Turcja: "Miękki zamach stanu" Erdogana

fot. Wikimedia Commons
PAP / mm

Premier Turcji Recep Tayyip Erdogan, który we wtorek odwiedza instytucje unijne, oskarża zagranicę o antyturecki spisek, tłumacząc w ten sposób skandal korupcyjny. Sam przeprowadza jednak "miękki zamach stanu" na sądy i policję. Sytuacja w Turcji odstrasza inwestorów i niepokoi UE.

"W innych czasach na ulicach Ankary i Stambuły byłyby czołgi" - pisze "The Economist" o sytuacji w Turcji, w której w ciągu zaledwie roku doszło do brutalnego tłumienia protestów, wielkiego skandalu korupcyjnego, czystki w policji i sądownictwie oraz gospodarczego spowolnienia, zaś premier mówi otwarcie o spiskach i piątej kolumnie kierowanej z USA przez islamskiego duchownego.

DEON.PL POLECA

Fakt, że w Turcji nie doszło do zamachu stanu należy uznać za sukces Erdogana, który zdołał ograniczyć wpływy armii. Dokonał to jednak przy znaczącej pomocy islamskiego ruchu Hizmet, którego przywódcą jest mieszkający w Ameryce islamski kaznodzieja Fethullah Gulen. Drogi Hizmetu i Partii Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP), czyli formacji premiera, rozeszły się jednak i teraz Erdogan oskarża Gulena o to, że wykorzystując swe rozległe wpływy w policji, sądownictwie i mediach przygotowuje "polityczne zabójstwo", którego on jest celem. A Hizmet ma podobno w Turcji miliony zwolenników.

"Politycznym zabójstwem" ma być śledztwo w sprawie korupcji i prania pieniędzy, które objęło ministrów i wysokiej rangi członków rządzącej partii. Dochodzenie wywołało skandal, podkopało zaufanie do rządu i otoczenia premiera i Erdogan zmuszony był przeprowadzić rekonstrukcję swego gabinetu. Ale odpowiedział też na śledztwo wymianą kadr w sądownictwie i policji; usunął ze stanowisk około 2 tys. wyższej rangi funkcjonariuszy policji, wymienił prokuratorów, a czystki dotknęły nawet publicznych mediów - w piątek pracę straciło m.in. 17 menedżerów telewizji TRT, wymieniono władze nadzorze bankowym i telekomunikacyjnym. Nawet gabinetowi ministrowie Erdogana nazywają te zmiany "miękkim zamachem stanu".

Jak pisze "Financial Times", tureccy politolodzy są przekonani, że nagły wysyp oskarżeń o korupcję pod adresem establishmentu AKP, na kilka miesięcy przed wyborami samorządowymi, jest w dużej mierze dziełem zwolenników Gulena.

Opinię publiczną coraz bardziej niepokoi jednak to, że Erdogan zasłania się teorią spiskową i oskarżeniami pod adresem Hizmetu, by zatuszować całkiem wiarygodne oskarżenia dyskredytującego jego otoczenie.

Zachowanie Erdogana jest tym bardziej niepokojące, że forsowana przez niego reforma sądownictwa jest postrzegana jako próba ograniczenia niezawisłości sądów. A ponadto - jak podaje brytyjski think tank Chatham House - premier wygłasza pojednawcze uwagi pod adresem armii, którą prawdopodobnie próbuje sobie zjednać, skoro stracił poparcie islamistów z Hizmetu.

Projekt ustawy o reformie sądownictwa przewiduje zwiększenie wpływu rządu na nominacje sędziowskie i prokuratorskie, powiększenie składu Wysokiej Rady Sędziów i daje rządowi decydującą rolę przy mianowaniu członków Trybunału Konstytucyjnego. Wysoka Rada Sędziów uważa, że projekt jest niezgodny z konstytucją.

Jak komentuje "Economist", postępowanie szefa rządu "osłabia rządy prawa"; ponadto premier "nie może oddalać podejrzeń o korupcję wyżywając się na policji i sądach".

Z drugiej strony afera korupcyjna budzi całkiem uzasadniony niepokój o to, jak obiektywne i niezależne są te instytucje, skoro nagle mogą się zwrócić przeciw jakiejś wybranej grupie. "Myśl o tym, że członkowie ruchu Gulena nie ujawniali posiadanych dowodów na korupcję w AKP, gdy partia ta była ich sojusznikiem, a teraz zwrócili się przeciw niej, rodzi podejrzenia, że niektórzy z nich nie są lojalni wobec konstytucji, lecz kogoś innego - prawdopodobnie Gulena" - podkreśla "Economist".

Forsowanie kontrowersyjnej reformy sądownictwa w Turcji, krytykowane przez Unię Europejską i USA, jest tym bardziej niepokojące, że turecka opozycja jest słaba, a media poddawane kolosalnej presji. "W Turcji uwięziono więcej dziennikarzy niż w Chinach i Iranie razem wziętych" - pisze "Foreign Policy". Niezawisłe sądy to jedyny sensowny mechanizm kontroli władzy w Turcji, której premier zdaje się mieć coraz bardziej autokratyczne zapędy.

Konserwatywny amerykański dwutygodnik "National Review" nazywa nawet skandal korupcyjny "przełomowym wydarzeniem we współczesnej historii Turcji", który dowodzi, że ważny, należący do NATO sojusznik USA przestaje być wiarygodny. Według "NR" Ankara stała się wspólnikiem Teheranu, czego ma dowodzić zaangażowanie w skandal korupcyjny tureckiego Halkbanku, który miał prowadzić nielegalne transakcje z Iranem.

Zaufanie do Ankary tracą też inwestorzy, a wartość tureckiej waluty - liry - nie przestaje spadać. Modernizacja tureckiej gospodarki, za którą chwalono Erdogana, wydaje się teraz powierzchowna, a ona sama - podatna na korupcję i polityczny klientyzm.

Jak podaje "Economist", zaniepokojona UE wysłała do Ankary przed wtorkową wizytą premiera w Brukseli "zakodowane ostrzeżenie: jeśli zmiany wprowadzane przez Erdogana poważnie ograniczą niezawisłość sądów, UE może zawiesić rozmowy" o akcesji Turcji do Unii.

Pierwsza od trzech lat wizyta premiera Turcji w Brukseli miała dotyczyć przyspieszenia tych rozmów; tymczasem - wobec licznych napomnień, jakich UE udzielała ostatnio Ankarze - "trudno będzie uniknąć publicznego wybuchu premiera znanego z cholerycznego temperamentu" - przewiduje "Economist".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Turcja: "Miękki zamach stanu" Erdogana
Komentarze (2)
M
misio
21 stycznia 2014, 00:21
w Polsce Tuska niemal co tydzień wychodzi na jaw jakaś afera, mamy też "rozgrzane sądy", sędziów na telefon, ślepych prokuratorów co to nigdzie nie potrafią dostrzec "osób trzecich" i prawdopodobnie fałszowane wybory, a jakoś nikomu w Unii to nie przeszkadza. Ciekawe.
R
rodrigez
20 stycznia 2014, 21:45
Turecki premier ma nadzieje, ze uda mu sie 'opracja Tusk' przeprowadzona z takim sukcesem w Polsce. Jak CBA wysunelo bardzo wiarygodne oskarzenia przeciwko rzadowi to natychmiast CBA zostalo spacyfikowane bo Tusk uznal, ze tak rzadzic sie nie da. I nikt nie protestowal, juz nawet kazdy zapomnial.