USA: Trump pewnym nominatem Republikanów

(fot. PAP/EPA/JUSTIN LANE)
Tomasz Zalewski / PAP / pk

Po wysokim zwycięstwie w prawyborach w stanie Indiana we wtorek i wycofaniu się z wyścigu senatora z Teksasu Teda Cruza miliarder Donald Trump ma już praktycznie zapewnioną nominację prezydencką Partii Republikańskiej (GOP) w tegorocznych wyborach.

Sensacyjne zwycięstwo Trumpa stawia jednak w trudnym położeniu jego partię. Sondaże nie dają mu na razie szans na wygraną w listopadowych wyborach z prawdopodobną kandydatką Partii Demokratycznej Hillary Clinton. A jego program i retoryka w kampanii tak drastycznie odbiegają od konserwatywnego programu GOP i przyjętych zwyczajów, że komentatorzy w USA piszą nawet o "końcu" stronnictwa Republikanów.

W Indianie Trump zdobył 53 procent głosów, gdy Cruz tylko 37 procent. Senator ogłosił, że "zawiesza" kampanię - co de facto oznacza rezygnację. Po wtorkowych prawyborach Trump ma już 1055 delegatów na partyjną konwencję przedwyborczą w Cleveland, która formalnie nominuje republikańskiego kandydata na prezydenta. Cruz zdobył ich dotąd tylko 564, co arytmetycznie eliminuje go z konkurencji, ponieważ do nominacji potrzeba minimum 1237 delegatów (50 procent plus 1). Gubernator Ohio John Kasich, który zdobył tylko 154 delegatów, więc jego udział miał znaczenie symboliczne, w środę ogłosił, że wycofuje się z wyścigu o republikańską nominację.

Trump zasłynął najpierw kontrowersyjnymi wypowiedziami - jak stwierdzenie, że z Meksyku imigrują do USA głównie gwałciciele i handlarze narkotyków. Pochwalał stosowanie tortur w walce z terrorystami, złożył zapowiedź niewpuszczania do USA muzułmanów i wyraził poparcie dla karania kobiet za aborcję. Zraził tym do siebie takie grupy elektoratu jak kobiety i Latynosi, których większość zapowiada, że na pewno nie będzie na niego głosować.

W sprawach międzynarodowych Trump głosi poglądy zbliżone do amerykańskich izolacjonistów w okresie międzywojennym, którzy sprzeciwiali się udziałowi USA w koalicji antyhitlerowskiej. Jak oni szermuje hasłem "America First" (Ameryka przede wszystkim), kwestionuje sens zachodnich sojuszy militarnych z NATO na czele i zapowiada radykalną rewizję układów o wolnym handlu w kierunku wzniesienia barier protekcjonistycznych.

Krytyka tych układów, zwłaszcza NAFTA z Kanadą i Meksykiem, i wymiany handlowej z Chinami, gdzie USA wciąż notują znaczny deficyt, a także zapowiedź budowy ogrodzenia na granicy z Meksykiem, które ma zahamować nielegalną imigrację z Ameryki Łacińskiej, zjednuje Trumpowi poparcie wyborców najbardziej poszkodowanych przez nową postindustrialną i zglobalizowaną gospodarkę. Są to na ogół mniej wykształceni biali mężczyźni, którzy stracili pracę w tradycyjnym przemyśle, przenoszącym fabryki do biedniejszych krajów. Trump obiecuje im poprawę bytu przez odwrócenie tego procesu i powrót miejsc pracy do USA. Do innych trafia twarda retoryka miliardera, który nie bacząc na polityczną poprawność otwarcie mówi o walce z radykalnym islamem i obiecuje "przywrócić Ameryce wielkość".

Język i styl kampanii Trumpa spotkały się z potępieniem niemal całego republikańskiego establishmentu. Popierający partię komentatorzy podkreślają, że obrażając tak liczne grupy wyborców, miliarder kompromituje Republikanów. Prawicowi publicyści zwracają uwagę, że jego populistyczny program ekonomiczny - atak na wolny handel i postulat zachowania w niezmienionym kształcie głównych funduszy federalnego ubezpieczenia emerytalnego i zdrowotnego (Social Security i Medicare) - kłóci się z podstawowymi zasadami wyznawanego przez GOP fiskalnego konserwatyzmu. Inni krytykują podważanie celowości udziału USA w sojuszach wojskowych, podkreślając, że oznaczałoby to zmianę całej dotychczasowej polityki zagranicznej, opartej na współpracy międzynarodowej.

