Co współczesnemu, zwłaszcza młodemu człowiekowi może powiedzieć św. Ignacy, postać z odległego XVI wieku? Albo lepiej - co młodemu, zakochanemu w życiu i nowoczesności człowiekowi może powiedzieć łysy, kuśtykający starzec, w zdartych butach i wytartej miejscami sutannie. Nic!...
Albo tyle, co kupka spróchniałych kości opatrzonych napisem: Byłem, czym wy jesteście. Jestem, czym wy będziecie!
Brzmi efektownie - jak większość trafnych epitafiów - ale nie do końca jest prawdziwe. Bo jeśli prawdą jest, że Ignacy był swego czasu młodym, ambitnym, ale i zagubionym w świecie człowiekiem, to już taką oczywistą rzeczą nie jest, że każdy z nas stanie się jak on: pielgrzymem, świętym czy generałem nowego zakonu, który wpłynie w sposób znaczący na losy świata.
Po co więc w ogóle się porównywać?... A można inaczej? Przecież właśnie naśladowanie innych sprawia, że stajemy się ludźmi. Tyle tylko, że nie wszystkie wzorce godne są naśladowania.
Buntownik z wyboru
Rodzina przeznaczyła go do stanu duchownego, ale zbuntował się. Bardziej widziała mu się kariera wojskowa i dworskie życie: pragnął sławy. Z pierwszego - tj. z częściowej przynależności do kleru - skorzystał, gdy ziemia paliła mu się pod nogami i musiał uciekać przed świeckim wymiarem sprawiedliwości.
Drugiemu dał wyraz, gdy w oblężonej przez Francuzów twierdzy Pampeluna chciał walczyć do upadłego i przekonał do tego przełożonych i towarzyszy broni. Poddali się, gdy Íñigo został ciężko ranny. Jednym słowem nie brakowało mu energii i fantazji. Na domiar wszystkiego był też bardzo kochliwy i romantyczny: marzył o kobiecie spoza swoich kręgów społecznych i to w iście średniowiecznym stylu - chciał dla niej podbić świat.
Można powiedzieć, że był dobrym przykładem buntownika z wyboru, który walczy z systemem, nie daje się okiełznać żadnej zewnętrznej strukturze, bo chce realizować własne idealistyczne cele. Taka szesnastowieczna wersja "pięknych dwudziestoletnich" czy też współczesnych "singli", którzy gotowi są oddać życia dla wzniosłych idei, ale jednocześnie bardzo dbają o swój wygląd i gonią za ciągle nowymi doświadczeniami, bez specjalnego oglądania się na konsekwencje.
I to wszystko zmieniło się po wspomnianej scenie w bitwie o Pampelunę - po prostu scenariusz całkiem aktualnej komedii romantycznej: od początku świetnie się ogląda, są efekty specjalne (a nawet tzw. "momenty") i spektakularne zakończenie. Tyle tylko, że to dopiero pierwsza odsłona. Następne są jeszcze ciekawsze.
Gra w Pokémony
Długie miesiące rekonwalescencji w Loyoli i nuda sprawiły, że młody Íñigo wszedł w siebie i zaczął przyglądać się temu, co dzieje się w jego wnętrzu.
I tu musimy zmienić gatunek literacki - z powieści przygodowej musimy się przestawić na dramat psychologiczny, choć dla podtrzymania lekkości stylu przedstawimy go jako grę w Pokémony. Ignacy odkrył bowiem w sobie tajemniczy świat "duchów", które choć niewidzialne, to jednak wpływają znacząco na jego życie.
Powiedzielibyśmy dzisiaj, że odkrył rzeczywistość wirtualną, która nakłada się na tę widzialną (tak jak w grze Pokémon Go robi to dla nas aplikacja na smartfon) i sprawia, że każdy krok i decyzja jest elementem gry czy też walki duchowej. Od tego jakim "duchom" ulega, jakim pozwala w sobie rosnąć i rozwijać się, do takich później dochodzi decyzji i owoców.
