Czy mając żonę i dziecko, byłbym gorszym księdzem niż wte­dy, gdy żyłem w celibacie? [ROZMOWA]

(fot. Jakob Owens)
ks. Piotr Dzedzej

"Poznałem kiedyś greckokatolickiego księdza i widziałem, że wraz z żoną i dziećmi można wspaniale przeżywać kapłaństwo. Zniesienie celibatu pozwoliłoby na uniknięcie wielu zgorszeń".

Ks. Piotr Dzedzej: W jaki sposób dorabia na emeryturze były ksiądz?

Najczęściej sprzedaję przy drodze jagody i grzyby. Kupują na­wet księża. Raz zdarzyło się też, że przejeżdżał biskup. Zwolnił, bo chyba nie mógł uwierzyć, że to ja, ale zaraz szybko odjechał.

DEON.PL POLECA

Nie wstydzisz się?

Przecież kradzionego nie sprzedaję. Razem z żoną zbieramy w lesie.

Musisz to robić? Nie wystarcza ci na chleb?

Wystarcza, ale robię to dla córki. Chcę mieć dla niej trochę więcej pieniędzy. Z kapłaństwa też zrezygnowałem dla niej.

To ona była bezpośrednią przyczyną?

Tak. Zaraz gdy się poczęła, poszedłem do biskupa i mu o tym opowiedziałem. Stwierdziłem, że chcę odejść, ale on prosił, że­bym się zastanowił. Jeszcze przez trzy lata byłem księdzem, aby w końcu odejść i zająć się córką, która potrzebowała ojca. Już wtedy odkładałem dla nas pieniądze z kolędy i stypendiów mszalnych.

A pamiętasz jeszcze, jak doszło do tego, że zostałeś księdzem?

Było to dawno temu - mam ponad siedemdziesiąt lat - ale ta­kich rzeczy się nie zapomina. Gdy mama była w ciąży, usłyszała od lekarzy: albo pani, albo dziecko. Wybrała dziecko, ale i ona przeżyła, dożyła nawet mojego probostwa. Od zawsze chcia­łem być księdzem. Jak składałem papiery, rektor trochę kręcił nosem, że jestem jedynakiem, bo ksiądz nie ma za wiele czasu, a rodzice przecież będą kiedyś wymagali opieki. Ja byłem jednak uparty, więc mnie przyjął. W seminarium panowały spar­tańskie warunki, ale trudno się dziwić, wojna dopiero co się skończyła. Wychowawcy byli za to wspaniali i bardzo dobrze przygotowywali do kapłaństwa. Cały czas jednak gorączkowo myśleliśmy o tym, że teraz - jako klerycy - czegoś nie możemy, ale kiedy będziemy w kapłaństwie, to już będzie można. To na pewno nie była dobra postawa.

Pierwsza parafia?

Proboszcz staruszek (plebanią rządziły jego siostry), dwóch wikariuszy i bardzo religijni wierni. Zdarzyło się podczas re­kolekcji, że spowiadaliśmy do trzeciej nad ranem! Wszędzie spotykałem dobrych przełożonych i kolegów, na wszystkich wikariatach pracowało mi się dobrze. Nie było jakichś szcze­gólnych wydarzeń, które mogłyby przyspieszyć moje odejście lub na nie wpłynąć.

Ile lat byłeś proboszczem?

Dwanaście, w dwóch parafiach. Po wypadku samochodowym przestałem być proboszczem i trafiałem do różnych parafii jako pomoc duszpasterska. Gdy trochę wydobrzałem, biskup zapro­ponował mi tworzenie nowej parafii. Nie czułem się na siłach, skutki wypadku wciąż były odczuwalne, więc za każdym ra­zem byłem przydzielany jako pomoc.

Co bezpośrednio spowodowało twoje odejście?

