Czy chrześcijanin powinien być bogaty?

(fot. shutterstock.com)
Piotr Popiołek

Majątek, analogicznie do łaski, nie jest nasz, ale jest nam dany, po to, by udzielać go innym. Kieruje nim logika darmowego daru, ciągłego otrzymywania i udzielania.

Po świątecznej gorączce zakupów przychodzi czas na refleksję i podsumowanie tego czasu. Nie będzie to refleksja o społecznym, świeckim wymiarze konsumpcjonizmu, dotyczyć będzie samej istoty człowieka. Święta Bożego Narodzenia to czas, w którym jesteśmy rzuceni w świat wyprzedaży, promocji i okazji, wtedy gdy powinniśmy kontemplować wcielenie Bożego Słowa w materię. Jest to więc jednocześnie czas teofanii i idolatrii: Bóg przychodzi do nas przebóstwiając materię dla naszego zbawienia, podczas gdy w tym samym czasie my zatraceni jesteśmy w bałwochwalczym kulcie tejże.
Niezaspokojone pragnienia
Konsumpcjonizm w sposób nieodłączony powiązany jest z głodem nieposkromionym i nie do zaspokojenia. Świetnie pokazał to William T. Cavanaugh w książce "Pożarci". Człowiek zawsze pragnie i musi pragnąć. Jednakże tylko pragnienie Boga jest prawdziwe, gdyż tylko On jest prawdziwym telosem. Dobra materialne nas rozpraszają, pobudzają i nęcą, prowadzą do chęci posiadania kolejnych rzeczy, doświadczania nowych, bardziej zintensyfikowanych przyjemności, w końcu do tych najbardziej perwersyjnych i dekadenckich w swej postaci - ale i one nie są w stanie nasycić naszego głodu. Nie należy tych słów traktować dosłownie: nie próbuję nikomu wmówić, że każdy kto w wigilijny wieczór objada się makowcem i mandarynkami skończy naćpany w jakiejś piwnicy na speedkorowym koncercie. Jednak skupiając się na stworzeniu, kierując na nie nasze pragnienie, jednocześnie coraz bardziej oddalamy się od Stworzyciela, któremu jako jedynemu winniśmy oddawać chwałę.
I temu wybujałemu konsumpcjonizmowi zaczyna towarzyszyć przeświadczenie - które mógłbym za klasykami nazwać "pogańskim" - że im ktoś więcej posiada, tym jest od innych lepszy, mądrzejszy, wręcz błogosławiony. Już od wielu lat zalewani jesteśmy quasi-couchingowymi rekolekcjami, wywiadami z księżmi, którzy przekonują, że im ktoś bardziej przedsiębiorczy, bogatszy, tym lepszym będzie chrześcijaninem. Jednocześnie co chwilę pojawiają się artykuły o miastach, które wyruszają na wojnę przeciw bezdomnym, grodząc i zamykając przestrzenie, w których dotąd szukali oni schronienia, traktując ich jak wrogów, sprowadzając do roli wszystkim zawadzających gołębi w przestrzeni miejskiej - przychodzą tu na myśl kolce montowane przeciwko bezdomnym w Londynie. Za każdym razem najbardziej przerażająca jest reakcja opinii publicznej, według której kolce oraz kraty są w pełni wytłumaczalne i akceptowalne, bo bezdomni śmierdzą, sikają w miejscu publicznym, straszą dzieci, brzydko wyglądają etc.
