Bóg dał nam światło przez św. siostrę Faustynę i ks. Dolindo Ruotolo

Ks. Robert Skrzypczak - fot. Wyd. Esprit

Wielu patrząc na swoje osobiste doświadczenia i na dzieje świata, zadaje sobie pytanie o to, gdzie w tym wszystkim jest Pan Bóg? Jak Go odnaleźć? Bóg jest obecny w świecie i posyła nam wiele znaków swojej obecności. O kilku z nich (św. siostrze Faustynie, św. Gemmie Galgani i ks. Dolindo Ruotolo) mówił ks. prof. Robert Skrzypczak w przygotowaniach do tegorocznej Uroczystości Serca Pana Jezusa w Krakowie.

Dzisiaj jesteśmy w takim momencie, że trzeba zająć stanowisko albo za, albo przeciw. Ja jestem bardzo przekonany. Od jakiegoś czasu to też zostało mi jakoś podarowane, ja zostałem na to nie wiem jakim sposobem naprowadzony, ale jestem przekonany, że dzisiaj Bóg naszemu zmęczonemu, przejedzonemu, smutnemu społeczeństwu postanowił włączyć dwa potężne reflektory.

Jednym z tych reflektorów to jest przesłanie o Bożym Miłosierdziu. I Bóg w tym celu między innymi posłużył się jedną zwykłą siostrą zakonną. Z Płocka, potem z Wilna, a potem z Krakowa, siostrą Faustyną. I posługując się tą zwykłą kobietą konsekrowaną, odsłonił nam, przypomniał nam taki istotny fragment Ewangelii, jakim jest Miłosierdzie Boga.

Miłosierdzie Boga to kwintesencja ewangelii

Co to znaczy, że Bóg jest miłosierny? Co to znaczy, że Jezus mówi bądźcie miłosierni jak Ja jestem miłosierny? Bóg jest miłosierny, to znaczy zawsze odpowiada dobrem na zło. On jest jedyny, przy którym mogę się pomylić. I Bóg nie musi od razu wyciągać z tego powodu konsekwencji. Kocha mnie także wtedy, kiedy ja jestem dla innych i dla siebie nie do zniesienia. Kocha mnie nawet wtedy, kiedy ja siebie przekreślam. Kiedy w siebie przestaję wierzyć, a On patrzy na mnie z miłością.

Jak bardzo potrzebowaliśmy tego przesłania. Zobaczcie, dzienniczek o Bożym Miłosierdziu siostry Faustyny jest najczęściej tłumaczonym dziełem polskiej literatury na wszystkie języki świata. Faustyna dawno przebiła już Sienkiewicza i Lema, razem wziętych. Wszędzie na świecie wizerunek Jezusa Miłosiernego. Jak bardzo tego potrzebowaliśmy.

Wydawało się, że Bóg jest sędzią sprawiedliwym tylko, który za dobro wynagradza i za złe karze. Dlatego ludzie zawsze zbliżają się do Boga na wdechu. Boimy się prawdy. A tu okazuje się w tym miejscu, gdzie pojawia się prawda czeka na nas Ktoś, kto szczerze z całego serca walczy za nas. Chce nas mieć przy sobie. Chce nas obdarzyć życiem i to życiem wiecznym.

Lekarstwo przyjdzie przez ‘zwykłego księdza’

A drugi wielki reflektor, który został włączony temu pokoleniu to jest reflektor z Neapolu. Jestem o tym coraz bardziej przekonany. Że tak jak tutaj w tym wypadku Bóg posłużył się zwykłą siostrą zakonną, w tamtym wypadku Bóg posłużył się zwykłym księdzem.

Jedna z najsłynniejszych mistyczek, żyjących we Włoszech na początku XX wieku to św. Gemma Galgani. Była mistyczką, stygmatyczką, cierpiała, jednoczyła się z Chrystusem. W swoim dzienniku napisała, że Kościół będzie kiedyś w przyszłości przechodził przez straszne tarapaty, kryzys tożsamości, zagubi się. Odłączy się od swojego Zbawiciela. Tak pisała Gemma Galgani. I ratunek, lekarstwo przyjdzie nie z najwyższych półek, stanowisk, władzy w Kościele. Nie ze strony wielkich teologów, tylko ze strony zwykłego księdza. Ale nie powiedziała o kogo chodzi.

