Jezus mówił: "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Można zgrzeszyć spojrzeniem... Odpowiada prof. Jan Andrzej Kłoczowski OP
Małgorzata Bilska: Skrupulanctwo można nazwać nadwrażliwością sumienia? Zastanawiam się, czy w tym przypadku sumienie jest właściwą kategorią?
Jan Andrzej Kłoczowski OP: Jest właściwą, tylko mamy do czynienia ze złym ustawieniem sumienia, złym rozumieniem grzechu. Sumienie skrupulatne ma podłoże w psychologicznym poczuciu winy. Jest takim głosem, który często myli pokusę z grzechem. Trzeba zacząć od tego, co to jest grzech. To świadome, dobrowolne przekroczenie przykazania Bożego lub pogwałcenie istotnej wartości, którą znamy jako ludzie. Teoretycznie nazywamy to wtedy prawem naturalnym. Bardzo ważna jest świadomość i dobrowolność grzechu. Jeżeli ktoś myli pokusę z grzechem, to widać tu pomieszanie kwestii świadomej decyzji i przeżywania emocji. Dominuje nadmiar odczucia emocjonalnego. Najbardziej klasyczny przykład: młody człowiek spowiada się z tego, że chodząc po ulicach, spotyka piękne dziewczyny i one mu się podobają. Moja odpowiedź jako spowiednika jest taka: Nie patrz na nie jako na te, z którymi masz zgrzeszyć, tylko podziękuj Panu Bogu, że nie tylko żaby stworzył.
Młodzi ludzie cierpią na skrupulanctwo?
Oczywiście. To wynika z wielu różnych rzeczy, często z zaburzeń emocjonalnych albo z fałszywego ustawienia całego sumienia. Uważam, że na bardzo złym poziomie jest to, co się nazywa wychowaniem sumienia. To umiejętność osądzenia czynów, jakie popełniamy, według jakiejś wartości etycznej. Czy też braku owej wartości.
Mówiąc o spowiadających się, mamy na myśli świeckich. Są księża skrupulanci?
Tak, oni powinni mieć zakaz dostępu do konfesjonału. Wychowują skrupulantów. Ksiądz ma pomóc człowiekowi w prawidłowym osądzie siebie samego i swoich czynów przed Bogiem, a nie wytwarzać w nim poczucie winy. Często pojawia się zrażenie do sakramentu pojednania przez to, że za mało odpowiedzialny i dojrzały jest spowiednik.
Ojciec ma bogate doświadczenie jako duszpasterz i spowiednik. Może przykład z życia wzięty?
Bywają takie sytuacje, ale jest to wyraźne pomylenie nerwicy z grzechem. Jeżeli ktoś przychodzi i się spowiada, że ile razy wejdzie do kościoła i popatrzy na obraz Matki Boskiej, to ma myśli nieczyste, to nie spełnia warunków grzechu. Ma nerwicę natręctw, nad którymi nie panuje. To nie jest świadome, wynika z jakiegoś lęku. Żadnej dobrowolności w tym nie ma, to na niego napada.
Czasem napadają na nas jakieś myśli pod wpływem rozkojarzenia sfery psychicznej, w niektórych przypadkach ma to podłoże nerwicowe, chorobowe. Można powiedzieć, że jest to "czyn" człowieka, ale nie — czyn ludzki. Człowieka, bo człowieka myśli nachodzą. Nie jest ludzkie, albowiem nie wynika ze świadomości i dobrowolności. Tylko wtedy czyn mógłby być uznany za odpowiedzialny, zarówno w sensie prawnym, jak i w sensie etycznym. Pojęcie odpowiedzialności w sensie etycznym jest dużo szersze, ale odpowiadać można za decyzje, nie za natrętne myśli.
Jezus mówił: "Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa". Można zgrzeszyć spojrzeniem...
Co to znaczy "pożądliwie"? Chodzi o sytuację, w której kiedy ktoś spojrzy, podejmuje już decyzję o grzechu. Do grzechu nie dochodzi tylko dlatego, bo dostał w mordę... [śmiech] Czyli ona nie ma grzechu, on ma. Już popełniony w sensie woli, zapadła decyzja. Ale jeśli przychodzą mu takie myśli, podoba mu się kobieta i reaguje na nią jako mężczyzna, no to jest pomieszanie, że tak powiem, emocji z fizjologią i grzechem. Pan Bóg stworzył mężczyznę i kobietę, reakcje na siebie są naturalne.
