Co się stało z naszą wiarą?

(fot. keeva999/flickr.com/CC)
Ks. Jan Sochoń

Coraz częściej daje się słyszeć, także w środowiskach chrześcijańskich, z troską stawiane pytanie: Co się dzieje z polską wiarą? Czy nie zagubiliśmy jej źródłowych treści, łączących z Jezusem i świadectwem Apostołów, tworzących pierwotny Kościół, umocniony tajemnicą tajemnic - zmartwychwstaniem Chrystusa?

Czy przypadkiem nie stajemy się, z dnia na dzień, ludźmi traktującymi niedzielne uczestnictwo w liturgii jako konieczność, to zaś usypia wrażliwość religijną, zamyka ją w coraz bardziej kostniejącym rytuale? Przy tym nacisk procesów sekularyzacyjnych, promujących obojętną postawę wobec wszelkich form nabożnego zaangażowania sprawia, że w wielu środowiskach egzystencjalne odwołania do Boga straciły na znaczeniu i nie wywołują już żadnych osobowych reakcji, nie wpływają też na jakość społecznego życia. Kościół bywa przyrównywany do człowieka niespełna rozumu, który pod rządami Benedykta XVI nie potrafi rozpoznać otaczającej go rzeczywistości, jak bez skrupułów stwierdził Gianni Vattimo, postmodernistyczny siewca intelektualnego zamętu i prowokator nowoczesności.
Inni, przeciwnie, uważają, że Kościół od chwili narodzin znajdował się i znajdować się będzie pod pręgierzem krytyki, nieustający zaś sprzeciw wobec "tego świata" jest wpisany w kościelny styl bycia. Nie ma więc powodu, aby zbytnio niepokoić się gwałtownie narastającą nagonką eklezjalną; raczej powinno się dbać o utrzymanie ustalonego w historii obyczaju, będącego konsekwencją życia w świetle Bożych pryncypiów. Wszyscy tworzymy Kościół, którego definicja zawiera się w rozpowszechnionym przez św. Pawła obrazie ciała Chrystusa. Jego realnej obecności doświadczamy właśnie w Kościele. Dlatego Kościół zyskuje swoiste pierwszeństwo przed nami.
Mając to na względzie, zachowując pełnię ewangelicznej wiary, będzie można ochronić się przed złowieszczą potęgą kultury, świadomie ograniczającej pole swego działania i oddziaływania do sfer zamkniętych na jakiekolwiek znaki transcendencji. Oczywiście, dopóki Kościół pozostaje wspólnotą pielgrzymującą w ziemskich krajobrazach, nie ma prawa wychwalać siebie pod niebiosa; raczej powinien zadbać o własny rozwój, w osobach swych przedstawicieli dawać przykład formacji nastawionej na realizację życia godnego, pomnażającej wspólne dobro, bardziej miłosiernej niż sprawiedliwej, w teologicznym sensie tego określenia.
Nie jest to łatwe. Z jednej bowiem strony nie wszyscy wierzący podejmują trud współpracy z Duchem Świętym, tracą religijną odwagę, poddając się aurze wytwarzanej przez współczesny świat, będący w wyraźnej opozycji do chrześcijaństwa; z drugiej zaś strony mamy do czynienia z jawną utratą wśród ludzi zrozumienia istoty Kościoła Chrystusowego. W tej zdecydowanie perfidnej sztuce osłabiania świadomości eklezjalnej znamienną rolę odgrywają środki społecznego przekazu, które zdają się -niemal w imieniu hierarchów - kształtować program duszpasterski Kościoła. Poprzez medialną koncentrację uwagi tylko na zagadnieniach organizacji i reorganizacji struktur kościelnych, kwestiach etycznych, celibatu, roli kobiet w liturgii, homoseksualizmu, inżynierii genetycznej, podkreślaniu, że rządzących Kościołem zupełnie nie interesują moralne aspekty kapitalizmu, przedsiębiorczości, czy problemy pracowników - zatraca się sam nerw obecności Kościoła w świecie, prawda o zbawieniu, wysłużona przez Jezusa na krzyżu. Funkcje Kościoła sprowadza się najczęściej do zaspokajania czysto ludzkich potrzeb, nie-mających wiele wspólnego z tym, czego chciał Chrystus.

