Bolesne macierzyństwo Maryi - rozważanie

(fot. fortherock/flickr.com)
Divo Barsotti

Płacz ten oznacza, że uczestniczy Ona w naszych narodzinach do życia Bożego i to zakłada Jej uczestnictwo w męce Chrystusa. Zbawienie dokonało się wraz ze śmiercią na krzyżu. Maryja przeżywa bóle porodowe; jest to poród bolesny, ponieważ musi zapłacić za nas, podobnie jak Chrystus, cenę naszego narodzenia w Bogu, abyśmy zostali uwolnieni od całego ciężaru zła. Otóż nasz Pan odkupił nas, przyjmując na siebie tę karę, jaką my powinniśmy byli przecierpieć. W ten sposób uwolnił nas od grzechu.

Maryja uczestniczy w tej tajemnicy odkupienia. U stóp krzyża przeżywa swoje macierzyństwo w stosunku do dzieci, którymi jesteśmy my wszyscy. Jezus mówi do Niej: "Niewiasto, oto Twój syn". To słowo "niewiasta" ma oznaczać małżonkę i jest bardzo ważne. Syn zwykle nie zwraca się do matki, mówiąc do niej "niewiasto"; w starożytnym języku to słowo oznacza panią, a pani jest małżonką. Jezus zwraca się do Maryi tym słowem dwukrotnie i w obu przypadkach to słowo znajduje się w Ewangelii Jana, gdzie mówi się o przymierzu Boga z człowiekiem, o tym przymierzu, które prorocy: Ozeasz, Jeremiasz, Ezechiel, Deutero-Izajasz zapowiadali i opiewali w kategoriach związku małżeńskiego.

Ten związek małżeński zostaje zawarty między Chrystusem, Bogiem wcielonym, i Tą, która jest ucieleśnieniem Kościoła jako małżonki, Tą, która jest najściślej włączona w całe dzieło Chrystusa; tą osobą jest Maryja. Dziewica Maryja jest Matką Chrystusa, ale jest również małżonką. W taki sposób przedstawia Ją czwarta Ewangelia. Zna Ją jako Matkę, ponieważ w czwartym rozdziale napisano: "Był tam Jezus i Jego matka", ale słowa, jakimi zwraca się Jezus do Niej, wzięte dosłownie, mogłyby być dla Maryi zniewagą. Sprawiają wrażenie, jakby Syn Ją odrzucał, nie poznawał Jej. Dlaczego Ją odtrąca? Ponieważ jeszcze "nie nadeszła godzina", jeszcze nie nadszedł czas związku. Nie mógłby Jej odrzucać jako Matki. Te słowa odnoszą się do faktu, że jeszcze nie nadszedł czas tego związku małżeńskiego, z którego ma się zrodzić nowa ludzkość. Kiedy się ona narodzi, Jezus raz jeszcze zwróci się do Maryi słowami, którymi mężczyzna zwraca się do małżonki: "Niewiasto". Wówczas, kiedy dokona się związek małżeński, zrodzi się nowa ludzkość, na którą składają się odkupione dzieci: "Oto - powie Jezus - syn Twój".

DEON.PL POLECA

Macierzyństwo Maryi w stosunku do nas jest więc macierzyństwem bolesnym, ponieważ łączy się ono z męką Syna. Podobnie jak Jezus staje się Zbawcą ludzi przez śmierć, tak też i Maryja staje się Współodkupicielką przez ten udział w męce Syna. Macierzyństwo Maryi jest z konieczności macierzyństwem cierpienia, ponieważ nie może przekazać nam, w zależności od Chrystusa, życia Bożego w inny sposób, jak tylko w ten, w jaki to czyni Jezus, biorąc na siebie ciężar naszego grzechu. Dlatego też Ona przemawia, jakby nadal uczestniczyła w tej męce: "Nigdy nie będziecie mogli odpłacić mi się za cierpienie, jakie wzięłam na siebie za was".

