Bóg, piękno, wypoczynek

(fot. Chris Gin/flickr.com)
Ks. Jan Sochoń

Czy wypada w ogóle mówić o pięknie Boga (w Bogu), czy może raczej tylko o pięknie jako właściwości świata, wytworów ludzkiej aktywności twórczej i ludzkiego postępowania? Skoro, zaryzykujmy przypuszczenie, człowiek epoki ponowoczesnej zatracił zmysł piękna umysłowego, oderwał piękno od rzeczywistości, zredukował je do odczuć wyłącznie estetycznych, a nadto wciąż popada w niewolę różnego rodzaju tendencji ateizujących i wolnomyślicielskich - jakże w takim przypadku wiązać sprawy piękna z religijną stroną życia?

Nadto wielu z nas nie potrafi zatrzymać się, uciszyć serca, bo życie goni, uliczne reklamy zmieniają się, trzeba za wszystkim nadążyć, być na czasie. Wielu nawet nie myśli o urlopie, bojąc się, że wówczas pracodawca może zatrudnić kogoś nowego. Lepiej pozostać w biurze, urzędzie albo fabryce, licząc na jakiś gospodarczy cud. Tymczasem: czy można przyjmować dary istnienia, w tym dar upodobania świata, dobrego i pięknego w zamyśle Bożym, pozostając w ciągłej pogoni i ekonomicznym stresie?

Czym jest piękno?

Zanim odpowiem na to pytanie, rozmyślam o samym pięknie. Czym ono jest? Greckie słowo kalós, przez nas tłumaczone jako "piękny", odnoszono w dawnej kulturze greckiej do wielu spraw. Piękne mogło być zabijanie wrogów albo coś użytecznego, albo na przykład piękna mogła być klacz. W każdym razie częściej mówiono o pięknie kosmosu, moralności, wewnętrznych przymiotów człowieka niż o pięknie sztuki. Harmonijne uporządkowanie rzeczywistości oczarowywało, rodziło, jak to dzisiaj określamy, jakości estetyczne. Mikro- i makrokosmos wiązały reguły zarówno matematyczne, jak i te wywoływane przez czarowne urządzenie ziemi. Później, w kulturze europejskiego średniowiecza przyjmowano powszechnie, że kosmos zbudowany jest podobnie do cytry, w której różne rodzaje strun rozbrzmiewają w sposób harmonijny, tworząc niesłyszalną dla człowieczego ucha kosmiczną symfonię. Boga uznawano za twórcę wszelkich miar i porządku, a natura, wyrażana w symbolach, odnosiła do wyższego transcendentnego porządku.
Święty Tomasz z Akwinu za neoplatończykami podkreślał, że piękne jest to, co wzbudza upodobanie i co powinno spełniać trzy warunki: ma dysponować pełnią, czyli doskonałością, harmonią i jasnością. Nie chodziło mu więc o jakieś uczuciowe zadowolenie czy zmysłowe oglądanie, lecz przede wszystkim o kontemplację określonego przedmiotu, angażującą rozum i wolę. To, co staje lub zjawia się przed nami, wypada nie tylko poznawać albo przekształcać, ale należy kontemplować. Z tej racji istniejące byty spostrzegamy jako swoistą syntezę prawdy i d`bra. Tyle zatem jest i będzie na ziemi piękna, ile rzeczywistości i dobroci. Wskazany związek dobra z pięknem skłonił starożytnych Greków do ukucia wspólnego terminu dla obu tych wyrażeń: kalokagathia, czyli "pięknodobroć".
Nim ten fakt sobie uświadomimy, już przedtem spontanicznie akceptujemy istniejącą rzeczywistość, mamy w niej miłość--upodobanie. Po prostu piękno rzeczy niejako uderza w nas, także w nasz rozum i wolę. Coś nam się podoba, coś zachwyca, coś powoduje uczucie zawstydzenia, szpetoty. Dlatego w pierwszej kolejności przedmioty, ludzi, zdarzenia nazywamy pięknymi lub brzydkimi, a dopiero potem określamy, czym są. Doświadczamy wówczas pięknych przeżyć, które należą do naszych najbardziej pierwotnych doświadczeń. Filozofowie pouczają, że w takich sytuacjach dochodzi do specyficznej sytuacji, mianowicie każdy fragment świata jako piękno wyraża sobą zgodność i jedność z intelektem i wolą Stwórcy lub twórcy, i ład ten oraz zgodność zaprowadza w naszym życiu osobowym. Byt-piękno wiąże ze sobą władze poznawcze i wolitywne człowieka, dzięki czemu spełnia się on jako osoba w dialogu kontemplacyjnym oraz w twórczym działaniu. Ale, szybko dodają, jedynie sam Bóg, poznając "idealne typy" wszystkich rzeczy i chcąc ich realnego urzeczywistnienia, ustanawia nie tylko ich prawdziwość i dobroć, ale widzi też całą ich piękność - blask formy (splendor formae), zgodnie z biblijnym oznajmieniem: "I widział Bóg wszystko, co uczynił. A oto było ono bardzo dobre" (Rdz 1, 31).

