"I Kościół taką metodę może zaakceptować? - Nie jestem prorokiem, ale zakładam, że to możliwe" - mówi abp Życiński we fragmencie swojej ostatniej rozmowy.
Aleksandra Klich: Jest więc ksiądz przeciwko środkom antykoncepcyjnym?
Abp Józef Życiński: Tak.
Przeciwko prezerwatywom też? Jeden z afrykańskich biskupów powiedział, że powinny być dopuszczalne w sytuacji, gdy człowiek jest chory na AIDS.
To problem, który ciągle powraca w kościelnych dyskusjach, dostrzegają go nie tylko afrykańscy biskupi. Tu nie ma dobrego rozwiązania. Rozumiem motywy psychologiczne, które kierowały afrykańskim biskupem z bliska patrzącym na ludzi umierających na AIDS. I rozumiem sytuację, gdy decyduje się ratować przede wszystkim tych, którzy są zagrożeni śmiercią, a przestaje radykalnie upierać się przy pewnej wizji antropologicznej, która w sytuacji umierania staje się teoretyczna.
Aborcja, in vitro, antykoncepcja, stosunki przedmałżeńskie - to tematy, które od kilkudziesięciu lat dominują dyskurs kościelny. Dlaczego seksuologia wypiera chrystologię? Dlaczego bardziej zajmujemy się seksem, a mniej Chrystusem?
Tak, zgadzam się. Rzeczywiście bardziej zmienia świat i jego kulturę stosunek do seksu i etyki seksualnej niż do Chrystusa.
To błąd?
Potrzeba więcej namysłu nad Chrystusem. Fascynująca jest dla mnie koncepcja kenozy, którą w skrócie można by zdefiniować tak: Bóg, cierpiący Chrystus, ten sam, który wisiał na krzyżu, dziś cierpi w biednych, umęczonych, umierających z braku wody czy pożywienia. I dlatego tak konieczna i naturalna jest nasza solidarność ze słabszymi. Bo Bóg jest z nimi solidarny, bo Bóg jest w nich. Jak oni odarty, ogołocony, pozornie upadły. A mógł triumfować. Wyobraża pani sobie zwycięską ucztę po Zmartwychwstaniu?
Nie.
No właśnie, bo Chrystus wybrał pokorę, uniżenie. To ma daleko idące konsekwencje w rozumieniu na przykład tego, czym jest cierpienie. Że nie cierpimy w samotności, że niepełnosprawność nie jest wynikiem złośliwości genów. W tym, co boli, jest immanentnie obecny Chrystus. Jan Paweł II pisał, że podstawowym zadaniem teologii jest nauka, jak samych siebie składać w ofierze innym. No, ale niech pani napisze o tym artykuł na pierwszą stronę gazety. Czytelnicy pomyślą, że pani oszalała. Współczesny świat fascynuje się czymś innym.
Sukcesem?
Chrześcijaństwo jest wbrew współczesnemu światu, który wielbi sukces. Wśród świętych nie znajdzie pani ludzi ziemskich sukcesów.
Seksem?
Seks był człowiekowi zawsze bliski. Przemiany kulturowe, które dziś dotykają świat, nie dotyczą tylko seksu, a na pewno nie przede wszystkim. Dotyczą rodziny, pewnej antropologicznej wizji człowieka. I boję się tego, że przemiany, które zaczęły się od biologii, zupełnie zmienią kulturę Zachodu.
Będzie gorsza czy tylko inna?
Początek tych przemian to pragmatyczne ujmowanie osoby ludzkiej. A człowiek to coś więcej niż pragmatyka. Na pewnym etapie ewolucji zaczęliśmy śpiewać strofy poetyckie, stawiać pytania metafizyczne i tworzyć zręby geometrii euklidesowej, mimo że nie było z tego korzyści pragmatycznych. A dziś pytamy, co z tego mamy teraz, natychmiast.
Ja bym wolała, żeby mój Kościół bardziej zajmował się nauczaniem solidarności z ubogimi, niż non stop tłukł o in vitro. Może wtedy wyszlibyśmy z tego ślepego zaułka?
Mamy prawo oczekiwać, że Kościół będzie się zajmował nie tylko etyką seksualną. Ale przestrzegam przed selektywnym wybieraniem z chrześcijaństwa tego, co nam się podoba. Etyka seksualna jest równie ważna jak kenoza, choć rozumiem, że stosunek do seksu zmieniał się przez wieki. Niektóre oceny z zakresu etyki seksualnej formułowane w pismach choćby św. Alfonsa Liguoriego, założyciela redemptorystów, trącą myszką. Uszanujmy je jednak, okażmy szacunek przez milczenie, nie cytując szczegółów.
Na ile Kościół może być progresywny w sprawach etyki seksualnej?
Tutaj nie ma suwmiarki etycznej ani historiozoficznej. Ale przybywa rozwiązań choćby dotyczących zapłodnienia, które są zgodne z nauczaniem Kościoła. Z moich rozmów z naukowcami z USA wynika, że na przykład nanotechnologia może okazać się wielkim krokiem naprzód. Być może dzięki jej zastosowaniu będzie możliwe osiągnięcie zapłodnienia w organizmie matki bez eliminowania zarodków.
I Kościół taką metodę może zaakceptować?
Nie jestem prorokiem, ale zakładam, że to możliwe.
Ale pozostanie problem, który ciągle się przewija w kościelnych dysputach - że sztuczne zapłodnienie to niedopuszczalne zamienianie się człowieka w Boga.
To jest teologicznie bezpodstawne. Gdybyśmy tak przyjęli, to Kościół musiałby odrzucić rozwój nauki. Nie moglibyśmy pracować naukowo, nie byłyby możliwe odkrycia ani wynalazki czy rozwój medycyny.
Problem z in vitro mamy jednak dziś. To on sprawia, że wiele kobiet, które urodziły dzięki tej metodzie dzieci, dręczy się, że to nie po bożemu. Czy biskupi mają prawo piętnować je i - więcej - żądać zmian w prawodawstwie?
Mamy prawo lobbować w sprawie katolickich zasad. Co do "piętnowania", to wolę inne metody, w innym stylu, łagodniejszym. Raczej przypominanie o nauce Kościoła niż agresywne szukanie grzeszników i wskazywanie ich z ambon.
Fragment pochodzi z książki "Świat musi mieć sens. Ostatnia rozmowa" >>
Skomentuj artykuł