Włoski bohater narodowy

Włoski bohater narodowy
(fot. PAP/net-epa/flickr.com)

Co można zrobić, będąc dowódcą, w tak dramatycznej sytuacji? Można uciec albo strzelić sobie w łeb (co też jest w gruncie rzeczy formą ucieczki). A można też robić swoje - to co należy do przyjętych obowiązków. Ot, po prostu. Życie od czasu do czasu (na nasze szczęście niezbyt często) kaprysi i powiada - sprawdzam.

Włochy mają nowego bohatera narodowego. Nie jest to piłkarz. Nie jest to siatkarz ani kierowca Formuły 1. Z tego co wiem nie jest to także fanatyk sportów zimowych. Ma 62 lata. Dwoje dzieci. I żonę Paolę.
Argilio Giacomazzi.

Kapitan promu Norman Atlantic, który wyruszył z Grecji, aby dotrzeć do Włoch. Na pokładzie  około 500 osób. Dzisiaj jeszcze dokładnie nie wiemy ile. Lista pasażerów i członków załogi liczyła 478 nazwisk. Ale już teraz wiemy, że na pokładzie byli także nielegalni imigranci, którzy z Afganistanu i Syrii chcieli dostać się do Włoch. Jeden z uratowanych już poprosił o azyl polityczny. Śmierć poniosło przynajmniej 13 osób. Zginęło także dwóch marynarzy z albańskiego holownika, który próbował ustabilizować przechylający się prom. Z pokładu zepchnęła ich lina cumownicza. Wciąż nie wiemy co stało się z 179 osobami. Marynarka Wojenna Włoch, która koordynowała akcją ratunkową ma nadzieję, że znajdują się na pokładach statków, które podejmowały rozbitków a które kierują się ku portom Grecji. Za kilkanaście godzin dowiemy się prawdy. 

    
Dzięki mediom mogliśmy oglądać prawie że z bliska dramat tych ludzi. Do sieci trafiły filmiki nagrywane przez zdesperowanych rozbitków. Akcja trwała kilkadziesiąt godzin. Myślę, że nikt z nas, siedząc wygodnie przed telewizorem czy monitorem komputera, nie potrafi wyobrazić sobie, co musi czuć człowiek na płonącym promie podczas sztormu. Dlatego nawet jeśli bulwersują nas relacje ocalałych, którzy opowiadają o tym, że na pokładzie dochodziło do bójek i okładania się pięściami, że mężczyźni wypychali z kolejki do szalup kobiety i dzieci to musimy wyznać, że my tylko teoretycznie wiemy jak się powinno zachować (i jak my byśmy się zachowali rzecz jasna), bo siedzimy w ciepłym mieszkaniu i nie zostaliśmy poddani strasznej próbie. Życie nie kaprysiło i nie powiedziało - sprawdzam.

DEON.PL POLECA

Uwaga mediów (zwłaszcza włoskich) skupiona była (i jest) na postaci kapitana. Wszyscy jeszcze mają w pamięci tragedię Costa Concordia i ucieczkę z jej pokładu kapitana Francesco Schettino. Ewakuował się jako jeden z pierwszych zostawiając załogę i pasażerów samych. Koordynujący akcję ratowniczą wtedy w niewybrednych słowach wezwał go do powrotu na pokład. Tym razem było inaczej. Ktoś powie, że  stało się właściwie tak jak powinno być. Po prawie trzydziestu godzinach walki z pożarem i sztormem, po opuszczeniu pokładu Norman Atlantic przez załogę i pasażerów, zszedł z niego jako ostatni  kapitan Argilio Giacomazzi.

Co można zrobić, będąc dowódcą, w tak dramatycznej sytuacji? Można uciec albo strzelić sobie w łeb (co też jest w gruncie rzeczy formą ucieczki). A można też robić swoje - to co należy do przyjętych obowiązków. Ot, po prostu. Życie od czasu do czasu kaprysi i powiada - sprawdzam.

Podziw dla kapitana włoskiego promu nie zmienia faktu, że będzie musiał stanąć przed śledczymi i odpowiedzieć na przynajmniej dwa pytania. Pisze o tym dosyć obszernie włoska prasa. Przede wszystkim czy samochody zostały właściwie rozmieszczone w ładowni. Pierwsze świadectwa uratowanych kierowców ciężarówek wskazują na to, że mogły zostać przy tym popełnione pewne błędy. Drugie pytanie dotyczy momentu ogłoszenia alarmu pożarowego. Większość uratowanych twierdzi, że został on ogłoszony zbyt późno. Wtedy kiedy pasażerowie już wiedzieli, że prom płonie. Wiedzieli, bo dusili się dymem.

W tym wszystkim pojawia się jeszcze jeden wątek. Śledczy stawiają sobie pytanie czy w ładowni z samochodami nikogo nie było. Według przepisów nie powinno być. To oczywiste. Ale skoro wiemy już, że na pokładzie byli nielegalni imigranci to musimy sobie także zadać pytanie gdzie w czasie tej podróży morskiej mogli przebywać. Najprawdopodobniej w którejś z ciężarówek przewożących ich do lepszego świata. To rzecz jasna jedynie hipoteza.

Ten tekst piszę 30 grudnia. Dzisiejsza prasa doniosła o tym, że na tym samym Morzu Jońskim znajduje się statek Blue Sky M, z którego nadano sygnał SOS. Kilkaset nielegalnych imigrantów z Syrii bez wody i jedzenia zostało porzuconych przez załogę.

Historia Norman Atlantic pokazuje, że Lampedusa nie jest jedynym szlakiem przerzucania nielegalnych imigrantów. Że istnieje także Joński Szlak. Tak samo jak istnieje Szlak Bieszczadzki. Dowiadujemy się o tym (lub chcemy się o tym dowiedzieć) tylko wtedy kiedy mamy do czynienia ze śmiercią. Ona nas czyni równych. I tych, co mieszkają w raju i tych, co chcą się do niego dostać.

Kapłan w zakonie zmartwychwstańców. Autor rekolekcji o "Amoris Laetitia". Mieszka i pracuje w Tivoli

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Włoski bohater narodowy
Wystąpił problem podczas pobierania komentarzy.
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.