Ile w nas Chrystusa?

Benedykt XVI przypominał swego czasu, że Kościół tylko zewnętrznie jest zbudowany przez ludzi. Za tą ludzką strefą znajdują się przecież Boskie, nadprzyrodzone, więc nietykalne struktury. Tego żaden reformator, socjolog, organizator nie ma prawa ani możliwości tknąć. Gdyby pozostać na ludzkim poziomie pojmowania Kościoła, wówczas i prawdy wiary mogą wydawać się arbitralne, a wiara traci autentyczny, zagwarantowany instrument, poprzez który mogłaby się wyrażać. Ewangelia staje się tylko Jezusem-projektem, projektem społeczno-wyzwoleńczym, czysto historycznym, tylko pozornie religijnym, w gruncie rzeczy - ateistycznym. Trzeba za wszelką cenę unikać tego rodzaju myślenia i wracać do podstawowej nauki Kościoła, opartej na fundamentalnym doświadczeniu wiary, dotyczącej Boga i Jego opatrznościowej opieki nad ludźmi i całym kosmosem; wiary, która wyrasta z głębokiego przeżycia, nie wikła się natomiast w spekulacje wiodące najczęściej do religi nych karykatur zagrażających ostatecznie samej wierze. Od tego, czy pozostaniemy osobami wierzącymi, zależy miejsce, jakie będzie zajmował Kościół w społecznościach nowoczesnych.
Chodzi - powtórzmy dobitnie - o zachowanie wizji życia i Kościoła, jaką zaproponował Chrystus. Żeby taka sytuacja mogła nastąpić i umacniać się, powinniśmy wiedzieć, że jesteśmy ludźmi słabymi i zbyt łatwo nie rozgrzeszać się ze zła, które czyha z wielu stron. Płytkie samozadowolenie z siebie to groźna pułapka. Należy również uznać za oczywiste, że to właśnie Jezus ma moc wyzwalania z grzechów, przyjmowania do grona swoich najbliższych, którzy - właśnie dlatego - są zobowiązani do odwzajemniania Mu się wiernością. Nie przez przypadek łacińskie słowo fides oznacza równocześnie i wierność, i wiarę. Skoro zostaliśmy wybrani przez Jezusa, włączeni w Jego duszpasterski krąg, warto ponowić ważne pytanie: jakimi argumentami popieramy swoje zawierzenie Jezusowi? Ile w nich jest Chrystusa, a ile osobistej ambicji, chęci wielkości i zachowywania faryzejskich nawyków?
Uczniowie Mistrza z Nazaretu, wybrani do głoszenia Królestwa Niebieskiego, spełnili powierzone im zadanie. Niektórzy z nich dostąpili nawet łaski męczeństwa. A my? Czy przynależność do Kościoła nas kosztuje? Czy raczej traktujemy swe związki z Kościołem jako obyczajowy dopust, gest uspokajający sumienie albo nawet wybranie tak zwanego mniejszego zła? Tymczasem ponowoczesna rzeczywistość wymaga zaangażowanego prorokowania. Uczeń Jezusa głosi prawdę o ludzkim życiu, sensie historii, przeznaczeniu człowieka, zbawieniu bądź potępieniu. Pozostaje świadkiem Boga żywego. W tym sensie każdy chrześcijanin musi spełniać funkcje apostolskie, tym bardziej że otrzymał chrzest - sakrament wtajemniczenia chrześcijańskiego. Jego posługiwanie ma być konkretne, realistyczne, przezorne, wyczulone na moralne niuanse współczesności. A ponieważ ewangeliczne przesłanie odczuwa się miłującym sercem, stąd też słuchanie będzie właściwe przy próbach uchwycenia tego, czego nie widać, a co objawia się w sposób ukryty i zostaje siłą wiary wydobyte na światło dzienne.
