USA: po zamachu w Charlottesville Trump potępił rasizm i białych supremacjonistów
Prezydent Donald Trump zdecydowanie potępił w poniedziałek "zło, jakim jest rasizm, i wszystkich tych, którzy w imię rasizmu (...) uciekają się do przemocy, w tym Ku-Klux-Klan, zwolenników supremacji białej rasy, neonazistów i inne grupy nienawiści".
W oświadczeniu odczytanym z telepromptera Trump, po wyliczeniu swoich osiągnięć gospodarczych, nazwał sprawców motywowanej rasowo przemocy "kryminalistami i zbirami", dodając, że są oni "odrażający dla wszystkiego, co jest nam drogie jako Amerykanom".
Trump, który w poniedziałek przerwał swoje "robocze wakacje" i na dzień przyjechał do Waszyngtonu, wypowiadał się po tym, gdy 20-letni James Alex Fields podczas sobotniej demonstracji białych nacjonalistów w Charlottesville wjechał rozpędzonym samochodem w kontrdemonstrantów, zabijając jedną osobę - 32-letnią Heather Heyer - i powodując obrażenia u co najmniej 19 osób.
Fields, który - jak powiedział jego nauczyciel historii - "już w szkole średniej był zafascynowany Hitlerem i nazizmem", został oskarżony o zabójstwo, spowodowanie obrażeń oraz ucieczkę z miejsca wypadku. Prokurator generalny Jeff Sessions zapowiedział w poniedziałek, że prokuratorzy federalni zamierzają postawić Fieldsowi dalsze zarzuty, m.in. na podstawie ustawy o walce ze zbrodniami nienawiści.
Grupy ultraprawicowe - w tym osoby związane z rasistowską organizacją Ku-Klux-Klan, organizacjami białych nacjonalistów i organizacjami neofaszystowskimi - zjechały do Charlottesville na demonstrację przeciw planowanemu przez władze miasta usunięciu pomnika gen. Roberta E. Lee, jednego z dowódców Konfederacji w amerykańskiej wojnie domowej (1861-1865).
Trump był krytykowany, ponieważ w pierwszej reakcji na zamieszki w Charlottesville potępił w sobotę "przejawy nienawiści, bigoterii i przemocy z wielu stron". Oświadczenie to zostało skrytykowanie przez przedstawicieli obu partii - w tym przez ustawodawców z Partii Republikańskiej i m.in. redakcję konserwatywnego czasopisma "National Review" - jako niewystarczające, ponieważ prezydent nie wymienił grup odpowiedzialnych za akty przemocy podczas zamieszek w Charlottesville, a jego oświadczenie sprawiało wrażenie, że obarcza odpowiedzialnością zarówno demonstrujących zwolenników białej supremacji i nazizmu, jak i uczestników antyrasistowskiej kontrdemonstracji.
Republikański senator Lindsey Graham uznał, że "brak potępienia przez Trumpa zwolenników białej supremacji powoduje, iż jest on postrzegany jako ich przyjaciel".
W proteście przeciw niedostatecznemu potępieniu przez prezydenta Trumpa przemocy ze strony białych nacjonalistów w Charlottesville, Kenneth Frazier - Afroamerykanin, dyrektor wykonawczy firmy farmakologicznej Merck Co. - złożył rezygnację z członkostwa w powołanej przez prezydenta doradczej radzie ds. produkcji przemysłowej. Dopiero w oświadczeniu wydanym w niedzielę przez anonimowego przedstawiciela Białego Domu administracja zapewniała, że prezydent Trump "potępia wszystkie formy przemocy, bigoterii, nienawiści i oczywiście obejmuje to zwolenników supremacji białych, Ku-Klux-Klan, neonazistów i wszystkie grupy ekstremalne". To oświadczenie anonimowego przedstawiciela administracji nie zadowoliło jednak krytyków prezydenta.
Także poniedziałkowe, ostre potępienie przez Trumpa ekstremalnych grup rasistowskich nie zadowoliło jego krytyków. Przykładem może być komentarz Davida Nakamury, który na portalu niechętnego Trumpowi dziennika "Washington Post" napisał, że "rozpoczęte wyliczeniem sukcesów gospodarczych" oświadczenie prezydenta po prawie dwudniowej krytyce jego pierwszej rozczarowującej reakcji “było mocno spóźnione i sprawiało wrażenie naprędce przygotowanego".
Skomentuj artykuł