Co dalej z Amoris Laetitia w Polsce? Potyczki trwają, a szpitala polowego dla małżeństw brak

(fot. Deposit Photos)
ks. Eligiusz Piotrowski

Adhortacja Amoris Laetitia została podpisana przez papieża Franciszka już ponad trzy lata temu. Jej VIII rozdział, wprowadzający zmiany w obowiązującej praktyce duszpasterskiej wobec związków niesakramentalnych, stał się przyczyną oskarżeń pod adresem następcy Piotra. Konflikt ten zamroził też stosowanie zaleceń adhortacji w Polsce. Najwyższy czas to zmienić.

Stawiane papieżowi Franciszkowi zarzuty, podnoszone przez – na szczęście – nielicznych, acz głośnych kardynałów, biskupów, profesorów teologii i zwykłych wiernych są więcej niż absurdalne. Przede wszystkim mówi się o jego rzekomym zerwaniu z nauczaniem Kościoła na temat małżeństwa i rodziny, a zwłaszcza z zasadą nierozerwalności małżeństwa. W rzeczywistości ani w jednym zdaniu obecny następca św. Piotra nie zmienił nauki na ten temat; byłoby tak, gdyby stwierdził, że można rozwiązać jeden węzeł małżeński i zawiązać kolejny. W środowisku Kościoła w Polsce podnoszono po wielekroć argument, że wypowiedzi papieża Franciszka pozostają w sprzeczności z nauczaniem jego poprzedników – Benedykta XVI i Jana Pawła II. Sięgając do publikacji takich czasopism, jak „Niedziela”, „Gość Niedzielny” czy „Polonia Christiana”, można dowiedzieć się o „świętokradczych” zapędach rozwodników, żądających udzielania im komunii św. Tego rodzaju propaganda, prowadzona przez ostatnie lata, przyniosła gorzki owoc. W kraju nad Wisłą po Amoris Laetitia bez zmian.

Fundamentalnej zmiany dokonał Jan Paweł II

Do czasu pontyfikatu Jana Pawła II było zrozumiałe samo przez się, że rozwiedzeni, żyjący w nowych związkach, czyli – jak to zostanie nazwane – w „nieregularnej” sytuacji małżeńskiej, nie mogą przystępować do komunii św. Przez ostatnie stulecia obowiązywała zasada: „Jeśli pomiędzy mężczyzną a kobietą zawarty został prawidłowy konsensus, wówczas zabrania się kobiecie poślubienia innego [mężczyzny]. A jeśliby poślubiła, musi wówczas, choćby nawet nastąpiło cielesne zjednoczenie, zostać od niego oddzielona i z kościelną surowością nakłoniona do tego, by powróciła do pierwszego, bez względu na to, że inni mają odmienne zdanie, a nawet jeśli niektórzy z naszych poprzedników wydawali odmienny osąd” (Dekrety Grzegorza IX z 1234 r.).

DEON.PL POLECA

Jeszcze w nieodległej przeszłości związki niesakramentalne w przestrzeni Kościoła były raczej wyjątkowe i jednoznaczne rozstrzygnięcia obowiązujące przez wieki wydawały się oczywiste. Przełomem było ogłoszenie Familiaris consortio (FC), adhortacji apostolskiej polskiego papieża, opublikowanej na początku jego pontyfikatu, 22 listopada 1981 r.

Sytuacja małżeństw i rodzin w Kościele zmieniła się wówczas dość radykalnie. „Codzienne doświadczenie pokazuje, niestety, że ten, kto wnosi sprawę o rozwód, zamierza wejść w ponowny związek, oczywiście bez katolickiego ślubu kościelnego. Z uwagi na to, że rozwody są plagą (…), problem ten winien być potraktowany jako naglący”. Faktem jest, że są w Kościele wierzący połączeni sakramentalną więzią małżeńską, którzy „próbowali zawrzeć nowe małżeństwo”. Ale nawet w takich sytuacjach Kościół wezwany jest „do okazania pomocy rozwiedzionym”, „by nie czuli się oni odłączeni od Kościoła”. Powinni więc – zdaniem papieża – żyć po chrześcijańsku. „A Kościół (…) niech okaże się miłosierną matką”.

Kiedy próbuje się przełożyć te apele na język praktyki duszpasterskiej, wówczas nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobić. Zachęcanie do pobożnych aktów dotyczy wszystkich wiernych bez wyjątku. Uczęszczanie na msze św. bez przystępowania do komunii św. obarczone jest jednak fundamentalnym brakiem, z którym Kościół od wieków się zmaga. Ważny jest więc prorocki głos papieża, by Kościół był „miłosierną matką”.

Jan Paweł II wzywał duszpasterzy, by rozeznawali sytuacje konkretnych osób rozwiedzionych. Dany człowiek może w końcu nie ponosić winy. „W takim przypadku wspólnota kościelna musi w szczególny sposób wspomagać go”. Postulat skądinąd z gruntu słuszny. Nie ulega wątpliwości, że „zachodzi (…) różnica pomiędzy tymi, którzy szczerze usiłowali ocalić pierwsze małżeństwo i zostali całkiem niesprawiedliwie porzuceni, a tymi, którzy z własnej, ciężkiej winy zniszczyli ważne kanonicznie małżeństwo”. Niektórzy „zawarli nowy związek ze względu na wychowanie dzieci”. Tymczasem dla dyskursu Familiaris consortio nie ma to żadnego znaczenia, bo konkluzja nie uwzględnia postulowanego rozróżnienia.