A kobiety? Spowiadają się z wewnętrznych pragnień na widok atrakcyjnego mężczyzny?
Nie. Spowiadają się z tego, że świadomie się któraś tak ubiera, żeby prowokować. "Bo lubię, jak na mnie patrzą".
Grzeszą?
To zależy. Jeżeli ubierze się w nic... [śmiech] Nie no, oczywiście to jest obustronne. Tylko mężczyźni chyba bardziej zwracają na to uwagę. Poza tym u mężczyzn — psychologicznie rzecz biorąc — sfera estetyczna z pożądliwą jest bliżej związana. Kobiety są takie bardziej uduchowione.
Może skrupulanctwo to przesada? Nadmierny samokrytycyzm?
Nie, to ułomność polegająca na złym wychowaniu. Po pierwsze, na nieuporządkowaniu emocjonalnym, po drugie, na błędnym osądzie. Znowu trzeba wrócić do tego, co to jest sumienie. Skrupulanctwo polega na pomyleniu poczucia winy z sądem sumienia. Ja jestem ze szkoły św. Tomasza z Akwinu, którą głosi powszechnie Kościół, choć czasem nie uznaje go praktycznie. Święty Tomasz w wyobrażeniu wielu księży jest heretykiem. Spotykam się z takimi reakcjami. Na przykład kiedyś napisałem artykuł do "W drodze" na temat sądu sumienia praktycznego (sumienie to osąd rozumu praktycznego). Zadzwonił do mnie ksiądz, że piszę herezje. Bo przecież sumienie to głos Pana Boga we mnie. Zapytałem go: Ksiądz spowiada? On: Tak, oczywiście. Ja: A czy spotyka się ksiądz z tym, że ktoś słyszy w sobie kilka głosów naraz? I jak rozróżnić, który jest Boży? Myślę praktycznie — siedzę w konfesjonale i słucham. Muszę pomóc osobie w osądzie jej grzechów.
Oczywiście Bóg do nas mówi. Ale dał nam rozum. On nie służy tylko do liczenia czy tworzenia wielkich konstrukcji intelektualnych.
Rozum to również rozsądek. Rozum praktyczny, a ten powinien być wychowany do tego, żeby wydawał jasne i jednoznaczne opinie na temat zamierzonego czy dokonanego czynu. Co to jest poczucie winy? Czasami może towarzyszyć, w sensie emocjonalnym, faktowi przekroczenia przykazania, czyli grzechu. Często jest to jednak po prostu niespełnienie czyichś oczekiwań. Przykład: dziewczyna się spowiada, że ma grzech, bo chłopak się w niej zakochał, a ona nie ma zamiaru się w nim zakochać i w ogóle jej nie pociąga. Dlaczego to grzech? — pytam. No bo on jest nieszczęśliwy. Powiedziałem, że byłby nieszczęśliwy, gdyby za niego wyszła. Oboje by byli.
Spowiednik ma być też terapeutą?
Nie, spokojnie. Dojrzały, przygotowany spowiednik odróżni te nerwicowe sprawy od etyki. My, w klasztorze, mamy całodzienny dyżur spowiedzi, spowiadamy 12 godzin dziennie i cały czas przychodzą ludzie. Jeden z naszych ojców jest psychologiem, ma dyżury i do niego odsyłamy na rozmowę psychologiczną, jeśli zachodzi taka potrzeba. A gdy odsyłam do innego psychologa, to też do takiego, który ma zrozumienie dla spraw duchowych. Wie, co to znaczy sumienie i jak się ma do poczucia winy, nie wylewa dziecka z kąpielą. Chodzi o to, by pomóc, a nie zlekceważyć problem.
Polski katolicyzm jest niezwykle emocjonalny. Kwitną ruchy pentekostalne, prawo mówi o obrażaniu uczuć religijnych. Ojciec twierdzi, że ma religijne przekonania, a nie uczucia. Za rzadko używamy rozumu w ocenach?
Całkowicie się zgadzam. Proszę zwrócić uwagę na to, że ta fala irracjonalizmu, nieracjonalnej dewocji, coraz bardziej zalewa Kościół. To jest dowód opadnięcia poziomu teologii pastoralnej — tak bym to nazwał. Rozumienia człowieka, który jest istotą biologiczną, społeczną, emocjonalną, racjonalną i duchową.