Mistyk z Neapolu, ksiądz Dolindo Ruotolo

Kiedy się dowiedziałem o księdzu Dolindo, zacząłem szukać kto to jest ten człowiek, który uczył nas wszystkich takiej prostej modlitwy: „Gesú, pensa ci Tu”. Tak pięknie po włosku to brzmi. Po polsku „Jezu, Ty się tym zajmij”. Ksiądz Dolindo przekazuje nam inny aspekt, inną stronę tajemnicy Boga, że wierzyć w Boga to jest odpocząć w Jego zaufaniu. W zaufaniu do Niego. Że to zaufanie jest tak bardzo skuteczne.

Kiedy po raz pierwszy wybrałem się do Neapolu, mówiłem o księdzu Dolindo w jakiejś włoskiej parafii i nagle pojawia się przede mną para małżeńska. I oni mówią, my mieszkaliśmy tyle lat w Neapolu, a naprawdę nigdy w życiu nie słyszeliśmy o żadnym księdzu Dolindo. Otworzyłeś nam oczy. Jesteśmy tak w tej chwili zaciekawieni, że nie będziemy w stanie teraz spać. Ja pomyślałem sobie, Bogu dzięki. Dostaję nie tylko dwoje przewodników, którzy mi pomagają, którzy znają miasto, ale jeszcze dobre towarzystwo. I pojechaliśmy, szukaliśmy.

Gdzie on może być? Gdzie on żył? Nikt nie wiedział. Ani taksówkarze, ani w księgarni katolickiej. Kto? Jak? Do... jak mówisz? Dolindo? I wreszcie znaleźliśmy. Znaleźliśmy ten kościół, w którym pracował. Jego ciało, które spoczywa z boku w takim pięknym sarkofagu. I ludzi, którzy się przytulają jak jaskółki do grobowca księdza Dolindo. I pukają ciągle. I uczą się tego: „Jezu, Ty się tym zajmij”.

Grazia, bratanica księdza Dolindo ma w tej chwili 96 lat. Ale jaki umysł, jaka pamięć. Wtedy po raz pierwszy się z nią spotkałem. Byłem tak szczęśliwy, że znajduję świadka z pierwszej ręki. A ona była zadziwiona, że jakiś ksiądz z dalekiej Polski przyjechał i chce słuchać o jej stryju, jak to potem mi powiedziała, ‘z rozszerzonymi źrenicami’. I ona wtedy powiedziała: „wiesz, ksiądz Dolindo nieraz mówił, ‘ludzie nie widzą Boga, bo Mu nie ufają. Ale zaledwie zaczniesz Mu ufać, będziesz Go widział’. Uczył wszystkich bezgranicznego zaufania wobec Boga”.

Kim był ks. Dolindo?

A to był człowiek, który przeszedł przez ogromne cierpienie. Zostawił autobiografię, która jest wręcz zatytułowana ‘Dolindo, znaczy ból’. Trudno sobie wyobrazić, że jeden człowiek może przejść przez tak dużo nieszczęść, tarapatów. I rodzinnych, i związanych z ciałem, ze zdrowiem, ale przede wszystkim także z przykrości, ostracyzmu, niechęci, prześladowania, które go spotkało także ze strony Kościoła, który kochał do końca. Czterokrotnie postawiony przed Świętym Oficjum. Poddawany niekończącym się przesłuchaniom. Jak czasami czytałem protokoły tych przesłuchań, naprawdę można się załamać.

Stawiano mu zarzuty, przed którymi w ogóle nie wiedział, jak się wybronić. I on wszystko to oddawał w ręce Boga. Całe to upokorzenie, które na niego spadało. Najpierw pozbawili go prawa głoszenia, potem spowiadania, potem odprawiania mszy świętej. Na czas trwania procesów nawet nie wolno mu było przyjmować Komunii Świętej. Heretyku, schowaj się! I ksiądz Dolindo nigdy się na nikogo nie skarżył. Wszystko oddawał w ręce Boga. Cały żal, na który się zdobywał. To jak jeden świadek kiedyś powiedział, wszedł do kościoła w nocy i spotkał księdza Dolindo przed otwartym tabernakulum. Płakał, modlił się tak z rękami wyciągniętymi do Pana Jezusa. I powtarzał perché (dlaczego)? I to był cały jego żal. A resztę wyrażał na organach. Bo wtedy grał i komponował, żeby utrzymać się przy życiu. 19,5 roku w karach kościelnych.

