Co "Diuna" może nam powiedzieć o głoszeniu ewangelii?

Fot. mat. prasowe - "Diuna" Warner Bros Polska, oficjalny zwiastun/Youtube
Piotr Jabłoński SJ

Trzeba uważać z siłowym przekonywaniem kogoś do swoich racji. Szczególnie gdy jesteśmy pewni w 100 proc. Zazwyczaj to nam czegoś brakuje. Tego możemy się nauczyć z „Diuny” Franka Herberta.

Wspomnienie ekranizacji pierwszej części powieści Herberta jeszcze jakiś czas będzie towarzyszyć wszystkim fanom dobrego kina, jak i samej kultowej książki science fiction. Tego należało się spodziewać po Denisie Villeneuve, reżyserze „Nowego początku” czy też „Blade Runnera 2049”.

DEON.PL POLECA

W „Diunie” oglądamy świat wymyślony, który dzięki twórcom filmu urzeka swoim niepowtarzalnym pięknem na tyle mocno, że ma się wrażenie brania udziału w czymś dużo bardziej rzeczywistym niż postulowana fikcja. Kiedy dołożymy do tego zjawiskową muzykę Hansa Zimmera, świat pustynnej planety Arrakis pozostaje w pamięci na długo po wyjściu z kina.

Nie chcę zbyt intensywnie rozpisywać się o filmie. Zależy mi bardziej na podjęciu ciekawego wątku związanego z książkowym uniwersum Diuny. Jedną z istotnych postaci drugoplanowych w świecie Franka Herberta jest żeński zakon Bene Gessarit, który swoimi wpływami kształtuje życie polityczne w całym galaktycznym imperium. Najkrócej mówiąc, są to posępne, surowe kobiety pojawiające się w kluczowych momentach historii. Wiedzą więcej niż przeciętny zjadacz chleba i dążą do sobie wiadomych celów. Nie musisz rozumieć o co im chodzi, ale w razie potrzeby zostaniesz zmuszony, żeby im pomóc.

Okazuje się, że posępny galaktyczny zakon ma wiele wspólnego z rzeczywistością. Przynajmniej tą zapamiętaną przez Franka Herberta i opisaną w jego biografii. W Bene Gessarit spotykają się inspiracje pochodzące z dwóch wspomnień z jego młodości. Pierwsze przywołuje pamięcią katolickie ciotki Heberta ze strony matki, które przymuszały przyszłego autora "Diuny" do praktyk religijnych. Musiały to być co najmniej nieprzyjemne namowy, ponieważ sam Herbert zapamiętał je bardziej jako próbę prania mózgu niż życzliwą ofertę wspólnego pójścia do kościoła. Natomiast drugim wątkiem składowym są... jezuici. Frank Herbert uczył się u jezuitów, zapamiętując ich jako zdolnych do skutecznego argumentowania prezentowanych racji. Niestety również jezuici utkwili w pamięci jako negatywni gracze, którzy sprawując całkowitą kontrolę nad dyskusją, okazywali się zawsze skuteczniejsi w debatach. Tym sposobem żeński zakon Bene Gessarit to suma składowa pobożnych ciotek i mających zawsze rację jezuitów.

Z dużą łatwością jestem w stanie za pomocą takiej historii opowiedzieć moje doświadczenia młodości. Co więcej, wydaje się, że nie jestem odosobnionym przypadkiem. Rzeczywistość lat 90. w Polsce była polem do popisu dla „usilnych starań ewangelizacyjnych”, które nie pozostawiały alternatywy. Co prawda nie miałem doświadczenia „przemocowych jezuitów” (ci, pojawili się w moim życiu w XXI wieku i dalecy byli od jakiejkolwiek formy przymusu). Jednak wystarczy zaledwie chwila, bym znalazł w moich wspomnieniach męskich i żeńskich kandydatów na Bene Gessarit.

Polska literatura zostawia ślad takiego nadgorliwego przekonywania do czyjejś wielkości i doskonałości. Gombrowiczowska „gęba” oraz legendarne „Słowacki wielkim poetą był!” trochę nas uspokaja. Jednak zdecydowanie trudniej przejść nad zjawiskiem do porządku dziennego, gdy przypomnimy sobie wyróżnienie w plebiscycie na Młodzieżowe Słowo Roku 2017. Młodzi nazwali robienie rzeczy nonsensownych, niekiedy szkodliwych dla innych terminem „odjaniepawlać”. Tym razem dostało się Bogu ducha winnemu Janowi Pawłowi II.

Nie wspominam Jana Pawła II, aby drażnić. Chcę tylko skutecznie odnieść zjawisko do nas samych. Osobiście muszę przyznać, że fenomen obrzydzania komuś chrześcijaństwa nie jest mi obcy. Wręcz przeciwnie. Mam na koncie kilka sytuacji, w których co prawda nie brakowało mi trafności argumentów w opowiadaniu o Jezusie Chrystusie. Jednak zabrakło prostej cechy, której najwyraźniej nie doświadczył również od swoich ciotek oraz od jezuitów autor "Diuny". Zabrakło mi radości Ewangelii.

