Ubóstwo nie polega na tym, że uważasz stworzenie za złe i wstrętne. Nie dotykasz go, brzydzisz się nim; okropny jest ten pieniądz! A złoto jest obrzydliwe! A drogie kamienie – ujdą tylko na ornacie. To rzeczywiście zło wcielone!
Ubóstwo wydaje mi się niezwykle ważne i trzeba o nim mówić szczególnie przy San Damiano. O ubóstwie Franciszka mówi się też dobrze, gdy się jest z Krakowa, bo w Krakowie był ktoś, kto dobrze zrozumiał, o co chodziło Franciszkowi, a umarł stosunkowo niedawno, bo w roku 1916: św. brat Albert. Brata Alberta pod koniec życia namawiano, by napisał regułę. Gdy go wieziono do prawnika, zemdlał. A zemdlał dlatego, że się bał; całą drogę powtarzał: „Co on zrobi z moim ubóstwem?!”. Ubóstwa nie da się zapisać w regule. Takie poczucie miał brat Albert. Braciom zabronił dotykać pieniędzy. Kiedy posyłał gdzieś swoich braci koleją, to dawał im bilety – nie pieniądze. Jeśli zgubili bilety, mieli prawdziwy problem. Pierwsi albertyni pracowali, budując drogę do Morskiego Oka. W ramach wynagrodzenia dostawali jedzenie. Jeśli ktoś już koniecznie chciał im dać pieniądze, to mógł je przyjąć jeden z braci, specjalnie do tego wyznaczony. I brał je przez habit, żeby nie dotknąć ręką. To są opowiadania na poziomie Kwiatków św. Franciszka. Znajdujesz worek pieniędzy, chcesz go rozwiązać, a tam w środku żmija. Pieniądz cię ukąsi, gdy go dotkniesz.
Jest kilka rzeczy, które trzeba o tym ubóstwie powiedzieć poważniej. Przede wszystkim San Damiano pokazuje, czym ubóstwo franciszkańskie nie jest. Pokazuje to wyraźnie pieśń Pochwała stworzeń, czyli Pieśń słoneczna. Z ubóstwem trzeba połączyć w sobie zachwyt nad wszystkim, co jest stworzone. Ubóstwo nie polega na tym, że uważasz stworzenie za złe i wstrętne. Nie dotykasz go, brzydzisz się nim; okropny jest ten pieniądz! A złoto jest obrzydliwe! A drogie kamienie – ujdą tylko na ornacie. To rzeczywiście zło wcielone! Rezygnujesz z posiadania nie dlatego, że to, co stworzone, uważasz za złe, tylko dlatego, że uważasz je za dobre! Mało tego: uważasz, że jest bardzo dobre! Franciszek zrozumiał rzeczywistość stworzoną. Każdy w Pieśni słonecznej ma pewnie swoje ulubione zwrotki. Moją ulubioną jest ta o wodzie. Woda jest „pokorna i czysta”:
Pochwalony bądź, Panie mój,
przez siostrę wodę (por. Ps 148, 4–5),
która jest bardzo pożyteczna
i pokorna, i cenna, i czysta.
Fenomenalne! Woda jest pokorna! Nikt nie mówi, że wypił wodę w rosole, tylko mówi, że zjadł rosół. Pijemy kawę: zróbcie sobie kawę bez wody! Kawa musi być z wodą, ale nikt nie mówi, że pije kawę z wodą. Wszyscy mówią, że piją samą kawę. O wodzie wiemy, że jest ważna dopiero wtedy, gdy jej zabraknie. Woda jest pokorna. Nikomu nie przyjdzie do głowy, że woda jest pokorna, a Franciszkowi przyszło, bo rozumiał, czym jest woda. Rozumiał, czym jest ogień. Rozumiał, czym jest ziemia.
Franciszek wiedział, na czym polega wartość wszystkiego, co jest stworzone. Dlaczego to takie ważne? Dlatego, że – teraz odniesiemy się do historii Kościoła – w tym czasie, kiedy żył Franciszek, jedną z najpopularniejszych herezji była herezja tak zwanych katarów. Słowo „katarzy” pochodzi od greckiego słowa katharsis (oczyszczenie). Katarzy mówili, że są czyści, wolni od wszystkiego, co materialne. Dobre jest tylko to, co duchowe, a wszystko to, co materialne – jest nieczyste. Oni też głosili radykalne ubóstwo: najlepiej nic nie mieć. Wzywali do surowych postów, nigdy nie jedli mięsa, jajek ani sera (tym się na przykład różnili od Franciszka) – wszystko to było zakazane. Sięgali co najwyżej po przetwory mączne i pili wodę.