Jeśli istnieje jakiś wskaźnik tego, czy żyjemy już w świecie postchrześcijańskim, to taką funkcje może pełnić właśnie stosunek do bogatych i biednych. Pogardzanie ludźmi ubogimi stało się pewną normą - zostało nam zakorzenione przeświadczenie, że jeśli dorosła, pełnosprawna osoba ma problemy finansowe, to musi być nierobem (względnie jest okradana przez państwo). Z drugiej strony powstaje panteon ludzi sukcesu, bogaczy, których wychwala się za ich przedsiębiorczość, jak choćby Steve Jobs czy Mark Zuckerberg, czy ze względu na wysokie urodzenie (bez względu na to, czy mówimy o księciu Williamie czy Paris Hilton). Dla wielu młodych ludzi stają się oni autorytetami i wzorami cnót wszelakich z tego właśnie względu, że dorobili się majątku czy zbudowali światową markę. Przy tym wielokrotnie są wychwalani za swą bezwzględność w dążeniu do celu (bo czegoż innego ostatecznie uczą te wszystkie coachingowe konferencje, jak nie do parcia naprzód bez oglądania się na innych?), często kosztem innych (nieważne już czy rodziny, współpracowników, czy szwaczek w Bangladeszu).
Ucho igielne
Powstaje wtem pytanie: czy człowiek bogaty może być zbawiony? Już w II wieku Klemens Aleksandryjski pisał, że bezbożnicy zamiast chwalić Boga, jedynego dobrego i doskonałego, składają hołd ludziom "tonącym w bagnisku brudnego życia". Pochwały pod adresem ludzi zamożnych ze względu na ich status według Klemensa tylko utwierdzają ich w pysze i odwodzą od zbawienia. Bogacze jednak nie są potępieni ze względu na stan posiadania. Nie wymaga się od nich heroicznego czynu, jakiego dokonali św. Antoni czy św. Franciszek z Asyżu. Znanego fragmentu Ewangelii nie należy traktować dosłownie - słowa "łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do królestwa niebieskiego" (Mk 10, 25) mają znaczenie duchowe. Nakaz porzucenia wszystkiego, co się posiada, jest skierowany do każdego chrześcijanina i dotyczy wyzbycia się namiętności i przywiązania do dóbr materialnych. Prawdą jest, że im więcej ktoś dóbr posiada i im bardziej zajęty jest ich pomnażaniem, tym ciężej mu przestrzegać tej zasady. Dlatego należy upominać bogaczy i przypominać im, że to, co posiadają, nie należy do nich, ale do Boga.
"Człowiek, chociaż się pozbył ciężaru mienia, może mieć jednak wrośniętą w duszę żądzę i pragnienie bogactwa nie mniej żywe", pisał Klemens Aleksandryjski. Bogacz może zostać potępiony ze względu na użytkowanie swoich dóbr. I, według Ojców, wyznacznikiem nie jest tu pomnażanie swojego bogactwa w nieskończoność jako antycypacja Królestwa Bożego, jak to widzi ks. Stryczek, ale dzielenie się swoimi dobrami. Majątek, analogicznie do łaski, nie jest nasz, ale jest nam dany, po to, by udzielać go innym. Kieruje nim logika darmowego daru, ciągłego otrzymywania i udzielania, a nie własności prywatnej i egoizmu.
Logika indywidualizmu, w oparciu o którą próbuje się dzisiaj budować naszą relację do dóbr materialnych (ale także i duchowych), była i jest potępiana. Nie jest to kwestia drugorzędna, która może zostać zbagatelizowana z tego względu, że nie została jasno zdogmatyzowana. Błędnym jest coraz popularniejsze mniemanie, że katolicka nauka społeczna jest relatywna, tymczasowa i nie trzeba jej przestrzegać. To myślenie jest konsekwencją nieświadomości tego, jak głęboko ontologicznie ufundowany jest nasz stosunek do pieniędzy i do Boga.
