Wybory w Turcji: "Erdogan jak sułtan"

(fot. thomas koch / Shutterstock.com)
PAP/mc

W społeczeństwie tureckim zmęczonym czwartymi w ciągu dwóch lat wyborami i zestresowanym coraz bardziej zaogniającą się sytuacją na południowym wschodzie, krążą spekulacje nt. wewnętrznej sytuacji w kurczowo trzymającej się władzy partii AKP.

Eksperci dyskutują nad planami dwóch “wielkich nieobecnych" - byłego prezydenta Abdullaha Gula oraz wicepremiera Bulenta Arinca, kórzy zostali odsunięci od władzy przez wszechpotężnego prezydenta Recepa Tayyipa Erdogana. Pytają, czy w partii po wyborach mogą zajść jakieś zmiany.
Yasyn, były członek AKP czyli Partii Sprawiedliwości i Rozwoju, której współzałożycielami byli Erdogan, Gul i Arinc, ma na swoim iPhonie krótki film. Widać na nim radośnie wiwatujący na cześć Erdogana wielotysięczny tłum, obserwowany ze specjalnych podwyższeń przez uzbrojonych po zęby komandosów. Wzdłuż barierek przechadzają się ochraniarze. Co chwila ktoś wciska im do rąk karteczki z osobistymi prośbami. Wszystkie natychmiast zostają doręczone Erdoganowi. Lufy karabinów komandosów wymierzone są prosto w stojących poniżej ludzi.
- Ta scena dobrze oddaje atmosferę panującą obecnie i w Turcji, i w AKP - mówi PAP Yasyn.
- Cała ta inscenizacja, szczegółowo wyreżyserowana, ma na celu stworzenie wizerunku Erdogana jako otomańskiego sułtana, sprawiedliwego władcy, z którym każdy obywatel może nawiązać bezpośredni kontakt. Ale lufy karabinów mówią jasno, że w Turcji obecnie nikt nie wie, kto jest wrogiem, a kto przyjacielem. Sułtan musi być czujny, wróg czai się wszędzie - wyjaśnia.
Według Yasyna tego, jak bardzo spolaryzowane jest w tej chwili społeczeństwo tureckie i jak płynne są podziały między przeciwnikami i zwolennikami Erdogana, dowodzi choćby fakt, że w środę (28 października) w Stambule policja usiłująca wejść do biur Bugun TV, popularnego kanału telewizyjnego, musiała usunąć ze swojej drogi konserwatywny tłum, wyglądający tak samo jak ten obecny na sfilmowanym wiecu.
- Do niedawna wielu uczestników tej demonstracji wskoczyłaby za Erdogana w ogień - mówi Yasyn, który sam opuścił AKP ponad rok temu, tuż przed wyborami prezydenckimi.
Tłumaczy, że Bugun TV należy do holdingu Ipek Koza, mającego powiązania z mieszkającym w Stanach Zjednoczonych muzułmańskim duchownym Fethullahem Gulenem, obecnie śmiertelnym wrogiem Erdogana, uważanym w Turcji za terrorystę. Rząd w tym tygodniu przejął cały holding, w skład którego m.in. wchodziło kilka stacji telewizyjnych i dzienników.
Jeszcze dwa lata temu Gulen był bliskim współpracownikiem Erdogana, a członkowie jego ruchu Hizmet (Służba) zatrudnieni w policji i sądownictwie, osadzili w więzieniu wielu wyższej rangi wojskowych, oskarżonych o próbę obalenia rządu w tzw. aferze Ergenekon. Obecnie ci sami ludzie są oskarżeni przez rząd o stworzenie tzw. równoległych struktur państwowych, także mających na celu zamach stanu. Aparatowi państwa w pozbyciu się Hizmetu pomagają wypuszczeni na wolność oficerowie.
- To tylko mała część paranoi, której jesteśmy obecnie świadkami. Erdogan pierze Turkom mózgi. Z przyjaciół kreuje sobie wrogów, z wrogów sprzymierzeńców. Do jednego worka potrafi nawet wrzucić PKK (Partię Pracujących Kurdystanu), Państwo Islamskie i syryjski wywiad - mówi Yasyn, mając na myśli niedawne oświadczenie prezydenta, że za zamachem w Ankarze, w którym zginęło ponad 100 prokurdyjskich aktywistów, stały łącznie te trzy organizacje.
