Gdy umieramy, nie wiemy, co się dzieje. Gdy przychodzimy na świat, nie mamy pojęcia o co chodzi. Tę pasjonującą zagadkę ludzkiego losu rozwija w jednej ze swoich książek norweski pisarz Jon Fosse, który w Polsce zyskuje coraz większą popularność. Podejmuje tematy, na które nikt nie zna odpowiedzi. Tym razem w centrum jego rozważań znalazły się narodziny i śmierć.
Gdy umieramy, nie wiemy, co się dzieje. Gdy przychodzimy na świat, nie mamy pojęcia o co chodzi. Tę pasjonującą zagadkę ludzkiego losu rozwija w jednej ze swoich książek norweski pisarz Jon Fosse, który w Polsce zyskuje coraz większą popularność. Podejmuje tematy, na które nikt nie zna odpowiedzi. Tym razem w centrum jego rozważań znalazły się narodziny i śmierć.
- Cała współczesna ideologia, nieustannie kolportowana przez media, powtarza, że właśnie to należy robić: zniknąć wśród rzeczy jako producent bądź jako konsument. Należy zamknąć się w świecie, żeby się oderwać od siebie, od swojej własnej najbardziej wewnętrznej samotności, której nie traktuje się jako coś, co poprzez ciszę łączy człowieka z Bogiem, ale jako coś przerażającego, groźnego. Człowiek po prostu boi się samego siebie i boi się Boga – mówi Jon Fosse, laureat literackiej Nagrody Nobla, jeden z najważniejszych pisarzy na świecie. W rozmowie z Eskilem Skjeldalem, której fragment publikujemy, odsłania swoją duchową biografię.
- Cała współczesna ideologia, nieustannie kolportowana przez media, powtarza, że właśnie to należy robić: zniknąć wśród rzeczy jako producent bądź jako konsument. Należy zamknąć się w świecie, żeby się oderwać od siebie, od swojej własnej najbardziej wewnętrznej samotności, której nie traktuje się jako coś, co poprzez ciszę łączy człowieka z Bogiem, ale jako coś przerażającego, groźnego. Człowiek po prostu boi się samego siebie i boi się Boga – mówi Jon Fosse, laureat literackiej Nagrody Nobla, jeden z najważniejszych pisarzy na świecie. W rozmowie z Eskilem Skjeldalem, której fragment publikujemy, odsłania swoją duchową biografię.
Zwolennicy prostych po ludzku interpretacji wiary nie czytają mistyków. Wystarcza im katechizm z pytaniami i „bezbłędnymi” odpowiedziami. Wielu z nich opiera swoją wiarę na cudach i prywatnych objawieniach. Dzięki nim dowiadują się, co trzeba zrobić, aby uratować swoją duszę: chodzić na pielgrzymki, odmawiać różaniec, przystępować często do Komunii (najlepiej klęcząc), spełniać dobre uczynki, nosić na szyi medalik, wznosić jakiś pomnik... Kto zatem czyta mistyków, którzy wiedzą, że nic nie wiedzą i że nic nie można zrobić, by zaskarbić sobie życzliwość Boga? Kto się takimi mistykami zachwyca? I co to daje?
Zwolennicy prostych po ludzku interpretacji wiary nie czytają mistyków. Wystarcza im katechizm z pytaniami i „bezbłędnymi” odpowiedziami. Wielu z nich opiera swoją wiarę na cudach i prywatnych objawieniach. Dzięki nim dowiadują się, co trzeba zrobić, aby uratować swoją duszę: chodzić na pielgrzymki, odmawiać różaniec, przystępować często do Komunii (najlepiej klęcząc), spełniać dobre uczynki, nosić na szyi medalik, wznosić jakiś pomnik... Kto zatem czyta mistyków, którzy wiedzą, że nic nie wiedzą i że nic nie można zrobić, by zaskarbić sobie życzliwość Boga? Kto się takimi mistykami zachwyca? I co to daje?
{{ article.published_at }}
{{ article.description }}
{{ article.description }}