Bóg kibicuje naszym talentom [WYWIAD]

(fot. Martyna Tola Piotrowska)
Anna Kalczyńska-Maciejowska/ Katarzyna Olubińska

- Nierozwijanie talentów jest wręcz grzechem. Dlaczego dobry katolik nie miałby pomnażać pieniędzy? Inna sprawa to ich wykorzystywanie i - szerzej - wykorzystywanie każdego sukcesu.

Z Anią Kalczyńską-Maciejowską umówiłam się w studiu Dzień Dobry TVN. Tutaj spędza pięć poranków w tygodniu, prowadząc program na żywo w duecie z Robertem Kantereitem. Po programie Ania omawia z grupką wydawców scenariusz kolejnego wydania, a dziś, zanim pobiegnie do trojga dzieci i z profesjonalnej dziennikarki przeistoczy się w troskliwą mamę, obiecała mi rozmowę o Bogu w jej życiu - chociaż, jak sama przyznaje, takich wywiadów nie udziela często.

Katarzyna Olubińska: Będę z tobą szczera. Mam takie doświadczenie jako dziennikarka, że nie każda wierząca osoba chce dziś otwarcie mówić o swojej wierze. Ty w przestrzeni publicznej odważnie mówisz o swoich poglądach. Nie wolisz czasami dla świętego spokoju pomilczeć?

DEON.PL POLECA

Anna Kalczyńska-Maciejowska: Każdemu wydaje się dziś, że panuje nad swoim życiem i nad tym, co go spotyka. Mamy złudne poczucie, że wszystko zależy od nas. Dla osób wierzących oczywiste jest, że tak nie jest i powinniśmy zachować pokorę wobec tego, co dzieje się wkoło nas. Paradoksalnie to właśnie pokora powoduje, że mogę, a nawet powinnam, odważnie wypowiadać się na temat tego, w co wierzę i co myślę.

Staram się walczyć o swoją przestrzeń, gdzie mogę wypowiadać sądy i dzielić się swoim rozumieniem świata, jednocześnie nie narzucając go innym. Każdy z nas sam decyduje, jak chce przeżyć życie, i ja też mam prawo do tego, żeby bronić swoich wartości. Uważam, że wartości chrześcijańskie są tak samo ważne, jak każde inne. Staram się nie kategoryzować ludzi według ich poglądów, jak to robią niektórzy wobec mnie - tylko dlatego, że jestem osobą wierzącą. Przypina się mi łatkę fundamentalistki, co jest bardzo niesprawiedliwe. Mam pełne prawo mówić o wartościach, które wydają mi się uniwersalne.

Jak ta otwartość przyjmowana jest przez twoje środowisko? Czy odczuwasz jakąś szczególną ciekawość związaną z twoją wiarą?

Przez te wszystkie lata, kiedy tu pracuję, chyba tylko raz spotkałam się z sytuacją, że ktoś z moich współpracowników zainteresował się moimi poglądami. Chodziło o sprawy związane z aborcją, o których zabrałam głos. W "naTemat" pojawił się wówczas artykuł o dziennikarkach, które odważnie wypowiadają się na temat ochrony życia. Nie wypieram się swoich poglądów, ale też nie uważam się za fighterkę, bo to, że ja w coś wierzę, nie uprawnia mnie do narzucania komukolwiek moich poglądów.

Wartości chrześcijańskie to dobre wartości, które mogą pomóc światu. Ja się nimi kieruję i według mnie najlepiej by było, gdybyśmy wszyscy chcieli żyć zgodnie z takim kodeksem. Tak jednak nie jest. Świat nie jest czarno-biały. My, chrześcijanie, możemy się starać dawać dobry przykład, ale też bez przesady - nie można przemawiać z poziomu wysokiego "C". Jesteśmy w końcu tylko grzesznikami, więc nie zapominajmy, żeby wypowiadać się z pokorą.

Które z tych wartości są dla ciebie najważniejsze? Czym jest dla ciebie wiara na co dzień?

Moja wiara przede wszystkim uczy mnie tego, żeby kochać i szanować bliźniego. To są tak naprawdę podstawy. W tym przykazaniu wiele się mieści. Choćby wskazówki, jak patrzeć na innych ludzi, na przykład na tych, którzy nie kierują się tymi wartościami, co ja. Muszę do nich podejść z szacunkiem. W prowadzonym przeze mnie programie często goszczę ludzi, którzy prezentują poglądy diametralnie inne od moich.

Ale najlepiej mogę tę wiarę w praktyce pokazać w relacjach z dziećmi, kiedy jestem zmęczona i nie mam już siły, a dzieci są niegrzeczne i manifestują swoje fochy, albo inaczej - "wykuwają swój charakter". Staram się w takich chwilach być cierpliwa, choć jest to trudne. To jest właśnie przejaw mojego chrześcijaństwa, czyli miłości połączonej z szacunkiem do drugiej osoby, która ma swój integralny świat. To podejście przekłada się też na moje małżeństwo, przyjaźnie i inne relacje. Nazwałabym to po prostu staraniem się, by być dobrym człowiekiem. Ja w ogóle szanuję ludzi. Może dlatego nie rozumiem chamstwa, którego tak dużo w tym naszym świecie.

Nie uważasz, że ten "nasz świat" medialny lubi jednak kontrowersje i - nazwijmy to tak - mocne wypowiedzi?

