Ks. Józef Tischner: Co zrobić, kiedy przychodzi próba nadziei?

fot. YouTube.com
ks. Józef Tischner

Próba nadziei... Każda burza, każde trzęsienie ziemi, każdy zakręt dziejowy są dla człowieka próbą nadziei. Próbą szczególną są również upokorzenia, jakich człowiek doznaje od drugiego człowieka. Człowiekowi wydaje się wtedy, że jego Bóg śpi. Gdy Bóg zasypia, budzą się złowrogie moce i przemoce. Człowiek czuje, że jest skazany na nieistnienie. Ale czy chwile prób nadziei nie są także chwilami, w których odsłania się przed człowiekiem jakaś prawda?

Przypomnijmy sobie na wstępie opowiadanie Ewangelii o burzy na morzu. Apostołowie wraz z Chrystusem wypłynęli na jezioro Genezaret. Zmęczony Chrystus zasnął na dnie łodzi. Nagle zerwała się burza. Wydawało się, że jeszcze chwila, a łódź zatonie i wszyscy zginą. Apostołowie budzą Chrystusa:

„Ratuj, bo giniemy”. Przebudzony Chrystus mówi: „Czego się boicie, małej wiary?”. Następnie wyciąga rękę i prostym gestem uspokaja wzburzone żywioły. Apostołów ogarnia zdumienie: „Kimże jest ten, któremu wiatry i morza są posłuszne?”. Opowiadanie to mówi w skrótowej formie o drodze, jaką przechodzi człowiek od chwili utraty nadziei do chwili jej odzyskania w spotkaniu z Chrystusem. Dramat nadziei kończy się spotkaniem. Okazuje się, że aby móc spotkać człowieka, Boga – trzeba przejść przez próbę, która zawsze będzie jakąś próbą nadziei.

DEON.PL POLECA

Tischner: próba nadziei nadejdzie

Próba nadziei... Każda burza, każde trzęsienie ziemi, każdy zakręt dziejowy są dla człowieka próbą nadziei. Próbą szczególną są również upokorzenia, jakich człowiek doznaje od drugiego człowieka. Człowiekowi wydaje się wtedy, że jego Bóg śpi. Gdy Bóg zasypia, budzą się złowrogie moce i przemoce. Człowiek czuje, że jest skazany na nieistnienie. Ale czy chwile prób nadziei nie są także chwilami, w których odsłania się przed człowiekiem jakaś prawda? Czy nie są to chwile objawienia? Nagle pryskają złudzenia i iluzje i odsłania się to, co naprawdę jest. Wtedy to przestrach miesza się ze zdumieniem. Człowieku, popatrz, jaka jest twoja łódź! Popatrz, na jakie morze wypłynąłeś! Popatrz na ludzi, których masz obok siebie! Cóż to są za ludzie? I może właśnie tak musi być, że gdyby nie próby nadziei, nie wiedzielibyśmy nic o tym, jaka jest prawda. Wciąż żylibyśmy w świecie złudzeń.

Napisał kiedyś Norwid w czasach narodowej próby nadziei: „bo Naród jest to prosty człowiek. Czego się pługiem nie dogrzebie, nie domodli u krzyża i nie dopłacze w cichym łkaniu, to przetoczy się nad nim jak uczoność łacińska, jak protestantyzm lub doktryna encyklopedystów zeszłowiecznych”. To są głębokie słowa. Są pewne prawdy, które można wyczytać z książek, siedząc przy biurku. Ale są inne prawdy, do których można się jedynie pługiem dogrzebać, kilofem dokopać, pracą dorobić. I są prawdy, które się osiąga poprzez płacz: trzeba wylać niejedną łzę, by je móc zrozumieć.

Ale do prawd najgłębszych dochodzi się poprzez szczerą modlitwę. „Panie, ratuj, bo giniemy”. Chwila modlitewnej szczerości jest chwilą najgłębszej powagi.Trzeba się wyciszyć, skupić, pochylić w pokorze głębokiej. I trzeba się otworzyć naprawdę, jakby na ratunek. Pierwszą wartością, jaką przyniesie spotkanie, będzie prawda. Często będzie to prawda ukryta w prostym pytaniu: „Czego się boicie, ludzie małej wiary?”.

