Czyja jest ta kobieta?

Anna Świderkówna

- Małgorzata Bilska i Maria Rogaczewska: Brak zaufania do ojcostwa jest syndromem naszych czasów. Niektórzy negują potrzebę instytucjonalnej religii, która według nich ogranicza "autentyczną"  duchowość rozumianą jako intymna relacja z sacrum. Poprawność polityczna woli obraz Boga jako Ducha, który przenika świat. A przecież to Jezus nauczył człowieka wołać do Boga Tatusiu, Abba choć powiedział uczniom: "Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym Ojcem; jeden jest bowiem  Ojciec wasz, Ten w niebie" (Mt, 23,9-10). Jak interpretować ten  zakaz? Do kapłana zwracamy się "ojcze".  
    
Anna Świderkówna: Nie wolno zapominać o tym, że Bóg w Biblii jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Dwie pierwsze Osoby określamy kategoriami rodzaju męskiego, Ruah - Duch Święty - bywa męskie i żeńskie. Ojcostwo Boga jest zupełnie inne niż ojcostwo człowieka. Bóg nie jest ani ojcem, ani matką, jak się ostatnio twierdzi. Ojcostwo Boże należy do zupełnie innej kategorii. Mamy niestety zwyczaj porównywać Boga do różnych zjawisk namacalnych...

- Do mężczyzny na przykład?

AŚ: No, chociażby...

Bóg jest nieporównywalny

- Krytyka obrazu Boga wiąże się z uznaniem Jego nowo odkrytych cech "kobiecych". Miłosierdzie zawsze zakłada obecność empatii, troskliwości, wyrozumiałości, cech typowych dla  matek.

AŚ: W Biblii spotykamy dwa różne określenia związane z polskim pojęciem miłosierdzie: hesed i rahamim. Rahamim  jest to liczba mnoga od słowa rehem, które oznacza macicę. Rahamim symbolizuje tkliwość czyli uczucie matczyne, które pochodzi niejako z wnętrzności i jest tak silne, że człowiek nie może nad nim zapanować. Hesed nie da się dokładnie przełożyć. Septuaginta tłumaczyła hesed jako miłosierdzie w sensie eleos - werset z Księgi Ozeasza: Miłosierdzia chcę, a nie ofiary pojawia się dwukrotnie u św. Mateusza, który używa tu właśnie słowa eleos. Biblia Tysiąclecia tłumaczy już hesed inaczej: Miłości chcę a nie ofiary. Chodzi tu o miłość specyficzną, miłość czynną. Czym innym jest miłosierdzie pojmowane jako uczucie (rahamim), a czym innym jako aktywność (hesed). Analogicznie w języku polskim można  rozróżnóżnić litość, którą  się czuje i miłosierdzie, które się czyni.
Zasadnicze znaczenie ma fakt, że hesed jest z zasady wzajemny, stanowi filar przymierza. Hesed jest rodzaju męskiego, choć bardzo często występuje razem z emet, o której mówimy "ta" emet. Słowo to dawniej tłumaczono jako "prawda", lecz szczególna prawda, której znaczenie najlepiej oddaje rzeczownik "niezawodność". To znaczy, że można się na niej oprzeć z całą pewnością. Bóg nas nigdy nie zawiedzie. Ponieważ jednak określenie "Bóg niezawodny" nie brzmi najlepiej, zazwyczaj używa się określenia  "Bóg wierny".
 
- Co to znaczy, że Bóg zawiera przymierze z człowiekiem oparte na hesed? Co ten fakt mówi nam o Bogu?