„Kościół jednak na nowo potwierdza swoją praktykę, opartą na Piśmie Świętym, niedopuszczania do komunii eucharystycznej rozwiedzionych, którzy zawarli ponowny związek małżeński”. Koniec i kropka. Wbrew temu pojawia się wyjątek, który ujawnia filozoficzno-etyczne poglądy papieża. „Pojednanie w sakramencie pokuty – które otworzyłoby drogę do komunii eucharystycznej – może być dostępne jedynie dla tych, którzy żałując, że naruszyli znak Przymierza i wierności Chrystusowi, są szczerze gotowi na taką formę życia, która nie stoi w sprzeczności z nierozerwalnością małżeństwa. Oznacza to konkretnie, że gdy mężczyzna i kobieta, którzy dla ważnych powodów – jak na przykład wychowanie dzieci – nie mogąc uczynić zadość obowiązkowi rozstania się, »postanawiają żyć w pełnej wstrzemięźliwości, czyli powstrzymywać się od aktów, które przysługują jedynie małżonkom«” (FC 84). Tak więc dzięki temu rozwodnicy, żyjący w nowych związkach, mają możliwość (choć pod pewnymi warunkami) przystępowania do komunii św. To przełomowa decyzja.

Nie do końca zrozumiałe jest doprecyzowanie formy życia, która nie pozostaje w sprzeczności z nierozerwalnością małżeńską. Za taką papież uważa akty, które przysługują jedynie małżonkom, wskazując wyłącznie na stosunek seksualny. Czy takim „aktem małżeńskim” nie jest jednak również wzajemna troska o siebie, aż po gotowość oddania życia za drugą osobę? Czy nie jest nim codzienna ciężka praca, by zapewnić byt i rozwój wspólnym dzieciom? Czy nie jest strach, lęk i nadzieja w obliczu ciężkiej choroby dziecka czy „małżonka”? Czy nie jest nim wspólne stawianie czoła wyzwaniom, jakie niesie codzienność, małym trudnościom i wielkim tragediom? Nie! Takim aktem jest tutaj wyłącznie seksualne współżycie. Czy jednak jest to zadowalająca odpowiedź? W teologii Karola Wojtyły (i w prawie kościelnym) najważniejszy jest ów pierwszy akt seksualny, stwarzający małżeńską jedność (właściwe małżeństwo); wszystkie następne akty są jedynie tego pierwszego uobecnieniem.

Szukając źródeł podjętego przez Jana Pawła II rozstrzygnięcia, trzeba pamiętać, że jako profesor filozofii Karol Wojtyła prowadził badania nad małżeństwem i rodziną, zwłaszcza w kontekście płciowości kobiety i mężczyzny i ich cielesnego współżycia. Jego zdaniem to współżycie sprawiedliwym czyni dopiero instytucja małżeństwa. „Znaczenie instytucji małżeństwa leży w tym, że usprawiedliwia w całokształcie życia społecznego fakt współżycia płciowego określonej pary osób, y i x” (Miłość i odpowiedzialność). Familiaris consortio nie zamknęło debaty na temat poplątanych dróg małżeństw i rodzin w Kościele katolickim. Wciąż pojawiały się próby dopełnienia papieskiej rewolucji.

Niemcy – poligon doświadczalny

Kościoła W 1993 r. na oczach całego Kościoła i światowych mediów rozpoczęły się niemieckie boje teologiczne o „komunię dla rozwodników”. W odsłonie pierwszej Karl Lehmann, Oskar Saier i Walter Kasper, biskupi górnoreńskiej prowincji kościelnej, zaproponowali nowe rozwiązania, zezwalające na przystąpienie do komunii św. rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach, a niespełniającym wymogów FC 84. Ich propozycja, oczywiście niebezwarunkowa, spotkała się z jednoznacznym sprzeciwem ówczesnego prefekta Kongregacji Nauki Wiary (KNW) kard. Josepha Ratzingera, który w specjalnym dokumencie z 1994 r. nakazał swoim rodakom poprzestanie na „wyjątku” ustanowionym przez Jana Pawła II w FC. Pierwsza próba wprowadzenia zmian zakończyła się więc fiaskiem.