Nie wpadajmy przeto w sieci zastawione przez samych siebie, własną wygodę, wyniosłość i egoizm. Jezus posyła nas - jak Apostołów - abyśmy głosili wieść o szczęściu życia wiecznego. Nie wolno jednak nikogo zmuszać do podejmowania decyzji nacechowanych religijnie. Wiara - "słuchająca, posłuszna, uległa, ufająca i pełna zawierzenia odpowiedź udzielona Bogu", jak to sprawnie ujął Hans Urs von Balthasar, wymaga wolnego rozstrzygnięcia i świadomości, że może będzie trzeba oddać życie, bo sprawą najważniejszą jest wierność słowu Bożemu. Wymaga to ofiary. Niszczenie grzesznych pokus zawsze sprawia niepokój, wywołuje ból, wewnętrzny skurcz. Mam na myśli chociażby niespodziane nadejście choroby czy śmierć osoby ukochanej. Chrystus jednak zaświadcza, że wszyscy mamy szansę zasługiwania na zbawienie. Modlitwa i skupienie wskazują, że Bóg jest tuż obok, że umacnia serca.
Dlatego nie lękajmy się podejmować zadań ewangelizacyjnych we własnych rodzinach, środowiskach pracy, w miejscach życiowej aktywności. Od naszej jedności z Jezusem zależy siła świadectwa, zawsze narażonego na niepowodzenie. Chrystus o tym wie, dlatego obdarzając misją, zachęca, byśmy najpierw uzyskali pokój z samymi sobą, czyli odczuwali samych siebie jako osoby wewnętrznie spójne, jednolite. Nie wyklucza to zasadniczego niezadowolenia z tego, co już uczyniliśmy czy aktualnie czynimy. Niemniej jednak powinniśmy, jak to tylko możliwe, łagodzić konflikty codzienności; niekiedy wystarcza jedno ostrzejsze spojrzenie, pospiesznie wypowiedziane słowo, a już zjawia się żal, zniechęcenie, strach.

Przebaczenie i nadzieja

Lecz, pamiętajmy, wina jest zawsze po obu stronach, a pokój rodzi się z przebaczenia i nadziei, że krzywda nigdy nie jest na tyle silna, aby miała uniemożliwić nawiązanie ponownych więzi. Jeśli potrafimy to uznać, nasze religijne świadectwo wyda dobre owoce. I wywiążemy się z zadań, jakie stawia przed nami Jezus. Jesteśmy posłani. To bardzo zobowiązujące. Bóg zechciał być z nami i przemawia w naszym indywidualnym języku. Próbujmy wejrzeć głęboko w samych siebie. Ileż tam spraw do przemyślenia, przezwyciężenia. Należy złamać pychę, próżną dumę, ciążące pożądania. Zasługujemy na Boże wybranie i Boże dary? Jezus nie zawiedzie się na nas?
Pytania te na szczęście tracą nieco na ostrości w obliczu wydarzenia zmartwychwstania Pańskiego. Przynosi ono trudną do opisania radość.

Bóg nie jest profesorem

Dlatego szczerze pytajmy: Czy nasze codzienne życie nie powiększa Jezusowego rozczarowania, będącego wynikiem założenia Kościoła? Czy przypadkiem nie żyjemy tak, że - po ludzku sądząc - sprawiamy Bogu ból? Może warto przyznać: Bóg jest z naszego powodu rozżalony, zawiedziony Kościołem, który zamiast chwalić Boga, służyć Mu i wielbić - goni za "cudzymi bogami". Czyż nie bywa tak, że traktujemy na przykład Mszę Świętą jako sposób uzyskiwania kameralnego samozadowolenia; na końcu liturgii rozlegają się oklaski, jeśli przedstawienie było udane, kazanie krótkie i - jak to mówimy - ładne, albo modlitwę pojmujemy jako higienę duszy. Tym, co uodparnia na własne niedociągnięcia, jak i na różnego rodzaju zarzuty dobiegające ze świata, jest wiara, i to wiara poważna, unikająca fideizmu - istnej plagi naszej epoki, mająca uzasadnienie i racjonalne podstawy. Wiara odniesiona bezpośrednio do Boga i tylko do Niego. Dogmaty formułowane przez Kościół nie są jej przedmiotem. Wszystkie jednak mają na celu to - wyjaśniał Franęois Varillon - byśmy nie ulegali złudzeniom na temat miłości, nie pochlebiali sobie bezzasadnie, że rozumiemy na podstawie własnego tylko doświadczenia prawdziwą naturę miłości, jej warunki, następstwa i implikacje. Podtrzymują one przylgnięcie do wiary, prostują lub poprawiają, zapobiegają skrzywieniom lub rozkładowi. Zapewniają autentyczną interpretację tajemnicy, która nieskończenie je przerasta. Wierzyć abstrakcyjnie na przykład, że Bóg jest Trójcą, nie ma dla nas wartości egzystencjalnej. To tajemnica objawiona i Kościół formułuje ją jako dogmat - ale nie po to, byśmy się "dowiedzieli" o tajemniczym życiu Bożym za pośrednictwem gry pojęć, lecz by oświetlić drogę, która wiedzie do naszego wszczepienia w owo życie. Bóg nie jest uniwersyteckim profesorem, który przedstawia wykład na swój własny temat, chcąc zaspokoić czyjąś ciekawość, nawet uprawnioną. Jest światłem, dzięki któremu możemy żyć.
