Duch Święty nie jest "energią"

(fot. shutterstock.com)
Vojtech Kodet

Duch Święty nie jest czymś, lecz kimś: jest to żyjąca Osoba Boska. Jedną z pokus naszej epoki, w której tak wiele mówi się o różnych energiach, jest wyobrażanie sobie Ducha Świętego jako pozytywnej energii, jako ciepła czy innego przyjemnego odczucia albo jako ma­terii pędnej życia chrześcijańskiego.

Duch Święty jed­nak nie jest żadną duchową benzyną ani wyłącznie wiatrem, który od czasu do czasu zadmie w żagle, ani świętym ptakiem. Ewangeliści, opisując chrzest Jezu­sa, stwierdzają jedynie, że Duch Święty zstępował na Chrystusa "jak gołębica" ("niby gołębica" - Łk). Jan Chrzciciel ujrzał najprawdopodobniej coś nieuchwyt­nego, niedającego się opisać.

Duch Święty jest Osobą, z którą powinniśmy żyć w tak ścisłej relacji jak z przyjacielem. I jeśli prosimy o Ducha Świętego, to powinniśmy wiedzieć, że musi­my Go traktować jako osobę, nie możemy Nim mani­pulować. On także nami nie manipuluje, czeka, aż Go zaprosimy, szanuje naszą wolność.

Energii nie można zasmucić. Pismo natomiast mówi, że można zasmucić Ducha Świętego, tak jak można za­smucić przyjaciela - nie dając przestrzeni jego miłości (por. Ef 4, 30).

DEON.PL POLECA

Tworzymy DEON.pl dla Ciebie
Tu możesz nas wesprzeć.

Tematy w artykule

Skomentuj artykuł

Duch Święty nie jest "energią"
Komentarze (5)
BP
Bruno Polkowski
14 maja 2016, 23:11
to co w koncu jest ten wasz bajkowy "duch swiety " ?
Andrzej Ak
18 kwietnia 2016, 22:48
Myślę, iż to jest chyba dla większości wierzących oczywiste, iż Duch, czy sam Bóg Ojciec nie jest  jakąś energią lecz przede wszystkim Osobą. Warto jednak chyba nadmienić, iż przeżycia wielu ludzi, którzy doświadczyli Ducha Świętego są tak naprawdę odczuciami duchowymi i tak czasem głębokimi, iż trudno wyrazić je jakimikolwiek słowami. Co by nie powiedzieć to będzie to o wiele za mało, aby oddać choćby 15% z tych doświadczeń osobistego kontaktu z Bogiem. Samo zrozumienie tych duchowych przeżyć zajmuje człowiekowi jakiś czas, a opisanie ich jest jeszcze trudniejsze. Czasami spotykam ludzi, którzy doświadczyli Boga, lecz boją się o tym mówić. Jednak, gdy się w końcu otworzą nazywają swoje doświadczenia swoimi własnymi słowami, wedle swojego zasobu słownictwa. Wówczas nierzadko odnoszę wrażenie jakbym rozmawiał z kimś, kto mówi o zupełnie innym Bogu, niż Ten którego ja znam. Początkowo budziło to we mnie jakieś zdziwienie lub nawet popychało mnie ku stygmatyzacji określonych osób. Jednak z czasem odnalazłem metodę, która polega na tym, iż w takich sytuacjach modlę się w myślach do Ducha Świętego, aby mnie otworzył na zrozumienie doświadczeń konkretnego drugiego człowieka. Zwykle jest to metoda niezawodna i to czego np. nie mogłem pojąć od godziny staje się dla mnie nagle klarowne i zrozumiałe, jakbym nauczył się obcego języka w minutę. Warto nadmienić, iż czasami ta metoda (a także wiele innych) staje się niestety zawodna. Ma to miejsce  wówczas, gdy jakiś mały mój grzech staje pomiędzy mną, a Bogiem. Czasami zupełnie nieuświadomiony i niezamierzony. Zauważam również to, iż ludzie którzy doświadczyli Ducha Świętego zwykle zderzają się z murem niezrozumienia ze strony innych ludzi, w tym również wierzących, a może przede wszystkim ludzi wierzących. To czasem powoduje, iż rozpoczyna się w nich powolny proces zmierzający do zamykania się na innych ludzi, ale czasami również na doświadczenia od Boga pochodzące. c.d.w odpowiedziach
Andrzej Ak
18 kwietnia 2016, 22:49
c.d. W takich ludziach potrafią rodzić się wątpliwości, które następnie mogą rozróść się do poważnych zwątpień w wierze. Dlatego uważam, iż ludzi którzy doświadczyli Boga trzeba zachęcać do tego, aby o nich mówili, choćby w zamkniętym gronie osób, no i oczywiście wierzących. Nie można dopuszczać, aby zapalony mały płomyczek żywej wiary w sercu człowieka przygasł, trzeba wręcz ten mały ognik rozniecać, aby płonął głęboką miłością do Boga. Jemu pozostawmy resztę. Ludzi w naszych osobistych kontaktach trzeba wręcz zachęcać, aby się otwierali i mówili o swoich doświadczeniach Boga. Osobiście nie znam chyba żadnego człowieka, którego by Bóg kiedyś pominął i nie dotknął jego serca. Takich ludzi nie ma, są jedynie ci co się wciąż zapierają, opierają i wypierają myśli, odczucia i słowa, które od Boga pochodzą. Jezus o takich czasami mówi, iż jeszcze nie dojrzeli, potrzebują jeszcze czasu.
18 kwietnia 2016, 23:01
Z twoich wpisów wyłania się niechęć do ludzi, pewnie tego nie widzisz ale tak jest. Zwyczajnie nie lubisz ludzi, a nie lubisz ich dlatego, bo sam się ze sobą jeszcze nie uporałeś co również widać w twoich wpisach. Myślę, że nie doświadczyłeś w życiu prawdziwej miłości.
Andrzej Ak
20 kwietnia 2016, 00:15
Amelio, może to już czas, aby zmienić te "okulary" na jakieś pogodniejsze? Świat naprawdę ma o wiele piękniejszych barw.