Chrześcijanie szukają osobistego doświadczenia sacrum, potrzebują autentyczności. Chcą budować relacje; ich religia jest relacją! Szansę na to widzą w małych grupach.
Po konferencji na temat ruchów charyzmatycznych, którą w dniach 9-11 kwietnia br. zorganizował w Rzymie Episkopat Niemiec (pod patronatem Watykanu), powiało grozą. Radio Watykańskie podało, że liczbę chrześcijan należących do różnych odłamów zielonoświątkowców szacuje się na 400 do 600 mln. Co roku przybywa ich ok. 19 mln, zwłaszcza na terenach misyjnych. Kardynał Kurt Koch uznał sprawę za bardzo poważną i postawił pytanie: Co fascynuje w grupach charyzmatycznych aż tylu wiernych, że do nich uciekają z Kościoła?
Z Ewangelii wiemy, że w pięćdziesiątym dniu po zmartwychwstaniu Chrystusa na apostołów zstąpił Duch. Świętujemy to wydarzenie jako dzień Zesłania Ducha Świętego, lub inaczej Zielone Świątki. Stąd nazwa ruchu. Wystraszeni, zrozpaczeni po śmierci Mistrza uczniowie nagle otrzymali siłę i odwagę do głoszenia Dobrej Nowiny, aż po swoją, męczeńską śmierć. Wlanie Ducha widać po owocach. Zaparcie się Piotra, rejterada spod krzyża dziesięciu (z wyjątkiem Jana), sceptycyzm Tomasza i temu podobne, marnie rokowały misji apostolskiej wśród pogan, o Żydach nie mówiąc.
Od Pięćdziesiątnicy apostołowie uzdrawiają, wyrzucają złe duchy, prorokują, mówią obcymi językami. Pamięć o tych wydarzeniach była żywa w pierwszych pokoleniach chrześcijan. Po dwudziestu wiekach dla wielu staje się formą literackiej opowieści. Mówienie językami kojarzy się już tylko... z bł. Janem Pawłem II. Arcyzdolnym, pracowitym poliglotą.
Z czasem, wraz z krzepnięciem religii, strukturę charyzmatyczną zaczęła wypierać struktura bardziej sformalizowana tj. instytucjonalna. Niby wciąż Duch tchnie kędy chce, lecz charyzmatykom trudno było się "przebić". Dary Boga zaczęły być rezerwowane dla wybranych: najlepiej żyjących w zakonach ascetów, wielkich mistyków.
Charyzmatyczne odrodzenie zaczęło się - co nie dziwi - na zdecentralizowanym, innowacyjnym gruncie protestanckim. Według prof. Zbigniewa Paska: "Ruch zielonoświątkowy narodził się w początkach XX w. w środowiskach czarnej ludności Ameryki Północnej". Lecz skąd taki progres? Przez ostatnie sto lat powstało mnóstwo drobnych ruchów religijnych...
"Ich pobożność była i jest: spontaniczna, entuzjastyczna, pełna emocji. Tego brakowało nieco kostycznej religijności tradycyjnych Kościołów. Zielonoświątkowcy wierzą, że jeżeli Duch Św. działa, od razu to widać. Zatem cuda są codziennością. To skupiona na Biblii religijność świadectwa i znaku, religijność, którą można przeciwstawić religijności "okazjonalnej" i niedzielnej. Przez praktykę charyzmatów możemy uznać ów ruch za rodzaj mistyki codzienności. - W XX wieku był to najdynamiczniej rozwijający się nurt chrześcijaństwa - mówi prof. Pasek, religioznawca z Wydziału Humanistycznego AGH.
Impulsem do zmian w Kościele stał się Sobór Watykański II, z jego ponownym odkryciem rangi chrztu św. i otwarciem na ekumenizm. Szybko rozwinęła się Odnowa w Duchu Świętym oraz inne charyzmatyczne wspólnoty. Modlitwy o uzdrowienie czy uwolnienie, opowieści o cudach, budzą naturalny lęk przed nieznanym - "ciemną stroną mocy". Charyzmatycy mają jednak czym przyciągać. Na spotkania z takimi sławami jak Myrna Nazzour czy o. James Manjackal przychodzą ogromne tłumy. Czego szukają?
- Dzięki posłudze wspólnoty doświadczyłem ogromnej bliskości Boga, który wciąż działa z wielką mocą w Kościele. Pan Jezus przed Wniebowstąpieniem powiedział: "[...] Tym, którzy uwierzą, takie znaki będą towarzyszyć: W moje imię będą wyrzucać demony, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk, i choćby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Będą na chorych kłaść ręce, a ci zostaną uzdrowieni." ( Mk 16,17-18). Te obietnice są realizowane na moich oczach, Jezus wypełnia je tak, jak zapowiedział. Słowo Boże jest wciąż żywe. Odkrycie obecności Osoby Ducha Świętego stało się dla mnie największą przygodą - mówi Ryszard Głowala ze Wspólnoty Przymierza Rodzin "Mamre" w Gliwicach.
W Krakowie działa Wspólnota Uwielbienia i Ewangelizacji "Janki", która wyodrębniła się z duszpasterstwa akademickiego "Beczka". Jej duszpasterzem jest o. Aleksander Koza OP.