Trzeba dobrze zrozumieć ten język. Czy Matka Boża nadal cierpi? Czy nadal płacze? Również w Syrakuzach płakała. Czyż Ona nie jest teraz w raju? A więc jakże może płakać? Jak już powiedzieliśmy wcześniej, obecność tajemnicy chrześcijańskiej zakłada obecność wydarzenia zbawczego, a z kolei obecność wydarzenia zbawczego jest zawsze obecnością śmierci i Zmartwychwstania. Gdy chodzi o Matkę Boską, Jej macierzyństwo czyni z Niej gwarancję dla nas, ponieważ przyjmuje Ona przed Bogiem odpowiedzialność za nasze grzechy. Wstawia się za nami; oznacza to, że w pewien sposób odpowiada za nas w obliczu nieskończonej świętości Boga. Dźwiga odpowiedzialność za nas, przeżywając mękę Syna. Obecnie nie doświadcza cierpienia krzyża, bo ono przeminęło, ale nie przeminął wraz z czasem akt, w którym Maryja złączyła się z Synem w Jego śmierci, aby wraz z Nim uczestniczyć w chwale. Ta męka jest jak gdyby zawsze obecna, nie dlatego, że trwa w czasie, ale dlatego, że nasz czas wpada w ten akt, który jest wydarzeniem paschalnym. To nie Chrystus cierpi nadal w czasie; to nie Maryja trwa nadal w czasie, bolejąc; to my żyjemy w czasie, wkraczając za pośrednictwem wiary w teraźniejszość wydarzenia zbawczego.

Macierzyństwo Maryi jest macierzyństwem bolesnym. Jesteśmy dziećmi Matki Boskiej Bolesnej. Żyjąc w czasie, wkraczamy w tę tajemnicę cierpienia, przez którą zrodziliśmy się dla Boga i, odrodzeni do łaski, otrzymaliśmy, wraz z odpuszczeniem grzechów, godność Jej dzieci i dzieci Bożych. Podobnie jak w przypadku każdej kobiety w fizycznym macierzyństwie, także i w macierzyństwie duchowym Maryi, jesteśmy dziećmi męki Chrystusa, dziećmi bólu Maryi. Właśnie dlatego, że kosztowaliśmy Ją tyle cierpienia, Jej miłość stała się miłością prawdziwą. Jej miłość do nas zaangażowała Maryję aż po śmierć, podobnie jak zaangażowała aż po śmierć Jezusa, i była to śmierć boleśniejsza niż samo umieranie. Maryja u stóp krzyża jest "Królową męczenników".

Właśnie dlatego, że tak drogo kosztowaliśmy, jesteśmy dla Niej tak cenni. Naszą ceną jest krew Syna, są łzy Maryi. Żadna matka nigdy nie wycierpiała dla swoich dzieci tyle, ile Ona wycierpiała dla nas. Ale to powinno wzbudzać w nas radość, a nie żal, ponieważ ból przeminął, a my czujemy, jak bardzo ta miłość jest prawdziwa, rzeczywista, konkretna; właśnie dlatego, że kosztowaliśmy Ją tyle, właśnie dlatego kocha nas jeszcze bardziej. Kiedy się nie cierpi dla tego, kogo się kocha, miłość nigdy nie jest na tyle wielka, aby można w niej było pokładać ufność.

Widzimy, jak płacze, ale Jej płacz nie rozciąga się w czasie; to nasz dzisiejszy grzech uświadamia nam cenę, jaką kosztowaliśmy. Ponieważ ta cena pozostaje: pretium re-demptionis nostrae, krew Chrystusa, łzy Maryi. Zjednoczyła się Ona z nami w taki sposób, że nie można już rozdzielić Jej losu od naszego. I ponieważ nasz los, grzeszników, zasługiwał na śmierć, Matka Boża musiała przecierpieć naszą śmierć, aby dać nam życie. Matka, która nie czuje się solidarna z dziećmi, która nie czyni kondycji dzieci swoją własną, nie jest prawdziwą matką. Aby przeżyć swoje macierzyństwo, Ona musiała przyjąć naszą kondycję grzeszników. Płacz Maryi wynika z naszego grzechu, który Ona przyjęła jako własny; Ona zapłaciła swoimi łzami za nasze zbawienie. To prawda, że dziś żyje w chwale, ale też prawdą jest, że my, będąc grzesznikami, nie możemy przeżywać naszej relacji z Nią inaczej niż wówczas, kiedy czujemy się współobecni w Jej męce.