Ale mnie też się zdarza coś kontrowersyjnego powiedzieć. Jestem przecież królową wpadek! Jestem osobą żywiołową i wesołą i czasami zwyczajnie coś chlapnę, ale nie jest to obliczone na skandal, na to, że to się okaże chwytliwe, a program się wtedy lepiej sprzeda.

Jeżeli chodzi o przyznawanie się do wiary, to mam wrażenie, że to specjalnie chwytliwe nie jest. Bycie osobą wierzącą odbierane jest jako bycie osobą… niepostępową.

…niepostępową, pasywną, wycofaną, anachroniczną. Tak jest. Dlatego potrzeba osób, które potrafią o wierze mówić z charyzmą - jak na przykład Kamil Stoch, Robert Friedrich "Litza" czy Szymon Hołownia. Trzeba walczyć z tak zwanym "obciachem".

(fot. Martyna Tola Piotrowska)

Czy wiara przekłada się na kanony piękna, kobiecości? Czy ma wpływ na to, jak wyglądasz?

Osoby wierzące, które znam, są piękne przez wrażliwość i siłę. Polega to na tym, że są jakby dotknięte jakimś większym spokojem. Oczywiście nie ma to większego wpływu na to, jak wyglądamy. Zresztą Pan Bóg kocha tak samo tych pięknych i niepięknych, tych z większą i mniejszą gracją.

Ale w telewizji piękno duchowe chyba nie wystarczy. Czy w jakiś szczególny sposób dbasz o swój wygląd? Zrobiłabyś sobie, na przykład, operację plastyczną?

Dbam o siebie i chcę wyglądać atrakcyjnie, dokładnie tak samo, jak każda inna kobieta, ale nie poddaję się temu szaleństwu.

Są na przykład aktorki, które korygują sobie nos. Jeśli to ma im pomóc w zdobywaniu ról, to może warto. My w telewizji, na szczęście, nie musimy być żadnymi miss. Oczywiście kamera kocha ładne twarze, ale główną wartością w tej pracy jest wyrazista osobowość. Ona jest ważniejsza.

A jak ma się wiara do sukcesu, także komercyjnego? Czy to się dla ciebie w jakiś sposób łączy?

Pan Bóg kibicuje naszym talentom. Dał je nam po to, żebyśmy je rozwijali. Nierozwijanie ich jest wręcz grzechem. Dlaczego dobry katolik nie miałby pomnażać pieniędzy? Inna sprawa to ich wykorzystywanie i - szerzej - wykorzystywanie każdego sukcesu.

A w miłości i małżeństwie - wiara pomaga czy ogranicza?

Bardzo pomaga. Dopiero sakrament małżeństwa sprawił, że poczułam się ze swoim mężem kompletną całością, jednością. Oczywiście wiele rzeczy łączy ludzi, na przykład kredyty, ale mimo wszystko w tym pełnym pokus świecie zawarcie małżeństwa łączy w sposób szczególny. Kiedy zbliża się okres świąt i wszyscy po spowiedzi siadamy do stołu wielkanocnego, ten sakrament daje nam radość, która wypełnia nasze serca, dumę, że nam się to udaje, i wyjątkowe błogosławieństwo.

To czemu naokoło widzimy tyle zdrad i tyle rozwodów?

Mam takie przekonanie, że temat rzekomej wszechobecnej zdrady jest przereklamowany. Wcale nie jestem przekonana, czy ludzie naprawdę tak często się dziś zdradzają, jak to się mówi. Pracuję w telewizji dwanaście lat i widzę, że wcale nie jest pod tym kątem tak źle. Ludzie, którzy są naokoło mnie, myślą, czują i zakładają rodziny, w których dbają o siebie wzajemnie. Oczywiście zdarzają się wyjątki.

Czy uczysz wiary swoje dzieci, czy zostawiasz im wolność wyboru? Często słyszę dziś takie zdanie: "Gdy dziecko dorośnie, samo wybierze, w co chce wierzyć". Jak ty do tego podchodzisz?

Zostałam wychowana w wierze i chcę tę wiarę przekazać moim dzieciom. My wierzymy. Różnie nam wychodzi, ale się staramy. Muszę przyznać, że moje dzieci nie przepadają za chodzeniem do kościoła, ale modlimy się razem co wieczór. Nie rozumieją jeszcze wszystkiego, pytają na przykład: "Wczoraj nie pomodliłem się do Aniołka, a jednak Bozia dała mi dobre sny i dobrze spałem. Jak to możliwe?". Całe to odkrywanie świata Pana Boga jest jeszcze przed nami. Będziemy to robić stopniowo.

Oczywiście moje dzieci będą miały własne życie i nie wiem, którą drogą pójdą, ale chciałabym dać im ten fundament. Dobrze jest rozmawiać z Bogiem i móc polecić komuś swoje problemy.

Bóg wielkim mieście słyszy twój krzyk >>

O co i gdzie modlisz się najczęściej?

Modlę się dziękczynnie. Dziękuję przede wszystkim za zdrowie rodziny, męża i za moje dzieci. Jeśli chodzi o miejsca, mam sentyment do kościoła Sióstr Wizytek. Tam braliśmy ślub i tam chodzimy w święta.

To fragment rozmowy, która okazała się w książce "Bóg w wielkim mieście"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Bóg kibicuje naszym talentom [WYWIAD]
Komentarze (0)
Nikt jeszcze nie skomentował tego wpisu.