Niemieccy biskupi nie uznali jednak definitywności tej decyzji i nie poddali się. Druga odsłona sporu miała miejsce na forum tamtejszej Konferencji Episkopatu. Widząc niedostateczność Wojtyłowego wyjątku, niemieccy biskupi podkreślali konieczność znajdowania „rozwiązań w duchu miłosierdzia”. W październiku 2013 r. wydział duszpasterski archidiecezji Fryburg opublikował Pomoc duszpasterską, mającą wspierać pracę z „małżeństwami” żyjącymi bez kościelnego ślubu. Publikacja była swego rodzaju odpowiedzią na Memorandum (2012) dużej grupy (choć nie większości) duchowieństwa diecezjalnego, wzywającego do określenia warunków umożliwiających rozwiedzionym żyjącym w nowych związkach przystępowanie do sakramentów, zwłaszcza do komunii św. Abp Fryburga Robert Zollitsch (wówczas przewodniczący Konferencji Episkopatu Niemiec) autoryzował pismo swojej kurii, zastrzegając jednocześnie, że nie chodzi o generalne czy doktrynalne rozstrzygnięcia, ale miłosierne traktowanie ludzi, którym rozsypał się życiowy projekt. Ówczesny prefekt KNW abp. Gerhard Ludwig Müller w listopadzie 2013 r. nakazał abp Zollitschowi wycofanie duszpasterskich wskazań. Wyglądało to na drugie niepowodzenie, ale w rzeczywistości było wprowadzeniem w trzecie starcie. Już wcześniej papież Franciszek zapowiedział zwołanie w październiku 2014 r. synodu na temat małżeństwa i rodziny. Od początku było wiadomo, że jednym z głównych problemów będzie sytuacja „małżeństw” niesakramentalnych. Reakcja abp. Müllera, który widział w sobie spadkobiercę teologii Josepha Ratzingera, na fryburskie wytyczne była już jego zaangażowaniem się w owo kolejne zwarcie. W publikowanych opracowaniach i w niezliczonych wywiadach (także w Polsce) forsował swój pogląd, że Kościół nie może dopuszczać do sakramentów osób rozwiedzionych, które zawarły nowe związki, poza wyjątkiem opisanym w FC 84. Posunął się do nad wyraz sugestywnej ilustracji: „Nie można rano chodzić do kościoła, a wieczorem do burdelu”.

Było jednak oczywiste, że w obszarze duszpasterstwa nadejdą zmiany. Pierwszą i wyraźną ich zapowiedzią były publiczne wypowiedzi papieża Franciszka, w których przestrzegał przed poszukiwaniem doktrynalnego bezpieczeństwa i sentymentalną tęsknotą za przeszłością oraz wzywał do przyjęcia w duszpasterskich działaniach perspektywy miłosierdzia. Kolejnym, niezwykle mocnym sygnałem było zaproszenie kard. Kaspera (współautora dokumentu z 1993 r.) do wygłoszenia referatu na konsystorzu wprowadzającym w problematykę nadchodzącego synodu. W dwugodzinnym wystąpieniu postawił on m.in. pytanie: „Czy możemy odmówić sakramentu pokuty i komunii w sytuacji, gdy osoba rozwiedziona i żyjąca w nowym związku wyrazi skruchę z powodu rozpadu swego pierwszego małżeństwa i zapewni, że uczyni wszystko, aby jej drugi związek cywilny żył wiarą?”. Była to pierwsza porażka kard. Müllera, który z racji pełnienia urzędu prefekta KNW byłby najodpowiedniejszą osobą do wygłoszenia programowego referatu. Niemniej, niezrażony, promował nadal swoje nieprzejednane stanowisko w mediach, przypominając o piastowanej przez siebie funkcji, o czym skrupulatnie donosiła w Polsce Katolicka Agencja Informacyjna. Kard. Müller włączył w swoją krucjatę jeszcze trzech kardynałów (Raymonda Burke’a, Carlo Caffarę, Waltera Brandmüllera), usiłując w ten sposób wywrzeć wpływ na synod i być może samego papieża. Stanowisko jego rodzimego episkopatu pozostawało zdecydowanie odmienne. Na horyzoncie rysowała się jutrzenka miłosierdzia (niektórzy powiedzą – dominacja liberałów).

Franiciszek i Amoris Laetitia

Rozstrzygnięcia dotyczące „małżeństw niesakramentalnych” zaproponowane przez Jana Pawła II okazały się ostatecznie niewystarczające, a Kościół uznał, że trzeba poszukiwać nowych, pogłębionych rozwiązań. Papież Franciszek, mając do dyspozycji materiały dwóch synodów na temat rodziny (nadzwyczajnego z 2014 r. i zwyczajnego z 2015 r.), opracował adhortację apostolską Amoris Laetitia (AL), która została opublikowana 19 marca 2016 r. VIII rozdz. dokumentu stał się przedmiotem niezliczonych analiz i sporów. Mówi on o sytuacjach małżeństw „nieregularnych”, wobec których konieczna jest „droga miłosierdzia i integracji”, prowadząca do doświadczenia niezasłużonego, bezwarunkowego i bezinteresownego miłosierdzia. „Nikt nie może być potępiony na zawsze, bo to nie jest logika Ewangelii”. Franciszek wzywa do duszpasterskiego rozeznawania konkretnych sytuacji i – w przeciwieństwie do Jana Pawła II – wyciąga z „prawa stopniowości” praktyczne konsekwencje. Uznaje, że istnieją formy związków inne niż małżeństwo sakramentalne i że choć jako takie są sprzeczne z ideałem, to mogą ów ideał realizować „przynajmniej częściowo i analogicznie”. Duszpasterze mają obowiązek rozeznawania sytuacji osób żyjących poza rzeczywistością sakramentalną, by włączyć wszystkich do uczestniczenia we wspólnocie kościelnej. Na szczególną uwagę zasługuje „drugi związek, który umocnił się z czasem, z nowymi dziećmi, ze sprawdzoną wiernością, wielkodusznym poświęceniem, zaangażowaniem chrześcijańskim, świadomością nieprawidłowości swojej sytuacji i wielką trudnością, by cofnąć się wstecz bez poczucia w sumieniu, że popadłoby się w nowe winy”. Dzieje się tak wówczas, kiedy przede wszystkim ze względu na wychowanie dzieci mężczyzna i kobieta „nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się”. Papież przypomina o konieczności włączania osób będących w sytuacjach „nieregularnych” w życie chrześcijańskiej wspólnoty i rezygnacji „z różnych form wykluczenia obecnie praktykowanych w dziedzinie liturgicznej, duszpasterskiej, edukacyjnej oraz instytucjonalnej”.