- Każdy może tu poprosić o modlitwę wstawienniczą (jest na porządku dziennym), podzielić się problemami, uzyskać pomoc - nie tylko duchową. Prawdziwe charyzmaty to autentyczny objaw, działanie Ducha Św. Ludzie naprawdę pragną dotknąć Chrystusa.Gdy widzą "znaki", to wierzą, że Jezus jest Emmanuelem, żyje i działa pośród ludu. Gdy doświadczają tu i teraz miłości Boga, doznają przemiany życia. Nawracają się, wracają do Kościołów, zaczynają się modlić. Karmią się Pismem Św. i Eucharystią. Bóg staje się im Ojcem bliskim, troskliwym, darzącym każdego wyjątkową miłością - mówi o. Koza OP.
Chrześcijanie szukają osobistego doświadczenia sacrum, potrzebują autentyczności. Chcą budować relacje; ich religia jest relacją! Z Bogiem Ojcem, Synem, Duchem oraz braćmi i siostrami. Szansę na to widzą w małych grupach, w których zamiast "służbowego" dystansu księdza i parafianina, rodzi się relacja mistrz - uczeń. Lub ujmując to językiem wspólnoty, lider.
- Lider uczy podstawowych rzeczy: czytania Słowa Bożego, rozpoznania tego, co Bóg mówi, jak się modlić. Uczniowie dzielą się między sobą tym, czego doświadczają. Jeśli lider idzie, a nikt za nim nie podąża, to znaczy, że ma tylko nadzieję, że jest liderem - jest na spacerze - mówi pastor Jerzy Rycharski z Kościoła Bożego w Chrystusie, z Kalisza. Podkreśla też, że w grupie nie wolno się zamykać:
- Charyzmaty są pomocne na co dzień: w domu, w pracy, w szkole. Gdy widzę, że koleżanka z pracy jest zmęczona, modlę się: Boże, jak jej pomóc? Bóg mówi: Ona ma problem z tym i z tym, idź, powiedz jej to. Więc idę: Mam wrażenie, że Bóg coś powiedział mi o tobie, mogłabyś poświęcić mi chwilę? Ona słucha i nagle: To jest niesamowite! Właśnie się zastanawiałam, czy Bóg wie o mnie o moich problemach... Wierzymy, że Bóg mówi przez nas.
Pastor Rycharski należał do Kościoła Zieloświątkowego, założył nową wspólnotę.
Kard. Koch twierdzi, że "ruch charyzmatyczny całkowicie zmienił oblicze współczesnego ekumenizmu". Nie oznacza to wcale, że wstąpienie do Kościoła charyzmatyków jest warunkiem ekumenizmu. Za "radykalnego ekumenistę" można chyba uznać Mieczysława Szcześniaka. Znany wokalista, kompozytor, autor tekstów i aranżer dementuje przy okazji plotkę (krążącą w sieci po nierzetelnym artykule)
- Jestem chrześcijaninem - ekumenistą. Nie jestem zielonoświątkowcem, nie "zapisałem się" do żadnego Kościoła i to mój prywatny protest-song. To już czas, żeby ludzie zaczęli się łączyć, szczególnie teraz, kiedy tzw. cały świat jest przeciwko chrześcijaństwu. A my sami się jeszcze dzielimy. Mam wielki szacunek dla ludzi, którzy żyją zgodnie ze swoimi porządkami wiary - to sprawa święta i basta. Bracia różnych chrześcijańskich wyznań, na różnych kontynentach, wspierają mnie modlitwą, radą, upomnieniem, przyjaźnią - jak bracia. Mam spowiedników i mentorów. Żywy Kościół tworzą Ludzie i dla mnie nie ma znaczenia, czy to jest grupa katolicka, prawosławna, protestancka czy Żydów mesjanistycznych. Myślę, że dla Jezusa też nie ma to znaczenia. Ważne, że ci ludzie mają żywą wiarę i piękne owoce życia.
Mainstremowe stacje radiowe nie grają jego piosenek, bo za często śpiewa o Bogu. A Bóg, jak wiadomo, ma zakaz wstępu do świątyń rozrywki (świątyniami sztuki media nigdy nie były).
Może protest-song charyzmatycznego wokalisty da rodzimym katolikom konkretniej do myślenia, niż sukcesy misyjne charyzmatycznych Kościołów w Ameryce Południowej? Bo ja, podobnie jak o. Koza OP:
"Nie niepokoję się o tych, którzy odchodząc z Kościoła Katolickiego zasilają wspólnoty zielonoświątkowe czy ewangelikalne. Im na czymś jeszcze zależy, szukają ożywania duchowego, odpowiedzi na pytania. Nie znaleźli ich w Kościele. Prawdziwym problemem są ci, którzy pozostają i deklarują się jako "wierzący niepraktykujący". To praktycznie martwe dusze, a ich liczba rośnie w niepokojącym tempie."
Parafrazując kard. Kocha, trzeba postawić ważne pytanie. Dlaczego Kościół już tak nie fascynuje ludzi, że nawet uciekać im się nie chce...?
Skomentuj artykuł