W kręgach AKP Yasyn był blisko grupy zbliżonej właśnie do Gula i Arinca. Obaj zostali przez Erdogana odsunięci na boczny tor - Gul rok temu, a Arinc w czerwcu tego roku. Obaj też wyrażają, choć w sposób bardzo umiarkowany, niezadowolenie z tego, co dzieje się w partii, którą kiedyś kierowali. Szczególnie Arinc wypowiedział się ostatnio ostro przeciwko nowym kadrom partyjnym, oskarżając je o to, że arogancją i chciwością zastąpili ideały, które niegdyś przyświecały partii.
Yasyn zgadza się z Arincem i mówi, że AKP nie jest już tą samą partią, jaką była pięć czy sześć lat temu. Jego zdaniem Erdogan otoczył się zupełnie nowymi ludźmi, całkowicie mu oddanymi, którzy nie kwestionują żadnych jego decyzji. Mówi, że nominalny przywódca partii, premier Ahmet Davutoglu, nie ma na jej losy żadnego wpływu. Twierdzi też, że w AKP istnieje grupa, która chciałaby stworzyć dystans między partią a prezydentem.
Wielu ekspertów zgadza się z tą oceną sytuacji w AKP. “Powoli, przynajmniej dla niektórych członków, staje się jasne, że Erdogan jest problemem i prędzej czy później będą się musieli go pozbyć" - mówi PAP politolog Kerem Oktem z Uniwersytetu w Grazu w Austrii.
- Do tej pory Erdogan był w stanie utrzymać partię, bo ważne pozycje obsadza ludźmi sobie bliskimi a pozostałych trzyma w ostrych w ryzach. Teraz jednak Turcja coraz bardziej przemienia się w państwo, w którym demokratyczne procesy (do których jesteśmy przyzwyczajeni) już nie zachodzą, państwem, które swoim obywatelom nie może dłużej zapewnić bezpieczeństwa. Wśród pewnych kręgów AKP zaczynają pojawiać się pytania, co z tym fantem zrobić. Wciąż znajdują się tam ludzie, którzy są w stanie przywrócić i w AKP, i w kraju tak potrzebną równowagę. Problem w tym, że aby to osiągnąć, musieliby wystąpić otwarcie przeciwko Erdoganowi, bo po pierwsze, jest on w dalszym ciągu niezmiernie popularny, a po drugie, mówimy tu o latach wspólnej walki przeciwko tradycyjnym tureckim elitom i kemalizmowi. Dlatego nikt nie chce stać się przysłowiowym Judaszem. Mimo to zmiany są tylko kwestią czasu, bo coraz większa liczba członków AKP jest świadoma faktu, że obecna sytuacja jest niemożliwa do utrzymania - uważa Oktem.
Według tego politologa prawdziwym katalizatorem zmian w AKP może okazać się coraz gorsza sytuacja ekonomiczna Turcji. Rządy AKP do tej pory przynosiły finansowe korzyści wielu ludziom, zarówno tym z niższych warstw społeczeństwa jak i przemysłowcom i przedsiębiorcom. Ale obecnie już się tak nie dzieje.
- Sukces Erdogana i AKP polegał przez długi czas na tym, że udało im się połączyć dwie rzeczy, które zwykle nie idą w parze: zaofiarowali klasie upośledzonej wyższy poziom życia, dostęp do lepszej edukacji i służby zdrowia, a jednocześnie wprowadzili Turcję na drogę neoliberalnego sukcesu. To działało, póki turecka gospodarka szybko się rozwijała a międzynarodowy kapitał chętnie w nią inwestował. Teraz jednak nastąpiło wyhamowanie i biedni muszą za to zapłacić, bo Erdogan, jeśli chce przeżyć, musi nakarmić tych, którzy pomagają mu kontrolować cały system, czyli bogatych - tłumaczy Oktem.
Dodaje, że coraz wyraźniej jednak widać, iż cały system, dzięki któremu tyle osób w Turcji się wzbogaciło, przestaje działać, co oznacza, że nawet ci najbogatsi zaczynają tracić pieniądze. Dlatego to tylko kwestia czasu, kiedy i jedni i drudzy przestaną go popierać.