Papież Franciszek nie zamierzał ogłosić nowych norm kanonicznych, które odnosiłyby się do wszystkich pojedynczych przypadków. Wskazuje natomiast jako konieczne odpowiedzialne rozeznanie osobiste i duszpasterskie konkretnych sytuacji, w tym winy ponoszonej za zaistniałą sytuację. Pomocną funkcję spełniać może chrześcijański rachunek sumienia pytający o zachowanie wobec dzieci w czasie kryzysu, o próby pojednania, o sytuację opuszczonego współmałżonka, o konsekwencje nowej relacji dla opuszczonej rodziny i wspólnoty wiernych. Efektem rachunku sumienia winny być skrucha i umocnienie zaufania w Boże miłosierdzie. Duszpasterskie towarzyszenie i rozpoznawanie nie prowadzi do pochopnej zgody na „wyjątek”, ale do wspólnej oceny powagi konkretnej sytuacji.

W papieskim namyśle nad losem chrześcijan żyjących w sytuacjach „nieregularnych” dochodzimy – moim zdaniem – do fundamentalnego rozstrzygnięcia. „Nie można już powiedzieć, że wszyscy, którzy są w sytuacji tak zwanej »nieregularnej«, żyją w stanie grzechu śmiertelnego, pozbawieni łaski uświęcającej”. Jest tak wówczas, kiedy działający podmiot „może znaleźć się w określonych warunkach, które nie pozwalają mu działać inaczej i podjąć inne decyzje bez nowej winy”. A byłoby nią niewątpliwie opuszczenie dzieci i „współmałżonka”.

Papież przypomina, że nawet Katechizm… mówi o zmniejszeniu odpowiedzialności na skutek m.in. różnych „innych czynników psychicznych czy społecznych”. W konsekwencji „możliwe jest, że pośród pewnej obiektywnej sytuacji grzechu osoba, która nie jest subiektywnie winna albo nie jest w pełni winna, może żyć w łasce Bożej, może kochać, a także może wzrastać w życiu łaski i miłości, otrzymując w tym celu pomoc Kościoła”. Konieczne jest wejście na drogę prawdziwej chrześcijańskiej miłości.

Papież Franciszek uznaje i potwierdza wyjątek ustanowiony przez Jana Pawła II. Ma jednak świadomość, że dla wielu wstrzemięźliwość i życie „jak brat i siostra” nie jest właściwym rozwiązaniem i może nie przynieść spodziewanych owoców, co zresztą zauważył już przed ponad 50 laty II Sobór Watykański w konstytucji Gaudium et spes: „Gdzie zrywa się intymne pożycie małżeńskie, tam nierzadko wierność może być nastawiona na próbę, a dobro potomstwa zagrożone. Wtedy bowiem grozi niebezpieczeństwo zarówno wychowaniu dzieci, jak i zdecydowanej woli przyjęcia dalszego potomstwa”.

Papież Franciszek powtarza po wielekroć, że zrozumienie i rozpoznanie sytuacji osób żyjących w sytuacjach „nieregularnych” nie oznacza w żaden sposób, iż Kościół wyrzeka się pełnego ideału małżeństwa, że usuwa wymagania Ewangelii. Praktyczne rozeznanie w konkretnej sytuacji ma być narzędziem pasterskiej posługi, a duszpasterze nie mogą tchórzliwie skrywać się za nauczaniem Kościoła, wybierając rygoryzm, który – ich zdaniem – gwarantuje uniknięcie zamieszania. Papież zwraca uwagę na kontekst rozważań prowadzonych w Jubileuszowym Roku Miłosierdzia, co pozwala przypomnieć, że duszpasterstwo nie jest kontrolowaniem łaski; że prymat miłości leży w centrum Ewangelii, a stawianie wygórowanych wymagań miłosierdziu rozwadnia jej orędzie.