Jakie z tego płyną wnioski? Każdy z nas odpowiada za cały Kościół. Odbija niejako we własnym wnętrzu Jego miłość i ciepło. Pozostaje stróżem chrześcijańskiego dziedzictwa i sam nawraca się, oczyszcza, aby ukazywać niczym nieskażoną istotę Kościoła. Doświadczył już bowiem wsparcia Ducha Świętego i zyskał przejmującą świadomość, że nieustająco znajdujemy się wszyscy pod panowaniem prawa Zmartwychwstałego, w życiu i w śmierci przynależąc do Niego. Oby tylko nie słabła w nas wiara, oby jasno płonęła, zarysowując przestrzeń wolności, skupiającej wszystkie odcienie miłości.

Fragment pochodzi z książki: Widzimy tylko znaki. O wierze chrześcijańskiej

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Co się stało z naszą wiarą?
Komentarze (20)
L
Luxor
8 sierpnia 2014, 01:52
Czym jest wiara? Umysłowym niewolnictwem: [url]https://www.youtube.com/watch?v=15tvEFz3oeU[/url] Dan Barker wyjaśnia od 00:08:08, na czym polega niewolnictwo ludzi w ich religii.
.
...
2 sierpnia 2014, 03:32
Co się stało z wiarą? No cóż, Kościół "otwarty" już tak ma. Jesteśmy w Polsce w o tyle dobrej sytuacji, że możemy się przyjrzeć skutkom błędów innych aby ich bezmyślnie nie małpować. Tylko niestety jestesmy tak ślepo zapatrzeni w Zachód i tak mało samodzielni, że nie wiadomo czy nas na coś takiego stać.
L
LX
2 sierpnia 2014, 03:29
Nasza wiara umiera, a przyczyną tego stanu rzeczy jest nieszczęście jakim stał się Sobór watykański II, który rozmył istotę wiary w Zbawienie przez Jezusa Chrystusa i wprowadził heretyckie elementy do nauczania i liturgii Kościoła. No i macie - moderniści - efekty tego w kilkadziesiąt lat później. Poniżej 40% katolickiego narodu chodzi na mszę; Chrystusa przyjmuje kilkanaście procent. Staliśmy się narodem pogan i ten stan się pogłębia. Tolerujemy szerzący się kult zła, cywilizacji śmierci zamiast walczyć z heretyckim nauczaniem i ateizacją kraju w imię Boże.
M
monika
31 lipca 2014, 20:02
Wiara człowieka nie ma większych szans na przetrwanie pod ciężarem kapłańskich grzechów.
N
nasi
31 lipca 2014, 23:32
Niestety, mimo że kapłan nie jest bogiem...
.
...
2 sierpnia 2014, 03:28
Co ma jedno do drugiego? Już wśród dwunastu apostołów znalazł się jeden Judasz.
