Słyszy się o ludziach, którzy jadą na drugi koniec Polski, żeby kogoś zobaczyć, posłuchać. W Ewangelii pojawiają się słowa Chrystusa o tym, że królowa z Południa ("z krańców ziemi") przybyła swego czasu, żeby posłuchać Salomona, jego mądrości. Chcesz być mądry? Co za pytanie? Oczywiście, że tak. Chociaż czujemy, że samo kumulowanie wiedzy nie wystarcza do mądrości.
Co jeszcze jest potrzebne, aby zyskać mądrość? Może spryt? Jasio, znany powszechnie bohater dowcipów, zapytany przez panią w szkole, dlaczego nie napisał wypracowania z języka polskiego, odpowiedział z nieukrywanym żalem, że został napadnięty przez groźnego człowieka z pistoletem w ręku. Empatyczna nauczycielka ze współczuciem, ale i ciekawością brnie dalej w pytaniach: "I co było dalej? Co się dalej stało?". Nasz bohater miał gotową i wszystko wyjaśniającą odpowiedź: "zabrał mi zeszyt z wypracowaniem". Mądry Jaś - sprytny Jaś. Nie dokonując oceny wartościującej, można by rzec, iż uratował się z tonącego statku.
Myśląc i mówiąc o mądrości, pójdźmy za skojarzeniami. Mądrość, jej zdobywanie kojarzyć się może z osobami z tzw. wyższej półki. To ci, którym udało się już przejść różne etapy selekcji, którzy poddani zostali procesom weryfikacji i formacji intelektualnej, a więc ci, którzy sumiennie inwestowali we własny rozwój, poddając się chętnie (lub niechętnie) oddziaływaniu innych bądź decydując się na indywidualną drogę. Florian Znaniecki, wybitny i ceniony na całym świecie polski socjolog początku XX wieku, zdecydowanie stwierdza, że szczyt indywidualnego rozwoju nie osiąga się przez wychowanie, ale przez samokształcenie niekontrolowane i nienadzorowane przez wychowawców (Znaniecki 2001b: 253). Czyli chcąc stać się mądrym człowiekiem - owszem, słuchaj innych i korzystaj z ich mądrości, ale przede wszystkim idź własną autorską drogą twórcy. Jak do tej pory Ewangelia, która dotyczy wszelkich aspektów codzienności, lansuje niebywale szeroką i różnorodną koncepcję zdobywania szczęścia i świętości. Mądrość ewangeliczna - mądrością poukładanej rozmaitości.
Na co dzień nie sposób uniknąć i ominąć struktur i instytucji, które raz lepiej, raz gorzej ułatwiają człowiekowi realizację jego żywotnych potrzeb. Wbrew rozpowszechnionemu przekonaniu ich użytkowników, że uprzykrzają codzienną egzystencję, są czymś w rodzaju olbrzymów, na których barkach stajemy, by wziąć dla siebie to, co już zostało dla nas przygotowane. zaoszczędzony nam zostaje trud budowania wszystkiego od początku (Babbie 2004: 31). Z pewną przesadą rzec by można, iż są to miejsca, z których czerpie się teoretyczną i praktyczną mądrość. Dlaczego więc w szkole i na uczelni, gdy nie ma zajęć i lekcji, "beneficjenci instytucjonalnej mądrości" przeżywają większą radość niż wówczas, gdy zajęcia normalnie się odbywają? Przecież wszyscy oni chcą być mądrzy, mądrzejsi i najmądrzejsi.
Oddajmy - ku potwierdzeniu tej praktycznej niejasności egzystencjalnej - głos naszemu Jasiowi. Pewnego słonecznego dnia przybiegł wyjątkowo podekscytowany na stację benzynową, krzycząc: "Szybko, natychmiast proszę napełnić mi cały kanister benzyną!". Spokojny pracownik stacji na wszelki wypadek zapytuje ospałym głosem: "A co, pali się?". "Tak! Szkoła! Ale tak jakby powoli już przygasa!". Cóż, trudno nie ucieszyć się wolną chwilą, niespodziewanie zastępującą intensywne zajęcia. Nie sposób uradować się brakiem stresów, kiedy spodziewano się ich wiele. Jeśli z jakiegoś powodu - zwłaszcza niezawinionego - komuś nie uda się w wyznaczonej chwili wykonać tego, co miał zaplanowane, jego zasoby mądrości nie zostaną nadmiernie uszczuplone.
Jest także mądrość wiary lub jeszcze inaczej: mądrość płynąca z wiary. Nie odnosząc tego stwierdzenia bezpośrednio do Ewangelii, przywołajmy amerykańskiego socjologa Earla Babbiego, który słusznie zauważa, że większość wiedzy, jaką zdobywamy, jest kwestią umowy i wiary (Babbie 2004: 29-31). Ufamy ekspertom w to, co mówią o świecie i człowieku. Nie wszystko, co stanowi zakres naszych informacji, jest przez nas poznawane w osobistym doświadczeniu. Niewiele więc w tym empirycznego oglądu rzeczywistości. To, że Ziemia jest okrągła, wiemy - i nie tylko dlatego, że wszyscy o tym wiedzą - od innych, od tych, którzy ten fakt zbadali, zaobserwowali. Nas ominął trud odkrywcy. Zaufaliśmy ekspertom. I dobrze, bo znów mamy więcej czasu na sprawy, których osobiste próbowanie jest niezbędne dla prawdziwego ich poznania. Poza tym każde poznanie jest partykularne, ograniczone, stąd tak potrzebna jest pokora badacza.
Wierzący wie, że jego wiedza może też oprzeć się na wierze. Oprócz tego wszystkiego, z czego korzysta się na co dzień, a co domaga się od nas wiary i zaufania, wiara stanowi fundamentalny element życia. Choć czasem wydaje się nam, że jest tylko kolorową, cukierkową odskocznią, pięknym snem, który kończąc się, czasem wywołuje szok i wściekłość na myśl o przerażających wyzwaniach nowego dnia. Wyczerpująca się wiara, wyślizgująca się ze słabo zaciśniętej dłoni i ulatująca w chmury była chyba jedynie namiastką. Przejawem autentyczności wiary jest między innymi skalistość silnej podpory, zapory i zwornika, który, nie dość że sam jest odporny na zewnętrzne ciosy, jest taki także dla innych, stojących obok i nieco dalej. Poza tym wiara, przekazywana i rozdzielana, pęcznieje, rośnie i nabiera soczystości dojrzałego owocu. Odważnie i z przekonaniem niesiona między ludzi, solidaryzuje jej wyznawców, ale każąc im szukać kolejnych. Jest więc - tak jak u jej ewangelicznego początku - zaobserwowana, potem spisana, żeby stać się otwartym zapisem, nieustannie odżywającym przez czytanie. Tak jak autor tych słów próbuje nieśmiało o wierze pisać, tak równie nieśmiało zachęca, by i czytelnik przeżył przygodę napisania choćby zdania o wierze, o czymkolwiek, byle szczerze. Pisząc, doświadcza się także czegoś, co można nazwać samopoznaniem. Jestem więc dla siebie twórcą i odkrywcą.
Rozważanie pochodzi z książki: W poszukiwaniu recepty na życie
Skomentuj artykuł