Nasz stosunek do dóbr materialnych nie jest czymś przypadkowym. Nie przynależy do sfery świeckiej, oddzielonej od wymiaru duchowego i religijnego. Tymczasem w sposób manichejski coraz częściej są one od siebie oddzielane. Albo materia jest odrzucana jako zła, albo (co dzisiaj częstsze) uznaje się, że jest niezależna od religii - w obu przypadkach sprowadza się do tej samej logiki oddzielenia Stwórcy od Jego stworzenia. Dlatego nie można spychać wypowiedzi Magisterium oraz Tradycji na dalszy plan, jako czegoś nieistotnego. Mało kto pamięta dzisiaj o tym, że wśród grzechów wołających o pomstę do nieba jest uciskanie ubogich, wdów i sierot oraz zatrzymywanie zapłaty robotnikom czy że jałmużna w okresie Wielkiego Postu ma nie mniejsze znaczenie niż post i modlitwa.
Bolszewicka mentalność
Jedno z kolejnych fałszywych przeświadczeń, czy mini-herezji, które dzisiaj występują, to przekonanie, że jałmużna to czyn heroiczny, nieobowiązkowy, całkowicie dobrowolny w tym sensie, że jesteśmy wolni od jej dawania i zależy to od naszej dobrej woli czy widzimisię. W tym przeświadczeniu podtrzymywać ma nas radykalne oskarżenie o mentalność niby bolszewicką - kto się nią zaraził, postuluje, by ludzi zamożni, czy średnio-zamożni byli okradani przez "System", który to "System" miałby redystrybuować ich ciężko zarobione pieniądze wśród ubogich, czyli de facto nierobów.
We wspomnianym już dziełku św. Klemens pisze, że "każde posiadanie jest z natury niesprawiedliwe, jeśli ktoś pragnie posiadać coś tylko dla siebie, jako swoją własność, a nie dzieli się swoim mieniem jako dobrem wspólnym z potrzebującymi". Jedynie dobre użytkowanie majątku (dzielenie się nim) może sprawić, by to posiadanie mogło być godne pochwały. Opływanie w dostatek i nie dzielenie się z potrzebującymi jest prawdziwym grzechem sodomskim: Sodoma "odznaczała się […] wyniosłością, obfitością dóbr i spokojną pomyślnością, ale nie wspierały biednego i nieszczęśliwego" (Ez 16, 49). Nie ma żadnego nienaruszalnego św. Prawa Własności - wszystko należy ostatecznie do Stworzyciela, a ludzie są tylko użytkownikami dóbr. I zostaną osądzeni z tego, jak się nimi posługiwali.
Apoteoza posiadania, własności i bogactwa jest wszechobecna. Ponad pół wieku temu Stefan Wyszyński przestrzegał: "Cel ostateczny - błogosławiony bogaty. Bogatymi bądźcie za wszelką cenę - kto może i jak tylko może! Oto bóg świata - spoganiały kapitalizm. Wszystko, co odtąd świat spotyka, łączy się ściśle z tym systemem; bowiem «przepaść przepaści przyzywa» (Ps. 41,8)".
Tekst pochodzi z 133 numeru dwutygodnika internetowego "Kontakt".
DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy chrześcijanin powinien być bogaty?
Komentarze (16)
12 stycznia 2016, 13:53
Chrześcijanin nie powinien być bogaty, nie musi marzyć o bogactwie bo bogaty już jest:) Został obdarowany wszystkim czego tylko dusza zapragnie, góry, morza, oceany, wschody i zachody słońca, gwiazdy, ptaki, kwiaty, chmury, robaczki świętojańskie, lwy i tygrysy oraz myszy polne i dłuuugo by wymieniać. Dostał oczy, nos, uszy, język, ręce, nogi, narządy wewnętrzne, wreszcoe talenty. Czy można być jeszzce  bardziej bogatym ?:)
13 stycznia 2016, 10:18
Wybacz Amelio, ale trąci to co najwyżej kazaniem z Mszy dla dzieci. Coś głębiej? Więcej?