Afirmacja piękna świata i ludzi

DEON.PL POLECA

Zauważamy tedy, jak wiele zależy od codziennych nastawień, umiejętności dostrzegania w świecie ogromnego bogactwa. Piękno ukryte jest dosłownie w najmniejszej cząstce bycia. Każde napotkane stworzenie ujawnia się jako doskonałe, spełnione, szlachetne w swej bytowej okazałości. Radosna afirmacja świata oraz innych ludzi powinna należeć do zwykłej egzystencjalnej oczywistości. Niekiedy mówimy o kimś, kogo nie znamy, a kogo nagle spotykamy: zobacz, świeci w nim jakieś światło, z oczu płynie łagodność i serdeczność. Wystarczy jeden ruch ręki, jedno słowo, zarys uśmiechu, aby dostrzec, że mamy do czynienia z osobą wewnętrznie przekonującą, godną zaufania.
Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź znajdujemy w Ewangelii. Przekazuje ona przypowieść Jezusa o świetle, dosyć paradoksalną, bo przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zapala świecy po to, by postawić ją pod łóżkiem; raczej umieszcza na widocznym miejscu, aby jej blask mógł objąć całą mieszkalną przestrzeń. Tymczasem w naszym doświadczeniu duchowym może być inaczej; możemy tak postępować, że niejako chowamy własną wiarę, przykrywamy naskórkiem obojętności, konwencji, przyzwyczajenia. Mamy dostęp do Bożego światła, ale nie zdobywamy się na to, aby rozświetlić nim drogi codzienności, nie tylko własne, ale przede wszystkim innych ludzi.
Wówczas nasza dusza przypomina miejsce pełne najróżniejszych metalowych przedmiotów, szpilek albo igieł, pod których ciężarem gaśnie duchowe światło, czyli Boża życzliwość. Podejmowane przez nas czyny stają się chaotyczne, pozbawione wyraźnego celu i piękna. W ten sposób tracimy poczucie jedności z najbliższymi. Jak możemy prosić Boga o miłosierdzie, dla siebie i dla nich, jeżeli nie świeci w nas światło umożliwiające osiągnięcie duchowego spokoju i ciszy? Bywamy często tak zajęci osobistymi sprawami, zablokowani emocjami, zazdrością, zawiścią bądź nawet wrogością, że każdy, kto zbliża się do nas, zostaje natychmiast poraniony, i w konsekwencji odrzucony.
Trzeba więc w swoim najgłębszym "ja" zapalić duchowe światło. Dzięki niemu będziemy mogli zrobić w sobie odpowiednie miejsce, rozświetlone, jasne i zaprosić tam tych wszystkich, których ogarniamy modlitwą współczucia, troski, nadziei. Bez tego wysiłku właściwie nigdy nie pozbędziemy się zgorzknienia, smutku i nikt z naszego najbliższego otoczenia nie zdoła dostrzec w naszej twarzy znaków wewnętrznej łagodności. Dlatego właśnie Jezus mówi, że "kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, pozbawią go i tego, co ma" (Mk 4, 25). Rodzimy się przecież z tyloma możliwościami, odpowiednio wyposażeni przez Boga. Wystarczy jedynie nie przeszkadzać Duchowi Świętemu, który w nas działa i prowadzi cały Kościół. Chronić wewnętrzne światło tlące się naturalnie w każdym z nas, choć nie zawsze ustawiamy je na świeczniku, aby mogło ogarnąć wszystkich, których spotykamy w codzienności życia.
Jak to konkretnie czynić? Nie znam jednej obowiązującej odpowiedzi. Nasza miłość do Boga i ludzi ma osobistą barwę, jest trudno opisywalna. Ale jakość naszego życia wskazuje na moc naszej miłości. Kocha ten, kto wypełnia wolę Boga, daje świadectwo miłości, aż do największych wyrzeczeń, niszczących egoizm. Wtedy odkrywamy, że od wewnątrz rozjaśnia go duchowe piękno, delikatne i kruche, konieczne jednak, by odczuwać smak szczęścia. Znaczy to, że zwieńczeniem wszelkich aktywności jest osiągnięcie stanu wewnętrznego ukojenia, które w języku religijnym nazywamy zbawieniem, usprawiedliwieniem albo wiecznym szczęściem nieba. Każdy z nas jest przeto zdolny do wypoczynku, który warto ujmować jako metaforę bądź zapowiedź tego, co kryje w sobie nadzieja religijna.