M
malina
30 lipca 2014, 19:12
Jak to co się stało? Ostatnimi czasy media bardzo postarały się o to, aby skutecznie zniechęcić ludzi do wiary przez ciągłe nagłaśnianie o księżach pedofilach itp. Są to może i fakty ale spójrzmy prawdzie w oczy skoro nagłaśniają praktycznie każdą taką sytuację by zbuntować ludzi przeciw kościołowi to czy naprawdę było ich tak dużo??? Dlaczego nie mówi się w mediach o tym co dobrego robią duchowni czy siostry?? Albo dlaczego nie nagłaśnia się równie usilnie molestowań uczniów skoro jak może nie każdy wie nauczycieli-pedofilów jest 100 razy więcej niż księży?? Niestety nasze społeczeństwo chłonie wszystko co się im poda w wiadomościach. Ludzie przez to mają zakrzywiony obraz kościoła, a przecież wiadomo, że nie każdy ksiądz jest pedofilem a ci którzy nimi są najwidoczniej nie są w tym zawodzie z powołania. Pamiętajmy, że to Bóg w kościele jest najważniejszy, a nie księża jeśli już mamy już wyrobione o nich takie a nie inne zdanie. Jak można przestać chodzić do tego świętego miejsca nie wspominając już o przekreśleniu wiary tylko dlatego, że w mediach słyszymy o molestowaniach przez księży?? Nie dajmy sobie zrobić wody z mózgów!!!
A
anonim
31 lipca 2014, 06:08
Skoro pytasz dlaczego nie mówi się w mediach o tym co dobrego robią duchowni lecz nagłaśnia się afery, to wybacz, ale nie rozumiesz istoty działania mediów. Media w których mówiłoby się o tym co dobrego robią duchowni byłyby nieatrakcyjne i oglądalność/"czytalność" takich mediów byłaby bardzo niska. Nie utrzymałyby się dłużej na rynku. Jest taki obrazowy przykład wbijany studentom dziennikarstwa: to że pies pogryzł jakiegoś człowieka to nie jest żaden news; news to byłby wtedy gdyby człowiek pogryzł psa. Wbrew temu co mówisz, nasze społeczeństwo nie chłonie wszystkiego co się im poda w wiadomościach. Nasze społeczeństwo chłonie to co odpowiada na ich zapotrzebowanie. Chłonie informacje o wszystkim co ma posmak sensacji, o katastrofach i aferach, najlepiej z udziałem ludzi na świeczniku. Nasze społeczeństwo nie jest zainteresowane żmudnym poznawaniem rzecywistości i rozważnymi osądami, lecz prostymi i łatwymi, powierzchownymi osądami. A media po prostu odpowiadają na to zapotrzebowanie.
Z
Zibik
31 lipca 2014, 10:21
@Anonim - skoro atrakcyjność, czy tzw. oglądalność, klikalność w mediach ma być ważniejsza, od rzetelności, prawdziwości i jakości przekazu to świadomość, także mentalność większości ich użytkowników (odbiorców) staje się podobna do Twojej. Dla złoczyńców, ich zła, w tym rozpowszechnianego w mediach kłamstwa, fałszu, czy stosowanych manipulacji etc. - nie ma usprawiedliwienia!
A
anonim
31 lipca 2014, 10:44
@Zibik, z tego co piszesz wynika że tak obrażasz się na rzeczywistość, że jesteś gotów ubliżać wszystkim którzy Ci uświadomią jaka ona jest... Ja nigdzie nie twierdziłem co MA BYĆ ważniejsze. Jedynie zwróciłem uwagę na to od czego zależy oglądalność i że media kierują się właśnie oglądalnością. Czy to się komu, a w szczególności Tobie podoba czy nie, tak po prostu jest, że ludzie oceniają pobieżnie i powierzchownie, wybierając to co dla nich atrakcyjne. Rzetelność, prawdziwość i jakość przekazu przegrywa z powierzchowną atrakcyjnością. Jak Ci się to nie podoba to oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie abyś zainwestował w wydawanie prasy której nikt nie będzie miał ochoty czytać oraz w nadawanie programów RTV których nikt nie będzie chciał słuchać/oglądać. I będziesz mógł wtedy nawet zatrudniać nie tych którzy są rozwiązłymi ateistami - choć kompetentni i dyspozycyjni, ale samotne matki z małymi dziećmi, kobiety w ciąży i inwalidów -  oczywiście pod warunkiem że dostarczą od proboszcza zaświadczenie moralności.