Po wypadku właściwie nikt się mną nie interesował. Rodzice już nie żyli, opiekowała się mną zaprzyjaźniona rodzina z sąsiedztwa mojej pierwszej parafii, gdzie byłem proboszczem. Odwiedzali mnie w szpitalu, potem trochę u nich mieszkałem. Czułem się tam bezpiecznie, było mi dobrze... No i stało się. Właśnie tam poczęła się moja córka. Ludzie we wsi domyślali się, co się dzieje. Donieśli biskupowi, a on im oznajmił, że już wie. Po trzech latach od urodzenia córki odszedłem z kapłaństwa.

Nie mogłeś być księdzem i ojcem?

To nie takie proste. Biskup kategorycznie żądał zerwania kon­taktów z córką i jej matką. Nie mogłem zgodzić się na po­dwójne życie i pozbawić córki rodziny.

Skąd miałeś tyle odwagi, żeby po tylu latach odejść?

Najważniejsza była dla mnie córka i stworzenie jej normalnej rodziny. Jeśli chodzi o stronę materialną, byłem w komfortowej sytuacji, bo miałem rentę inwalidzką drugiej grupy. Nie wsty­dziłem się również ludzi, którzy znali mnie jako księdza, choć na początku krępowałem się pójść do kościoła. Wielu ludzi było zdziwionych, widząc mnie stojącego pod chórem, bo byli prze­konani, że odejście z kapłaństwa oznacza odejście od Boga i Koś­cioła. Czasami myślę, że moje życie byłoby wtedy prostsze - te­raz wciąż chciałbym odprawić mszę, brakuje mi komunii świętej.

Odszedłbyś, gdyby nie narodziła się twoja córka?

Nawet bym o tym nie pomyślał.

Córka wie o twojej przeszłości?

Od samego początku wiedziała, kim byłem. Żona pracowa­ła, więc spędzałem z córką dużo czasu: prowadzałem ją do przedszkola, chodziliśmy razem do kościoła. Jest bardzo wie­rząca, udziela się w parafii i nie wstydzi się mnie.

Nie żałujesz swojego odejścia?

Widząc szczęście mojego dziecka, niczego nie żałuję. Jestem szczęśliwy i nawet dumny, że zdobyłem się wówczas na ten krok.

Co zrobić z celibatem?

Czy mając żonę i dziecko, byłbym gorszym księdzem niż wte­dy, gdy żyłem w celibacie? Poznałem kiedyś greckokatolickie­go księdza i widziałem, że wraz z żoną i dziećmi można wspa­niale przeżywać kapłaństwo. Zniesienie celibatu pozwoliłoby na uniknięcie wielu zgorszeń.

Starasz się o dyspensę?

Tak, ale biskup trochę mnie zniechęca. Każe pisać że "z wielką pokorą i niskością" zwracam się do papieża. Uważam, że prze­sadza. Jeśli chcę skierować prośbę, to po co mam jeszcze się tak przesadnie uniżać?