12 stycznia 2016, 10:52
Temat pieniędzy w Kościele i w życiu chrześcijan jest tematem trudnym i trochę mnie dziwi, że podpieracie go artykułami gościa, który dopiero co pisał pracę magisterską. Jest dość sporo autorytetów w tej dziedzinie ze znacznie większym doświadczeniem i wiedzą. Ale do rzeczy...sam tytuł już jest dość tendencyjny i zdradza powielane, niepodparte właściwym rozumieniem PŚ podejście do bogactwa. Właściwie zadane pytanie powinno brzmieć "Czy chrześcijanin może być bogaty?". Oczywiście, że może! Wystarczy popatrzeć na całość PŚ, żeby zrozumieć o jakich bogaczach Pan Jezus mówił. O tych, którzy za cel obrali sobie np. papierki, co do których ktoś się umówił, że mają jakąś wartość. Jednak w KK wsadza się często wszystkich do tego samego wora i lądują tam również chrześcijańscy przedsiębiorcy, którzy dorobili się jakiegoś majątku swoją uczciwą i rzetelną pracą w zgodzie ze swoim właściwym powołaniem. Już od wielu lat zalewani jesteśmy quasi-couchingowymi rekolekcjami, wywiadami z księżmi, którzy przekonują, że im ktoś bardziej przedsiębiorczy, bogatszy, tym lepszym będzie chrześcijaninem. Byłbym wdzięczny jakby autor w kolejnym artykule umieścił co najmniej kilkanaście linków do tych rekolekcji i wywiadów. Po raz kolejny wsadzanie do jednego wora "przedsiębiorczości" i "bogactwa" pokazuje typowe pomieszanie z poplątaniem w Kościele. Wiele razy zetknąłem się z myśleniem, z którego prawie wprost wynikało, że chrześcijanin powinien się czuć winny jak się mu coś udało osiągnąć w biznesie, za czym z oczywistych względów idą pieniądze oraz, że należy zachować umiar (przy czym nikt nie wskazuje, gdzie jest ta granica "umiaru").
12 stycznia 2016, 10:53
Inną kwestią jest też przywoływanie przykładów świętych również w takich przypadkach. Jest to tak jakby przeciętnemu gościowi pokazać Bruca Lee, dać mu jakieś rękawice i puścić na 30 chłopa mówiąc "no a teraz rób po prostu to samo". Wiadomo, że jest konieczny długi trening fizyczny i psychiczny, dieta, wyrzeczenia itp. Mistrzowie jakimi są święci, musieli nad tym pracować latami albo i całe życie, a nam się pokazuje tylko ich ostatni etap (świętość) i mówi "rób tak samo". Potem jest zdziwienie, że jedyne co chrześcijaninowi wychodzi, to frustracja i rezygnacja.
A
Amelia_Mel
11 stycznia 2016, 23:56
  "Każde posiadanie jest z natury niesprawiedliwe, jeśli ktoś pragnie posiadać coć tylko dla siebie, jako swoją własność, a nie dzieli sie swoim mieniem jako dobrem wspólnym z potrzebującymi.(...) Opływanie w dostatek i nie dzielenie sie z potrezbujacymi jest prawdziwym grzechem sodomskim."  W takim razie co począć z kolekcjonerami wszelkiej maści, zbieraczami, do których się zaliczam? Zbieram, ale wcale się tym z nikim nie dzielę, zbieram dla własnej przyjemności zbierania, kolekcjonowania mojej małej, chociaż już całkiem pokaźnej ekumenicznej wspólnoty Żydów i Górali:) Czy moej zbieractwo  to jest grzech sodomski?
Andrzej Ak
12 stycznia 2016, 00:56
Nie, nie jest to grzech lecz jest to małość, która sprawia iż bardziej przywiązujemy się do małości tego śwaita zamiast podążać za Chrystusem i dążyć do zjednoczenia się z Bogiem jeszcze tu za życia na ziemi.
