Syria: strzały podczas demonstracji, są zabici
Szesnaście osób zginęło w piątek w Syrii, gdy siły bezpieczeństwa użyły broni, by rozproszyć protestujących przeciwko reżimowi prezydenta Baszara el-Asada w Banijas i innych miastach.
Dziewięć osób zginęło w mieście Homs w centrum kraju, gdzie manifestowało około 5 tys. ludzi.
Zabici zostali również manifestujący w innych miastach: w położonym na wschodzie kraju Dajr az-Zaur dwie osoby, dwie na przedmieściu Damaszku Harasta, jedna w Aleppo oraz 16-letni chłopiec i jeszcze jedna osoba w położonym na południu Dael - podały Lokalne Komitety Koordynacyjne, które dokumentują syryjskie protesty społeczne.
W Dael protestujący wznosili okrzyki przeciwko potężnemu kuzynowi prezydenta Ramiemu Machlufowi, który jest najbardziej wpływowym biznesmenem w kraju, zdaniem Syryjczyków uwikłanym w korupcję. W czwartek Machluf oznajmił, że poświęci się teraz działalności dobroczynnej. "Machluf, pobaw się w coś innego!" wykrzykiwano w piątek w Darze niedaleko granicy z Jordanią. Właśnie od Dary zaczęły się w połowie marca protesty.
Według przewodniczącego Syryjskiego Obserwatorium Praw Człowieka Ramiego Abdel Rahmana, do manifestacji po piątkowych modlitwach doszło też w Banijas, w regionie Dary na południu i na zachodzie w nadmorskiej Dżabli. Manifestujący tam wznosili okrzyki przeciwko rządowi i wyrażali solidarność z oblężonymi przez wojsko miastami.
Z kolei obrońca praw człowieka Abdallah al-Chalil podał, że w Madinat as-Saura (d. Tabka) na północy kraju protestowało co najmniej 2500 ludzi, ale siły bezpieczeństwa nie interweniowały.
Oficjalna syryjska agencja Sana podała, że rannych zostało trzech policjantów w jednej z dzielnic Damaszku.
Sana poinformowała również o zgromadzeniach w licznych miastach, w tym w Damaszku, Dajr az-Zaur, Hamie w zachodniej Syrii, gdzie manifestujący "wykrzykiwali różne hasła". Według AFP rzadko się zdarza, aby Sana informowała o manifestacjach.
Natomiast syryjska telewizja podała, że w piątek zabito policjanta, a ponad dwudziestu zostało rannych, kiedy "uzbrojone bandy" otworzyły ogień.
Jak co piątek prodemokratyczni Syryjczycy zmobilizowali się do protestów, tym razem poświęcając ten dzień pamięci bohatera syryjskiej rewolucji przeciwko francuskiemu mandatowi (1920-1946) Salehowi al-Alemu. Al-Ali był alawitą, tak jak większość członków reżimu Asada. Alawici, należący do odłamu islamu szyickiego, są mniejszością w głównie sunnickiej Syrii. Według AP wybór alawity Al-Alego ma pokazać, że przeciwnicy Asada nie podnoszą w protestach kwestii religijnych.
W manifestacjach w zeszłym tygodniu zginęło ponad 25 osób.
Według Rahmana w piątek w Banijas padły "gęste strzały, aby rozproszyć dwie manifestacje". "Siły bezpieczeństwa goniły manifestujących aż do małych uliczek, aby ich rozproszyć - powiedział. - Mieszkańcom zabroniono wychodzić na balkony".
Mustafa Osso z Lokalnych Komitetów Koordynacyjnych poinformował również, że oddziały wojskowe weszły do 100-tysięcznego miasta Maaret an-Numan w północno-zachodniej Syrii, 45 km od granicy z Turcją, i gromadzą się też wokół położonego bardziej na południe Chan Szejchon niedaleko Hamy.
Jak podał Omar Idilbi z Lokalnych Komitetów Koordynacyjnych, siły rządowe w pełni przejęły kontrolę nad Maaret an-Numan, położonym przy drodze łączącej Damaszek z Aleppo. Wielu mieszkańców uciekło stamtąd w ostatnich dniach.
Tysiące Syryjczyków nadal uciekają na północny zachód w stronę granicy z Turcją. Mówią oni o brutalnych działaniach wojska w miastach, z których uciekli.
W sumie od 15 marca w Turcji schroniło się około 10 tys. syryjskich uchodźców.
Restrykcje, jakim poddano w Syrii media i organizacje humanitarne, utrudniają niezależną weryfikację tych informacji.
Według syryjskich ugrupowań obrony praw człowieka, w trakcie trwających już trzy miesiące niepokojów zabito 1300 cywilów. Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka twierdzi, że zabito także ponad 300 żołnierzy i policjantów. Według rachuby amerykańskiej agencji AP, w Syrii zginęło ponad 1400 ludzi. (PAP)
Skomentuj artykuł