AŚ: Bóg ofiarowuje przymierze człowiekowi. Człowiek odpowiada na nie czynnie, także przez hesed. Na hesed opiera się także małżeństwo. Nawet relacja tak prosta jak gospodarza do gościa i gościa do gospodarza, wymaga hesed, gdyż w nim zawiera się też pojęcie uczciwości, niektórzy mówią - lojalności. Bóg pierwszy wychodzi do człowieka.
Boga zawsze poznajemy częściowo a każdy Jego obraz jest zniekształcony. Najlepiej ilustruje ten problem fragment z Księgi Wyjścia [WJ 33.18 - 34.6] dotyczący odnowienia przymierza. Podczas rozmowy Mojżesz prosi Boga o pozwolenie zobaczenia Jego oblicza. Bóg mu odpowiada, iż nikt nie może ujrzeć Jego chwały, gdyż by tego nie przeżył ale proponuje co innego. Wskazuje, przy której skale ma stanąć Mojżesz i obiecuje, że gdy będzie przechodził, postawi go w szczelinie i położy na nim rękę tak, by mógł Go zobaczyć "od tyłu". Po hebrajsku jest powiedziane, że Mojżesz zobaczy plecy Boga. Bóg woła przechodząc: „Jahwe, Jahwe, Bóg miłosierny i łaskawy, nieskory do gniewu, bogaty w hesed i emet1.” Wszyscy poznajemy Boga tak, jak Mojżesz, "od pleców". Bóg nie mówi o swojej istocie, pokazuje własne działanie w stosunku do człowieka. Bałabym się  jednak użyć tu stwierdzenia, że Bóg działa jak ojciec albo matka. Bóg jest nieporównywalny.

- Mówiąc o miłości Boga wolimy jednak wyobrażać Go sobie trochę jako matkę, gdyż to jej przypisuje się "drogę serca" w podejmowaniu decyzji. Matki nie wstydzą się uczuć do dzieci.

AŚ: Żadna miłość nie jest zbudowana na uczuciach. Jeżeli miłość byłaby uczuciem, to niemożliwe byłoby przykazanie miłości - nie można nikomu nakazać uczucia. Miłość jest postawą woli. Naturalną tendencją miłości jest to, że ona chce tego, czego co chce ten, kogo kochamy. To jest zjednoczenie woli. W przypadku ziemskiej  miłości trzeba pamiętać, że człowiek może chcieć czegoś, co jest złe. Więc ja nie mogę zawsze chcieć bez zastanowienia tego, czego chce osoba, którą kocham. Natomiast nie ma takiego zastrzeżenia, gdy chodzi o miłość Boga. Bo ja wiem, że On chce tylko największego dobra i że Jego miłość nigdy nie zawiedzie.

 

Maryja wzorem dla mężczyzn

- Interesuje nas wizja kobiety, jaka wyłania się z kart Biblii. Wzorem dla kobiet jest Maryja. Pojawia się jednak pytanie: jak Ją naśladować?

AŚ: Trzeba pamiętać o tym, że to nie jest tylko wzorzec dla kobiet. Zasadnicza trudność dotyczy tego, jak naśladować Tę, która była niepokalanie poczęta. W pewnym sensie Jezus więcej wiedział o grzechu niż Ona. Przyszedł na to, żeby grzech usunąć, wziął go na siebie. Ona właściwie widziała tylko skutki grzechu w Jego męce. Znamienne są słowa Ewangelii, kiedy Maryja słyszy o swoim małym Synu, że będzie On znakiem, któremu sprzeciwiać się będą, a potem pada zapowiedź: Twoje serce przeszyje miecz. W kolejnej scenie, z dwunastoletnim Jezusem, który zgubił się rodzicom. Maryja mówi: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie” [Łk 2.48]. Jezus Jej odpowiada: „Czemuście mnie szukali? Czy nie wiecie, że w sprawach Ojca mego trzeba, żebym był?” W pewien sposób  odrzuca ojcostwo Józefa i jest, wydawałoby się, nielitościwy dla rodziców.  Ewangelista dodaje, że oboje, Maryja i Józef, nie rozumieli tego. Dwunastoletni Jezus staje się w ten sposób nauczycielem swojej Matki.

- Chrystus jest Drogą dla każdego człowieka, bez różnicy płci, a Maryja jest pokazywana jako wzór dla kobiet - matka, gospodyni. Mamy wrażenie, że godzi się na wszystko.  A przecież Ona tak jak Noe, Abraham i Mojżesz zawarła przymierze z Bogiem, pyta i nie boi się odpowiedzialności. Jezusa słuchają tłumy,  ze zdumieniem i podziwem, a ona dyskretnie uczy się nowej roli. Maryi nie można traktować jak bezcielesnego Anioła niosącego nam pociechę.  