Dyskusja i argentyńskie rozstrzygnięcie

Ponieważ AL nie sformułowała nowych norm o charakterze kanonicznym, ale normą uczyniła rozstrzygnięcia poszczególnych biskupów, rozpoczęła się debata na temat tego, „co autor miał na myśli”. Każda ze stron toczonego sporu wydawała się wspierana przez adhortację w swoich przekonaniach. Z jednej strony kard. Müller twierdził, że papieski dokument niczego nie zmienia w dotychczasowej praktyce, a gdyby Franciszek chciał coś zmienić, to powiedziałby to wprost. Z drugiej strony pojawiła się argentyńska realizacja papieskiej adhortacji. Biskupi regionu Buenos Aires już pół roku po ogłoszeniu papieskiego dokumentu wydali Podstawowe kryteria stosowania VIII rozdziału „Amoris Laetitia”, podkreślając jednocześnie prawo każdego biskupa do własnych, najdalej idących modyfikacji. Dokument w znacznej części streszcza VIII rozdz., a jego 6 pkt wydaje się rozstrzygający. „Jeśli stwierdzi się, że w konkretnym przypadku istnieją ograniczenia zmniejszające odpowiedzialność i poczucie winy, a w szczególności kiedy osoba uważa, że wyrządziłaby kolejną krzywdę dzieciom z nowego związku, Amoris Laetitia otwiera dostęp do sakramentu pojednania i Eucharystii. To z kolei zapewnia osobie dalsze dojrzewanie i rozwój siły łaski”.

Wydawać by się mogło, że mamy do czynienia z pojedynczym rozwiązaniem „z dalekiego kraju”. Tak jednak nie jest. Argentyński dokument znalazł się w oficjalnym urzędowym okólniku Watykanu „Acta Apostolicae Sedis” (AAS). Nosi on datę 5 września 2016 r. Swego rodzaju wprowadzeniem do niego jest list papieża Franciszka do bpa. Sergia Alberta Fenoya, przedstawiciela regionu Buenos Aires, noszący tę samą datę. Wynika więc z tego jasno, że papież wiedział wcześniej o argentyńskim dokumencie. Ważniejsze jednak niż wspólna data jest stwierdzenie Franciszka, że rozstrzygnięcia dokumentu biskupów Buenos Aires są bardzo dobre i w pełni wyjaśniają sens VIII rozdz. Amoris Laetitia. „Nie ma innych interpretacji” – napisał papież.

Żeby jednak nie było żadnych wątpliwości, watykański sekretarz stanu kard. Pietro Parolin 5 czerwca 2017 r. potwierdził, że obydwa dokumenty znalazły się w ASS na polecenie papieża, jako teksty zawierające autentyczne nauczanie Magisterium (velut Magisterium authenticum). Roma locuta, (a) causa (nadal nie) finita.

Z powagi sytuacji kończącej pewien etap sporów zdał sobie sprawę nawet kard. Müller, który najpierw usiłował sprawę publikacji w ASS bagatelizować („Strona internetowa Watykanu ma pewne znaczenie, ale nie ma autorytetu nauczycielskiego, a jeśli popatrzymy na to, co napisali w swojej dyrektywie biskupi argentyńscy, można to interpretować w sposób prawowierny”), by po etapie przemilczania wystąpić wprost przeciwko papieskiemu rozwiązaniu („Są niestety pojedynczy biskupi i całe episkopaty, proponujący interpretację sprzeczną z dotychczasowym Magisterium, dopuszczając do sakramentów osoby, które uparcie trwają w obiektywnych sytuacjach grzechu ciężkiego”).

Polska

Mając do dyspozycji tak bogaty zbiór dokumentów i pobłogosławione przez papieża rozwiązanie argentyńskie, można by się spodziewać, że episkopat Polski w krótkim czasie zajmie jasne, a przede wszystkim konkretne duszpastersko stanowisko wobec VIII rozdz. AL. Długo wyczekiwany dokument został opublikowany 8 czerwca 2018 r. i nosi nawet „praktyczny” tytuł Wytyczne pastoralne do adhortacji „Amoris laetitia”. Jednak poszukiwanie w nim rzeczywistych wytycznych, podobnych do argentyńskich Kryteriów, skazane jest na niepowodzenie, choć całość zapowiada się niezwykle obiecująco.

Biskupi mają świadomość swojej roli w rozeznawaniu konkretnych potrzeb. Wszak „nie można oczekiwać od papieskiego nauczania definitywnego lub wyczerpującego słowa na temat wszystkich spraw dotyczących Kościoła i świata. Nie powinno się też zastępować lokalnych episkopatów w rozeznaniu problemów wyłaniających się na ich terytoriach i stąd mowa papieża o potrzebie »decentralizacji« w Kościele”.

Autorzy dokumentu rozumieją, że według wskazań Franciszka „duszpasterskie i misyjne nawrócenie w promowaniu małżeństwa i rodziny nie może pomijać osób potrzebujących i żyjących w sytuacjach trudnych, unikając narzucania im zestawu norm, jakby były ze skały”.

W papieskim nauczaniu „rysują się nowe impulsy w posłudze duszpasterskiej narzeczonych, małżonków oraz osób, które znalazły się w sytuacjach trudnych i nieregularnych”.