A
Amelia_Mel
12 stycznia 2016, 13:03
Zależy co dla ciiebie znaczy "podążać za Chrystusem". Zgodnie z tym co jest napisane w artykule majątek jak i łaska są nam dane. Człowiek zostaje obdarowany talentami najrozmaitszymi i nie powinien ich zakopywać. Weźmy takiego artystę rzeźbiarza - przecież on tworzy nie dlatego że nie ma akurat co z rękami zrobić tylko dlatego, że poprzez swoje dzieło chce coś przekazać światu, podobnie jak poeta poprzez wiersz, a czego nie potrafi wyrazić słowami zwyczajnie się komunikując . Jego dzieło skupia w sobie to wszystko co chce powiedzieć i mówi np. rzeźbiąc, malując, pisząc. A po drugiej stronie są ludzie, którzy zachwycają się tymi dziełami i je kupują. Dzięki temu artysta może się utrzymać, jego talent jest jednocześnie jego pracą. Ja akurat jestem odbiorcą min. wytworów pracy rąk rzeźbiarza, którego prace kolekcjonuję, bo są niezwykle interesujące, realistyczne, piękne. Potem może przekażę to komuś. I tak jest z wieloma innymi rzeczami, którymi człowiek się otacza. Ktoś kupuje książki i ma w domu całą biblioteczkę, też w pewnym sensie je kolekcjonuje, ale nie posiada ich dla faktu posiadania tylko dlatego, że cenna jest dla niego ich zawartość. Tym samym ktoś kto jest ich autorem dzieli się swoim talentem darmo otrzymanym i przekazuje go dalej. Gorsza zdecydownaie jest sytuacja kiedy ktoś mówi "podążaj za Chrystusem", wyrzeknij się wszystkiego co mogłoby cię od Boga oddzielić, a jednocześnie  drży ze trachu że mógłby cokolwiek mieć w domu np. jedną ksiażkę nie daj Bóg dwie, co mogłoby oznaczac że ulega przywiązania do małości świata  Można posiadać ale nie pożądać , nie być przywiązanym, dziś jest a jutro jak będzie a kto to wie. Bóg może być jak najbardziej uwielbiony w dziele artysty, który np. niezwykle relaistycznie przedstawia postać człowieka, i mnie to interesuje:)
12 stycznia 2016, 13:23
I jeszcze ważna kwestia, mianowicie kupując czyjeś dzieło, np. obraz który wisi u ciebie aktualnie w domu na ścianie,.a którego w najbliższym czasie nie zamierzasz ofiarować komuś, możesz podzielić się całą masą pięknych wrażeń, przemyśleń, które on w tobie wywołuje:) A jeśli nie podsiadasz zupełnie niczego, możesz podzielić sie z innymi wrażeniami w wyprawy do lasu, na łąkę, w góry czy w jakieś inne interesujace miejsce:)
Andrzej Ak
11 stycznia 2016, 22:29
Nie bogactwo powinno być celem Chrześcijanina, ale pokora, mądrość i sprawiedliwość oraz uwielbienie dla prawdy, a także dążenie do własnej świętości w tym zepsutym świecie w jakim mamy się doskonalić i zarazem udowodnić swoją wartość, aby stać się dziećmi Boga przez Jego Syna Jezusa Crhystusa. O jakim ja zepsutym świecie mówię? No to tak dla potwierdzenia obejrzcie z uwagą: https://www.youtube.com/watch?v=6_kne8iPaUw
11 stycznia 2016, 22:52
Zerknęłam cóż takiego kryje się pod zapowiedzią filmiku o zepsutym świecie i już początek wystarczył, żeby nasunęło  mi się skojarzenie z teoriami spiskowymi o zamachu smoleńskim. Czy faktycznie celem chrześcijanina jest tropienie spisków, i podejrzliowość bo to właśnie nam tu serwujesz.
