Pierwsze pokojowe przekazanie władzy w historii tego kraju. Od dekad trwała tam krwawa wojna
Jeden z przywódców opozycji Felix Tshisekedi został w czwartek zaprzysiężony na nowego prezydenta Demokratycznej Republiki Konga. To pierwsze pokojowe przekazanie władzy w DRK od uzyskania niepodległości przez to afrykańskie państwo.
Tshisekedi, w niebieskim garniturze i ciemnych okularach, składał w Kinszasie przysięgę przed tysiącami swoich zwolenników, przedstawicielami rządu oraz zagranicznymi ambasadorami - relacjonuje Reuters. Z powodu kontrowersji związanych z liczeniem głosów na ceremonii obecny był tylko jeden przywódca państwa - prezydent Kenii Uhuru Kenyatta.
W inauguracyjnym przemówieniu Tshisekedi wezwał do pojednania narodowego. "Chcemy zbudować silną DRK, zwróconą ku rozwojowi w pokoju i bezpieczeństwie; DRK, w której każdy ma miejsce" - mówił. Zapowiedział również walkę z korupcją i podziałami plemiennymi oraz uwolnienie wszystkich więźniów politycznych.
Podczas wystąpienia nowy prezydent źle się poczuł i na chwilę musiał opuścić scenę. Po krótkiej przerwie powrócił na nią, tłumacząc się "krótką chwilą słabości" i wyczerpaniem wyborami oraz emocjami. Jego rzecznik wyjaśniał potem, że powodem zasłabnięcia była zbyt ciasna kamizelka kuloodporna. AP pisze, że z powodu upału do zasłabnięć dochodziło również wśród tłumu Kongijczyków obserwujących zaprzysiężenie.
Inauguracja nowego prezydenta była możliwa po decyzji Sądu Konstytucyjnego DRK, który w sobotę oddalił skargę lidera opozycji Martina Fayulu ws. sfałszowania wyników wyborów prezydenckich i potwierdził tym samym zwycięstwo wyborcze Tshisekediego.
Według kongijskiej komisji wyborczej Tshisekedi miał zdobyć ponad 7 mln z 18 mln oddanych głosów, podczas gdy Fayulu ok. 6,4 mln, a kandydat partii rządzącej, popierany przez dotychczasowego prezydenta DRK Josepha Kabilę były szef MSW Emmanuel Ramazani Shadary - ok. 4,4 mln. Do zwycięstwa w wyborach prezydenckich w DRK potrzebna jest zwykła większość głosów.
Niektóre z mediów, w tym m.in. brytyjski "Financial Times" oraz francuskie radio RFI, utrzymują, że z ich informacji wynika, że Tshisekedi nie wygrał wyborów. Podobnie twierdzi wpływowy w DRK Kościół katolicki. Oficjalne wyniki wyborów prezydenckich nie zgadzają się z danymi 40 tys. kościelnych obserwatorów głosowania.
Opozycja twierdzi, że obecny prezydent DRK zawarł potajemny pakt z dotychczasowymi władzami, w tym wieloletnim dyktatorem Kabilą. Miał on być zawarty w grudniu i dotyczyć podziału wpływów, nietykalności i zapewniać Tshisekediemu zdobycie władzy.
Z obawy przed niepokojami społecznymi w DRK wiele państw afrykańskich i zachodnich zdecydowało się po decyzji sądu uznać oficjalne wyniki wyborów. Wcześniej część krajów wstrzymywała się z takim krokiem.
Podczas wyborów z 30 grudnia obserwatorzy donosili o licznych przypadkach łamania procedur demokratycznych. Oficjalnie w związku z epidemią eboli możliwości głosowania pozbawiono ponad 1 mln osób, a na krótko przed wyborami w magazynie w stolicy kraju Kinszasie spłonęło 7 tys. maszyn do głosowania i urn wyborczych. Władze ograniczyły też dostęp do internetu.
Atmosfera polityczna w DRK pozostaje napięta, ale w kraju nie dochodzi do zamieszek. Czwartkowa inauguracja to pierwsze pokojowe przekazanie władzy od uzyskania w 1960 roku niepodległości przez to w ponad 40 proc. katolickie państwo.
DRK jest trzecim co do liczby ludności krajem afrykańskim. W toczącej się w latach 1997-2003 wojnie domowej zginęło tam od 3 mln do 5,5 mln osób. Kabila stał na czele tego państwa od 18 lat.
Skomentuj artykuł