AŚ: Czytając Ewangelie, w różnych scenach widzimy jak Jezus uczy swoją matkę. Podczas wesela w Kanie Galilejskiej mówi: Co mnie i Tobie niewiasto, bo dosłownie tak brzmi to po grecku (idiom aramejski). Słowa Jego nie są wcale łagodną odmową, w wolnym tłumaczeniu znaczą mniej więcej "nie wtrącaj się do tego". Maryja musi rozumieć, że zmieniają się relacje łączące Ją z Synem. W sposób naturalny i ludzki przywykła do bycia ze swoim synem Jezusem a teraz musi się przestawić, zrozumieć, że "to już nie jest Twoja sprawa, zostaw to mnie". Potem będzie wiele momentów, kiedy Jezus wydaje się odsuwać Maryję. Pewna kobieta przychodzi i mówi: „Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś” (Łk 11,27), a Jezus nie zaprzecza temu, ale mówi: „Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je.” (Łk 11,28) Następnie mamy scenę, w której Matka i krewni Jezusa chcą Go wyciągnąć na zewnątrz, gdy przemawia, bo boją się, że oszalał. Jezus im odmawia. Ich pojawienie się tu rozumiem jako troskę o bliskich - Jezus nie ma nawet czasu, żeby coś zjeść i oni chcą jego opamiętania: "Zwariowałeś czy co? Przecież musisz chociaż zjeść śniadanie…" A On patrzy na ludzi, którzy wokół niego siedzą i mówi: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Ojca mojego, który jest w niebie, ten jest mi bratem, siostrą i matką.” (Mt 12, 49-50).
Matka jest uczniem. A czy uczeń może być Jego matką? Może. Bóg przychodzi do drugiego człowieka poprzez ludzi. Przecież Syn Boży mógł się pojawić na świecie bez udziału kobiety i może nawet byłoby mu w pewnym sensie łatwiej. Ale on przychodzi do nas przez Maryję. Stąd wynika nauka dalsza, że każdy może być Jego matką, że przez każdego z nas Jezus chce przyjść do innych ludzi.

- Czego mężczyźni, mogą  nauczyć się od Maryi?

AS: Nie widzę innej drogi dla mężczyzn i dla kobiet. Maryja jest przezroczysta. Jej nie widać, jest tylko Bóg, Przez Nią przychodzi Bóg dla nas, Ona nie zatrzymuje Go dla siebie. Bóg wciąż stawia Maryi poprzeczkę wyżej -  tak, że Ona musi sięgnąć ponad siebie. Często mi się wydaje, że czegoś nie potrafię, nie dam rady, że tego nie uniosę. Tu Ona jest wzorem.

Samotność Adama

- Tradycjonaliści twierdzą, że kobieta ma łatwość składania siebie w darze dla innych i że nie umie być sama. Ks. prof. Antoni J. Nowak OFM uważa, że kobieta istnieje tylko jako matka lub żona. Mężczyzna ma egzystencjalne doświadczenie osamotnienia w Raju, kobieta zaś istnieje od początku w relacji do niego. Niestety wielu księży tak właśnie interpretuje Biblię.    

AŚ: Nie wiem, czy jeśli chodzi o składanie daru z siebie, istnieje taka wielka różnica między mężczyzną i kobietą, Uderza mnie za to jedna rzecz - ktoś młody łatwiej pójdzie na śmierć niż stary. Młody człowiek, mając lat dwadzieścia, jest gotowy, także od strony biologicznej, do całkowitego oddania. Jesteśmy stworzeni żeby się wzajemnie sobie oddać i w tym okresie łatwiej nam to przychodzi. To nie zależy od płci tylko od wieku.
Mówiąc o naturze kobiety i mężczyzny nie można zapominać o opisie stworzenia w 1 rozdziale Księgi Rodzaju (Rdz 1,27). Ten opis jest jakby podsumowaniem i nie można w żadnym razie pisać o roli kobiety i mężczyzny ignorując ten fragment. Tam znajduje się najważniejszy tekst, w którym powiedziane zostało, że Bóg stworzył człowieka na swój obraz i podobieństwo: „Stworzył więc Bóg człowieka na swój obraz, na obraz Boży go stworzył: stworzył go mężczyzną i niewiastą” a dosłownie istotą męską i żeńską.  Trzeba pamiętać, że człowiek to po hebrajski ha'adam. W rozdziale 2 czyli według najstarszej tradycji rzeczywiście na początku jest jeden człowiek ale nie mężczyzna. Słowo ha'adam znaczy "istota z prochu ziemi".

