Nic się nie kończy, lecz wszystko się zmienia
Gdy umieramy, nie wiemy, co się dzieje. Gdy przychodzimy na świat, nie mamy pojęcia o co chodzi. Tę pasjonującą zagadkę ludzkiego losu rozwija w jednej ze swoich książek norweski pisarz Jon Fosse, który w Polsce zyskuje coraz większą popularność. Podejmuje tematy, na które nikt nie zna odpowiedzi. Tym razem w centrum jego rozważań znalazły się narodziny i śmierć.
Jego zdaniem agresywne światło tego świata przeraża noworodka, choć nikt z nas tego nie pamięta. Noworodek płacze nie dlatego, że jest głodny, ale dlatego, że nie wie, co się dokoła niego dzieje. Jest przerażony. Natomiast umierając boi się człowiek nie światła, lecz ciemności. Otulony jej płaszczem, zdezorientowany, łapie ostatni oddech.
Powieść ‘Poranek i wieczór’ (Morgon og kveld) Jona Fossego, która nie ujrzała jeszcze światła dziennego w języku polskim, wprowadza czytelnika w paradoksalną atmosferę zmierzchu o poranku, w klimat rodzącego się śmiertelnika, który przemierzy tę samą drogę, jaką przeszedł jego dziadek i ojciec trudniący się połowem ryb. Przejdzie przez świat nadając ciężar przedmiotom, którymi będzie się posługiwał. Nada im wartość. Obdarzy duszą wysłużony rower z przebitą dętką, wiszące na ścianie grabie i łopaty. A gdy umiera o poranku „wszystkie jego narzędzia są na swoim miejscu, prawie wszystkie stare i zadbane […] i myśli, że wszystko jest tak, jak powinno być, a jednocześnie jakby wszystko było inne, wszystkie te rzeczy są zwykłymi przedmiotami, a mimo to, jakby nabyły jakiejś swojej godności […], jakby miały większą wagę niż ich rzeczywisty ciężar i jednocześnie były pozbawione ciężaru”.
Rzeczy codziennego użytku, którym przygląda się umierający bohater powieści są ‘cięższe niż zwykle’ (bardziej wartościowe), bo obciążone długą historią, ale są też ‘lżejsze niż były kiedyś’, bo wznoszą się ponad ziemię, już do niej nie należą. Są wspomnieniem, symbolem wartościowego życia, które nie kończy się wraz ze śmiercią.
Język Fossego jest pełen paradoksów. Przeciwieństwa współistnieją tworząc tajemniczą całość. Podobnie jak w Septologii ‘świetlista ciemność’, tak tutaj „lekka ciężkość” opisuje coś nieuchwytnego, wyjątkowo wartościowego, wymykającego się ludzkiej logice. Wydaje się, że ta „lekka ciężkość” odnosi się do wagi jaką przywiązujemy do przedmiotów i codziennych zajęć. Nadając im ciężar, uzasadniamy ich istnienie. W ten sposób czynimy je lekkimi, pełnymi ducha. Stają się częścią naszej historii, częścią naszego życia.
Trzeba zarzucić sieci na połów, obciąć Peterowi włosy, bo spadają już mu na plecy, zanieść buty do szewca, spotkać starą panią Pettersen, a potem wrócić do domu, gdzie Erna, ukochana żona, zaparza kawę. Oni wszyscy, choć już dawno nie żyją, są nadal częścią życia bohatera powieści, nadal są częścią jego planów na sensowne spędzenie dnia.
Nic się nie kończy, lecz wszystko się zmienia. Przechodzimy z jednej formy istnienia do innej. Te same imiona, ale ludzie nie ci sami. Wszystko jest inne niż było, choć jakby takie same. Fosse zanurza się w doświadczenie dziecka opuszczającego bezpieczny świat matczynego łona i wciela się w postać dojrzałego człowieka stojącego przed tajemnicą śmierci. Nic jednak nie przemija bezpowrotnie. Rozpadają się tylko oswojone przedmioty i znikają bliscy ludzie. Miasto pustoszeje. Zostają tylko słowa. Na chwilę.
Ta niewielka opowieść z pogranicza światów wciąga czytelnika już od pierwszej strony i urzeka zaskakującymi opisami wrażeń, których człowiek nie jest w stanie opowiedzieć, bo był zbyt mały, by je zapamiętać albo nie może ich nam przekazać, bo jest już zbyt daleko, by powrócić.
Skąd Fosse to wszystko wie? Odpowiedź na to pytanie pozostaje tajemnicą jego talentu. Nie należy też doszukiwać się tu jakiejś wybitnej teologii czy wizji życia pomimo śmierci. „Musisz odzwyczaić się od życia” – mówi Peter, który ma doprowadzić zmarłego Johannesa tam, gdzie niebo i ocean są jednym, a światło z wodą się miesza, gdzie nie ma nawet słów.
Autor „Poranku i wieczoru” opowiada o trudzie uwalniania się od rzeczy, do których jesteśmy przywiązani, jakimi otaczamy się za życia. Dopiero taka wolność pozwala „odzwyczaić się od życia”, by żyć jego pełnią. I śmierć nic tu nie zmieni. Wtedy poranna kawa i ręcznie skręcony papieros, codzienny rytuał bohatera powieści, staje się częścią wieczności.
Jon Fosse, Morgon og kveld, Samlaget, Oslo 2016, ss. 115.
Cytowane fragmenty są autorskim tłumaczeniem z włoskiego przekładu:
Jon Fosse, Mattino e sera, La nave di Teseo. Milano 2023, ss. 152.


Skomentuj artykuł