Przykładowo odkrył, że myśli o wielkich wyprawach w służbie pani swojego serca są bardzo przyjemne, ale gdy je porzucał, to zostawiały w jego sercu smutek i pustkę. Natomiast myśli o tym, czego mógłby dokonać naśladując św. Franciszka z Asyżu czy św. Dominika, nie tylko dawały mu subtelną radość w trakcie ich trwania (chociaż chodziło o różne umartwienia i czyny heroicznej ascezy), ale pozostawały w nim pocieszenie na długo po tym. Tym sposobem odkrył, że jedne myśli czynią go smutnym, a inne radosnym. Od jakości tego świata wirtualnego - myśli, idei, wyobrażeń, pragnień - zależy stosunek do świata materialnego.
Jak to się ma do popularnej dziś gry Pokémon Go? Porównanie może wydać się blade, zwłaszcza użytkownikom tej gry. Chyba, że zobrazujemy to przykładem z intymnego świata naszego świętego. Otóż, św. Ignacy po nawróceniu zaczął miewać wizje, tj. widział rzeczywistości duchowe niedostępne innym w około. Szczególnie jedna może przypominać współczesnego Pokémona.
Opisał ją plastycznie w swoje "Autobiografii": zdarzyło mu się wiele razy widzieć za dnia w powietrzu tuż obok siebie pewne zjawisko, które dawało mu wiele pociechy, było bowiem nadzwyczaj piękne. Nie rozpoznawał dobrze, co to jest, ale w pewien sposób wydawało mu się, że ma kształt węża z wielka ilością punktów błyszczących jakby oczy, chociaż nie były to oczy, Widok tej rzeczy sprawiał mu wiele przyjemności i pociechy.
Im więcej razy ją widział, tym bardziej wzrastała jego pociecha, a kiedy znów ta rzecz znikała, doznawał z tego powodu przykrości (nr 19). Wizja ta przydarza mi się wiele razy, ale po głębokim rozeznaniu uznał, że jest to subtelna forma pokusy, która odciąga go od rzeczy Bożych i zamyka w szukaniu tylko własnej przyjemności. Dlatego na znak niezgody przeganiał tego węża swoim pielgrzymim kosturem (wypisz wymaluj niczym współczesny użytkownik Pokemon Go, gdy próbuje łapać smartfonem jakiegoś potworka pod sufitem np. autobusu).
Święty z odzysku
Íñigo z Loyoli nie został nową wersją św. Franciszka czy św. Dominika - stał się oryginalnym św. Ignacym, mistykiem i założycielem nowego zakonu. Z tej pierwszej zapoczątkowanej w Loyoli "gry w Pokémony" zrodziła się jedyna w swoim rodzaju gra w rozeznanie duchowe, której materialną aplikacją są Ćwiczenia duchowne.
Ignacy sam je przeżył, a później przeprowadził przez nie wszystkich swoich towarzyszy, a ci dalej kolejne pokolenia. Ćwiczenia duchowne są do dziś potężnym narzędziem przemiany, która jednak przynosi owoce przeciwne od gry w Pokemon Go: zamiast alienować od innych - wprowadza w głębsze relacje z nimi; zamiast dawać tylko chwilową przyjemność - uczy radości nieprzemijającej, ewangelicznej; zamiast uzależniać - uwalnia do czynienia dobra. To doskonałe narzędzie do tego, by zacząć dostrzegać to, co niewidzialne, bo przecież to, co "najważniejsze jest niewidoczne dla oczu" (Antoine de Saint-Exupéry, Mały Książę).
Św. Ignacy jest świętym z odzysku, bo swoją przygodę z Bogiem zaczął w wieku, w którym wielu świętych już ją zakończyło: w okolicach trzydziestki. Tym samym jest dobrym patronem dla współczesnych, którzy coraz bardziej wydłużają swoją młodość. Jego Ćwiczenia duchowne mogą też być ciekawą odpowiedzią na retoryczne pytanie papieża Franciszka, które kilkukrotnie skierował do młodzieży na Błoniach krakowskich w miniony czwartek: czy coś można zmienić? Wszystko można zmienić, ale warto zacząć od siebie.
Skomentuj artykuł