Podobnie uważa Ahmet Sozen, dziekan wydziału nauk politycznych na turecko-cypryjskim Uniwersytecie Wschodniośródziemnomorskim w Famaguście. Jego zdaniem w Turcji nie istnieje w tej chwili partia, która mogłaby się stać alternatywą dla AKP, dlatego zmiany muszą zajść w tej właśnie partii.
- AKP jest centrowa, konserwatywna, religijna, dokładnie taka sama jak większość Turków - mówi PAP Sozen. - Poza tym nie powinniśmy być ślepi i mylić całej AKP z Erdoganem. Przecież prawda jest taka, że w ciągu pierwszych pięciu lat władzy AKP podniosła standardy życia w Turcji. To właśnie te standardy przeszkadzają obecnie Erdoganowi w jego wysiłkach, aby umocnić swoją władzę.
Sozen także wymienia Gula jako człowieka, który w sprzyjających okolicznościach mógłby stać się symbolem nowej AKP. Uważa, że szczególnie w przypadku, gdyby w wyniku niedzielnych wyborów miało dojść w kraju do powołania rządu koalicyjnego, jednym z warunków takiego porozumienia mogłoby być odsunięcie Erdogana od bezpośredniego mieszania się w sprawy rządu.
Zupełnie nie podziela tej opinii weteran tureckiego dziennikarstwa Metin Munir. “Scenariusz okrągłego stołu, sytuacja, w której Erdogan dobrowolnie oddaje władzę, a potem żyje długo i szczęśliwie? To się w Turcji nie uda" - mówi PAP Munir.
- Do tego potrzebne jest społeczeństwo demokratycznie dojrzałe, zdolne do kompromisu. W Turcji słowo "kompromis" w języku polityki w ogóle nie istnieje. Nie widzę żadnych szans na przejęcie władzy w AKP przez jakąkolwiek umiarkowaną frakcję. Wszyscy mówią, że Gul jest człowiekiem, który może zastąpić Erdogana, ale Gul jest człowiekiem słabym. (...) Nie wierzę, aby po tych wyborach nastąpiła jakakolwiek poprawa. Sytuacja w Turcji może się tylko pogorszyć - uważa Munir.
Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Wybory w Turcji: "Erdogan jak sułtan"
Komentarze (1)
jazmig jazmig
31 października 2015, 18:33
Od Greka urodzonego w Polsce: Dotychczas mieliśmy doczynnienia z wysyłaniem z Turcji, łodziami "młodych biznesmenów", uciekających od możliwośc poboru wojskowego. Ta grupa pasażerów, zdaniem greckich służb dysponująca przeciętnie po 7-12 tysiącami Euro gotówki, na osobę, teraz kończy się. Jednocześnie kończy się dobra pogoda na Morzu Egejskim. Toteż tureckie "ministerstwo transportu" zadecydowało o promocji biletów na łodzie i pontony (dawniej słyszałem o przeciętnej 1200 Euro),  mianowicie teraz za jedynie pół normalnej taryfy od duszy. Czyli, w noce złej pogody, Turcy wpuszczają na środki pływające, czy raczej ledwo-pływające,  także osoby, które decydowały się zapłacić jedynie 50% dotychczasowych cen. Zapewne tylko tyle mogły. Czyli dopiero teraz zaczął zwiększać się wśród "pasażerów firm przewozowych" procent całych rodzin, rodziców z małymi dziećmi, czyli tych uchodźców nieco bardziej prawdziwych, od poprzedniego, totalnego oszustwa. Zauważcie, że to niemal wyłącznie greckie łodzie patrolowe i rybackie ich ratują. Turkom owi nieszczęśnicy nie są już potrzebni, skoro za "bilet" zapłacili już. Liczba ofiar jest oczywiście zaniżona - zlicza się tylko tych, o których wiemy. Czemu ponad połowa ostatnio notowanych śmierci, to dzieci ? Gdyż jako szczególnie osłabione i schorowane, gorzej znoszą zimną morską wodę. Żeby tak Wasze telewizje zaczęły wreszcie pokazywać sceny z prób resuscytacji tych dzieci, na greckim brzegu !  Na razie ponad osiemdziesięciu kolejnych, od "tamtego" zdjęcia małego chłopca.