M
malina
31 lipca 2014, 15:06
Co do prasy niszowej, to z niej właśnie możemy dowiedzieć się prawdy np. w sprawach tak ważnych jak np. zapłodnienie in vitro. Media stale będą krytykowały kościół i uważały że jest on zły bo nie daje możliwości bezpłodnym na wychowanie potomstwa. Nie nazwą jednak rzeczy po imieniu i nie powiedzą, że in vitro to nic innego jak rodzaj aborcji gdyż poczęcie dziecka tą metodą wiąże się ze śmiercią reszty zarodków. In vitro to zabójstwo. Wiedza ludzi na ten temat jest niewielka, myślę, że gdyby media zaczęły uświadamiać o tym społeczeństwo i trzymały stronę kościoła to na pewno nie stracili by przez to na oglądalności. To jest właśnie siła mediów...
A
anonim
31 lipca 2014, 16:13
@Malina, nie bardzo rozumiesz... Prasa niszowa istnieje również ze względu na zapotrzebowanie na nią. Skoro istnieje nisza pragnących pisania na określone tematy i w określony sposób, to i prasa niszowa istnieje! Ale wbrew Twoim wyobrażeniom, prasa niszowa to też media. Czy media będą stale krytykowały Kościół? To zależy od tego na co będzie zapotrzebowanie! Media nie powiedzą że in vitro to nic innego jak rodzaj aborcji bo in vitro to jest zupełnie co innego niż aborcja, więc nie byłoby to żadne nazywanie po imieniu a zwyczajne demagogiczne kłamstwo. Masz fałszywe wyobrażenia, że ludzie nie wiedzą co to jest in vitro. Problem nie w tym, że ludzie nie wiedzą co to jest in vitro, ale w tym, że zarodki uznają za zlepek komórek a nie za ludzi. Twoje myślenie jest niesamowicie życzeniowe i zdogmatyzowane, wręcz z klapkami nie pozwalającymi zauważyć tego co niezgodne z Twoimi wyobrażeniami. Media niszowe biorą się stąd że odpowiadają na zapotrzebowanie u takich ludzi.
Z
Zibik
31 lipca 2014, 21:06
@Anonim - zamiast uznać to, że większość ośrodków medialnych w RP jest w dyspozycji osób nie tylko uprzedzonych i wrogo usposobionych wobec Polaków prawych i dobrej woli, a w szczególności wobec katolików tj. wspólnoty Kościoła powszechnego. Usiłujesz ich intencje i "wyczyny", bądź zaniedbania usprawiedliwiać, a zniesławiać, czy obarczać winą wg. mnie bezpodstawnie większość odbiorców np: TVP, czy innego publicznego medium. Natomiast w dyskusji silisz się na sarkazm, czy pouczasz innych albo ferujesz absurdalne tezy, że: obrażam się, czy ubliżam.....
A
anonim
31 lipca 2014, 22:59
@Zibik, nie napisałem ani słowa o intencjach. Widzę jednak że należysz do kategorii nawiedzonych Prawdziwych Polaków i Katolików, co to wszystkim śmiącym nie podzielać ich demagogicznych oskarżeń i osądów przypisujesz złą wolę. Nie widzę więc sensu w dyskusji z Tobą.