Jeden z prefektów Świętego Oficjum, który pilnował księdza Dolindo, jego aresztowania, mówił: Dolindo, żaden z tych zarzutów, które ci postawili nie sprawdził się, nie potwierdził się. Wiesz, gdybym ja ciebie nie znał, to pomyślałbym, że fakt, że cię w ten sposób traktują, mógłby świadczyć tylko o jednym, że jesteś niezłym kanalią. Ale ja wiem, że ty jesteś niewinny.

I radził mu: Dolindo, postaw się. Zacznij się bronić. Nigdy się nie bronił. Wszystko oddawał w ręce Boga. A kiedy po 19,5 roku został zrehabilitowany, przywrócony do wszystkich czynności kapłańskich, nagle okazuje się, że ma wszystkie te same właściwości, dary jak ojciec Pio. Dar czytania w sercach ludzi, dar prorokowania, dar rozróżniania. Mówili mi Neapolitańczycy: Padre, widzisz tamtą ulicę, która dochodzi do kościoła, gdzie pracował? Schodzi w dół, w dół, daleko, daleko. Potem się zawija, a potem jest skrzyżowanie. Tam mniej więcej kończyła się kolejka ludzi, którzy czekali, żeby u księdza Dolindo się wyspowiadać. Albo żeby skonsultować swoją własną sprawę, prosić o modlitwy.

Karabin na diabła

Grazia mi mówiła: Księdzu Dolindo zależało przede wszystkim na tym, żeby Słowo Boga materialnie wróciło do serc ludzi. Żebyśmy zaczęli na nowo spotykać się z Chrystusem poprzez Pismo Święte, Słowo Boga. Dlatego skomentował całe Pismo Święte, 33 tomy. Każdy po 1000 stron. Czekają na tłumaczenie. Ale to co jest najważniejsze, to jest jego bezpośredniość wobec Boga. On ufał Bogu i zarażał innych ludzi tym zaufaniem.

Jednego wieczoru ja idę sobie po dzielnicy. Idę sobie wieczorem tam dzielnicą, gdzie ksiądz Dolindo pracował. Nagle wyrasta przed mną taki siwy, starszy Pan. Zobaczył, że jestem w koloratce. I mówi, „a ksiądz polski?” Mówię, tak. „Pewnie do księdza Dolindo”. Ja mówię, tak.

I on wtedy zmienia się na twarzy i mówi: „ja pamiętam go, byłem jego ministrantem”. Mówi do mnie, Padre, bo tak Włosi mówią do księdza. „Padre, jak ksiądz Dolindo głosił słowo ludziom, to ogień wychodził z jego ust. Z jego oczu, ogień. Wyobrażasz to sobie? Jak on mówił o Bogu?” I jednocześnie ciągle nosił przy sobie różaniec. I kiedy ludzie go pytali. Dolindo, a czemu ty wszędzie z tym różańcem chodzisz? To on wtedy uśmiechał się i mówił. To jest mój karabin na diabła. Modlił się nawet wtedy, kiedy głosił słowo.

Ja to próbowałem przetestować. Nijak mi to nie wychodzi. Albo jedno, albo drugie. Nieraz jak odprawiał mszę świętą, to widział Matkę Bożą obok siebie. Maryja mu towarzyszyła do ostatnich chwil życia. Jej poświęcił także ostatnie dzieło. Miał 84 lata. Głowa zwisała na dół. Nie mógł jej utrzymać. Już tak był schorowany. I wtedy podejmuje się napisać ostatnie dzieło o Matce Bożej, Maryja Niepokalana. I wtedy doznaje takich ataków. Szatan przychodzi i mówi: „nie dopuszczę. Nie pozwolę ci napisać tego dzieła”.