"Radość Ewangelii napełnia serce oraz całe życie tych, którzy spotykają się z Jezusem. Ci, którzy pozwalają, żeby ich zbawił, zostają wyzwoleni od grzechu, od smutku, od wewnętrznej pustki, od izolacji. Z Jezusem Chrystusem rodzi się zawsze i odradza radość" (papież Franciszek, "Evangelii gaudium"). Radość ta jest z pewnością daleka od sztucznego uśmiechu akwizytora zachęcającego do nabycia zbędnego garnka. Radość Ewangelii to wewnętrzna wartość, która przemienia nasze opowieści o Jezusie z kolejnej nowiny w Dobrą Nowinę.

Radości Ewangelii nie da się zdobyć raz na zawsze. Można ją łatwo stracić. "Zapraszam każdego chrześcijanina, niezależnie od miejsca i sytuacji, w jakiej się znajduje, by odnowił dzisiaj swoje osobiste spotkanie z Jezusem Chrystusem, albo przynajmniej podjął decyzję gotowości spotkania się z Nim, szukania Go nieustannie każdego dnia. Nie ma racji, dla której ktoś mógłby uważać, że to zaproszenie nie jest skierowane do niego, ponieważ «nikt nie jest wyłączony z radości, jaką nam przynosi Pan». Kto zaryzykuje, by uczynić mały krok w kierunku Jezusa, tego Pan nie zawiedzie, przekona się, że On już na niego czekał z otwartymi ramionami" ("Evangelii gaudium").

Oby udało się nam pozytywnie odpowiedzieć na to zaproszenie. W przeciwnym razie w krótkim czasie staniemy się „katolickimi ciotkami ze strony matki”…

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co "Diuna" może nam powiedzieć o głoszeniu ewangelii?
Komentarze (7)
MM
~Marian Mechanik
21 listopada 2021, 11:44
Proponuję zapoznać się z metodami "ewangelizacji" SWIADKOW JEHOWY.... I prób wyjścia z tej sekty.. Świadkowie Jehowy wręcz szczycą się z ostracyzmu jakim poddają swoich eks .. nagrali film jak rodzice wyganiają córkę z domu ,gdy ta prawdopodobnie odeszła z sekty ... rodzice zrywają kontakt z dziećmi, małżonkowie się rozwodzą tylko dlatego że ktoś zmienił religijne poglądy.... czy ktoś słyszał aby katoliccy rodzice zerwali kontakt z dziećmi bo te nie chodzą do kościoła ?
KM
~Karolina Moryl
21 listopada 2021, 13:53
Pewnie aż tak to nie jest. Ale nieraz katolicy potrafią nieźle na kogoś ,, naskoczyć". Sama byłam nieraz świadkiem jak i podmiotem takich destrukcyjnych zachowań. Zrobiłam znak krzyża w kościele i źle bo za krótka modlitwa, to grzech ciężki i różne takie.
MZ
~Marcin Ziemiański
21 listopada 2021, 15:57
Tak. I to wielokrotnie. Przyjaciółka została wyklęta przez matkę, nawet nie za ateizm, ale za sceptycyzm wobec Kościoła. Inna bliska mi osoba została za apostazję wykluczona całkowicie z grona rodzinnego (ojciec nawet nie wspomina o jej istnieniu). Znajomy z powodu przyjaźni z osobą homoseksualną był szantażowany przez rodzinę - "wróć do Boga, albo się wynoś z domu". Ja sam nie mogłem otwarcie rozmawiać o krytyce Kościoła, bo jedynym akceptowalnym poglądem był "ten jedyny" i pogląd sprzeczny kończył się autentycznymi szykanami. Jest tego naprawdę wiele, a na wsiach jest to wręcz powszechne.
MM
~Marian Mechanik
21 listopada 2021, 18:21
Problem w tym że przypadki o których piszesz występują tylko w dysfunkcyjnych katolickich rodzinach ... nie jest to normą na szeroką skalę ani nawet oficjalnym stanowiskiem kościoła. U świadków Jehowy prześladowanie i stosowanie ostracyzmu wobec swoich byłych członków wspólnoty jest oficjalnym stanowiskiem sekty Strażnica.. I nie ważne czy są to twoje dzieci czy współmałżonek... Masz zerwać kontakt lub nawet się rozwiesc tylko dlatego że twoj bliski zmienił religijne poglądy... czy znasz katolika ,który rozwiódł się z powodu ...że współmałżonek nie chodzi do kościoła?
MT
~Marek Tatarek
22 listopada 2021, 09:48
To zaprezentuj jakimś cytatem i źródłem to oficjalne stanowisko że należy się rozwieść albo wyrzucić z domu.
SM
Sabina M.
23 listopada 2021, 15:49
https://kochamywas.pl/ To jest strona ze świadectwami byłych Świadków Jehowy.
MT
~Marek Tatarek
8 grudnia 2021, 08:33
Chodziło mi o oficjalne stanowisko. Jak wspomniał przedmówca w katolickich rodzinach to że ktoś kogoś wyrzuca z domu nie wynika z oficjalnego stanowiska. Dlatego proszę o oficjalne stanowisko.