A
andrzej_a
12 stycznia 2016, 00:49
No tak skojarzenia bywają przekleństwami, jak to mądrzy mawiają. Szkoda, że nie obejrzałaś do końca. Całość tego filmu to nie teorie, lecz fakty z wikileaks oraz analizy, które każdy mając techniczne wykształcenie lub jakąkolwiek umiejętność logicznego pojmowania praw fizyki może w swoim umyśle rozważyć. Akurat ja już w pierwszych dniach dostrzegłem to co autor w tym filmie bardzo wyraźnie zaznaczył, a mianowicie to, iż ok 250 tys ton samej stali (wieża WTC) nie może zostać zniszczone przez masę ok 200 tys kg (zawyżona masa Boeinga 747). Powtórzę 250 tys TON / 200 tys KG. Dodam, iż stal ma o wiele większą gęstość niż aluminium, z której są produkowane samoloty (obecnie to nawet kompozyty). Jest to po prostu nie możliwe. Przedstawiane w mediach fakty są niczym sfabularyzowane sceny rodem z komiksów. A mimo to miliony ludzi wciąż w te bzdury wierzy, a fakty nazywa teoriami spiskowymi.  Film jednak nie dotyczy tylko wydarzeń 9/11 lecz uświadamia o ich skutkach i następstwach naszej bierności, w wyniku której obecnie miliony ludzi (dzieci, matek, ojców; cywilów) straciło życie i nadaj je traci. Codziennie czytamy to w doniesieniach medialnych, ale ich po prostu nie rozumiemy. Dlaczego? .. bo jest to prawda, której ten świat nienawidzi. Aby to pojąć trzeba rozważyć dlaczego Piłat rzekł do Jezusa "Cóż to jest prawda?" On także prawdy nie potrafił zrozumieć, ani rozważyć. Ten świat nie uczy poznawać prawdy, ten świat ukrywa prawdy, ten świat nienawidzi prawdy. Prawdziwy Chrześcijanin musi być mądry i przebiegły, musi być otwarty na prawdę, aby ją rozpoznać pośród steku bzdur i kłamstw tego świata. Inaczej uwierzy, że diabeł jest jedynym bogiem i pójdzie za nim. "Oto Ja was posyłam jak owce między wilki. Bądźcie wiec roztropni jak węże, a nieskazitelni jak gołębie! (Mt 10,16).
12 stycznia 2016, 13:13
Zauważ, że samolot był w ruchu a wieża stała nieruchomo, o ile pamietam z fizyki inaczej pzrelicza sie wtedy masę. Zreszta nie trzeba daleko szukać, rozpędzony samochód uderza w metalową przeszkodę, czy drzewo. Co poniesie większe straty, przeszkoda czy samochód? Po drugie ludzie nagrywali to zdarzenie na żywo na swoje komórki, myślisz że mogli mieć już wcześniej zainstalowane programy które fałszowały obraz rzeczywistości?
A
andrzej_a
12 stycznia 2016, 20:35
Skoro tak się upierasz, masz tutaj orginały, świadkowie, ofiary a nawet sprawcy: https://www.youtube.com/watch?v=8tgQ75GxAZk#t=39 Niestety nie znalazłem filmu na którym były wywiady z domniemanymi terrorystami pilotującymi tamte pasażerskie samoloty. Jak pamiętam było tam 7 wywiadów m.in. wywiad z tym pilotem, który miał pilotować drugiego Boeinga, a który w rzeczywistości pracował jako kontroler lotów na którymś lotnisku w Iraku. Dodam jeszcze, że w gruzach WTC znaleziono stopiony metal, który wedle bardzo wielu naukowców włącznie z MIT i metalurgami z lotnictwa twierdzą, że jedynym materiałem zdolnym stopić metalową konstrukcję wież WTC jest nano-thermit; wojskowy materiał pirotechniczny osiągający nawet 4 tys St C. Jest wiele filmów ze świadkami potwerdzającymi, iż tuż przed zawaleniem się wież było widać jasne eksplozje i wyciekający z wież metal. Paliwo lotnicze ma prawie dwukrotnie niższą temperaturę płomienia, niż temperatura topnienia stali. Przyznaję iż jest to bardzo już stary temat i już dawno zgromadzono ok 74 faktów przeczących oficjalnym doniesieniom. Jest tego tak dużo że chyba wolnego tygodnia by zabrakło, aby się zapoznać ze wszystkimi materiałami tak by móc przeanalizować fakty i skonfrontować je z oficjalnymi publikacjami. Nie mogę znaleźć też dokumentu z 1970 dot budowy wież WTC, były tam zawarte wszelkie szczegóły odnośnie zabezpieczeń i konstrukcji. Wspaniały film potwierdzający to, iż nawet uderzenie rakietą nie spowodowało by zawalenia się całej konstrukcji. Wieże były tak zaprojektowane, że nawet nazywano je pancernymi. Controlled Demolition, Inc. naprawdę musieli się wysilić nawet z nanothermitem.
