Doświadczenie granic

(fot. cobblucas/flickr.com/CC)
Stanisław Biel SJ

Być może najtrudniejszym doświadczeniem w ludzkiej kondycji i egzystencji jest doświadczenie granic. Anthony James Leggett, laureat Nagrody Nobla z fizyki (2003), wyróżnił trzy grupy problemów objętych granicą ludzkiego umysłu: problemy niewyjaśnione na gruncie współczesnej nauki; zagadnienia, które posiadają jedynie ogólne przyrodnicze wyjaśnienia oraz problemy niemożliwe do rozwiązana w przyszłości (w ogóle?).

Ludzkie życie naznaczone jest nieustannym doświadczaniem ograniczeń. Każdy wcześniej czy później doświadczy końca dzieciństwa, młodości, okresu sukcesów, czasu, gdy jest potrzebny innym, albo znajduje się w centrum uwagi. Każdy doświadcza ograniczeń ludzi, rzeczy, miejsc, wiedzy, miłości...

Wobec ograniczeń stosujemy zwykle dwojaką strategię. Jedną z nich jest próba ignorancji albo walka, które prowadzą do egocentryzmu, narcyzmu i pychy. Człowiekowi wydaje się, że jest Bogiem: "Ja jestem Bogiem, ja zasiadam na Boskiej stolicy" (Ez 28, 2). Przychodzi jednak moment, gdy nie jest w stanie pokonać swojej ograniczoności; moment przegranej. Wówczas pozostaje rozpacz.

Drugą, właściwą postawą wobec ograniczeń jest akceptacja. Piotr nie był w stanie zaakceptować swojej słabości i ograniczeń i wyparł się Jezusa trzy razy (zob. Łk 22, 54nn). Pierwsza zdrada mogła być dla niego okazją do refleksji nad sobą: poznając siebie, swoje słabości i ograniczenia mógł się wycofać. Nie uczynił jednak tego i zaparł się Jezusa jeszcze dwa razy. Piotr zapewne sądził, że wycofanie się, akceptacja ograniczeń świadczy o ludzkiej słabości. Tymczasem, w niektórych sytuacjach jest to jedyna droga, by zwyciężyć i wymaga rozwagi i odwagi.

Świadoma akceptacja granic boli, ale należy do istoty życia duchowego i ma charakter twórczy. Dojście do granic i przekraczanie ich otwiera nowe horyzonty, sprawia, ze pojawia się nowe spojrzenie na wszystko, życie staje się wówczas bardziej intensywne, docenia się wartość prostych rzeczy. Taką szczególną granicą jest doświadczenie śmiertelnej choroby. Im wcześniej następuje moment akceptacji, tym łatwiej można przepracować relacje i wykorzystać twórczo pozostały czas życia na ziemi. Jeżeli zabraknie akceptacji, pozostaje zwielokrotnione cierpienie i rozpacz.

Do końca życia pozostanie mi w pamięci rozmowa i kontakt z kobietą w średnim wieku, chorą na raka. Lekarze dawali jej kilka miesięcy życia. Na prośbę własną i rodziny została poinformowana o stanie zdrowia. Początkowo był w niej bunt, żal, rozgoryczenie, depresja, a więc normalne ludzkie reakcje wobec faktu śmiertelnej choroby. Dość szybko jednak dojrzała duchowo i zrozumiała, że taka postawa prowadzi jedynie do coraz większego rozgoryczenia. Postanowiła wtedy intensywnie żyć i kochać. Ponadto przeżyła bardzo głęboko cztery tygodnie Ćwiczeń duchowych według metody św. Ignacego Loyoli. Szczególnie wzruszający był dla niej czwarty tydzień rekolekcji, który jest kontemplacją Jezusa Zmartwychwstałego. Po raz ostatni spotkaliśmy się w Domu Rekolekcyjnym w Czechowicach-Dziedzicach niedługo przed jej śmiercią. Powiedziała mi wówczas, że kilka ostatnich miesięcy życia były najwspanialszym darem Boga dla niej. Przez całe życie nie zbliżyła się tak bardzo duchowo do Boga, ani do swego męża i dzieci.

Akceptacja ludzkich granic jest otwarciem na nieskończoność. Dopóki człowiek nie przekroczy bariery śmierci, nie osiągnie Boga, który znosi wszystkie granice czasu i przestrzeni. Zycie przyszłe jest zakończeniem każdej granicy, którą na ziemi doświadczamy w wierze i nadziei. Po drugiej stronie życia pozostaje już tylko miłość.

Fragment książki o. Stanisława Biela SJ: "Gdzie jest Bóg w zagubionym świecie" - zobacz

Książka Gdzie jest Bóg w zagubionym świecie? jest poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie o sposób obecności Boga w świecie współczesnym. Wychodząc od fundamentalnych rozważań na temat świata stworzonego, w tym doświadczenia grzechu, Bożego planu i dzieła Odkupienia, przez refleksje o objawiającym się Bogu, Autor stawia egzystencjalne pytania o ślady obecności Boga, sens cierpienia i śmierci, więź człowieka z Bogiem oraz wynikające z niej nawrócenie, szczęście, zdolność przebaczania i zaufanie.

