinii przewodniczący Rady Europejskiej nagle, w mocnych słowach, korzystając ze swego blogu i Twittera, nawołuje do ratowania zjednoczonej Europy przed głębszym kryzysem.

Zdaniem "Le Soir" powodem takiego tonu wypowiedzi jest sytuacja w Grecji i kryzys systemu bankowego w Hiszpanii, która nawet nie zwróciła się jeszcze o pomoc do UE. Kolejną przyczyną jest - jak pisze dziennik - stanowisko "motorów Europy", takich jak Niemcy, ponieważ nie zmierzają one do szybkiego porozumienia z innymi państwami w najważniejszych sprawach dla Unii jak europejski nadzór bankowy.

DEON.PL POLECA

W artykule redakcyjnym dostaje się też Polsce, wymienionej wraz z Niemcami w grupie państw, które nie chcą, by "jeden żandarm europejski" kontrolował ich banki.

Komisja Europejska "pracuje pełną parą" nad stworzeniem tego nadzoru i określeniem metod oraz zasięgu jego działania, ale "od kilku tygodni kłótnie państw członkowskich" przeważają nad staraniami instytucji unijnych, walczących o uporządkowanie sytuacji finansowej w UE. Blokowane są wspólne decyzje lub "wyszukuje się preteksty, by nie wprowadzać ich w życie". Taka inercja "staje się sprawą kryminalną w okresie, w którym całe regiony strefy euro pogrążają się w recesji" - pisze na zakończenie artykułu redakcyjnego belgijski dziennik.

Publicyści "Le Soir" zwracają uwagę w raporcie omawiającym apel Rompuya, że jego słowa "wymierzone są implicite" (on sam nie wymienia żadnych państw) w kraje, które "hamują wdrażanie europejskich decyzji".

Przewodniczący Rady Europejskiej wzywa więc do implementacji "kluczowych elementów postanowień" UE, zwłaszcza tych, które niosą jakieś implikacje dla reformy sektora bankowego i, w szerszym kontekście, odnoszą się do naprawy strefy euro - głosi komunikat Rompuya.

Według belgijskiego dziennika różnice w stanowiskach dotyczących kwestii finansowych i unii bankowej "stały się widoczne podczas spotkania ministrów finansów UE w Nikozji 10 dni temu" i od tego czasu w negocjacjach nie ma postępu. Oczywisty jest też brak porozumienia między Francją a Niemcami w tych kwestiach - pisze "Le Soir".

"Niemiecki system bankowy jest silnie posegmentowany, a więc dość kruchy i bardzo upolityczniony na poziomie regionów", i dlatego Berlin stracił entuzjazm do własnego pomysłu, jakim była integracja systemu bankowego - wyjaśniono w raporcie dziennika. Co do Paryża, to nigdy nie trzymał się on litery swych europejskich zobowiązań.

"Le Soir" wylicza też zapalne kwestie w UE, które tej jesieni grożą ponownym pogorszeniem sytuacji w strefie euro. Przede wszystkim niebezpieczny jest kryzys społeczny, którego wyrazem są manifestacje w Portugalii, Hiszpanii i Grecji. Pod drugie zwalnia znów wzrost gospodarczy w UE, a budżety wymykają się spod kontroli. W konsekwencji nadal groźna jest utrata zaufania inwestorów i konsumentów - pisze gazeta.

Źródła bliskie Rompuyowi wyjaśniają w rozmowie z "Le Soir", że jego apel jest wezwaniem do przerwania deliberacji i nieporozumień oraz "jak najszybszego wdrażania decyzji" UE, w sytuacji w której grozi nam kryzys, choć poszczególne kraje "biorą się do działania dopiero wtedy, gdy stają nad przepaścią".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Rompuy bije na alarm, dostaje się i Polsce
Komentarze (2)
MR
Maciej Roszkowski
26 września 2012, 17:57
 Euro było projektem politycznym, a nie finansowym i dlatego się nie sprawdza. 
jazmig jazmig
25 września 2012, 14:21
 Jaki jest sens, żeby polskie banki były kontrolowane przez tych, którzy nie potrafią kontrolować swoich banków? Wspólna kontrola w strefie euro ma jeszcze jakiś sens, ale Polska nie używa euro, więc nie ma powodów do tego, żeby euro-nieudacznicy nadzorowali nasze banki.