Odpoczynek dopełnieniem działania

Zajrzyjmy do Biblii, której lektura powinna być naszym chrześcijańskim obowiązkiem. Może właśnie teraz włóżmy do torby podróżnej jej kieszonkowe wydanie; wsłuchajmy się w głos Jezusa. To przecież najbardziej wakacyjny sposób bliskości z Bogiem: lektura zachęcająca do modlitwy, do swego rodzaju czujności egzystencjalnej, wrażliwości na potrzeby innych ludzi oraz na piękno świata, przypominające o jego źródle. Odpoczynek nie powinien być bezczynnością podsycającą najróżniejsze przyjemności, lecz dopełnieniem działania. I tak pojęty odpoczynek zdaje się przedsmakiem nieba. Nie mówię tu jedynie o odpoczynku fizycznym. Chodzi mi raczej o to, aby odpoczynek obejmował całość naszego życia, jego duchowo-cielesne wymiary. W wymiarze teologicznym będzie to oznaczało intuicję, że w Bogu każdy może znaleźć wieczne ukojenie i szczęście.
Gdzie odkrywamy źródła wypoczynku? Autentycznie wypoczywają ci, których życie obejmuje prawo, mądrość i miłość. Kolejność tych słów jest znacząca. Prawo odnosi się do zachowań zgodnych z określonymi normami postępowania, ale też jest znakiem łaski, która łączy z Bogiem. A Ten umiłował człowieka miłością wymagającą. Trzeba słuchać Jego wezwań. Prawo jest konieczne, lecz zawsze powinno być podporządkowane mądrości i miłości. Kiedy próbujemy przyznać się do swoich niedociągnięć i słabości; gdy patrzymy na siebie w prawdzie, wtedy omijamy niebezpieczeństwo tworzenia o sobie złudnych wyobrażeń. Nie ulegamy pokusie wielkości, zbytniej pobożności, służby. Chrystus bardzo często przypominał: uczcie się pokory, która umacnia wolność. Wówczas smak odpoczynku przyniesie wam radość i pokój ducha. Staniecie się ludźmi mądrymi, a mądrość prowadzi do miłości, bez której odpoczynek byłby jedynie pustym przeżywaniem czasu. Pamiętajmy o tym, bo zapewne już niebawem wyruszymy w drogę, w obliczu piękna, które zawieść nie może i które zachęca do pielgrzymowania.
Zarówno Paweł VI, jak i Jan Paweł II uznali pielgrzymkę za szczególną formę turystyki. Dlaczego? Bo charakteryzuje ją zawsze określony motyw religijny. Chcemy mianowicie dotrzeć do określonego miejsca świętego. Możemy oczywiście podziwiać po drodze najróżniejsze piękne krajobrazy, dzieła sztuki, a nawet ludzi, ale tym, co pozostaje najistotniejsze jest pogłębienie osobistej praktyki ściśle religijnej. Badacze zajmujący się tak zwaną geografią religii zaproponowali specjalny termin. Chodzi o pojęcie homo turisticus religiosus, które, jak przekonują, odnosi się do turysty wierzącego, podejmującego podróż w celach religijnych. Turystyka religijna przybiera potrójny wymiar: jako stała pielgrzymka do miejsca świętego, jako uczestnictwo w masowych wyjazdach do sanktuarium z okazji uroczystości religijnych i wreszcie jako podróż mająca na celu odwiedziny ważnych ośrodków religijnych w ramach wyjazdów turystycznych, niezależnie od czasu ich trwania.
Geografowie religii proponują, aby uznawać pielgrzymki za specyficzną formę turystyki religijnej. Jest to tym bardziej zasadne, że choć współczesny świat ulega szybkiemu zeświecczeniu, to jednak ci, którzy pozostają przy Bogu, zdają się mocno tkwić w swoich religijnych przekonaniach. Wędrują w stronę tego, co święte, z wiarą ugruntowaną i szczerą. Księga Powtórzonego Prawa przytacza słowa Mojżesza: "A teraz, Izraelu, czego żąda od ciebie twój Pan Bóg? Tylko tego, byś się bał swojego Pana Boga, chodził wszystkim Jego drogami, miłował Go, służył twemu Panu Bogu z całego swojego serca i z całej swej duszy, strzegł poleceń Pana i Jego praw, które ja ci podaję dzisiaj dla twego dobra" (Pwt 10, 12-22).