W czasach obecnych, gdy promowane są wartości i modele szczęścia, które dostarczają silnych wrażeń zmysłowych, natomiast zaniedbują ducha, a nawet rujnują wewnętrznie człowieka, książka podpowiada jak nie zagubić się i nie stracić nadziei.

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Skomentuj artykuł

Doświadczenie granic
Komentarze (22)
A
andrzej
2 listopada 2014, 23:09
Świat jest okrutny i niesprawiedliwy. Możemy z nim walczyć, jednak nawet osiągając na tym polu sukcesy, wcześniej czy później doświadczymy własnych ograniczeń. Te małe jakoś sami pokonamy, ale te już nieco większe potrafią stawiać nas pod murem bez widocznych rozwiązań prowadząc nawet do stanu aktów desperacji. W tym kontekście doświadczenia cierpienia są chyba najtrudniejsze bez bliskości kogoś, kto jest zdolny obdarzyć nas miłością i opieką. Większość z nas w obliczu śmierci kogoś bliskiego jest skłonna do ofiarowania mu miłości nawet tej bezgranicznej. Jest jednak wielu ludzi cierpiących na tym świecie (w naszym kraju również), którzy nie mają nikogo kto by ich obdarzył taką miłością.  Zwykle są oni poddawani torturom wewnętrznego sprzeciwu i buntu, który jest źródłem dodatkowego bólu. Tym samym cierpienia stają się podwójne, bo ból psychiczny wraz z bólem fizycznym jest o wiele trudniejszy do zniesienia.  Ogromną pomocą dla ludzi cierpiących, obok miłości jest nadzieja na lepsze. I nie chodzi tu o ludzkie obietnice, czasem zupełnie bez pokrycia, lecz wizję lepszej przyszłości w którą człowiek mocno uwierzy. Tutaj, w takiej perspektywie każdy człowiek staje się tak mały (słaby i bezbronny) jak drobina piasku na pustyni. Wiedzą to doskonale ci którzy przeżyli traumatyczne doświadczenia bólu, ale także i śmierci. Śmierci kogoś bliskiego, ale czasem i śmierci siebie samego/ej.
A
andrzej
2 listopada 2014, 23:10
cd Jedyną, powtarzam jedyną skuteczną pomoc ofiaruje ludziom Bóg. Bóg poprzez swojego Syna lub poprzez Anioła potrafi podźwignąć każdego umęczonego człowieka. Jedynie Bóg potrafi wlać w serce człowieka silną wiarę i nadzieję oraz napełnić go po brzegi swoją bezgraniczną miłością. Pamiętam jak kiedyś sam doświadczając stanów bliskich śmierci pierwszy raz spotkałem Jezusa, który objął mnie tak jak nikt inny odbierając mi mój ból i strach, a napełniając mnie spokojem i nadzieją. To doświadczenie uświadomiło mi jaką ulgę w ostatnich chwilach życia może ofiarować Jezus każdemu, kto w niego wierzy lub w danym momencie uwierzy. Cierpienia i ograniczenia są wpisane w naszą ziemską egzystencję, bo my ludzie mamy strasznie okrutną, zwierzęcą naturę. Tylko my ludzie, jako jedyny gatunek na ziemi jesteśmy zdolni do bezgranicznego zabijania, mordowania i torturowania wszystkich zwierząt na ziemi z człowiekiem włącznie. Żadne zwierzę tego nie czyni, co najwyżej zabija dla zaspokojenia głodu. Tylko Bóg potrafi uzdolnić człowieka, aby zaparł się swojej zwierzęcej natury i stał się istotą zasługującą by być dzieckiem Boga.
R
rebel
7 listopada 2014, 00:21
Sprzeciw i bunt przynoszą ulgę a nie dodatkowy ból. Są zrozumiałe, usprawiedliwione i każdy ma do nich prawo chyba że sobie go odmawia w imię religijnego masochizmu. Podźwignięcie, obejmowanie przez Boga i wlewanie cnót są abstraktami, uczuciami, które nic nie znaczą i nic nie dają. Ja nie mam zwierzęcej okrutnej natury, nie potrafię zabijać, mordować ani torturować kogokolwiek. Dlatego buntuję się i będę się buntować przeciw Bogu który mimo mojej dobroci traktuje mnie jak najgorszego wroga przygniatając cierpieniami które wkrótce doprowadzą mnie do samobójstwa, a tych którzy mnie krzywdzą faworyzuje i daje im beztroską, dostatnią i bezmyślną egzystencję. Niech będzie przeklęta boska niesprawiedliwość i okrucieństwo, o ile Bóg w ogóle istnieje.
NZ
nie złamiesz mnie
7 listopada 2014, 00:40
Im bardziej będziecie mnie usadzać, uciszać, nakłaniać do tłumienia bólu i buntu, tym bardziej będę się buntować, bo nie mam już nic do stracenia. Nie zgwałcicie mnie i nie zmusicie do zmiany osobowości na waszą komendę. Najwyżej przyspieszycie moje samobójstwo, które i tak już wkrótce.