Jako grzesznicy nie możemy przeżywać relacji z Maryją, uczestnicząc w Jej chwale, ale tylko o tyle, o ile zdajemy sobie sprawę z tego, jak przeżywała swoje macierzyństwo w stosunku do nas, biorąc na siebie ciężar naszych grzechów. Powinniśmy Jej pozwolić na przejęcie tego brzemienia, gdyż o to nas prosi. Pozwólmy Jej płakać, ponieważ właśnie ten płacz jest naszym zbawieniem. Pozwólmy, aby Jezus cierpiał na krzyżu, ponieważ właśnie to cierpienie jest ceną naszego zbawienia. Bez umierającego Jezusa, bez Matki Boskiej Bolesnej u stóp krzyża, nie bylibyśmy zbawieni. Zapłacono za nas cenę, której sami nie bylibyśmy w stanie zapłacić, cenę aż nadto wystarczającą dla naszego zbawienia.

Cierpienie dowodzi miłości. Oczywiście, chrześcijanin będzie żyć jutro w chwale wraz z wywyższoną Matką Boską, ale dziś musi mieć świadomość, że żyje jedynie siłą tych łez, tej przelanej krwi. Zarówno zbawienie Chrystusa, jak i macierzyństwo Maryi, zakładają śmierć na krzyżu i mękę Matki Bożej. Są to, oczywiście w różnym stopniu i w różny sposób, objawienia miłości. Nie powinniśmy rozważać tych tajemnic w ich bolesnym aspekcie, lecz w ich wartości zbawczej, ponieważ powinniśmy raczej żyć w radości. Św. Piotr pisze: "Zważcie, za jaką cenę zostaliście odkupieni. Nie za cenę złota i srebra zostaliście wykupieni z waszego podłego życia, lecz za cenę krwi Baranka!". Kosztowaliśmy krew Boga, kosztowaliśmy łzy Maryi. Wskazuje to na wartość i wielkość naszego życia.

Czy zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy cenni? Te łzy zostały wypłakane za nas, te łzy mówią o praw dziwej, rzeczywistej, konkretnej miłości, miłości, która kosztowała śmierć. Jestem wart tyle, co Jezus Chrystus, który umarł za mnie; jestem wart tyle, co męka Maryi, która za mnie cierpiała u stóp krzyża. Ile kosztuje dziecko? - miłość matki. Tak jest ze wszystkim. Każda rzecz jest warta tyle, ile musimy zapłacić, aby ją kupić. A my kosztowaliśmy płacz Matki Bożej, krew Chrystusa! Nasz Pan kosztował trzydzieści srebrników, a my kosztowaliśmy Jego życie i całą mękę Matki Bożej.

A zatem kontemplowanie macierzyństwa Maryi polega na rozważaniu ceny, jaką zapłaciła Ona za to, by uczynić nas swoimi dziećmi, abyśmy mogli żyć Jej życiem, żebyśmy się mogli narodzić do życia w Bogu.

Właśnie dlatego, że kosztowaliśmy wszystkie Jej łzy, to nie my pragniemy zbliżyć się do Niej, znaleźć w Niej schronienie, przeżyć w Niej nasze doświadczenie miłości, ale to sama Matka Boża pierwsza tego pragnie. Również z tego nie zdajemy sobie sprawy. Kiedy stawiamy sobie za cel osiągnięcie świętości, robimy to dla siebie, ponieważ w ten sposób dostaniemy się do raju. Powinniśmy to robić, ponieważ Bóg tego pragnie, ponieważ nie może się bez nas obyć. To On jako pierwszy nas kocha. Kiedy kogoś kochamy, nie możemy żyć bez tej osoby. Tak właśnie kocha nas Bóg i nie może się bez nas obyć. My możemy o Nim zapomnieć, ale On o nas nie zapomina.

Możemy nawet próbować oddalić się od Niego, ale i tak jesteśmy Mu potrzebni. Wzywa nas, pragnie nas, szuka nas. Podobnie czyni Maryja: "Zbliżcie się, dzieci moje!". Słowa Matki Bożej wskazują na pasję miłości. Nie tylko cierpiała za nas, aby dać nam życie, ale cierpi nadal pasję miłości, abyśmy się tylko od Niej nie oddalali. Całe Jej życie jest pragnieniem, wolą bycia przy nas; wydaje się, że nie może się bez nas obyć, ponieważ nas kocha. Miłość Boga jest rzeczywista, a miłość nie może zrezygnować z ukochanego. Jeśli naprawdę jestem kochany przez Boga, Jego miłość nie może być tylko agape, jest również pragnieniem objęcia mnie w posiadanie. On pragnie mnie w taki sam sposób, w jaki oddaje mi Siebie. Inaczej jaki sens miałyby Jego przykazania? Miłość, która odrzuca ukochanego, nie jest miłością. On, ponieważ nas kocha, chce nas dla Siebie.