- Bóg wyjął tej "istocie" żebro. Czy można uznać, że mężczyzna to człowiek bez żebra? W tym samym momencie, gdy powstaje kobieta, rodzi się też mężczyzna jako osoba obdarzona płcią.

AŚ: Można tak powiedzieć ale przypuszczam, że twórcy Pięcioksięgu nie myśleli o tym w ten sposób. Tak czy inaczej obrazu Boga nie stanowi jeden człowiek tylko mężczyzna i kobieta razem. Powstaje pytanie: jeżeli związek mężczyzny i kobiety jest tak ważny, czemu mamy z niego rezygnować, oddawać Bogu? Sama jestem samotna, nie wyszłam za mąż, nie miałam dzieci i może mam tym większą świadomość, że relacja jest najważniejszą rzeczą w życiu mężczyzny i kobiety. Dobry związek (nie musi być bardzo dobry, zawsze będą jakieś trudności, to jest normalne i ludzkie) jest czymś najcenniejszym w życiu człowieka. Właśnie dlatego niektórzy zostają sami - aby być z Bogiem - a Jemu oddaje się zawsze to, co najcenniejsze, Panu Bogu się nie daje żadnych śmieci. Przypomniała mi się na ten temat historyjka, przypuszczam, że nieprawdziwa ale bardzo ładna. Przychodzi kandydat do zakonu  i rozmawia z mistrzem nowicjatu. Dosyć długo rozmawiają, mistrz pyta go o różne rzeczy a na końcu zadaje mu pytanie: czy pan się kiedyś kochał w kobiecie? Ten odpowiada - o nie, nie, nigdy w życiu, na co mistrz: niech pan wraca do świata, bo pan jeszcze nie dorósł. 

 

- Istnieje dziwne przekonanie, że nie jest dobrze, aby kobieta była sama a samotność mężczyzn jest traktowana jako wybór w imię wyższych celów (praca, kariera, pasja zawodowa itd.). Celibat kobiet wiąże się w Kościele ze służbą wspólnocie a męski z "poświęcaniem się" innym przez pracę intelektualną. Czy samotność mężczyzny jest w normie a kobiety -  nie?

AŚ: To błąd w myśleniu. Tu jest, że tak powiem, pies pogrzebany. Mężczyzna ma taką samą, naturalną potrzebę bycia w relacji jak kobieta. Gdyby nie potrzebował być w relacji to nie byłby w pełni człowiekiem, nie byłby osobą. Kobieta nie może do końca zrozumieć kim jest bez mężczyzny ale i mężczyzna nie zrozumie siebie bez kobiety. Zarówno kobieta jak i mężczyzna, ma w sobie pewien brak, który domaga się dopełnienia przez tę drugą stronę. To jest dopełnianie wzajemne, odpowiedniość, która obejmuje wszystkie poziomy istnienia, nie tylko sprawy związane z seksem. Taka odpowiedniość najlepiej jest widoczna w życiu par świętych, choćby św. Franciszka i św. Klary albo św. Teresy z Avila i św Jana od Krzyża. Na tej drodze komplementarności, nie inaczej, należałoby szukać rozwiązania. Jeśli będziemy tę komplementarność zacierać, to w ogóle przestaniemy istnieć jako ludzie. Poza tym przecież żadna samotność nie jest samotnością absolutną - nawet jeśli ktoś jest pustelnikiem i żyje w zupełnej zewnętrznej samotności, to żyje dla innych i z innymi.

