To było polityczne chodzenie po linie
Od lat wiele wskazywało, że referendum w sprawie brytyjskiego członkostwa w UE jest nieuniknione - pisze w czwartek "Financial Times". Ocenia, że przemówienie Davida Camerona było przeznaczone dla krajowej sceny politycznej i przypominało chodzenie po linie.
Wśród przesłanek na rzecz referendum brytyjski dziennik wymienia: narastający eurosceptycyzm brytyjskiej opinii publicznej, zmiany w naturze UE, powstanie konserwatywnego rządu w 2010 roku i czas, który upłynął, od kiedy Brytyjczycy po raz ostatni wypowiedzieli się na ten temat w 1975 roku.
"FT" ocenia w artykule redakcyjnym, że choć zapowiedź referendum tylko potwierdziła to, co wydawało się nieuniknione, faktyczne znaczenie ma zapowiedź etapu poprzedzającego plebiscyt: negocjacje nowych warunków członkostwa Wielkiej Brytanii w UE.
Odnotowuje, że w "skąpym w szczegóły" przemówieniu premier zidentyfikował dwie nadrzędne ambicje. Po pierwsze, chodzi o zapobieżenie marginalizacji krajów nienależących do strefy euro mimo jej głębszej integracji. Po drugie, Cameron dąży do tego, by "uwolnić Wielką Brytanię od nadmiernych regulacji" związanych z UE, a prawdą jest - podkreśla "FT" - że wiele legislacji pochodzących z Brukseli szkodzi konkurencyjności na kontynencie.
W innym komentarzu "Financial Times" pisze, że wiele elementów środowego przemówienia Camerona było "niekontrowersyjnych". - Kto nie chciałby elastycznej, otwartej i bardziej odpowiedzialnej Europy zdolnej do konkurowania z najlepszymi w ramach bezwzględnej światowej gospodarki? - pyta retorycznie.
Dziennik zauważa, że przemówienie, obliczone na utrzymanie jedności coraz bardziej eurosceptycznych torysów, nie było wyraźną deklaracją polityczną. "FT" odnotowuje też, że Cameron jednoznacznie argumentował na rzecz brytyjskiego członkostwa w UE.
Zwraca uwagę, że szef rządu mówił o Unii Europejskiej w kategoriach przede wszystkim wspólnego rynku. "Dla Niemiec, Francji, Włoch, Hiszpanii, Polski i innych, UE pozostaje (...) bardziej ambitnym projektem. Może okazać się to dla Camerona trudne, jeśli nie niemożliwe, balansować na takiej europejskiej linie" - konkluduje "Financial Times".
Cameron stawia uzasadnione pytania o przyszłość UE
Niemiecka prasa broni premiera Wielkiej Brytanii Davida Camerona przed krytyką ze strony polityków, podkreślając, że stawiane przez niego pytania o przyszłość UE są jak najbardziej uzasadnione; komentatorzy ostrzegają, że bez Londynu Europa będzie słabsza.
Niedbalstwem byłoby zwykłe odrzucenie brytyjskiej inicjatywy - ocenia lewicowoliberalny dziennik "Sueddeutsche Zeitung".
Komentator zauważa, że kraje strefy euro już od jakiegoś czasu usilnie zastanawiają się nad przebudową UE, a Cameron "otworzył swoim wystąpieniem kolejne drzwi do tej dyskusji", co należy uznać za jego zasługę.
"Ta brytyjska inicjatywa może nie podobać się wielu osobom nastawionym proeuropejsko. Jednak w czasach, gdy UE przechodzi przez ciężki kryzys i zastanawia się sama nad sensem (swego istnienia) i strukturami, wystąpienie Camerona będzie miało znaczenie wykraczające daleko poza Wyspy Brytyjskie" - czytamy w "SZ".
Jak podkreśla komentator, formuła "więcej Europy jest dobre dla wszystkich Europejczyków", przestała w czasie kryzysu działać. Chciałoby się wiedzieć, co oznacza "więcej Europy" i kto poniesie finansowe i polityczne koszty tego procesu - pyta niemiecki komentator.
Jego zdaniem "Europa nie ucieknie przed tą dyskusją, traktując Wielką Brytanię jak niegrzeczne dziecko". Powtarzana w Brukseli opinia, że Brytyjczycy bardziej potrzebują Europy niż odwrotnie jest "głupia i niebezpieczna". Bez Wielkiej Brytanii Europa będzie słabsza - ostrzega "Sueddeutsche Zeitung".
Zdaniem "Die Welt" Camerom nie jest osamotniony w swojej krytycznej ocenie zmian, jakie zachodzą od pewnego czasu w UE. Plany stabilizacji strefy euro oznaczają pogłębienie UE, które będzie miało daleko idące następstwa dla krajów nie będący członkami eurolandu - zwraca uwagę komentator.
"To, że Cameron porusza ten temat nie świadczy wcale o jego antyeuropejskiej postawie" - pisze "Die Welt". Dodaje, że tak samo nie jest antyeuropejskie przypominanie o zagrożonej konkurencyjności i obarczanie "sklerotycznych stosunków" w kierownictwie UE odpowiedzialnością za ten stan rzeczy.
Epitety w rodzaju "szantaż" czy "wybieranie najsmaczniejszych kąsków" to próba ucieczki przed dyskusją - ocenia "Die Welt", chwaląc jednocześnie kanclerz Angelę Merkel za apel o szukanie kompromisu z Brytyjczykami.
"Camerom ma rację: UE jest dziś mniej lubiana niż dawniej, wyborcy odwracają się od niej, odczuwają europejski system rządów jako obcy i niegodny zaufania" - pisze konserwatywny dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung". Komentator zwraca uwagę, że Camerom musi wykonać niemal "artystyczny szpagat", próbując pogodzić eurosceptyków we własnym obozie i europejskich partnerów, tracących cierpliwość do brytyjskiej polityki.
Wyjścia Brytyjczyków z UE nie mogą chcieć ani Cameron, ani jego europejscy partnerzy. "Dlatego powinni oni, gdy opadnie już podniecenie z powodu domniemanych czy też rzeczywistych brytyjskich działań na własną rękę, spokojnie przestudiować listę życzeń Camerona i nie odrzucać przemówienia od razu jako wybierania najsmaczniejszych kąsków" - czytamy w "FAZ".
Wydawany w Berlinie "Tagesspiegel" zauważa, że ilekroć ktoś zapowiada referendum, w Europie wybucha panika, co świadczy o złym stanie Europy.
"A przecież wszystkich interesuje to, czy Europa ma być scentralizowanym państwem, czy też raczej bardziej otwartym i elastycznym tworem" - czytamy w gazecie. Odrzucenie propozycji takiej elastyczności jako "wyszukiwanie najlepszych kąsków", jak uczynił to minister spraw zagranicznych Guido Westerwelle, to - zdaniem gazety - bzdura.
Komentator przypomina, że umowa z Schengen i strefa euro są dowodem na to, że w UE od dawna możliwe są zróżnicowane rozwiązania. "Mało elegancki termin przemówienia i jego podyktowane polityką wewnętrzną motywacje nie powinny przysłaniać faktu, że David Cameron postawił właściwe pytanie: co dalej?".
Skomentuj artykuł