Dokąd uciekam przed Ojcem?

fot. depositphotos.com

Relacja Boga z człowiekiem to sprawa bardzo skomplikowana. Dlaczego? Nic tak nie komplikuje życia jak wolność i to, co z niej wynika: decyzje i wybory. A konfrontacja, która dokonuje się w spotkaniu między dwiema wolnymi osobami, to historia na osobną książkę. Jedno z pewnością wymaga podkreślenia: nikt nie daje nam takiej wolności, jaką daje nam Bóg, ponieważ wolność jest tym większa, im większa jest miłość. A jeśli Bóg jest Miłością, to jest także Wolnością.

W odczytywanym w tę niedzielę fragmencie Ewangelii słyszymy historię dobrze nam znaną: „(...) młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie” (Łk 15,13). Możemy odejść od Ojca i żyć po swojemu. Tak, to nasze prawo. Bóg nie będzie nas trzymał na siłę w swoim domu. Da nam nawet kanapki na drogę. Zaopatrzy nas na podróż. Zatankuje do pełna bak. Da kieszonkowe. Ale nigdy nie powie: „Żegnaj!”. Zawsze będzie to: „Do zobaczenia!”. Bo drzwi Jego domu pozostaną dla nas otwarte. Zawsze. Nawet wtedy, gdy wychodząc zatrzaśniemy je za sobą.

Przyglądając się historii marnotrawnego syna, mogę zadać sobie pytanie o moje „dalekie strony”. Czym są? Gdzie szukam szczęścia? Dokąd uciekam przed Bogiem? W czym się z Nim nie zgadzam? W czym jestem od Niego „mądrzejszy”? Każdy z nas ma takie swoje „dalekie strony”. W każdym z nas jest przynajmniej trochę z marnotrawnego syna. Warto pamiętać, że we fragmencie Łukaszowej Ewangelii słyszymy o dwóch synach. Obaj są roszczeniowi: jeden domaga się części majątku, drugi dowartościowania. Każdy z nich ucieka też przed ojcem. Jeden opuszcza rodzinny dom i wyjeżdża w siną dal. Drugi co prawda zostaje z ojcem, ale ucieka w głąb siebie, żyjąc obok ojca nie jak syn, lecz jak sługa. Jeden zapomina o ojcu, drugi nie widzi w sobie syna. Obaj są marnotrawni. Jeden nie umie korzystać z wolności, drugi nie docenia bliskości Ojca.

DEON.PL POLECA

Można być przy Ojcu, a mimo to nie czuć się wolnym, lecz uciemiężonym i przez to sfrustrowanym. Brak radości z wiary to doświadczenie wielu osób, które mianują się osobami religijnymi. Trzeba jednak pamiętać, że religijność to nie to samo co wiara. Przestrzeganie przykazań może być jak życie pod butem: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę” (Łk 15,29-30). Znamienne jest, że starszy z braci nie jest w stanie wydusić z siebie słowa „brat”, lecz używa sformułowania „ten syn twój”. Zawsze mnie to uderza, bo pokazuje, ile w nim musiało być żalu, pretensji i zawiści!

Ojciec w prosty sposób tłumaczy więc starszemu z synów logikę swojego postępowania, w którym przebaczająca miłość okazuje się lekarstwem na cały doświadczany wcześniej ból wynikający z odrzucenia: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się” (Łk 15,31-32). Najpierw nazywa syna swoim dzieckiem, przypominając mu w ten sposób o jego tożsamości. W delikatny sposób koryguje go również, podkreślając, że młodszy z rodzeństwa, choć popełnił życiowy błąd, nie przestał być jego bratem – że choć dotąd był dla swoich bliskich jak umarły, to teraz należy pomóc mu wrócić do życia.

Świetnie tę logikę uzupełniają słowa, które znajdujemy u św. Pawła: „Jeżeli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, minęło, a oto wszystko stało się nowe” (2 Kor 5,17). Ewangelia zachęca nas do stosowania nowej logiki, do postępowania w nowy, różniący się od świata sposób. Chrześcijanin ma w miłości do drugiego iść dalej niż świat. Może być przez to wyśmiany i wytknięty palcami jako naiwniak, który nie potrafi zawalczyć o swoje. Świat jednak nie będzie rozumiał tego, że prawdziwa walka o „swoje”, to walka o życie wieczne w Królestwie Miłości.

„Albowiem w Chrystusie Bóg jednał z sobą świat, nie poczytując ludziom ich grzechów, nam zaś przekazując słowo jednania. Tak więc w imieniu Chrystusa spełniamy posłannictwo jakby Boga samego, który przez nas udziela napomnień. W imię Chrystusa prosimy: pojednajcie się z Bogiem!” (2 Kor 5,19-20). Apostoł Narodów mówi o słowie jednania, a nie wykluczenia. Bóg w Chrystusie jedna ze sobą świat, a my mamy być narzędziami tego jednania. Oczywiście, nikogo nie mamy przyprowadzić do Boga na siłę. Pojednanie dokonuje się w wolności. Mamy być jednak tymi, którzy wypatrują choćby cienia nadziei, choćby jednego drgnięcia serca, które szuka Pana i pragnie Go poznać. Nie możemy stawiać zasieków i rzucać kłód pod nogi – nie tego uczy nas Ojciec: „A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go” (Łk 15,20).

Okazuje się jednak, że ucieszyć się czyimś nawróceniem jest bardzo trudne – jakbyśmy zazdrościli innym wolności wyboru grzechu, jakbyśmy przy Bogu sami nie czuli się wolni, lecz przymuszeni do posłuszeństwa. Nie potrafimy zostawić historii grzechu drugiego człowieka w przeszłości, ale rozdmuchujemy i podkreślamy jego konsekwencje zamiast pomóc powstać: „(…) przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi»” (Łk 15,1-2).

Dzisiejsza Ewangelia obnaża to, jak czasami żyjemy w naszej kościelnej wspólnocie. Dobrze czujemy się w towarzystwie „nawróconych”, będąc jednocześnie „ekipą” zamkniętą na „nowych”. A kiedy pojawia się marnotrawny syn, przestajemy czuć się w Kościele jak we własnym domu. Nie chcemy już do niego wejść. Nawróconego człowieka traktujemy jak intruza, któremu nie można zbyt szybko zaufać. W gruncie rzeczy czujemy się po prostu zagrożeni – boimy się, że stracimy to, co mamy, na rzecz kogoś, kto według nas na to nie zasłużył, bo przecież przez lata hulał po świecie. Miłosierny ojciec z Jezusowej przypowieści jest wezwaniem skierowanym do nas, żebyśmy pozwalali Bogu poszerzać nasze serce, by uwierzyć, że jeden jest Ojciec, a my wszyscy – niezależnie od naszych wyborów – na zawsze będziemy Jego dziećmi.

Kierownik redakcji gdańskiego oddziału "Gościa Niedzielnego". Dyrektor Wydziału Kurii Metropolitalnej Gdańskiej ds. Komunikacji Medialnej. Współtwórca kanału "Inny wymiar"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Dokąd uciekam przed Ojcem?
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.