Z
Zibik
1 sierpnia 2014, 23:05
@Anonim - napisałeś dostatecznie dużo, aby zorientować się - kim usiłujesz być?..... A w swojej zapalczywości i zadufaniu niewiele widzisz albo chcesz być jasnowidzem, czy wyrocznią wobec interlokutorów. Ponadto nie uwzględniasz to, że na forum "Deona" zbyt często kompromitujesz się, nawet w rozpoczętej ze mną nie dyskusji, lecz polemice. Dlatego dobrze, że rezygnujesz z pisania kolejnych zuchwałych replik, czy odpowiedzi, a zajmiesz się bardziej uważnym czytaniem innych. Pozdrawiam
D
DPMS
2 sierpnia 2014, 02:07
Po pierwsze, podajesz fałszywe informacje: pedofilia występuje 5x cześciej u księży niż u innych grup zawodowych wśród mężczyzn. To że nauczycieli-pedofilów może i jest więcej (ale raczej nie sto razy więcej!) to wynika z tego, że liczba nauczycieli w ogóle jest większa od liczby katechetów! Jak podajesz jakieś dane statystyczne, to naucz się ich interpretacji i rozróżniania wielkości względnych od bezwzględnych. Po drugie: media szczególnie - to fakt - krytykują KK za pedofilie z kilku przyczyn: 1) żadna inna grupa zawodowa: nauczyciele, hydraulicy, ślusarze, fryzjerzy, sprzedawcy itp. itd. nie rości sobie prawa do moralnego nauczania i pouczania ludzi i to już od 2000 lat. Tymczasem już od 2000 lat KK stawia sam siebie w roli nauczyciela, strażnika i głosiciela nieomylnych prawd moralnych. To fakt. I co się okazuje? Że Ci co głoszą te prawdy moralne, pouczają ludzi jak żyć moralnie - księża - sami są: pedofilami, często mają kochanki, dzieci (wbrew celibatowi, który ich obowiązuje), czy są homoseksualistami (który potępiają oficjalnie). Kościół nie jest więc krytykowany za przypadki pedofilii, bo to się zdarza w róznych grupach zawodowych, ale za swoją HIPOKRYZJĘ - nauczanie czego innego i robienie, oraz tolerowania czego innego. I tu dochodzimy do kolejenego powodu:
D
DPMS
2 sierpnia 2014, 02:08
2) Crimen sollicitationis http://www.vatican.va/resources/resources_crimen-sollicitationis-1962_en.html - wiesz co to jest? Tajna przez kilka dziesięcioleci XX w. instrukcja watykańska (obecnie już jawna i opublikowana na oficjalnych stronach internetowych Watykanu), która obowiązywała w KK w czasie kiedy jego kapłani gwałcili na całym świecie dzieci. Instrukcję wydał papież i przez wiele lat bayła ściśle tajna. Nakazywała ona ukrywanie, tuszowanie stwierdzonych przez władze kościelene na całym świecie przypadków pedofilli. Jak stwierdzono pedofilię zgodnie z intsrucją księdza pedofila przenoszono w inne miejsce i ślady przestępstw tuszowano. Sprawę wyciszano. No w żadnej innej grupie zawodowej, gdzie trafiają się pedofile, nigdzie na świecie tak nie postępowano. Ta instrukcja w zasadzie wskazuje na to, że KK to zorganizowana organizacja przestępcza kryjąca pedofilów. I za to wytacza się diecyzją procesy na świecie, tak że one bankrutują. Niedługo zacznie się to w Polsce. Teraz już rozumesz czemu KK jest krytykowany w mediach?
P
pw
8 sierpnia 2014, 00:33
To święci pokazują prawdziwe oblicze Boga, Kościoła. Judasz był wtedy , jest i dzisiaj. Również i Ty, jesli jesteś katolikiem, jesteś Judaszem. Nie zdradzasz? Ależ tak, zdradzasz, jesli sie uczciwie zastanowisz. Żeby była jasność. Zero tolerancji dla zła, ktokolwiek zło czyni. Czy Jezus mając w swoich szeregach Judasza, godził się ze złem? Czy Kościół cieszący się wtwdy fizyczna obecnością Pana był był hipokrytą?
D
DPMS
8 sierpnia 2014, 01:40
Ja nie jestem jednym z Was, więc Wasz katolicka retoryka mnie nie dotyczy. Nie wielbię boga, mam krytyczny stosunek do tej idei i do instytucji KK.
G
gość
30 lipca 2014, 12:43
Żyjemy w społeczeństwie informacyjnym, to ma wiele konsekwencji. Np. wiedza na temat wiary i religii jakią nam przekazano dziś możemy bardzo łatwo skonfrontować z nauczaniem papieskim, z tradycjami, zwyczajami i nauczaniem w innych krajach.