Episkopat Polski zauważa, że jednym „z centralnych aspektów” Amoris Laetitia jest potrzeba „odniesienia normy ogólnej do konkretnych osób i ich szczegółowych sytuacji. W ten sposób [papież Franciszek] rozwija myśl Jana Pawła II, który wskazywał na potrzebę uwzględnienia złożoności sytuacji wiernych rozwiedzionych, żyjących w nowych związkach cywilnych (por. FC 84 §2). Papież Franciszek zaznacza, że duszpasterskie towarzyszenie osobom będącym na drodze rozeznania musi odbywać się »zgodnie z nauczaniem Kościoła i wytycznymi biskupa« (AL 300)”. Biskupi mają oczywiście świadomość, że podejmowane rozeznanie powinno „mieć formę indywidualnego i konsekwentnego, długotrwałego kierownictwa duchowego. Podjęcie odpowiedniej decyzji – wspólnie przez kierownika duchowego i zainteresowaną osobę – powinno być owocem procesu rozeznania, a nie jednego czy nawet kilku powierzchownych spotkań. Wymaga ono także konsultacji z kompetentnym duszpasterzem posługującym przy sądzie biskupim lub w diecezjalnym ośrodku duszpasterstwa rodzin”.

Do tego momentu wszystko w polskim dokumencie wydaje się zmierzać do rychłego, dobrego i konkretnego rozstrzygnięcia, ale tu zaczynają się schody. Trudności zwiastuje już fakt, że nie ma wprost mowy o „otwarciu dostępu do sakramentu pojednania i Eucharystii”, ale o „podjęciu odpowiedniej decyzji”. Biskupi przyznają także, że samo „rozeznanie, jako niełatwe i niezwykle odpowiedzialne zadanie, wymaga solidnego przygotowania duszpasterzy”. A skoro sprawa jest poważna i skomplikowana, trzeba powołać odpowiednie komisje i podkomisje, „wypracować program i określić kształt przygotowania księży do podejmowania drogi towarzyszenia wiernym i rozeznawania ich konkretnych sytuacji”. W końcu ogłosić „nowe Dyrektorium Duszpasterstwa Rodzin dla Kościoła w Polsce”. A to zadanie na długie lata.

Wynika więc z tego, że nie mamy dobrze przygotowanych duszpasterzy, choć na początku rzeczonego dokumentu biskupi nie omieszkali pochwalić się tym, że aktualne dyskusje „pozwoliły nam na nowo dostrzec bogactwo działań Kościoła w Polsce”. Faktem jest, że od ponad 30 lat działają w diecezjach duszpasterstwa związków niesakramentalnych, które teraz czekają na decyzję swojego biskupa. Biskup zaś czeka zapewne na decyzję Konferencji Episkopatu, czyli tak naprawdę na swoją. Związki „nieregularne” także czekają, jeszcze czekają. Trzeba więc się spieszyć, dopóki zainteresowani nie odeszli, jedni do wieczności, a inni z Kościoła. A rozwiązania leżą na stole.

Co dalej?

Nie ulega wątpliwości, że papież Franciszek w przygotowywaniu synodów i adhortacji Amoris Laetitia korzystał z osiągnięć niemieckiego episkopatu, szczególnie z opracowania biskupów metropolii fryburskiej, i z doświadczenia kard. Kaspera. Trzeba przypomnieć, że trzon dokumentu z 1993 r., proponujący kroki procesu otwierającego małżeństwom „nieregularnym” drogę do sakramentu pojednania i Eucharystii, został dosłownie powtórzony w Pomocy duszpasterskiej z roku 2013. Można więc go wykorzystać, dokonując być może pewnych modyfikacji. W polskim Dyrektorium Duszpasterstwa Rodzin z 2003 r. jest tylko jeden punkt (74) traktujący o duszpasterstwie związków niesakramentalnych. Wystarczyłoby uzupełnić i rozwinąć cztery opisane tam warunki o to, co wynika z procesu rozeznawania, rezygnując z obligatoryjnego nakazu zachowania seksualnej wstrzemięźliwości.

Konieczne wydaje się uznanie znaczenia odpowiedzialności i żalu z powodu zaciągniętych win oraz zwrócenie uwagi na sposób rozejścia (możliwość zgorszenia).

Ważne jest, by druga „wspólnota małżeńska” trwała wystarczająco długo w sensie zdecydowanej i publicznie rozpoznawalnej woli trwałego wspólnego życia na wzór porządku małżeńskiego, mającego charakter moralnego związania wobec partnera i dzieci.

Trzeba wystarczająco dowieść, że partnerzy rzeczywiście starają się żyć chrześcijańską wiarą i z powodów prawdziwie religijnych chcą brać udział także w sakramentalnym życiu Kościoła. To samo dotyczy chrześcijańskiego wychowania dzieci.

Natomiast treść obecnego warunku o wstrzemięźliwości mogłaby brzmieć następująco: kiedy konkretna sytuacja nowego związku sprawia, że jest to możliwe, można zaproponować partnerom zobowiązanie do życia w wstrzemięźliwości. W innych, bardziej złożonych okolicznościach powyższa opcja może nie być możliwa. Wówczas poprzez drogę rozeznania, odkrywającą ograniczenia odpowiedzialności i poczucia winy, w szczególności kiedy osoba uważa, że popadłaby w kolejną winę wobec dzieci z nowego związku, Kościół otwiera dostęp do sakramentu pojednania i Eucharystii.