Tak jest z Bogiem i tak jest też z Maryją. To Ona nas pragnie i wzywa. Właśnie w tej miłości Matki Bożej do nas powinniśmy pokładać ufność. Nie tylko ufność, że jesteśmy kochani i dlatego uzyskamy przebaczenie, ale też pewność, że jesteśmy Jej radością, że bez nas Ona jest jak matka, która została bez dzieci. Matka Boża sama prosi nas, abyśmy oszczędzili Jej miłość, ponieważ bez nas Jej raj zdaje się przestawać być rajem.

Oto dlaczego Ona się objawia; wydaje się jakby nie mogła żyć w chwale, zapominając o dzieciach, które żyją wśród trosk. Dzieci żyjące wśród trosk powinny być świadome, że Jej chwała nie oddaliła Jej od nich. W swoim wywyższeniu Ona przeżywa nadal to macierzyństwo, przez które nie może się oderwać ani oddalić od dzieci.

To, co się odnosi do naszego Pana, odnosi się także do Maryi. Jezus mówi w kazaniu po wieczerzy: "Trzeba wam, abym odszedł". Czy nie lepiej byłoby, żeby pozostał na ziemi, zamiast odchodzić do nieba? Ale właśnie po to, aby odejść w chwale, Jezus zbliżył się do nas wszystkich, do każdego z nas. W swoim życiu ziemskim był uzależniony od swojej ludzkiej natury: gdyby mieszkał w Jerozolimie, nie mógłby być obecny w Betlejem. Ale dzięki Wniebowstąpieniu stał się obecny dla każdego z nas. Zesłał nam swojego Ducha i żyje teraz w nas.

To samo dotyczy Maryi. Teraz może być obecna w Fatimie, chociaż w ciągu swojego ziemskiego życia nawet nie wiedziała, że takie miejsce istnieje. Czyż w ciągu swojego doczesnego życia Maryja była kiedykolwiek w Lourdes? Ale teraz uobecnia się w każdym miejscu, w którym są Jej dzieci, ponieważ jest z nimi złączona. To prawda, że nie zawsze się nam ukazuje, ale nawet bez objawienia Jej obecność jest rzeczywista. Ona jest z nami, jest od nas nieodłączna; Jej rajem jest bycie przy nas, ponieważ matka nie może żyć z dala od swoich dzieci; Jakże mogłaby się wtedy radować? Radością Matki Bożej jest bycie przy nas.

Maryja objawia się w La Salette, w Lourdes, płacze w Sy-rakuzach, ponieważ wszędzie tam są Jej dzieci. I dzieje się to, zanim te dzieci Ją wezwą. Twoja matka była twoją matką już zanim ją poznałeś; jeszcze zanim nauczyłeś się do niej uśmiechać, ona żyła dla ciebie. Tak samo jest z Matką Bożą. Jest zawsze blisko nas, nawet jeśli o Niej nie pamiętamy. Nie powinniśmy sądzić, że to nasza miłość rozbudza Jej miłość, nie powinniśmy sądzić, że to nasza miłość odmierza Jej odpowiedź miłości w stosunku do nas. To byłoby obrazą Jej macierzyńskiej miłości; nasza miłość do Niej jest jedynie ubogą odpowiedzią na Jej miłość.

Matka Boża jest z nami, a my przeżywamy Jej macierzyństwo, uczestnicząc w tym akcie, jakim jest Jej męka i w jakim zostaliśmy zrodzeni, kiedy Jezus zwrócił się do Niej słowami: "Oto syn Twój". Nie zrodziliśmy się w żadnym innym miejscu ani w żadnym innym czasie, ale właśnie w tym akcie Jego męki, w tym miejscu, u stóp krzyża. Tu i teraz uobecnia się dla nas wydarzenie zbawcze.