12 stycznia 2016, 21:52
Napisałeś, że zbieractwo, kolekcjonowanie jest przywiązywaniem się do małości tego swiata. Jak w takim razie potraktować gromadzenie w swojej głowie stosu informacji na temat "oszustwa" co do  zamachu na WTC w Nowym Jorku? Dlaczego gromadzisz takie informacje, a zbieranie rzeźbionych postaci uważasz za małość? Po co ci te wiadomości tak naprawdę, czemu to służy?
A
andrzej_a
13 stycznia 2016, 15:22
1. Świadomość, 2. Podążanie za Prawdą i jej odkrywanie.  Ja tego nie gromadzę ja to pochłanim czasem wręcz tonami, a nawet same wchodzą. Gdzieś w dzieciństwie odkryłem ujście tej naszej egzystencjalnej ciekawości i ukierunkowałem ją ku tropieniu prawdy i tak już mi zostało. Czy jest to jakaś część małości tego świata? To zależy. Jeżeli potrafię to oddać Bogu, tak by On to wykorzystał dla Siebie, a właściwie dla naszego dobra, ale w szerszym wymiarze czasu, którego my nie potrafimy dostrzec. To myślę, że jest to OK. Natomiast jeśli mojej małości nie potrafię oddać Bogu, albo z niej zrezygnować, gdy tego zarząda. To nie jest to dobre. I tutaj bardzo często Bóg ukazuje nam naszą słabość i zarazem przestrzeń do pracy nad sobą samym, oczywiście On nam pragnie w tym pomagać. Zrozumienie tej tematyki przychodzi od Ducha poprzez duszę, bo nie sposób to pojąć umysłem ciała, lecz umysłem duszy, który jest Darem Boga. Naucza o tym  św Jan od Krzyża w "Nocy Ciemnej". Jest to pozycja bardzo trudna do czytania, ale właśnie taki proces "nocy ciemnej" musi przejść każda dusza zanim złączy się z Bogiem, aby żyć w tzw Niebie.
jazmig jazmig
11 stycznia 2016, 17:37
Jedynie dobre użytkowanie majątku (dzielenie się nim) może sprawić, by to posiadanie mogło być godne pochwały. Zatem bolszewicka metoda zabierania bogatym, by dać biednym nie ma umocowania w religii katolickiej. Księga Ezechiela pisze o grzechu sodomskiem szerzej, niż autor cytuje na potrzeby uzasadnienia swoich tez: 49 Oto taka była wina siostry twojej, Sodomy: odznaczała się ona i jej córki wyniosłością, obfitością dóbr i spokojną pomyślnością, ale nie wspierały biednego i nieszczęśliwego, 50 co więcej, uniosły się pychą i dopuszczały się tego, co wobec Mnie jest obrzydliwością. Dlatego je odrzuciłem, jak to widziałaś. Łatwo zauważyć, że uprawianie sodomii jest w oczach Boga gorszym grzechem, niż nie wspieranie biednego i nieszczęśliwego.