Myślę w tej chwili o nas wszystkich zgromadzonych w narodowej łodzi. Przeszliśmy i przechodzimy nadal przez nasze dziejowe sytuacje próby. Płyniemy polską łodzią po wzburzonym morzu. Raz po raz przychodzi wstrząs, wysoka fala, niebezpieczne zakołysanie. Płynąc tak, czujemy jak wzbogaca się nasza pamięć – o prawdę, jedną po drugiej. Są w tej naszej narodowej pamięci prawdy, które spadły w nią z kilofów, z pługów, z potu i krwi ludzi pracy. I są w niej prawdy, do których doszliśmy poprzez płacz cichy i głośny. Bardzo drogo nas kosztuje nasza dziejowa mądrość. Ale teraz, właśnie dziś, przy- chodzi chwila najgłębszej powagi – dochodzenia do prawdy poprzez modlitwę. Kto dziś odrzuci modlitwę u stóp krzyża, ten może się zamknąć na prawdę.

Modlitwa ta ma bowiem szczególny wymiar. Oto w perspektywie przyszłości widnieje przed nami możliwość spot- kania z Namiestnikiem Chrystusa na ziemi. Nie możemy nie myśleć dziś o tej perspektywie. Nie możemy o tym nie mówić. Ona jest przed nami – nawet przed tymi, którzy wątpią, którzy nie chcą, którzy się boją. Nasz rodak, wielki apostoł pokoju, patrzy dzień i noc w stronę naszej łodzi. Chciałby w nią wstąpić choć na chwilę. Czy nie czujemy tego spojrzenia?

Chwila narodowej powagi

Tak, jest więc ta chwila naszej narodowej powagi: na łodzi z zachwianą nadzieją, z pamięcią ciężarną od prawd dopracowanych i wypłakanych, w oczekiwaniu – najgłębszym oczekiwaniu ducha, który przychodzi ku człowiekowi z modlitwy u stóp krzyża. Na jaką prawdę czekamy? Tego jeszcze nie wiemy. Wiemy jedno: kto nam ją może powiedzieć.

Niedawno Jan Paweł II skierował do nas swą encyklikę o godności ludzkiej pracy. Są tam zawarte prawdy, do których nie dochodzi się, siedząc w ciepłym pokoju przy biurku, ale chodząc za pługiem, popychając wózek w kamieniołomach. Znamy te prawdy. Podstawowa prawda brzmi: „praca jest dobrem człowieka”.

Ale w tym właśnie miejscu dokonało się coś nieoczekiwanego. Naszą łodzią zakołysało. Wiatr historii uderzył w nasze nadzieje. Nagle stanął przed nami i my stanęliśmy przed wielkim znakiem zapytania: czy praca jest naprawdę dobrem człowieka, czy zdradą i zniewoleniem? Tegośmy się nie spodziewali. Jest jakiś wielki tragizm w tym pytaniu. Jakby historia zrobiła wielkie koło i znów znalazła się w punkcie wyjścia. Jakby na darmo były wszystkie nasze przemyślenia i ofiary. Znów zaczęło zaglądać nam w oczy widmo pracy złej, pracy beznadziejnej. Ale paradoks największy polega na czymś jeszcze innym: polski papież napisał, że praca jest dobrem człowieka, a dziś z polskiej ziemi rośnie ku niemu wielki znak zapytania: czyżby? A może praca jest zdradą człowieka? Czy czujecie cały dramatyzm tego pytania? Tego złowrogiego „ c z y ż b y?”, które powstaje z naszej ziemi ku naszemu papieżowi?

W tym pytaniu wszystko się skupiło. Pytanie to określa stan naszego ducha. Ono jest sensem naszego bólu. W pytaniu tym zawarte są losy narodu, losy solidarności sumień ludzi pracy, losy naszej wiary w Boga. Bo jeśli nasza praca jest zdradą człowieka, znaczy to, że żyjemy na ziemi przeklętej.