Jej wielkość, jak już powiedzieliśmy, nie oddala Jej od nas. Im większa jest świętość duszy, tym bardziej ta dusza zbliża się do innych. Dlatego właśnie Maryja w swoim macierzyństwie nie tylko jest blisko nas, ale chce być blisko; nie tylko jest z każdym z nas, ale pragnie przeżywać ten intymny związek ze swoimi dziećmi. Odpowiedź na Jej pragnienie to dar, który Jej ofiarowujemy. Otrzymujemy od Niej mniej, niż Ona otrzymuje od nas; dzieci są bogactwem, skarbem matki. Ponieważ Bóg nas kocha, jesteśmy bogactwem Boga, ponieważ Bóg nas kocha, jesteśmy niemalże celem Boga. Ukochany jest celem kochającego. Bóg jest nie tylko naszą radością, jest nie tylko naszym szczęściem. Jeśli mamy bogactwo w tym, kogo kochamy, Bóg, który nas kocha, w nas znajduje swoją radość. I podobnie Matka Boża. Dlatego nie może się bez nas obyć; właśnie dlatego objawia się nam, aby dać nam pewność swojej kochającej obecności, aby powiedzieć nam, że nawet nasze grzechy nie oddalają Jej, lecz przeciwnie, czynią Ją jeszcze bardziej obecną przez miłosierdzie. My mamy jedynie przyjąć to, co Maryja już dla nas uzyskała. W Jej "najwznioślejszym odkupieniu", otrzymanym od Chrystusa już w pierwszym momencie, jest zawarte odkupienie nas wszystkich.

Bez wątpienia krew Chrystusa już nas odkupiła, poszczególni ludzie jednakże muszą uwierzyć w Jego miłość. Jesteśmy zdolni odpowiedzieć na miłość tylko wówczas, kiedy w nią uwierzymy. Miłość jest zawsze aktem wolności. Dlatego też zawsze istnieje zagrożenie naszego potępienia. Miłość jest dobrowolnym aktem tego, kto kocha i wymaga zawsze dobrowolnej zgody tego, kto jest kochany. Ten sam warunek zgody istnieje również w odniesieniu do miłości Maryi. Bez wątpienia już w płaczu Maryi jest zawarte przebaczenie wszystkich naszych grzechów, nie powinniśmy się więc obawiać. Dlatego właśnie, mimo iż jesteśmy grzesznikami, pozostajemy Jej dziećmi tak długo, jak chcemy nimi być, dopóki nie odrzucimy Jej macierzyństwa i miłości. To nie nasze dobro uzyskuje dla nas Jej miłość; gdyby tak było, nigdy nie bylibyśmy kochani. Jest to podobne do stosunku Boga do człowieka: On nie kocha nas dlatego, że jesteśmy dobrzy; to miłość Boga czyni nas dobrymi w takiej mierze, w jakiej my, wierząc w Jego miłość, powierzymy się jej i zostaniemy przez nią przeobrażeni. W pewnym sensie jest tak również w przypadku Maryi, Ucieczki grzesznych.

Możemy na to popatrzeć z innej strony, ale prawda pozostanie ta sama. Płacz Maryi jest odkupieńczy dla nas wszystkich, dla każdego bez wyjątku, ponieważ jest Matką całego Kościoła, wszystkich żyjących. Ewa dała nam śmierć, Maryja daje nam życie, jak powiadali Ojcowie Kościoła. Życie, którego jedynym warunkiem otrzymania jest wola, by je przyjąć. Św. Bonawentura mówił, że dane biologiczne stanowią konieczność, podczas gdy fakt miłości jest zawsze wolny. A macierzyństwo Maryi jest faktem miłości. Dlatego też z Jej strony dobrowolna była pasja u stóp krzyża - podobnie jak dobrowolna była męka Chrystusa za nas: On umarł, ponieważ tego chciał, mówi Pismo Święte - i dlatego równie dobrowolne musi być nasze przyjęcie tej miłości. To jest jedyną rzeczą, o jaką prosi nas Matka Boża.

