Strajki paraliżują codzienne życie Greków

Strajki paraliżują codzienne życie Greków
W ciągu ostatnich miesięcy protestowali już m.in. taksówkarze, urzędnicy skarbowi, celnicy, pracownicy transportu miejskiego, służby oczyszczania miasta, telekomunikacji, kontrolerzy lotów, lekarze, dentyści, energetycy i dziennikarze. (fot. EPA/FRISO GENTSCH)
PAP / psd

Od wybuchu kryzysu w Grecji odbyła się niezliczona ilość strajków, które coraz bardziej paraliżują życie codzienne mieszkańców kraju. Na ulice wychodzą kolejne grupy zawodowe, aby wyrazić swój sprzeciw wobec restrykcyjnej polityki rządu.

W ciągu ostatnich miesięcy protestowali już m.in. taksówkarze, urzędnicy skarbowi, celnicy, pracownicy transportu miejskiego, służby oczyszczania miasta, telekomunikacji, kontrolerzy lotów, lekarze, dentyści, energetycy i dziennikarze.

W środę Grecję sparaliżował kolejny, rozpoczęty tego dnia, dwudniowy strajk generalny przeciwko posunięciom oszczędnościowym socjalistycznego rządu premiera Jeorjosa Papandreu. To już piąty strajk generalny od początku roku i drugi dwudniowy od końca czerwca.

Odbywające się raz po raz, głównie w Atenach, demonstracje oznaczają dla mieszkańców miasta nie tylko paraliż komunikacyjny części stolicy. Protesty nierzadko przybierają gwałtowny przebieg - dochodzi do regularnych starć między ich uczestnikami, a policją, która w wyjątkowych sytuacjach używa gazu łzawiącego. Manifestanci podejmują próby zajmowania budynków ministerstw, okupują miejskie place i blokują drogi.

Zwykli, niezaangażowani w protesty mieszkańcy Grecji z coraz większym trudem funkcjonują w warunkach permanentnego paraliżu instytucji państwowych, co czyni kryzysową rzeczywistość jeszcze bardziej uciążliwą - mówili PAP przedstawiciele środowisk polonijnych w Grecji.

Dyrektor Szkoły Polskiej im. Zygmunta Mineyki w Atenach Marzanna Geisler w rozmowie z PAP przyznała, że praca szkoły jest systematycznie utrudniana przez kolejne strajki.

Podczas strajku generalnego w środę zajęcia w szkole zostały odwołane - powiedziała dyrektor Geisler. Podobne zarządzenie wydała podczas poprzednich strajków, ponieważ ze względu na ograniczenia w funkcjonowaniu komunikacji miejskiej i ogromne korki uliczne uczniowie i nauczyciele nie są w stanie dojechać do szkoły.

Jej samej pokonanie samochodem 10-kilometrowego odcinka do pracy zajmuje w normalnej sytuacji kilkanaście minut, a w czasie strajków nawet do 2-2,5 godz.

"Kiedy organizowane są manifestacje, miasto zostaje dosłownie przecięte na pół - na stronę północną i południową - i nie sposób wtedy przedostać się przez to 5-milionowe miasto" - tłumaczy Geisler.

Mimo że podczas strajków w określonych godzinach komunikacja działa, to zamknięcie szkoły jest koniecznością ze względu na bezpieczeństwo dzieci. Zdaniem dyrektor szkoły, nawet gdyby tego dnia zorganizowano specjalne autobusy dowożące dzieci istnieje uzasadniona obawa, że podczas przejazdu przez miasto mogłyby zostać zaatakowane przez awanturników, których nie brakuje wśród manifestantów.

"Samochody dostawcze, przewoźnicy są napastowani przez związkowców, więc nie będziemy ryzykować, aby przewozić dzieci" - tłumaczy Geisler.

O trudnościach codziennego funkcjonowania w Atenach opowiada też prezes Zrzeszenia Polaków w Grecji "Mieszko" Ryszard Gruda. Szczególnie bulwersuje go sprawa wywozu nieczystości miejskich.

"Żyję w Grecji 24 lata i nigdy tyle śmieci nie widziałem" - mówi Gruda. Oburza się, że do tak prozaicznych kwestii wykorzystywani są policjanci. "Policja zamiast pilnować porządku zajmuje się ochroną prywatnych śmieciarek, które są podpalane. Policja nie jest wykorzystywana do tych celów, co potrzeba" - tłumaczy prezes Zrzeszenia.