Fakty

Nowego Dyrektorium… nie ma, wskazań dla duszpasterzy nie ma. Zapomina się o tym, że w przypadku duszpasterzy, zwłaszcza proboszczów, mamy do czynienia z „fachowcami”, którzy najlepiej znają swoje środowiska – trudne sytuacje ich parafian nie są im obce, więc bez wątpienia przy wsparciu biskupa i diecezjalnych instytucji mogą zająć się towarzyszeniem, rozeznawaniem i włączeniem „nieregularnych małżeństw” w główny nurt parafialnego życia. A przed potencjalnym zgorszeniem współparafian uchroni kształtowanie i formowanie całej wspólnoty przez przybliżanie jej papieskiego nauczania i uświadamianie istnienia skomplikowanych sytuacji rodzinnych, które nie muszą oznaczać absolutnego zakazu przystępowania do komunii. Pomysłu wysyłania rozwiedzionych do innej parafii, który pojawia się w Dyrektorium… z 2003 r., nie sposób (dzisiaj) usprawiedliwić.

Papież Franciszek mówi: „Nie zapominajmy, że często zadanie Kościoła jest podobne do szpitala polowego”. Potyczki trwają, są poszkodowani z otwartymi ranami, a szpitala polowego dla małżeństw i rodzin w sytuacjach „nieregularnych” w Polsce nie ma.

Czyżby na leczenie trzeba było lecieć do Buenos Aires? Mam nadzieję, że nie. Vaya con Dios! Z Bogiem!