Czasami w nocy wołał o pomoc. I przybiegała jedna z kobiet, które mieszkały blisko w sąsiedztwie. I mówiła: „znajdowałam staruszka Dolindo jakby wepchniętego siłą pod łóżko. Cały drżał i tylko mówił ‘znowu tu był’”. Kiedy ukończył dzieło, rok potem, 19 listopada 1970 roku odszedł. A kiedy odchodził, ludzie modlili się obok niego. Był już tak słaby, że nie mógł się nawet podnieść. W pewnym momencie, wieczorem, nagle, jakby jakaś siła go posadziła. Usiadł i tylko wyciągnął ręce. Tak. Wpatrzony. Pojawił się zachwyt na jego twarzy i powiedział: „Jakże jesteś piękna”.

I umarł. No powiedzcie, jak nie zazdrościć? Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu, Ty się tym zajmij. On mówił tak: „Jeśli masz wrażenie, że zaczynają spiętrzać się kłopoty w Twoim życiu. Zaczynasz się lękać, że te wszystkie sprawy, które idą przeciwko Tobie się nawarstwiają, jak huragan, jak burza. W pewnym momencie spadną Ci na głowę i Cię zmiażdżą. Nie panikuj. Nie pękaj, mówił. Tylko ze wszystkich sił, które jeszcze w sobie znajdujesz. Zacznij wołać. Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu. I zobaczysz, co to znaczy, że w pewnym momencie pokój Boży zacznie przenikać w Twoje życie”.

Jeszcze na zakończenie Wam powiem. Jedna kobieta mi opowiadała. Mówi. W moim małżeństwie już doprowadziliśmy się do szaleństwa. Już żeśmy myśleli tylko, że jedyną drogą wyjścia jest rozwód, bo inaczej sobie zrobimy krzywdę. Byliśmy tak wściekli na siebie. Nie mogliśmy wymienić ani jednego słowa bez napastliwości.

Kiedy ona się dowiedziała o tym, że ksiądz Dolindo uczył tej modlitwy całkowitego zaufania, mówi; „niczego innego nie podejmowałam. Tylko tę modlitwę w sercu. We dnie, w nocy. W nocy nie mogłam spać. Myśli buzują. Jezu, Ty się tym zajmij. Jezu. Po paru tygodniach zauważyłam, że przestajemy używać wulgaryzmów w stosunku do siebie. Dalej się modliłam”. „Po następnych dwóch tygodniach – mówi, przestaliśmy być wobec siebie złośliwi i napastliwi. Dalej się modlę i już zaczynam dostrzegać pierwsze objawy czułości w tym w jaki sposób się komunikujemy. Nigdy nie przestanę być wdzięczna”.

Jeden list do mnie dotarł. Ja mieszkam w Warszawie na Ursynowie. Niedaleko jest wielkie centrum onkologiczne. Jedna kobieta do mnie napisała list. „Jestem na hematologii. Walczę z rakiem krwi. Moje dni są policzone, ale jestem tak szczęśliwa. Bo właśnie odkryłam księdza Dolindo i nauczyłam się tej przepięknej modlitwy. I nieustannie ją w myślach i w sercu noszę. Jezu, Ty się tym zajmij. I wiem, że Bóg mi podarował tego człowieka i tę modlitwę, żebym mogła przygotować się na najważniejszy moment mojego życia.”

Kiedy dotarła do mnie ta wiadomość, ta Pani już nie żyła. Chcesz wiedzieć, co jest najważniejsze? Kochaj. Ufaj. Nigdy się nie załamuj. Jak będzie Ci ciężko, to nie mów, mam wszystkiego dość, jestem zmęczony, muszę się zamknąć. Nie krzycz, tylko wołaj: „Jezu, Ty się tym zajmij!”.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg dał nam światło przez św. siostrę Faustynę i ks. Dolindo Ruotolo
Komentarze (1)
JK
~Joanna Krzeczkowska
18 czerwca 2024, 19:32
Dolindo - nareszcie. To ksiądz dany na czas kryzysu Teraz - czas jakiegoś dziwnego postrzegania Eucharystii i jakiegoś innego protestanckiego spojrzenia spojrzenia na to kim jest ksiądz. Bez bałwochwalstwa rzecz jasna. Otóż ksiądz nie jest piekarzem i nie rozdaje bułek. A kim jest to ... Proszę zapytać Vianneya, Pio i Dolindo. Tacy mi z brzegu przyszli od razu... Ciekawe czemu ;)