Elity GOP długo usiłowały zablokować nominację Trumpa, gorączkowo szukając dla niego alternatywy. Zdecydowana większość Republikanów odmówiła mu poparcia, a wielu zapowiedziało, że jeśli zostanie kandydatem na prezydenta, nie będą na niego głosować. Niektórzy zagrozili nawet, że zagłosują na Hillary Clinton. Ze znanych polityków miliardera poparli tylko: senator z Alabamy Jeff Sessions, była kandydatka na wiceprezydenta Sarah Palin, były przewodniczący Izby Reprezentantów Newt Gingrich i dwaj byli rywale Trumpa do nominacji - neurochirurg Ben Carson i gubernator New Jersey Chris Christie.

W tej sytuacji Trumpowi będzie niezwykle trudno zjednoczyć Partię Republikańską przed wyborami, co jest zwykle kluczowe dla zwycięstwa - kandydaci stronnictw podzielonych lub skłóconych na ogół w USA przegrywają. Miliarder oświadczył, że zjednoczy GOP, zwracając uwagę, że w swej kampanii poszerzył w wielu stanach tradycyjny elektorat partii o wyborców biedniejszych i Republikanów bardziej liberalnych ze stanów wschodniego wybrzeża.

Przewodniczący Krajowego Komitetu Partii Republikańskiej Reince Priebus powiedział we wtorek, że Trump jest już "przypuszczalnym" nominatem, dając do zrozumienia, że kierownictwo GOP powinno zewrzeć szeregi wokół zwycięzcy. W najbliższych tygodniach można oczekiwać, że kolejni politycy republikańscy "wskoczą na jego wózek".

Jednak na razie dominują przewidywania, że w konfrontacji z Hillary Clinton Trump skazany jest na porażkę. Według sondaży, gdyby wybory odbyły się dziś, była senator i sekretarz stanu wygrałaby z dwucyfrową przewagą. Trump ma szczególnie liczny negatywny elektorat w grupie kobiet (ponad 70 procent nie chce na niego głosować) i mniejszości rasowo-etnicznych. Co więcej, sondaże dają Clinton przewagę w większości stanów "wahających się" (swing states), a w niektórych stanach tradycyjnie republikańskich, jak Wirginia, Karolina Północna i Arizona, Trump ma mniejsze poparcie niż kandydat prezydencki Republikanów z 2012 roku Mitt Romney.

Według ekspertów przyczyną takiego układu sił jest konfrontacyjny styl Trumpa, który zraża do niego umiarkowanych wyborców z politycznego centrum. Inni zwracają uwagę na stosunkowo dobrą sytuację ekonomiczną USA - gospodarka wyszła z kryzysu i bezrobocie oscyluje wokół 5 procent. Przyczynia się to do niezłych notowań prezydenta Baracka Obamy, co ułatwia Hillary Clinton prowadzenie kampanii wyborczej pod hasłem kontynuacji status quo.

Niektórzy ostrzegają jednak, że sytuacja jest płynna i nastroje wyborców mogą się zmienić - np. pod wpływem pogorszenia gospodarki lub podwyżki cen benzyny (kluczowego artykułu w USA), co zwiększy szanse Trumpa, odwołującego się do frustracji wyborców. Zwracają też uwagę, że Hillary Clinton również nie jest politykiem popularnym - według sondaży większość Amerykanów jej nie lubi, nie ufa jej i uważa ją za osobę nieuczciwą.

Jak zauważył czołowy polityczny komentator Howard Fineman, Partia Demokratyczna też jest podzielona. Rywal byłej first lady do nominacji senator Bernie Sanders, mimo że praktycznie nie ma już szans, zapowiada udział w prawyborach do samego końca, czyli do konwencji partyjnej w Filadelfii w lipcu.

Sanders reprezentuje lewe skrzydło Demokratów i ma wielu entuzjastów wśród młodych, wykształconych Amerykanów, do których trafia jego przesłanie zmniejszenia nierówności dochodów w USA i ukrócenia władzy wielkiego biznesu, zwłaszcza Wall Street. Zdaniem ekspertów osłabia to spójność partii - i szanse wyborcze Hillary.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

USA: Trump pewnym nominatem Republikanów
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.