Ona nas przyjmuje. Jesteśmy solidarni ze światem. Jesteśmy odpowiedzialni za grzech w świecie, za każdy grzech. Powinniśmy się czuć odpowiedzialni za cały grzech, aby uzyskać pełnię czułości Maryi. Czułość Matki Bożej nie zmniejsza się przez fakt, że zgrzeszyliśmy, ale wzrasta wówczas, gdy rośnie w nas potrzeba Jej macierzyństwa. Im bardziej czujesz, że jesteś zagubiony w sobie, tym bardziej potrzebujesz ratunku, tego, by poczuć się wybawionym przez Jej macierzyństwo.

Jej płacz więc, wraz z krwią Chrystusa, już nas zbawił. Zbawienie jest dziełem Chrystusa, ale mimo to, w zależności od Chrystusa, Matka Boska jest Współodkupicielką. To współodkupienie kosztuje Maryję Jej mękę, podobnie jak kosztowało mękę Jezusa. Prosi nas, żebyśmy zechcieli być kochani. Nawet nie o to, żebyśmy w pierwszej kolejności Ją pokochali, ale żebyśmy pozwolili się kochać. W gruncie rzeczy każda matka prosi przede wszystkim o to swoje dzieci, gdyż wystarcza jej, że dziecko wierzy w jej miłość. I Maryja także nie prosi nas o nic więcej. Oczywiście, jeśli naprawdę uwierzymy w Jej miłość, nie będziemy w stanie Jej nie pokochać.

"Zbliżcie się, dzieci moje, nie lękajcie się. Jestem tu, żeby wam przekazać ważną nowinę". Jaka to "ważna nowina"? Jest nią prawda Współodkupicielki, która pozostaje niustan-nie obecna w ciągu całych dziejów Kościoła, gdyż całe życie Kościoła nie jest niczym innym, jak tylko uczestnictwem w akcie zbawczym. Tym współodkupieniem jest Maryja powstrzymująca ramię Syna. Maryja nie pełni w stosunku do nas żadnej funkcji związanej ze sprawiedliwością. Jezus może wymierzać sprawiedliwość, ponieważ jest Bogiem; ale Maryja jako Matka nigdy nie potępia. Matka istnieje tylko po to, aby nas ratować, aby się za nami wstawiać i kochać nas. Bóg zechciał postawić między nami i sobą to matczyne serce. Nigdy nie zdamy sobie w pełni sprawy z daru, jaki ofiarował nam Bóg, postanawiając, że Pośredniczką między nami i Chrystusem będzie Maryja. Nawet ziemskie matki, kiedy zachodzi potrzeba, wolą, żeby to ojciec karcił dzieci, gdyż same "nie mają serca", aby to zrobić. Tym bardziej jest to prawdziwe, kiedy chodzi o Matkę Bożą. Maryja jest Matką, która jedynie przebacza i wstawia się za nami, aby Bóg nas nie potępiał. I nasze zbawienie stanie się prawdą, ponieważ prawdziwe jest to macierzyństwo, które nas chroni i broni nas przed niemożliwym do ugaszenia ogniem Bożym. Bóg jest pożerającym płomieniem, ale ten płomień nie spala nas, ponieważ pomiędzy nami a nieskończoną świętością Boga staje macierzyństwo Maryi.

Nie powinniśmy jednakże myśleć, że Matka Boża uratuje nas niezależnie od naszych wyborów, ponieważ, jak już powiedzieliśmy wyżej, miłość zawsze pozostawia wolność i dlatego można ją odrzucić. Człowiek możne podeptać miłość, dlatego istnieje zagrożenie potępienia. Jeśli nie chcemy być zbawieni, wtedy zagraża nam potępienie. Ale jeśli przyjmujemy miłość Boga, jeśli pragniemy miłości Maryi, wówczas nasze zbawienie jest pewne. Wystarczy, aby dusza schroniła się przy Matce na jedną chwilę, a Jej płacz wystarczy do zbawienia. Powinniśmy o tym wiedzieć, by się nie lękać, ponieważ nic nie powinno nigdy stać na przeszkodzie naszemu oddaniu się Bogu, naszej wierze w miłość Matki Bożej.