- W komentarzu księdza Jana Kruciny do polskiego wydania encykliki Jana Pawła II Dives in Misericordia czytamy: "Na miejsce dawnych cierpień rodzą się dziś nowe [...]. Ale są to nie mniej niebezpieczne upośledzenia i ułomności ludzkie (alkoholizm, narkomania, bieda rodzin wielodzietnych, niesprawiedliwy podział dochodu, samotność, opuszczenie, beznadziejność, depresja), całe plejady chorób cywilizacyjnych, chorób psychicznych[...] i dalej: "Istnieje konieczność[...] ewidencji zapotrzebowań - rodzin wielodzietnych, ubogich, starych, samotnych, upośledzonych, ułomnych, opuszczonych itp. " [podkr. MB i MR]. Najważniejsze kobiety  Nowego Testamentu, te, którym Jezus najbardziej ufa: Marta, Maria, Maria Magdalena są samotne i bezdzietne. Samarytanka żyje w konkubinacie, nie wiemy, czy jest matką - dla Jezusa to nie miało znaczenia. Skąd więc piętnowanie samotności  kobiet i szerzej, świeckich? Przemoc nie jest tu wymieniona jako patologia a samotność uznaje się za chorobę.

AŚ: O samotnych kobietach w Biblii się nie mówi, bo nic o nich nie wiemy. Wiedza ta, a raczej jej brak, posłużyła do tworzenia tak kuriozalnych rzeczy, jak filmy o Marii Magdalenie i Jezusie.
Jedną z kobiet z Biblii, o której dużo piszę w nowej książce, jest Rut. Kiedy Rut przychodzi na pole Booza żeby zbierać kłosy, zjawia się Booz i pyta: „Czyja jest ta kobieta?” To jest niesłychanie charakterystyczne - kobieta musiała mieć jakieś odniesienie do mężczyzny, być jego córką, siostra lub żoną. Pod tym względem bardzo dużo się zmieniło. Kobieta nie musi się odwoływać dziś do mężczyzny, co zresztą przyjmuje formę idiotyczną, zniekształcając nasze nazwiska. Przytoczony komentarz do encykliki to są pozostałości dawnych czasów. Jeżeli cofniemy się w przeszłość do XIX wieku to rzeczywiście takie myślenie było normalne.

- A dziś nie jest? Co to jest  patriarchat?

AŚ: Patriarchat to są czasy patriarchów. Niewiele wiemy o nich "historycznie", wiemy raczej  "tradycyjnie". Świat Abrahama i Jakuba widzimy oczami ich samych lub ich potomków. Termin "patriarchat" oznacza, że ojciec ma bezwzględną władzę nad wszystkim. Tymczasem wbrew potocznym opiniom Bóg miłosierny nie jest wynalazkiem chrześcijaństwa. Odsyłam do pierwszych trzech rozdziałów księgi Ozeasza, które mówią o jego małżeństwie. Bóg każe mu się ożenić z kobietą uprawiającą nierząd sakralny. Dla proroka nie było nic gorszego, ona służyła bogini płodności. Ale z czasem, na podstawie miłości do żony, Ozeasz zaczyna rozumieć postępowanie Boga z Izraelem. To jest jak objawienie. Izrael jest tu niczym jego własna małżonka, która ucieka, goni za kochankami (bożkami pogańskimi) bo jej się zdaje, że oni jej dadzą mleko i miód, zaspokoją jej wszystkie potrzeby. Kiedy staje się głodna postanawia wrócić do męża. Widzimy logikę syna marnotrawnego z Ewangelii św. Łukasza.

- Pierwsza jest więc w Biblii  żona marnotrawna?
 
AŚ: Tak, ona wraca i jest przyjęta, poślubiona na nowo.

Pasterze, owce i barany

- Jednak kobiety są dużo surowiej oceniane od mężczyzn, zwłaszcza w sferze moralności. Kobiecy ideał to łagodna owca a nie córa marnotrawna. Stereotyp kobiety propagowany przez katolickich moralistów jako osoby biernej, cichej, dźwigającej krzyż bez słowa skargi, jest solą w oku feministek. 