Więcej rozmów znajdziesz w książce "Porzucone sutanny" >>

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Czy mając żonę i dziecko, byłbym gorszym księdzem niż wte­dy, gdy żyłem w celibacie? [ROZMOWA]
Komentarze (7)
MR
Maciej Roszkowski
5 lipca 2019, 17:30
Jeżeli celibat jest wyborem milości do Boga i rezygnacją z przeżywania milości do kobiety to ma sens. Jeśli jest zakazem, "szlabanem" to rodzi napięcia  i czasam  wielkie cierpienia. Stąd tak ważne jest rozeznanie swojej motywacji przed podjęciem tak zasadniczej decyzji, a nie "rozeznanie" co tu teraz, "ale się porobilo". Generalnie takie sytuacje są przykładem jak dotrzymywanie obietnic staje się dziś "nieco przestarze, niepraktyczne". Co mają myśleć owieczki, które ufały swojemu pasterzowi. Czy można się dziwić, że znajdą usprawiedliwienie swoich wykroczeń?
KS
Karol S
12 czerwca 2019, 08:36
Zniesienie celibatu doprowadziłoby tylko do zmiany rodzaju zgorszeń. Ksiądz rozwodnik, ksiądz mający dziecko nie ze swoją żoną. Ksiądz bijący żone i zaniedbujący dzieci. Romanse i zdrady. Zapewnienie bytu rodzinie mogłoby stać w sprzeczności z troską o zbawienie dusz parafian, kościółek gdzie parafianinom wchodz się w tyłek i przymyka oko na grzeszność aby generowoli dochód, ale to zależy. Pytanie jest źle postawione. Czy mając żonę i dzieci byłbyś lepszym człowiekiem? - NIE i tak byś grzeszył, żona nie rozwiązuje problemu z czystością a dziecko z odpowiedzialnością. Czy byłbyś lepszym księdzem? - to zależy, na pewno miał byś mniej czasu na obowiązki kapłana, statystycznie obiektywnie NIE. 
Rafał Szewczyk
11 czerwca 2019, 23:08
Ja też poznałem kiedyś księdza grekokatolickiego. I w trakcie dłuższej pogawędki zapytałem, czy brak celibatu sprawia, że jest u nich więcej powołań kapłańskich, więcej wiernych... NIE! Nie ma to żadnego przełożenia - tak mi odpowiedział.
11 czerwca 2019, 20:47
Oczywiście tej historii nie ma potrzeby zmieniać i odkręcać. Nie ma sprzeczności między wartością celibatu a wartością życia. Widzę w niej jednak coś ważnego - ksiądz tłumaczy, że po wypadku nikt się nim nie interesował. Tu nie chodzi o wyznaczanie obowiązków, ale o zwykłe ludzkie zainteresowanie. O to, żeby mógł czuć że jest częścią wspólnoty, która się o niego troszczy. Może tego zabrakło? W moim odczuciu to jest coś za co odpowiedzialny powinien czuć się biskup czy może kanonik. Tworzenie wspólnoty kapłanów chyba powinno być ważnym elementem ich misji. Może ktoś mądrzejszy mnie oświeci. Czy tak jest w teorii i praktyce?
11 czerwca 2019, 22:05
Rzeczywiście, brak wspólnoty kapłańskiej mógł być tego przyczyną, ale z tego wywiadu nie wynika, że tak było. Biskup nie obciąża go ponad siły, czyli jednak się o niego troszczy. Pamiętam rozmowę sprzed wielu lat ze znajomym księdzem. Jego kolega z seminarium kilka lat po święceniach porzucił kapłaństwo dla kobiety. Jednak nie to było dla mojego znajomego najgorsze, najbardziej bolało go to, że tamten tłumaczył biskupowi swoje odejście odtrąceniem przez kolegów kapłanów. A przecież spotykali się w różnych sprawach i z różnej okazji: od urodzin po planowanie i omawianie działań w parafii, spotkania były częste. Czasami zdarzało się, że ktoś z tej "paczki" księży nie mógł przyjść. Po całym zajściu zauważyli, że ten, który odszedł, od pewnego czasu pojawiał się coraz rzadziej, znajdując różne wymówki, a potem... Ta historia tylko jako przykład, bo bywa różnie.
A
anonimus
11 czerwca 2019, 18:57
Czy na Deonie doczekamy się kiedyś artykułów zachęcających do wierności celibatowi, mówiących pięknie o celibacie? Ostatnio mamy tu wiele podważania celibatu i pochwały niewierności celibatowi.
11 czerwca 2019, 17:06
Słodka bardzo uogólniona opowiastka bez podania istotnych przyczyn. Nie wiem czy z powodu skrótu czy też tak opowiada ów ksiądz, ale coś tu nie gra z logiką i pojawiają się sprzeczności. Córka poczęła się ot tak z powietrza, może nawet nie zauważył kiedy. Biskup się nim nie interesował ale zngażował w pracę duszpasterską na miarę możliwości, które wyznaczał sam delikwent. Zaangażowany duszpastersko, a mieszka u ludzi, nie na plebanii. Coś to nie gra. Czepia się zwrotów grzecznościowych, a nie zauważa, że przyczyną jego problemów był po prostu grzech, na który się zgodził i nie ma co owijać w bawełnę. Gdyby zniesienie celibatu miało być lekarstwem, to protestanci i prawosławni mieliby mnóstwo powołań i super fachowców duszpasterskich... A jak jest każdy widzi.