Piękne olśnienia

Mamy wobec tego chodzić Bożymi drogami, nie obawiać się zawsze możliwych trudności, gdyż hartują one naszą wolę, sprawiają, że wyzwalamy z siebie nieznane dotąd siły. Kochamy Stwórcę wszechrzeczy dopiero wówczas, kiedy nasze życie nie sprzeciwia się Jego miłości, kiedy nie mogąc Go poznać bezpośrednio, dostrzegamy Go w pięknie świata, świadczymy o Nim nieskazitelnością swoich codziennych wyborów, kiedy z mozołem wędrujemy, umacniając się tym, co dobre. Zawsze oczarowani wiekuistym pięknem Stwórcy, pięknem stworzonej przezeń rzeczywistości, odczuwając jednak, że istota piękna wciąż pozostaje przed nami zakryta. Na szczęście piękne olśnienia są nam dostępne.

Fragment pochodzi z książki ks. Jana Sochonia pt. "Widzimy tylko znaki"

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Bóg, piękno, wypoczynek
Komentarze (5)
jazmig jazmig
6 lipca 2013, 07:23
Ten świat nie ma być piękny ani miły. Taki to ma być raj, a nie Ziemia. Każde piękno jest tu skażone w jakiś sposób.
AC
Anna Cepeniuk
4 lipca 2013, 20:13
To, że Bóg chce, żebyśmy byli szczęśliwi, to ja wiem..... Ale z kazań jakoś to nie wynika. I to raczej wynika z tego, że księża sami nie bardzo w to wierzą...... Więc mówią nam o tym w co sami wierzą...... A moze dlatego, że sami nie czują sie w swoim powołaniu szcześliwi, to dla nas mają tylko kazania o grzechu i cierpieniu ?)....... Pytań można postawić więcej.......
E
ech:)
3 lipca 2013, 20:44
Bóg chce byśmy byli szczęśliwi. Bóg chce byśmy mieli piękny wypoczynek w pięknym miejscu. Bóg chce byśmy zobaczyli piękno stworzenia. Tak, ja słyszałam, byśmy cieszyli się wypoczynkiem, ale nie zapominali o Bogu. Niema urlopu od wiary. Dlaczego tyle o grzechu, o cierpieniu? Pewnie dlatego, że tak łatwo się zapominamy - grzech. I pewnie dlatego, że gdy cierpimy szukamy jakiejś logiki, jakiejś odpowiedzi "dlaczego". Gdy się śmiejemy, nie pytamy "dlaczego" Wolą Bożą nie jest rak czy paraliż, wolą Boga jest zdrowie. Ale choroba jest częścią życia i gdy cierpimy rozmowy o cierpieniu przynoszą ulgę. Wola Boga jest taka jaką sobie wyobrażamy? Chyba nie. Nasze wyobrażenia to dla nas "wola Boga". Nie jesteśmy wstanie jej zobaczyć bo za bardzo wpatrzyliśmy się w film naszej reżyserii. Wiesz, ja sobie wyobrażałam, że wolą boga jest bym była piękna, młoda i bogata. Aż któregoś dnia stwierdziłam, że jego wolą było odwrotnie niż w piosence M. Rodowicz. Tak więc <Dałeś mi Boże, mój Boże skosztować życiowych mądrości>. Nigdy nie byłam bogata, ale przestałam się miotać.
Z
Zara
13 lipca 2014, 18:36
Chamidlo typu Jahwe dawno by siedziało za kratkami w cywilizowanym świecie.
AC
Anna Cepeniuk
3 lipca 2013, 15:04
Skoro w Kościele mówi się wyłącznie o grzechu i cierpieniu - które nawet się wmawia, ze jest łaską (!?), to skąd mamy raptem cieszyć się wypoczynkiem i pięknem? Czy słyszał ktoś na kazaniu, że wolą Bożą jest również wpsaniały urlop w przepięknym miejsu i w super warunkach? Ja nigdy o tym nie słyszałam....... Wolę Bożą natomiast najlepiej wypełnia się w szpitalu...... i ma miano raka lub paraliżu.. Wola Boga jest taka jaką sobie wyobrażamy..... musi być smutna i najlepiej jak boli... Ojciec Jacek Prusak w swojej książce pt." Poznaj siebie spotkasz Boga" - wyraźnie pisze o naszych wyobrażeniach Boga i o tym,  że nie potrafimy sobie często wyobrazić, że Bóg chce żebyśmy byli  szczęśliwi......