***

Artykuł pochodzi z październikowego numeru miesięcznika "Znak"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co dalej z Amoris Laetitia w Polsce? Potyczki trwają, a szpitala polowego dla małżeństw brak
Komentarze (13)
SM
Sylwester Mrozik
20 października 2019, 10:41
A może chodzi o jeszcze coś innego ? Spotkałem nieraz ludzi uważających się za ,,głęboko pobożnych", którzy mówili: ,,Nie po to wierzę całe życie, często kosztem wyrzeczeń, żeby iść do nieba z kimś kto się nawrócił tydzień przed śmiercią". Może Ci co trwają w związkach sakramentalnych, często już z rozpędu, przyzwyczajenia albo dla dobra dzieci, nie chcą aby ,,niesakramentalni" przyjmowali sakramenty, bo uważają się za lepszych ? K. Hryniewicz opisał w jednej z książek o przekonaniach ze średniowiecza, że zbawieni nie tylko będą cieszyć się z obecności Pana, ale będą widzieć męki potępionych i cieszyć się z ich losu (mogli przecież wybrać inaczej). A radość z cudzego nieszczęścia raczej nie pasuje mi do chrześcijaństwa.
Oriana Bianka
19 października 2019, 11:18
W Ewangelii św. Mateusza znajdują się dwa tekst dotyczący nierozerwalności małżeństwa: „Jeśli kto chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa (Mt 5,31–32)." Co oznacza fragment: " poza wypadkiem nierządu" ? Czy jest to wyjątek od reguły? Na tę własnie klauzulę powołuje się Cerkiew prawosławna dopuszczając "zdjęcie błogosławieństwa" ("rozwodu") w przypadku cudzołóstwa (nierządu), czyli zdrady jednego z małżonków. W Cerkwi prawosławnej możliwe jest powtórne małżeństwo po "zdjęciu błogosławieństwa". Cerkiew uznaje możliwość popełnienia błędu, jak również zakłada, że życie samotne jest większym złem niż ponowne małżeństwo dla tych, którzy nie potrafią już żyć w zgodzie i miłości ze swoim dotychczasowym współmałżonkiem.
Oriana Bianka
19 października 2019, 11:30
Drugi tekst w Ewangelii św. Mateusza jest podobny: " Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych pozwolił wam Mojżesz oddalać wasze żony, lecz od początku tak nie było. A powiadam wam: Kto oddala swoją żonę – chyba w wypadku nierządu – a bierze inną, popełnia cudzołóstwo. I kto oddaloną bierze za żonę, popełnia cudzołóstwo (Mt 19,8–9)."
GQ
~Grzegorz Q
19 października 2019, 16:59
"A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa." Czyli w praktyce, zawsze jest powód do rozwodu. Przypadek "nierządu" to sytuacja, gdzie dwoje cudzołoży wspólnie, ale nawet nie próbuje budować wspólnego domu. To jest przypadek "mieszkania razem" bez ślubu i bez nawet planów na całe życie. To Jezus ustanowił sakrament małżeństwa. Przedtem był to pewien zwyczaj i granica między małżeństwem a "mieszkaniem razem" nie tak ostra.
JL
Jerzy Liwski
19 października 2019, 10:55
Pisze ksiądz: "Dzieje się tak wówczas, kiedy przede wszystkim ze względu na wychowanie dzieci mężczyzna i kobieta „nie mogą uczynić zadość obowiązkowi rozstania się”.". . . Ale będąc w "pierwszym" małżeństwie, mając dzieci, wychowanie ich nie miało znaczenia i nie stało na przeszkodzie, by zadośćuczynić nie tyle nawet obowiązkowi, ale zwykłej chęci rozstania. . . . . . Tyle pięknie pisane o dobru dzieci z drugiego "małżeństwa", a co z dziećmi z pierwszego, sakramentalnego? One są gorsze?
Oriana Bianka
19 października 2019, 11:40
Wszystkie dzieci są jednakowo ważne.Ale nie zawsze małżonek ponosi winę za rozpad małżeństwa, wtedy gdy jest porzucony, gdy drugi małżonek dopuszcza się cudzołóstwa. O tym mówi klauzula: "poza wypadkiem nierządu" w ewangelii św. Mateusza (mój tekst powyżej). Jeśli dobrze rozumiem, w "Amoris laetitia" zalecane jest indywidualne rozeznanie sytuacji każdego człowieka.
JL
Jerzy Liwski
19 października 2019, 12:19
Mówi tu Pani o pewnym przywileju dla porzuconego, zdradzonego małżonka, tymczasem AL, a na pewno jej przedstawiane przez księdza rozumienie (być może zgodne z papieskim) daje ten przywilej zdradzającemu, porzucającemu małżonkowi.
RD
~Robertus Dianthus
20 października 2019, 09:10
To może czas dla odmiany na naukę katolicką, mianowicie dogmaty (nauka rzecz jasna nieodwołalna i nieomylna) na temat sakramentu małżeństwa, dzieła wybrane: 5. Gdyby ktoś mówił, że węzeł małżeński może być rozwiązany z powodu herezji, uciążliwości pożycia lub ciągłej nieobecności małżonka - niech będzie wyklęty. 7. Gdyby ktoś mówił, że Kościół jest w błędzie, gdy nauczał i naucza zgodnie z nauką Ewangelii i apostołów, iż z powodu cudzołóstwa jednego z małżonków węzeł małżeński nie może być rozwiązany, i żadna ze stron, nawet niewinna, która nie dała powodu do cudzołóstwa, nie może zawrzeć innego małżeństwa za życia swego małżonka, oraz że cudzołoży mąż, który opuściwszy cudzołożną żonę pojął inną, i żona, która opuściwszy cudzołożnego męża wyszła za innego - niech będzie wyklęty. Jak ktoś chce wersję oryginalną lub/i numer w indeksie Denzingera, to proszę wołać.
KP
Key Pi
20 października 2019, 19:45
OK. podajesz Jerzy przykład ekstremalny. Ale popatrzmy na konkret. Moja znajoma. Dwójka dzieci. Ona nie pracuje, on zarabia. Niestety on okazuje się być idiotą - pewnego dnia po prostu wyjeżdża i nie wraca (jest gdzieś w zachodniej Europie, nikt nie wie gdzie). Ona zostaje autentycznie bez środków do życia. Głód zagląda w oczy (to naprawdę nie przesada). Poznaje innego faceta - wdowca. Zamieszkują razem. Kochają się, ona dba o niego, on dba o nią i dwójkę małych dzieci. Oboje wierzą w Boga. I tak dochodzimy do dnia dzisiejszego. Co powinno się stać teraz wg. Ciebie w temacie sakramentów?
JM
~Janek Makowski
19 października 2019, 08:27
Czasem odnoszę wrażenie, że Kościół w Polsce ma w nosie nauczanie Franciszka i zawzięcie dąży do secesji od Rzymu i wprowadzenia własnej wersji katolicyzmu.
JL
Jerzy Liwski
19 października 2019, 00:13
Pisze ksiądz "Ważne jest, by druga „wspólnota małżeńska” trwała wystarczająco długo..." A co z ewentualną trzecią lub czwartą "wspólnotą małżeńską"? Czy ich ksiądz dyskryminuje, czy ich ksiądz wyklucza? Dlaczego?
JL
Jerzy Liwski
18 października 2019, 23:23
Korzystając z porównania do szpitala polowego, to chyba ksiądz czegoś nie rozumie. Jak mamy rannego ze specyficznym postrzałem jamy brzusznej to dla jego dobra i życia nie podajemy mu jedzenia, bo to mogłoby spowodować jego śmierć. By mógł przeżyć nie może jeść. Ksiądz wygląda na człowieka, który domaga się, by rannych w brzuch karmić, bo przecież chcą, bo przecież jedzenie jest dobre etc etc. Przestajecie księża wierzyć w życie wieczne i w jego wartość. Życie doczesne, szczęście doczesne staje się dla was fundamentem, o który należy walczyć i wydaje się wam, że to przysporzy wam wiernych etc. "Kto chce iść za mną niech zaprze się samego siebie"... Ale to przecież takie niepopularne. Dziś tak wielu księży krzyczy "bądź sobą, Jezus takiego cię chce, Jezus nikogo nie chce zmieniać" etc...
AW
~ania waliszko
18 października 2019, 20:39
ROZWIĄZANIE JEST PROSTE wszyscy do Komunii bez spowiedzi, rozwodzić się można w nieskończoność - nie ma trwałości sakramentu małżeństwa tak zezwala Franciszek - który nie sprawuje misji papieża - nie chce, nie umie, a może celowo nie kieruje Kościołem owocem tego jest to, że w każdym kraju jest inny "katolicyzm" - w każdym kraju wierzą inaczej zresztą - skoro za przyzwoleniem papieża generał jezuitów naucza, że nie ma piekła - to i tak wszyscy pójdziemy do nieba