Nie ma na świecie stworzonym nic cenniejszego od człowieka. Niestety często czujemy się niepotrzebni, czujemy, że jesteśmy kimś mało ważnym, aż do tego stopnia, że gardzimy sobą; ale to nieprawda! Jest wprost przeciwnie, ponieważ cały wszechświat nie jest wart więcej niż jedna dusza. Powinniśmy zdać sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteśmy cenni; kosztujemy cenę miłości, jaką jesteśmy kochani. A Bóg ukochał nas do tego stopnia, że umarł za nas; Maryja ukochała nas do tego stopnia, że przeżyła dla nas swoją bolesną pasję u stóp krzyża. Za nas wszystkich razem i za każdego z osobna, ponieważ cała ludzkość nie jest czymś więcej niż każda pojedyncza osoba. Każde "ja", mówi nam Jan Paweł II, jest jedyne w swoim rodzaju i niepowtarzalne, nie posiada liczby mnogiej. Ja zostałem ukochany przez Boga tak, jakbym był sam jeden w obliczu Jego miłości; zostałem ukochany przez Maryję tak, jakbym był jedynym Jej dzieckiem. Cała krew Chrystusa została przelana za mnie; wszystkie łzy Matki Bożej zostały wypłakane za mnie.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bolesne macierzyństwo Maryi - rozważanie
Komentarze (8)
Q
Q
23 grudnia 2011, 10:27
/cały wszechświat nie jest wart więcej niż jedna dusza/ Bardzo interesujące stwierdzenie
BO
Bolesne Objawienia Matki Bożej
22 grudnia 2011, 21:57
<a href="http://parafiarakowiecka.pl/pismo1/2009/07_08/11.htm">http://parafiarakowiecka.pl/pismo1/2009/07_08/11.htm</a>
ŁM
Łzy Matki
22 grudnia 2011, 21:53
Fenomen płaczących obrazów i figur Madonny, jak również przekazywane przez Maryję Pannę orędzia, są znakiem dzisiejszych czasów, który – właściwie, z wiarą odczytany i przyjęty – może przyczynić się do przemiany i odnowy dzisiejszego świata. W książce "Madonna płacząca”, autorstwa ks. R. Uklei, czytamy: "Zjawisko łez występujących wokół obrazów i figur Maryjnych, jak i również objawiającej się Matki Bożej jest bez wątpienia wymownym znakiem, który skłania do poważnej refleksji.(...) Widok płaczu i łez na obliczu bliźniego, a szczególnie osoby nam bliskiej i drogiej, spontanicznie porusza do głębi serce, wywołuje zainteresowanie, wzbudza chęć zrozumienia przyczyn oraz skłania do współczucia i próby pociechy.(...) Kiedy dowiadujemy się o faktach łez, nierzadko też krwawych, płynących z oblicza Matki Bożej, to przychodzą na myśl podobne refleksje. Pytania narzucają się same: Dlaczego Madonna płacze? Co jest powodem Jej łez?” Jan Paweł II oddany całkowicie Maryi, powiedział 28 lutego 1979: "Jeżeli Maryja płacze, to znaczy, że ma powody do tego”. Reasumując, co jest powodem płaczu Matki Bożej? Odpowiedź jest bardzo prosta w momencie, gdy poddamy analizie życie ludzi XX wieku. Szybko wówczas dostrzeżemy, jak bardzo świat zszedł z drogi Bożych przykazań. Światem rządzą wojny, nienawiść, życie bez wiary i modlitwy, kłótnie, chciwość, zazdrość, pijaństwo, "wolna miłość”, żądza cielesnego używania. Maryja płacze nad grzechami aborcji, pornografii, demoralizacji młodych ludzi, z powodu rozwiązłości seksualnej, "dzikich” małżeństw, rozwodów, prostytucji, z powodu wszelkich zboczeń i wynaturzeń, z powodu bezbożności, materializmu, z powodu oddawania czci bóstwom, a pogardzania Bogiem i sakramentami świętymi. To wszystko okrutnie rani Niepokalane Serce Maryi. Zatem dlaczego Maryja wciąż płacze? Chyba dlatego, że człowiek jakby zatracił zdolność do słyszenia. Może, kiedy dostrzeże łzy, zatrzyma się? Może podda swoje życie refleksji, może się nawróci, może nie przejdzie obojętnie obok łez Matki? Na pytanie, dlaczego Maryja płacze, można więc chyba odpowiedzieć następująco: Płacze, by zatrzymać świat znajdujący się na drodze ku przepaści, ku potępieniu. Być może łzy, płynące dziś w tylu miejscach na świecie, okażą się narzędziem ewangelizacji i pomogą w powrocie na drogę do Boga.