NZ
nie złamiecie mnie
7 listopada 2014, 00:42
Im bardziej będziecie mnie usadzać, uciszać, nakłaniać do tłumienia bólu i buntu, tym bardziej będę się buntować, bo nie mam już nic do stracenia. Nie zgwałcicie mnie i nie zmusicie do zmiany osobowości na waszą komendę. Najwyżej przyspieszycie moje samobójstwo, które i tak już wkrótce.
K
Krikri
26 października 2014, 23:51
Wielką umiejetnością jest przeżywać swoje granice: starości, choroby, smierci, samotności, opuszczenia... Nie jest to łatwe... Ale przeżywanie ich bez tej żółci, gniewu, buntu jest ogromnym świadectwem, Chrystusowym świadectwem. Kiedy moja ukochana przechodziła przez chorobę raka, ja się załamywałem, ona wierzyła, ona która w oczach miała smierć dawała mi i innym znaki nadziei... Ona żyje, a myśmy umarli bo zgasła w nas nadzieja... life4jezus.blogspot.com
Ż
życzliwa
27 października 2014, 06:17
W takim razie życzę ci raka, opuszczenia, samotnej starości i smierci, żebyś ty też złożył ogromne świadectwo jak wzorowo cierpieć, zamiast popisywać się pustymi frazesami bez pokrycia. Ludzie którzy tak delektują się cudzym cierpieniem, są, niezależnie od swoich deklaracji wiary, psychopatami bez uczuć, tak jak piszący tu księża. Za każdym razem potwierdza się reguła, że im bardziej religijny człowiek, tym mniej w nim zwykłych, naturalnych, ludzkich uczuć. Nie darmo jezuicki papież uznał dobroć za herezję. Zaczynam wierzyć, że mógł on naprawdę być winien torturowania i zabójstw opozycjonistów w Argentynie. 
B
Bond
27 października 2014, 09:48
głupia jesteś!
Ż
życzliwa
28 października 2014, 04:00
A ty jesteś imbecylem do kwadratu albo zdziecinniałym dziadkiem, jeśli jedynym argumentem na jaki cię stać, jest inwektywa rodem z przedszkola. 
B
Bond
30 października 2014, 16:58
powiedziała, co wiedziała
J
Jola
25 października 2014, 10:05
Dziękuję za to świadectwo. Umacniło mnie na duchu w mojej chorobie
2
2695
25 października 2014, 10:04
Zawsze poraża mnie jezuicka bezduszność - zachorowała na raka to niech choruje, poobserwujemy jej reakcje, jej ból, jej zachowania przed śmiercią, ale nie pomodlimy się, bo to nie o nas ani naszych współbraci chodzi. Cóż za potwór bez serca jest waszym bogiem, nie chcę go spotkać po śmierci ani na chwilę.
Ż
życzliwa
25 października 2014, 10:42
Widzę, ze jesteś bardzo poraniona... Jesli masz żal do konkretnych jezuitów, to może załatw to z nimi, a nie potepiaj wszystkich i nie uogólniaj. Albo wylej swoje żółcie przez Panem Bogiem,  On zawsze słucha...
2
2695
25 października 2014, 10:59
Udław się swoją fałszywą życzliwością. Niestety nie jestem poraniona i widzisz chyba że komentuję tekst jezuity, który widnieje powyżej. Nikt też nie prosił cie o komentarz, zwłaszcza głupi.
NE
ntaiim eldeft
25 października 2014, 11:05
W Kosciele dostaniesz tylko zapewnienie że masz jak najwięcej cierpieć, nikt sie za ciebie nie pomodli do uzdrawiającego Chrystusa o którym już dawno zapomnieli, więc jeśli chcesz czegokolwiek w życiu to trzymaj się z dala od osób duchownych i licz tylko na siebie.
Ż
życzliwa
25 października 2014, 11:17
lżej Ci?
2
2695
25 października 2014, 11:25
Po takie dawce trującej życzliwości jest mi jeszcze ciężej, tak jak to chciałaś osiągnąć. Pozostaje wierzyć, że spotka cie to samo - choroba i ludzka jakże katolicka nienawiść, ty żmijo.   A ty podlizałas sie już wystarczająco jezuitom, czy będziesz dalej sie szmacić?
Ż
życzliwa
25 października 2014, 11:41
co za miłe słowa...
2
2695
25 października 2014, 11:46
O to ci chodziło kiedy wylewałaś swoją żółć. 
Ż
życzliwa
25 października 2014, 12:15
dyskusja z tobą jest jak balsam dla duszy... Potrafisz stawiać ludzi na nogi!
2
2695
25 października 2014, 12:29
Niech ksiądz sie wreszcie postawi w sytuacji kogoś cierpiącego zamiast sie litować nad sobą, bo ktoś księdza skrytykował.
Ż
życzliwa
25 października 2014, 20:08
pudło! ale jak uprzejmie, ho, ho, ho....