Skłonności do skrupułów będzie mieć ktoś wychowywany od dziecka w poczuciu winy, co jest jeszcze potęgowane przez przerost uczuciowości w Kościele?
Odpowiada mi teoria jednego z księży, który studiował w Rzymie. Twierdzi, że mamy powrotną falę animizmu. Ewangelizujemy Afrykę, przekazujemy Afrykańczykom Chrystusa, a oni przekazują nam swój prechrześcijański animizm. To dobrze widać w zajęciu się diabłem — umieszcza się go w każdym kącie. Diabeł jest piekielnie niebezpieczny, tylko jest to bardzo wyrafinowanie inteligentne zwierzę. To nie jest to, co szumi po kątach, przemawia w bajkach. To odwracanie uwagi od naprawdę istotnych rzeczy.
Remedium byłby św. Tomasz z Akwinu?
Jak się myśli "św. Tomasz", to kojarzy się z "abstrakcyjna filozofia" i "dowody na istnienie Boga". Nie zna się jego teologii moralnej, która jest przemyśleniem Ewangelii w kategoriach ludzkich. W tym wypadku Arystotelesowskiego zdrowego rozsądku. Święty Tomasz daje ogromną wiedzę o człowieku. Dużo wniosła też współczesna psychologia.
Tomizm nie kłóci się z psychologią?
Różnią się, ale nie. Miałem spotkanie z grupą freudowskich psychoanalityków i przekonała ich Tomaszowa definicja sumienia, że jest to osąd rozumu praktycznego, rozsądku. Według ich teorii to tylko stukanie id w ego od dołu. Z czego wynika poczucie winy.
Większość kapłanów raczej nie ma Ojca pasji poznawczej.
Trzeba mieć tylko dobrą szkołę! Porządną szkołę teologii moralnej.
W wywiadzie-rzece z Arturem Sporniakiem i Janem Strzałką pt. "Kłocz-autobiografia" Ojciec rozróżnia egocentryzm i egoizm. Mnie to porządkuje pojęcia, pomaga zrozumieć człowieka. Dla innych to dzielenie włosa na czworo...
To są uwagi zdroworozsądkowe. Rozróżnienie było obserwacyjne. Egoizm, czyli miłość własna, dążenie do czegoś kosztem innych, to co innego niż egocentryzm zalęknionego dziewczątka czy chłopięcia, które cały czas zajęte jest sobą. Jaki to jestem beznadziejny w porównaniu z innymi. To biedactwo też cały czas myśli o sobie, tylko źle... Trochę kaznodziejsko powiadam, że wolę grubaska egoistę, który jest dobroduszny, ciepły, przytuli. O sobie tylko myśli, ale jest przyjemniejszy niż takie małe, cięte, złe i cały czas zazdrosne. Cały czas patrzy, a bo on ma więcej, a ta jest ładniejsza, ten jest szybszy itd. Nie potrafi się niczym ucieszyć.
Skrupuły mają też źródło we wpływie otoczenia. Pamiętam Ojca wykłady dla psychologów na Uniwersytecie Jagiellońskim i historię dorosłej córki dręczonej przez samotnego, chorego tatę. Wmawiał jej, że go zaniedbuje, choć obiektywnie była ikoną poświęcenia. Miała poczucie winy, bo wciąż słyszała, że jest egoistką! Jak sobie radzić z oczekiwaniami innych? W tym rodzinnych autorytetów.
Spojrzeć trzeźwo, trochę z boku na sytuację — jakie są prawdziwe potrzeby tego starszego człowieka, który niewątpliwie potrzebuje troskliwej opieki i dobrego serca bliskich. Ale trzeba nauczyć się odróżniać potrzeby od kaprysów, to nie jest to samo. I nie oceniać siebie wedle kaprysów tej osoby, ale zgodnie z własnym sumieniem, które jest bardzo bliskie po prostu zdrowemu rozsądkowi. Tak będzie lepiej i dla "kata", i dla każdej "ofiary".
Jan Andrzej Kłoczowski OP (ur. 1937), historyk sztuki, teolog, profesor filozofii, wykładowca w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów w Krakowie, w latach 1970-1986 duszpasterz akademicki w krakowskiej "Beczce".
Skomentuj artykuł