Co to oznacza dla nas dzisiaj? Nie musimy koniecznie podążać drogą tych czterech kroków, wytyczoną przez dawnych mnichów. Ale możemy sobie zapamiętać, że powinniśmy pozwolić wnikać tym słowom do naszego serca, by w ten sposób wywierały one na nas wpływ.
Spotykam wielu pobożnych chrześcijan, którzy podczas lektury Biblii natychmiast przechodzą na płaszczyznę moralną. Czują na sobie presję i po czytaniu stwierdzają: "Właściwie to powinienem być zupełnie inny. Właściwie to chrześcijanin powinien wyłącznie miłować i zrezygnować z własnego ego. Ma tylko słychać Boga i naśladować Go". Ale przecież tego typu tezy wywołują w czytelniku jedynie wyrzuty sumienia. Czuje on, że tego "właściwie" nigdy nie da się zrealizować.
Lectio divina pokazuje nam inną drogę. Słowo Boże przemienia mnie już przez to, że pozwalam mu we mnie wnikać. Przemiana przede wszystkim nie dokonuje się za sprawą woli i szlachetnych przyrzeczeń, które zazwyczaj nie są przecież dotrzymywane. To słowo sprawia, że pozwalam mu zapadać trochę w moje serce, trochę we mnie. Dotyka mnie wtedy to, czym ono jest, czyli radość, miłość, życie, które daje mi Bóg, Jezus Chrystus, który już we mnie mieszka, choć jednak bardzo często nie chcę mieć z Nim nic wspólnego.
Każdy musi znaleźć swój własny sposób medytacji. Jednemu odpowiada, że powtarza sobie słowa w sercu, przez co głębiej mogą przenikać jego duszę. Nie zastanawia się nad słowami, lecz próbuje zasmakować w kryjącej się w nich rzeczywistości i uczynić ją swoją, nadając przez to nowy smak swojemu życiu.
Inny z kolei chciałby rozważać każde słowo. W czasie medytacji nie powinniśmy wyłączać rozumu. Istnieje jednak groźba, że w refleksji oprzemy się wyłącznie na intelekcie. Dla mnie najważniejszymi refleksjami podczas medytacji są pytania: "skoro to prawda, za kogo siebie uważam? Kim teraz jestem? Jak teraz pojmuję swoje życie?". Przy lekturze nieustannie nachodzą nas wątpliwości, czy to wszystko prawda, czy nie jest to zbyt piękne, by mogło być prawdziwe. Podczas medytacji zawsze sobie powtarzam: wątpliwości odkładam na jutro. Teraz robię po prostu to, co należy.
Ufam słowom i jednocześnie eksperymentuję, szukając sposobu, jak mogę z nimi żyć.
Innym rodzajem medytacji, szczególnie stosowanym w przypadku fragmentów narracyjnych, jest wyobrażanie sobie danej sytuacji, wprowadzanie siebie do opowiadania. Tę metodę rozwinął św. Ignacy Loyola. Powinniśmy wszystkimi zmysłami wejść w konkretną scenę, na przykład uzdrowienia. To właśnie ja jestem chorym albo chorą. Słyszę słowa, które Jezus kieruje do mnie. Czuję dotyk Jego dłoni. (Ta metoda pasuje jednak wyłącznie do konkretnych scen, zawodzi przy rozważaniach teologicznych albo medytacji słów Jezusa. W tych przypadkach zaleca się Lectio divina, czyli sposób wypracowany przez mnichów).
Możliwe, że znaleźliście własną drogę, którą podążacie z Pismem świętym. Zaufajcie swojej intuicji. To, co napisałem na temat medytacji, stanowi jedynie bodźce. Idźcie swoją drogą do Boga, ku życiu i miłości.
Skomentuj artykuł