AŚ: Z moich stosunków z księżmi wynika, że tego stereotypu nie ma. Owszem, pamiętam jak kiedyś nawymyślałam pewnemu księdzu mówiąc, że skończyły się czasy, kiedy był pasterz
i barany. My, świeccy, nie chcemy być baranami. Jeśli chodzi o kwestię ocen, to myślę, że mało istotne jak kobieta jest postrzegana, najważniejsze, jak ona sama siebie postrzega. To prawda, niektóre  kobiety samotne czują się nieszczęśliwe gdy widzą, że inne wyszły za mąż, mają dzieci. Nawet jeśli mają kłopoty z mężem czy z dziećmi to takie życie wydaje się im spełnione, to życie rodzinne. W pewnym sensie kobieta porzucona przez męża jest w lepszej sytuacji niż ta, która go nigdy nie miała. Ale wśród kobiet niezamężnych są stare panny i są takie, które nie są starymi pannami. Te pierwsze czasem starają się innym obrzydzić małżeństwo. To są kobiety, którym się nie powiodło w życiu. Ja nigdy nie byłam starą panną.

- Czy chrześcijaństwo poprawiło znacząco pozycję kobiety?

AŚ: Jestem papirologiem i moje kompetencje kończą się na początku II wieku po Chr., wtedy kończy się starożytność. Mało znam historię czasów późniejszych. Więcej niż przeciętny historyk wiem o pozycji kobiety w świecie grecko - rzymskim i w Egipcie. Prawo zostało przeniesione z Rzymu do rzymskiego Egiptu. W czasach Jezusa w Egipcie kobieta nie mogła występować w sądzie, być świadkiem, nawet jak coś sprzedawała lub kupowała to w jej imieniu musiał występować mężczyzna - mąż, ojciec lub brat. Tryumfem "liberałów" było tak zwane "prawo trzech dzieci" - kobieta, która urodziła troje dzieci mogła występować jako istota samodzielna.

 

- Autorka książki "Nowy feminizm" Janne Haaland Matlary uważa, że jedną z cech  wyróżniających polski Kościół  jest  jego tradycyjny patriarchalizm. Ma rację?

AŚ: Tak, kobieta w Kościele to jest rzeczywisty problem, ale nie problem Kościoła jako takiego tylko Kościoła w Polsce. Nasz Kościół żyje aż do tej pory w cieniu Prymasa Wyszyńskiego a On był bardzo powolny w reformach - choćby jeśli chodzi o kwestię przyjmowania języka polskiego w liturgii. Tak długo był u nas Msza łacińska, jak to było tylko możliwe. Mszę po polsku wprowadzono dopiero wtedy, gdy Watykan kategorycznie się wypowiedział, że od nowego roku mają być msze narodowe. Osobiście bardzo żałowałam Mszy łacińskiej (bardzo dobrze się w niej czułam) lecz potem zauważyłam, że podczas Mszy polskiej ludzie zupełnie inaczej reagują - rozumieją, co się dzieje.

- Czy dostrzega Pani dyskryminację kobiet w Kościele?

AŚ: Tak, dostrzegam tę dyskryminację. Zdecydowanie tak. Zresztą nie tylko kobiet, ale kobiet przede wszystkim. My świeccy jesteśmy traktowani jako nie w pełni poczytalni i odpowiedzialni. Trzeba specjalnego pozwolenia biskupa, żeby nam było wolno przyjmować komunię na rękę, podczas gdy na całym świecie, łącznie z Watykanem, nie ma z tym żadnego problemu. Jan Paweł II też dawał komunię na rękę. Słyszałam niedawno, że proboszcz w jednym z warszawskich kościołów zapowiedział wiernym, że tam komunii na rękę nie będzie - nie pojmuję tego, podobnie jak całej burzy jaka się z tego powodu rozpętała w Polsce. Odkąd  mogę, staram się przyjmować komunię na rękę właśnie ze względu na krytyków w mojej parafii a nie księży jezuitów, bo ci są bardzo otwarci. Świadomie idę do ołtarza po komunię ze specjalnie złożonymi dłońmi, dlatego, że inni ludzie nie idą.
Poza tym na całym świecie, w krajach katolickich, świeccy mogą być nadzwyczajnymi szafarzami Eucharystii. Mam znajome małżeństwo - będąc w Stanach oboje zdali egzamin i byli tam szafarzami - nikt nie poddawał w wątpliwość, że kobieta może być szafarką. Natomiast inny mój znajomy jest szafarzem w diecezji śląskiej i kiedyś spytał księdza, dlaczego na spotkaniu szafarzy diecezjalnych nie ma kobiet. W odpowiedzi usłyszał, że w Kościele katolickim to niemożliwe. Ksiądz nie chciał mu wierzyć, kiedy dawał przykłady, że jest inaczej.