Żyli w absolutnej czystości, bo nie ma nic bardziej cielesnego od współżycia mężczyzny z kobietą. We wszystkim byli zdecydowanie bardziej radykalni niż Franciszek. Dlaczego? Ponieważ uważali, że wszystko, co jest stworzone, jest złe – pochodzi od diabła. Wszystko, co duchowe – i tylko duchowe! – pochodzi od Pana Boga. To była tak popularna herezja, że przyjmowały ją całe wsie. Dwieście lat, od XII do XIV wieku, Kościół się z tym zmagał. Jeśli się tego nie wie, trudno zrozumieć, co to znaczy, że Franciszek uratował Kościół przed zniszczeniem. Nie chodzi o to, że kościółek św. Damiana był w ruinie, tylko o to, że Kościół powszechny był w rozsypce.
Kościół się walił, zakwestionowany herezją katarów. I nagle przy- szedł człowiek, który powiedział: „Wszystko jest dobre, ale ja wam pokażę, że wiarę w to, że wszystko jest dobre, można pogodzić z absolutnym ubóstwem!”. Żyjesz ubogo po chrześcijańsku, kiedy nie gardzisz niczym, co jest stworzone i – konsekwentnie – nie gardzisz nikim, kto ma (posiada). Bo nawet jeśli wybierzecie w życiu radykalne ubóstwo, to obok was będą ludzie, którzy będą mieć (posiadłości). Ty będziesz jeździć rowerem, a obok ciebie będzie człowiek, który jeździ drogim autem. Ten będzie miał jeden habit, a obok będzie panienka, która ma trzy „habity” dziennie, to znaczy zmienia sukienki, ilekroć ma na to chęć.
Franciszek mówi, że możesz mieć jedną suknię z kapturem i drugą bez kaptura, tylko nie gardź tym, który ma wiele sukien. To jest kluczowe, bo bez tego nigdy nie będziecie ubodzy w dojrzały sposób. Tak naprawdę myślenie manichejskie czy katarskie ucieka od odpowiedzialności za zło. Mówimy wówczas: „To nie ja jestem zły, to nie ja robię zły użytek z tego, co istnieje, tylko zło jest w samych tych rzeczach”. Sytuacja przypomina tę z raju. Adam i Ewa popełnili grzech. Przychodzi Pan Bóg i pyta: „Czyja wina?”. „Jak to: czyja? Węża!”. A tak naprawdę to jest wina tego drzewa, bo tu rosło. Jakby go nie było, toby nie było problemu. Adam mówi: „To nie ja! To Ewa!”. Ewa mówi: „To nie ja! To wąż!”. A wąż jest tu, wbrew swojej naturze, uczciwy – nie mówi, że to nie on. To jest wręcz niesamowite. Diabeł nie mówi do Boga: „To Twoja wina, bo tu posadziłeś to drzewo!”. Diabeł przynajmniej milczy.
To nie pieniądz jest problemem, to nie złoto jest problemem ani to, że istnieją dobra luksusowe. Problem jest w tym, że człowiek nie potrafi ich używać. Problem jest we mnie, w tobie – w środku. Myślimy niedojrzale, po dziecięcemu: „Gdyby nie było okazji, toby nie było grzechu”. Bardzo fajna cnota – brak okazji! Chciałbym powiedzieć wszystkim, którzy się teraz uśmiechają pod nosem, że Abraham – człowiek, którego nazywamy ojcem wiary (nazywają go tak nie tylko chrześcijanie, ale również Żydzi i muzułmanie) – był bogatym szejkiem i miał wszystkiego w bród. To mu nie przeszkodziło być dla wszystkich ojcem wiary.
Podkreślam to, bo San Damiano uczy, czym ubóstwo chrześcijańskie nie jest. Właśnie przez to, że tutaj powstała Pieśń słoneczna. Jest radykalnie ubogo i to jest połączone z pochwałą wszystkiego, co stworzone. Wtedy jest się ubogim po chrześcijańsku.
Fragment pochodzi z najnowszej książki abp. Grzegorza Rysia "Czysta Ewangelia" (Wydawnictwo WAM)
Skomentuj artykuł