T
Troll
23 września 2011, 13:25
Jakie bóle porodowe? Litości! Skoro mamy dogmat do dziewiczości Maryi również po porodzie to Jezus narodził się w sposób cudowny. Zresztą są opisy wizjonerów jak to się stało. To rzeczywiście idealny przykład dla kobiet: zawsze "czysta" - bo zachowała jakiś fizyczny argument czystości, poród bez bólu, święte dziecko i aseksualny związek. A Józef jakim jest ideałem dla faceta? Przez całą ewangelię nie mówi ani słowa. Super. Jezus narodził się w sposób naturalny a nie cudowny jak to przedstawia dogmat katolicki,tj.bzdura aby Maryja nie odczuwała bulów porodowych,nie ma takiego przekazu aby poród Maryi był czymś nadnaturalnym.
3
3SfDG
23 września 2011, 09:36
Jakie bóle porodowe? Litości! Skoro mamy dogmat do dziewiczości Maryi również po porodzie to Jezus narodził się w sposób cudowny. Zresztą są opisy wizjonerów jak to się stało. To rzeczywiście idealny przykład dla kobiet: zawsze "czysta" - bo zachowała jakiś fizyczny argument czystości, poród bez bólu, święte dziecko i aseksualny związek. A Józef jakim jest ideałem dla faceta? Przez całą ewangelię nie mówi ani słowa. Super.
T
Tomasz
23 września 2011, 08:21
Jakie bóle porodowe? Litości! Skoro mamy dogmat do dziewiczości Maryi również po porodzie to Jezus narodził się w sposób cudowny. Zresztą są opisy wizjonerów jak to się stało.
K
katolik
15 września 2011, 13:57
Zbawienie jest po śmierci! 1. śmierć 2. sąd 3. Niebo albo piekło.
D
Debil
15 września 2011, 13:53
No tak nieźle. Zamiast wyglądać jak Adam i Ewa w raju to człowieka przypomina raczej zwierzęta z epoki jurajskiej, albo lemury trochę wyrośnięte. W każdym razie wielu, bardzo wielu przypomina i to wielu w Kościele. Zatem jak tak ma wyglądać skutek tego macierzyństwa to co mam powiedzieć. Panie daj mi łaskę, abym się sam zbawił i zmień mi matkę bo nie chcę być zwierzęciem? Albo jak masz mnie Maryjo rodzić w bólach to raczej nie ródź mnie i nie cierp za mnie, daj mi raczej łaskę, aby sam był w stanie siebie wycierpieć za siebie. Moim zdaniem tak naprawdę to rodzi nas Duch Święty, a Matka Boska jest dopuszczona do działania z Nim, i chyba brak uwzględnienia Ducha Świętego jako Osoby Boskiej w odnowie świata sprawia, że z małżeństwa Chrystusa i Maryi rodzą się potworki. W każdym razie ostatnio bardzo dużo. Wolałbym, aby płakała mniej a robiła bardziej konkretniej, czyli mniej płaczu, więcej roboty, bo z łez to niewiele jest, natomiast z działania i to też w sensie duchowym jest mnóstwo. Zatem może więcej łask dla wierzących, więcej światła dla teologów, a mniej łez - łzy są dobre jako akt żalu, a płaczące niewiasty raczej zostały skarcone przez Chrystusa, raczej się powinny troszczyć o dobre wychowanie dzieci a nie o płacz nad nimi. Nie po to Duch Święty został wylany, żeby o Nim praktycznie milczeć. Maryja jest wszakże Jego oblubienicą, ale też tylko stworzeniem, więc bez Ducha Odnowieciela, Macierzyństwo Maryi raczej będzie rodzić tylko potworki i co smutniejsze coraz gorsze. Skoro, więc tak jest, że Maryja prowadzi do Boga to mówmy o macierzyństwie Ducha Świętego, wspominając macierzyństwo Maryi - z Ducha Świętego poczęło się to dziecię. Zatem frontmenem powinien być Duch Święty a Maryja powinna śpiewać w chórkach na scenie, a nie na odwrót jak jest teraz.