Ale jeśli mimo wszystko nie jest zdradą, znaczy to, że żyjemy w Ojczyźnie. Kto nam da odpowiedź? Kto może nas o tym przekonać?

Czas naszej modlitwy

Powtórzmy słowa Norwida: „bo Naród jest to prosty człowiek. Czego się pługiem nie dogrzebie, nie domodli u krzyża i nie odpłacze w cichym łkaniu, to przetoczy się nad nim...”. Myślę, że nadszedł czas na modlitwę. Naszym statkiem zachwiało, wstrząsu doznały nasze nadzieje. Ale po każdej próbie nadziei pozostaje jakaś prawda. Jaka prawda? O to właśnie mamy się modlić, tego mamy się domodlić u stóp krzyża. Nie boimy się na naszym kołyszącym się statku. Już dawno przestaliśmy się bać. Ale w napięciu wypatrujemy prawdy, która by nas wyrwała z naszego duchowego błędnego koła. I choć nie wiemy, jaka to będzie prawda, wiemy, kto może ją nam powiedzieć.

Polski młyn kręci się dalej. Jest tyle problemów w tym polskim młynie. Mówiliśmy: problem pracy nad pracą. Dziś trzeba by dodać: problem pracy nad człowiekiem. Staram się rozwijać te idee dalej. Nie jestem politykiem. Nie jestem ekonomistą. Jestem jednym z tych, którzy pracują wokół idei – tych, co chcą rozjaśnić idee, aby ludziom było na świecie jaśniej. Nie tylko chlebem żyje człowiek. Idea jest siłą, która podnosi ducha. Musimy jedni drugich podnosić na duchu. Pragnąłbym tak uporządkować idee, aby się z sobą nie kłóciły i aby ludzie, którzy oprą się na nich, także znaleźli spokój dla siebie. Idee, nad którymi pracuję, nie uczą pogardy. Pogardy uczą inni, niestety lepiej niż ja uczę tego, czego uczę. Pracuję około słów, aby nam kiedyś znów jakiś Norwid nie powiedział, że jesteśmy narodem, w którym czyny przychodzą zawsze o sto lat za wcześnie, a książki o sto lat za późno.

Zauważyłem jednak, że wśród moich dotychczasowych idei brakło idei modlitwy. Korzystam więc z okazji, aby podczas tej Mszy św. odprawianej w intencji Ojczyzny słowo to szczególnie dobitnie wypowiedzieć. Sercem polskiego młyna jest modlitwa. Wciąż jeszcze nie znamy drzemiących w niej mocy. Poznanie przyjdzie potem. Dziś jedno jest jasne: mamy siebie domodlić u stóp krzyża. Raz jeszcze rozważyć nasze dzienne i nocne sprawy z tej najgłębszej perspektywy.

Modlitwa taka jest wyjściem na spotkanie. Wchodząc w modlitwę, wchodzimy na spotkanie. Wszystko, co robimy, jest po to, by spotkać.

Czy spotkanie nastąpi? Wiem jedno: On chce tego spot- kania. Poza tym wiem tyle, co i wy. Ale skoro On chce, to to zmienia postać rzeczy. To znaczy, że przemija postać jakiegoś świata. Skoro On chce, to znaczy, że wchodzimy na nową płaszczyznę naszego dramatu. Skoro On chce, to w nas jest otwarcie, jakiego jeszcze nie było. Pamiętajmy Ewangelię. On powiedział: „Czego się boicie, małej wiary?”. Potem wyciągnął rękę i burza ucichła. A oni się dziwili: „Kimże jest ten, któremu wiatry i morza są posłuszne?”.

Homilia ks. Tischnera została wygłoszona w Gdańsku 16 stycznia 1983 r.

Fragment pochodzi z książki "Wiara ludzi wolnych".

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Ks. Józef Tischner: Co zrobić, kiedy przychodzi próba nadziei?
Komentarze (1)
MK
~Mirosława Kowalkowska
24 października 2021, 16:14
Zaufać