We wtorek wieczorem władze zapowiedziały, że do zbierania piętrzących się na ulicach stosów śmieci prawdopodobnie zostanie zaangażowane wojsko.

Zdaniem Grudy, w dobie strajków służby porządkowe powinny skoncentrować się na zabezpieczaniu demonstracji, zwłaszcza, że stanowią one dobrą okazję dla chuliganów, a w czasie kryzysu coraz częściej słychać w Grecji o ciężkich przestępstwach, morderstwach czy napadach.

"Państwo nie funkcjonuje na wszystkich szczeblach" - podsumowuje grecką rzeczywistość Gruda.

Poza strajkami kierowców transportu miejskiego szczególnie dotkliwe dla mieszkańców Grecji są protesty pracowników szpitali. Wprawdzie lekarze nie zawieszają swojej działalności, jednak bez skrupułów robi to administracja ośrodków służby zdrowia.

Przekonała się o tym na własnej skórze dyrektor Szkoły Polskiej w Atenach Marzanna Geisler, która miała niedawno styczność ze szpitalną administracją. "Przykładowo od godz. 11. do 13. strajkują ci, którzy dokonują wypisu i w efekcie na załatwienie formalności trzeba czekać cały dzień".

Im dalej od Aten, od lądowej części kraju, tym sytuacja wydaje się wyglądać lepiej. Prezes Związku Polaków Prowincji Dodekanez na Rodos Maria Teresa Frarakis przyznała w rozmowie z PAP, że na wyspie "nie odczuwa się efektów strajków". Jedyną istotną niedogodnością są przerwy w dostawie benzyny, jednak przed zapowiadanymi strajkami generalnymi mieszkańcy Rodos nie robią zapasów.

Mimo iż na wyspie również dochodzi do strajków pracowników portów, szkół, aptek czy szpitali, tutejsi mieszkańcy zdają się znosić je prawie bezproblemowo.

Frarakis tłumaczy, że mimo tych ograniczeń "wyspiarze" nie czują się "uwięzieni" i chociaż środki transportu funkcjonują z opóźnieniem, to zawsze jest możliwość wydostania się z Rodos, chociaż "zajmuje to więcej czasu niż zwykle".

Optymizm Greków z Rodos wynika prawdopodobnie z bardzo dobrej kondycji najważniejszego sektora tutejszej gospodarki, mianowicie turystyki. "Tegoroczny sezon był bardzo dobry" - ocenia Frarakis.

"Nasze taksówki i autobusy normalnie funkcjonują i nie mają wiele wspólnego ze związkami strajkującymi w Atenach" - mówi prezes Związku i tłumaczy, że ludzie zdają sobie sprawę, że turystyka to ich jedyne wyjście z kryzysu.

Potwierdzają to dane greckiego Związku Przedsiębiorstw Turystycznych SETE, według których w pierwszych siedmiu miesiącach 2011 roku Rodos, którą odwiedziło o 28 proc. turystów więcej niż w rok wcześniej, czyniąc wyspę najchętniej obieranym kierunkiem przez zagranicznych turystów.

Mimo trudności, jakie strajkujący przysparzają mieszkańcom również w Atenach da się zaobserwować względny spokój i społeczne przyzwolenie dla strajków.

Prezes Zrzeszenia Polaków w Grecji "MIESZKO" Ryszard Gruda potwierdza, że mimo licznych demonstracji i regularnych paraliżów miasta "nie ma paniki, a Grecy umieją się w tym odnaleźć". Częstotliwość strajków odbywających się od zeszłego roku mogła wpłynąć na zobojętnienie Greków wobec ciągłych utrudnień i wyrobić w nich swoiste mechanizmy przystosowania. "Jest to normalność, choć nienormalność" - określa życie codzienne Greków Gruda.

Również dyrektor Geisler wskazuje na fenomen dużej tolerancji społeczeństwa dla strajków. "Doskonale ich rozumiem, to jest jedyna możliwość ich protestu i zamanifestowania, że dzieje im się krzywda" - mówi o strajkujących.

Środę, gdy trwa piąty strajk generalny od początku roku Geisler, podobnie jak tysiące innych mieszkańców Grecji, spędza w domu i nie załatwia żadnych spraw na mieście. O środzie w Grecji mówi: "To kolejna niedziela dla tych, którzy zostaną w domach, a kolejny dzień ciężkiej pracy dla tych, którzy walczą z krzywdzącą polityką rządu".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Strajki paraliżują codzienne życie Greków
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.