- Gdyby Pani miała wnuczkę, to chciałaby Pani, żeby była ministrantką?

AŚ: Dlaczego nie. Widziałam ministrantki w Luksemburgu. To nie były dzieci ale kilkunastoletnie dziewczyny, miały bardzo ładne, spokojne stroje, długie alby. W Polsce nie ma ministrantek choć można znaleźć wyjątkowe przykłady, jak choćby kościół jezuitów przy ul. Rakowieckiej w Warszawie. Na początku nie wierzyłam własnym oczom, ale tam są ministrantki. One są bardzo piękne - mają albę do kostek i są przepasane.
U jezuitów to nie jedyna oznaka doceniania roli kobiety w Kościele. W tym roku akademickim brałam udział w rekolekcjach prowadzonych przez salwatorianów w Krakowie, w grudniu poproszono mnie o prowadzenie rekolekcji dla młodzieży akademickiej we Wrocławiu, a gdy proboszcz jezuicki dowiedział się o tym, to zaproponował mi rekolekcje  wielkopostne u niego w parafii. Muszę powiedzieć jednak uczciwie, że wszystko zaczęło się u oo. dominikanów na Służewiu, gdzie trzy lata temu głosiłam na początku roku akademickiego krótkie konferencje. Rekolekcje były prowadzone wtedy przez kobiety w obu kościołach dominikańskich w Warszawie, a także w Krakowie.

- Niektórzy boją się, że to początek drogi do kapłaństwa kobiet.

AŚ: Mam nieprzezwyciężalną trudność z zaakceptowaniem kobiet - księży. Widziałam kobiety wyświęcone w Kościele anglikańskim, ale to wzbudzało moją niechęć, nie zdołam się w żaden sposób przekonać do tej idei. Uważam, że kobieta ma inne powołanie niż mężczyzna.

- Co Pani myśli o interpretacji Biblii przez kobiety?   

  

AŚ: O teologii feministyczne jestem jak najgorszego zdania. Natomiast chciałabym przypomnieć dokument Papieskiej Komisji Biblijnej wydany w 1993 roku O interpretacji Biblii w Kościele. To jest pierwszy dokument tej komisji wydany wyłącznie po francusku, nie było wydania po łacinie. Tam są dwa bardzo istotne i ciekawe miejsca dotyczące kobiet. Pierwszy jest w rozdziale mówiącym o tym, kto ma interpretować Biblię. Początek jest zwyczajny - oczywiście biskupi, kapłani, ale potem można znaleźć uwagę, że w ostatnich czasach obserwujemy pojawianie się coraz liczniejszych egzegetek biblijnych. One uzupełniają to, co mówią mężczyźni, coś wnoszą nowego. Potem jest rozdział, który się nazywa Nauczanie Biblii.  Pada tam piękne i trafne stwierdzenie, że w seminariach i na wydziałach teologii Biblii powinni nauczać zarówno mężczyźni jak i kobiety.

ANNA ŚWIDERKÓWNA, ur. 1925, zm. w 2008,  prof. dr hab., historyk, papirolog, filolog klasyczny, popularyzatorka wiedzy o kulturze starożytnej, tłumaczka z języków: greckiego, łacińskiego, angielskiego i francuskiego. Ostatnio wydała: „Biblia a człowiek współczesny” (2005) oraz „Nie tylko o Biblii” (2005).

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Czyja jest ta kobieta?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.